Komentarze
Free! Eternal Summer
- Re: Nowy sezon : ukloim : 7.05.2018 22:20:39
- Re: Nowy sezon : Koogie : 7.05.2018 19:40:37
- Re: Nowy sezon : vaka : 7.05.2018 18:47:38
- Re: Nowy sezon : moshi_moshi : 6.05.2018 12:45:46
- Re: Nowy sezon : Slova : 6.05.2018 10:23:32
- Re: Nowy sezon : Koogie : 6.05.2018 10:12:47
- Re: Nowy sezon : tamakara : 6.05.2018 09:00:36
- Re: Nowy sezon : tamakara : 6.05.2018 07:59:36
- Re: Nowy sezon : Koogie : 5.05.2018 17:10:11
- Re: Nowy sezon : tamakara : 5.05.2018 12:57:03
Nowy sezon
Tak dużo uczuciów
Free! od pierwszego odcinka pierwszego sezonu, nawet od zapowiedzi było dla mnie czymś specjalnym i magicznym, od razu to wiedziałam. KyoAni po prostu wiedziało, co robi. Uwielbiam takie serie, w których widać, że twórcy dokładnie wiedzą, co robią, co chcą osiągnąć i gdzie przemyślana jest prawie każda scena. Oczywiście, jestem fanką yaoi, nie jakąś ortodoksyjną, ale wystarczająco obeznaną, by dostrzec wszystko, co trzeba. Uwielbiam to anime właśnie za to, że nie będąc yaoi ani nawet shounen‑ai w żaden sposób, tak idealnie trafia w gusty fanek tego gatunku. A przy tym innych osób, nieprzepadających za tym (jeśli tylko pozbędą się uprzedzeń) – chociaż nie ukrywajmy, jednak głównie żeńskich odbiorców. To anime dostarcza tyle radości, jeśli patrzeć na nie z przymrużeniem oka! Nawet nie wiem od czego zacząć.
Kiedyś doszłyśmy z koleżanką do wniosku, że to anime (jak ogry i cebula) ma warstwy. Pierwsza jest taka, że mamy te oczywiste podteksty yaoi („Będziesz pływał dla mnie!”), druga to oczywiście mokre bisze, te wszystkie muskuły, sama obecność Gou – ona jest uwielbiana przeze mnie nie mniej niż męska część obsady – fanki umięśnionych facetów. A trzecia jest już mniej oczywista, bo to jest mnóstwo drobnych rzeczy, znaków, sygnałów, które zauważy ktoś bardziej wyczulony, obeznany z tematem albo po prostu spostrzegawczy. Głównie z podtekstami w stronę shounen‑ai, ale nie tylko. Na zasadzie że Haru rumieni się, kiedy pije wodę (bo przecież ją kocha). Albo kiedy Rei i Nagisa pojawiają się po chwili nieobecności, a kiedy pada pytanie, gdzie byli, cośtam odpowiadają, ale rzucają sobie takie szybkie ukradkowe spojrzenie. Albo przypisanie do panów różnych zwierzątek – to zauważył każdy, ale oni się tych motywów bardzo potem trzymają, mają przedmioty z nimi w swoim otoczeniu. Rin ma na czepku napis „shark”! Postarano się też przy projektowaniu sypialni każdego bohatera, od razu widać która jest czyja. Trudno mi teraz powyszczególniać więcej, ale było tego naprawdę mnóstwo. Wystarczy przejrzeć internety. Niektóre fanki uznały, że po prostu shippować bohaterów, kiedy całość podana jest w taki sposób (trochę jakby twórcy sami ich shippowali, prawda?) to za proste i nudy, więc skupiły się na odnajdywaniu takich właśnie szczególików. Ja też to uwielbiam, dlatego bardzo bardzo się raduje moje serduszko, kiedy widzę anime, w którym twórcy przygotowali coś takiego. Przecież o wiele łatwiej byłoby po prostu zapodać sceny „przypadkowego” wpadania na siebie i lądowania w dwuznacznej pozycji, prawda?
Już nie wspomnę o endingu tego sezonu. Splash Free! z pierwszej serii na zawsze pozostanie w moim sercu, jest boską piosenką i grafika była w nim cudna, ah te pustynne klimaty (o, przypomniał mi się jeden ze smaczków! Pewnie wiele osób w końcu dowiedziało się o/zauważyło że właśnie w tym endingu chłopcy tańczą w klubie BDSM, ale kto dostrzegł szkielet delfina na pustyni?). Pod względem graficznym jednak ending drugiego sezonu bije na głowę pierwszy. Ten, kto to wymyślał musiał mieć przednią zabawę, naprawdę. Haru jako syrenka (tryton?) jest bezbłędny, chociaż mnie i tak najbardziej spodobał się Rin jako policjant. Działa na wyobraźnię, i to bardzo. Jasne, ja wiem że od tego, jak dobrze oni to zrobią pod kątem „hype'u” piszczących fanek, zależy ile pieniążków potem dostaną i to leży w ich interesie, żeby jak najbardziej się spodobało. Ale to jest po prostu dobre, przemyślane a nie robione po łebkach i schematach.
Jest też aspekt najważniejszy w tej serii. Dorastanie, dojrzewanie, wybór własnej ścieżki. Pięknie i zgrabnie opowiedziane. Dobrze przepleciono te radosne, kfikogenne momenty z poważniejszymi. Naprawdę doskonale odwzorowano emocje bohaterów, w tych poważnych chwilach atmosferę można było kroić nożem. No i co bardzo ważne, bohaterowie do końca trzymają się swoich charakterów i pozostają sobą. Nie ma żadnych dziwnych akcji w celu dodania dramatyzmu – to znaczy ten dramatyzm jest, ale wszystko w trzyma się kupy i nikt nie wychodzi z roli, że tak się wyrażę. Podoba mi się, jakie ścieżki kariery wybrali nasi pływacy i w jaki sposób do tego doszli. Wydaje mi się, że bardzo fajnie to wyszło, bez zbyt dużej ilości cukru. Realistycznie całkiem. I jak koniec końców dojrzale potrafili podejść do rozstania. Podobnie jak to, że naprawdę zdrowo i wręcz niejapońsko, przedstawiona została rywalizacja. Rozumiem też teraz, dlaczego powstał drugi sezon i dlaczego nie będzie trzeciego. Zakończono w naprawdę ładnym momencie. Chociaż nie powiem, dodatkowym, niedługim odcinkiem „10 lat później” bym nie pogardziła. Acz właśnie zobaczyłam, że wyszła jakaś kinówka dopiero co w grudniu, tyle że po plakatach sądząc, raczej dzieje się to 10 lat wcześniej… Będzie trzeba podejrzeć. Wracając jednak do meritum. Fabuła bez żenady i podciągania zasługuje na całkiem wysoką ocenę, bo wybroniła się doskonale i ominęła wiele pułapek, a trochę ich było. Dramatyzm kiedy był, był zupełnie uzasadniony (a nie tani i łzawy, czego nie znoszę!) – ładnie do podsumowała Ama‑sensei w rozmowie z dyrekcją. Nastolatkowie miewają różne dziwne nastroje i zachowania, więc lepiej pozostawić ich samych sobie i tylko obserwować, co z tego wyniknie – chyba że zrobi się naprawdę źle. A decydowanie o swojej przyszłości w tak młodym wieku prawie zawsze jest problematyczne, często też stresujące i bolesne. Dlatego nie uważam zachowania Haru czy jego przyjaciół w reakcji na to za przesadzone. Z drugiej strony – żarty, sytuacje komiczne też stały na wysokim poziomie. Ogólnie żadnemu elementowi fabuły nie potrafię nic zarzucić.
A bohaterowie są cudowni i już, bo ja tak mówię. Uwielbiam właściwie wszystkich. Najbardziej Rina po tym, jak ogarnął już swoją dramę i wyzwolona została cała jego puchatość! No, może Nitoriego i Sousuke troszkę mniej. Ale dla mnie oni wszyscy są tacy żywi, realni i bliscy, naprawdę się przejmowałam i wczuwałam w ich losy. Uwielbiam też to, że oprócz sugestii pairingów męsko‑męskich, są też podteksty odnośnie pairingów hetero. I żałuję, że w tym sezonie tak mało tego było odnośnie Amy i trenera. Zaś Gou, mimo pojawienie się młodszego, nadal shippuję tylko z Mikoshibą seniorem! Szkoda, że w żadnym wypadku nic nie jest powiedziane wprost.
Słowem podsumowania… I ta, i poprzednia seria dostają ode mnie dyszkę, w pełni zasłużoną. Są inne, różne, ale dla mnie stanowią nierozerwalną całość, bo świetnie się uzupełniają. Free! ma boskich bohaterów, będący miodem dla oczu fanserwis, mnóstwo smaczków powodujących czystą radość oglądania, a – chociaż nie wspomniałam o tym bo to się rozumie samo przez się – grafika jest naprawdę przepiękna. KyoAni pokazało tutaj klasę samą w sobie, bo naprawdę rzadko kiedy tak doskonale, bez żadnych zgrzytów, bawię się przy anime.
ahhh ten pisk publiki ahhh moje serce.
6/10
Damn you, KyoAni!
Tutaj wszystko jest lepsze. Od fabuły, która jest jakaś płynniejsza i logiczniejsza, przez dramy, które są jakieś bardziej życiowe i autentycznie chwytają za serce, aż po bohaterów, którzy wydają się dużo sympatyczniejsi. Nawet tego sportu jest tu więcej niż w poprzednim sezonie. Przyznaję, że moim niekwestionowanym ulubieńcem jest Makoto, ale udało mi się polubić nawet Reia, który wcześniej irytował mnie absurdalnością swojej postaci. Nie przypuszczałam, że tak się zżyję z tymi bohaterami i że tak żal będzie mi się z nimi rozstawać. I pomyśleć, że zaczynałam dusząc się ze śmiechu przy odjazdowej scenie prezentacji klubów, a skończyłam z krwawiącym sercem (zwłaszcza, że tematyka rozstań z przyjaciółmi jest mi w tym momencie bardzo bliska).
Niech cię, KyoAni, to nie tak miało być!
WOW!
Cóż, niby niewiele się zmieniło, nadal mamy grupkę biszów w wodzie, ale tak jakoś drugi sezon wypada w odbiorze o wiele przyjemniej. Nie było aż tyle dramatów (chociaż oczywiście nie dało się bez nich obejść), więcej skupiono się na pływaniu zamiast na niepotrzebnych wydarzeniach, poskładano do kupy jako taką fabułę. Wszystko to sprawiło, że uważam drugi sezon za lepszy.
Na plus zaliczam zmianę w charakterze Rina, wspominaną już tu wielokrotnie :) Nowi bohaterowie, konkretnie Momo i Sousuke byli w porządku, aczkolwiek o wiele milej oglądało się błaznującego otouto, Straszna Kontuzja Bisza już mi się przejadła. Klub Iwatobi został po staremu, ale nawet Haruka był trochę (tylko troszkę) bardziej znośny! Nawet pokazał się z nieco innej strony! O.O
Podteksty mi nie przeszkadzały i nie doszukiwałam się tu yaoi, więc odbiór był jak najbardziej neutralny.
Innymi słowy, polecam fankom yaoi, biszów i osobom szukającym niewymagającej serii, a także tym, którzy gotowi są dać kredyt zaufania, jeśli zawiedli się na pierwszej serii. Warto zobaczyć poprawę :)
Podsumowanie
Wynudziłam się trochę na tej serii i naśmiałam w paru miejscach, które w zamyśle twórców chyba nie miały być śmieszne, a bohaterowie nie zawładnęli moją wyobraźnią, ale mimo wszystko – nie żałuję. To przyjemna, ciepła i lekka seria, której oglądanie nie boli, o ile oczywiście ktoś nie jest uczulony na prawie dorosłych chłopów zachowujących się miejscami jak dwunastoletnie panienki oraz na wszechobecne podteksty homo.
Ten sezon ma w sobie znacznie więcej z obyczajówki niż pierwsza seria, nastawiona przede wszystkim na humor czy fanserwis. Oczywiście, w dwójce te elementy również występują, ale w nieco stonowanym wydaniu, nie przesłaniając głównego, poważniejszego wątku: opowieści o dorastaniu i wzajemnych relacjach kilku chłopców.
Z Free! ES jako obyczajówką mam generalnie ten problem, że porządna obyczajówka powinna być nastawiona na realizm, a we Free! realizm bywa wybiórczy. Wiarygodnie wypadają sportowe osiągnięcia bohaterów, wątek kończenia szkoły, część zachowań i relacji, ale sportowców‑licealistów zachowujących się jak milutkie dziewczynki trudno nie traktować z przymrużeniem oka. Nie, żeby mi to przeszkadzało, bo chłopcy w większości byli uroczy, ale momentami czułam się, jakbym jakąś odmianę fantastyki oglądała: „za górami, za lasami, w alternatywnej Japonii…”.
W porównaniu z pierwszą serią zabrakło mi scen zawodów. Te nieliczne ujęcia pływackich pojedynków, które się pojawiły, były naprawdę świetne, dynamiczne, więc tym bardziej żałuję, że wątek sportowej rywalizacji został we Free! ES potraktowany po macoszemu (ot, paradoks, biorąc pod uwagę, że cała seria teoretycznie kręci się wokół pływania).
Co mi się na pewno podobało, to zmiana w zachowaniu Rina. Jak wspomniałam w swoim poprzednim komentarzu, w pierwszym sezonie wangst Rina był prawie nie do zniesienia, natomiast we Free! ES dostajemy już fajnego, ogarniętego życiowo chłopaka; co więcej, zmiana wynika z finału poprzedniej serii i wypada wiarygodnie. W tym sezonie przyszła kolej na zmianę Haru – szczerze mówiąc, nie spodziewałam się aż takiego kliknij: ukryte happy endu, jeśli chodzi o tę postać – naprawdę mam wrażenie, że w ostatnim odcinku ktoś podmienił starego Haru na inny egzemplarz wyciągnięty skądś z szafy – ale nie narzekam, bo wolę normalnego, potrafiącego się uśmiechnąć chłopaka od osoby z zaburzeniami, coraz bardziej zamykającej się we własnym świecie.
Inni bohaterowie wyjątkowo na plus, poza Haru (przez cały środek serii) nikt porządnie mnie nie wkurzał, a to naprawdę rzadkość. Spodobały mi się zwłaszcza postacie drugiego planu, jak Ai czy Momotarou – wprowadzały trochę lekkości w poważne dHramaty postaci pierwszoplanowych.
Shounen‑ai jest mi idealnie obojętne, ale chylę czoła przed serią, która, ani razu nie wykładając kawy na ławę, podsuwa widzom porządny materiał do kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu pairingów (bo tam właściwie każdego z każdym da radę; wystarczy, że znaleźli się razem w jednej scenie) i pozwala w nich przebierać wedle gustu. A widzom takim jak ja, nie potrzebującym romansów do szczęścia, pozwala wierzyć, że to, na co patrzą, to po prostu prawdziwa przyjaźń na całe życie.
12 odc
O tak, to było piękne, normalnie oczami wyobraźni widziałam Rina mówiącego, że jest gejem. xD
No i oczywiście kliknij: ukryte obowiązkowe spanko w jednym łóżku. To było tak OCZYWISTE, że od pierwszej sekundy, w której pojawił się kliknij: ukryte hotel wiedziałam, że to się stanie. To taki typowy chwyt, wykorzystywany chyba z milion razy, ale zawsze dobry. :3 kliknij: ukryte JA WIEM CO TAM SIĘ DZIAŁO W NOCY!!! XD
Przepraszam tych, którzy starają się patrzeć na „Free!” jak na zwykłe anime i ignorować te wszystkie podteksty, ale to jest po prostu za bardzo yaoiowe, żebym ja mogła to robić.
Odcinek dwunasty
Rin tak bardzo wyrobił się od czasów pierwszej serii. <3 Rok temu męczył bułę i wangstował do niemożliwości, teraz jest świetnym, niegłupim, ogarniętym życiowo facetem. Urzekły mnie jego ciepłe relacje z przybraną rodziną, wspomnienia z pobytu w Australii (teraz dopiero widać, że naprawdę musiało mu być ciężko), no i oczywiście prawdziwa przyjaźń* łącząca go z Haru.
*A twórcy nie rezygnują z subtelnych podtekstów ani przez sekundę, vide: kliknij: ukryte scena, w której Rin jest wypytywany o dziewczynę.
I jeszcze: Rin gada dobrze po angielsku! Prawie nie kaleczy języka! LOVE. Mam fetysz dwujęzyczności, więc postać natychmiast dostała u mnie plus dziesięć punktów do ogólnego wrażenia, a Mamoru Miyano, którego uwielbiałam już wcześniej, normalnie urósł do rangi boga. ;)
W ogóle we Free! postarano się bardziej niż w wielu innych seriach i od dialogów po angielsku nie więdną uszy, nawet jeśli od razu słychać, że głosy podkłada wciąż dwoje tych samych Japończyków. Jestem w tak ciężkim szoku, że natychmiast podniosłam ocenę całości o oczko wyżej.
Świetny był też normalny Haru, który potrafił powiedzieć więcej niż dwa słowa naraz. Kiedy kliknij: ukryte mu się polepszyło, autentycznie odetchnęłam z ulgą, zrobiło mi się cieplej na sercu. A że chłopak musiał mieć wcześniej naprawdę ciężkiego doła, to było widać nawet nie w tamtych poprzednich odcinkach, ale kiedy w tym najnowszym okazało się, że nie wziął ze sobą do Australii żadnych kąpielówek. Po rewelacjach od Makoto poziom chęci do życia musiał mu spaść prawie do zera, znaczy się.
Aha, wpakowanie Haru i Rina do jednego łóżka, choć fabularnie strasznie naciągane – jeszcze ta chamska recepcjonistka! – było uroczym pomysłem, pozwoliło pchnąć „zdrowienie” Haru na właściwe tory.
Serio, nie przypuszczałam, że ta seria, którą od początku traktowałam jak niezobowiązujący, głupiutki odmóżdżacz, zdoła wykrzesać ze mnie tyle dobrych uczuć.
już za chwileczkę
zapowiedz 12 ep
ps. sorry za brak znakow i spacji, ale mam rozwalona klawiature i shift i alt mi ciezko chodza, a nie mam czasu, zeby poprawiac, bo rodzice kaza spac.
A poza tym Future Fish jest najokrutniejszym endingiem w historii T_T
troll level: master :P
9 odcinek
przydałby się jakiś gif z reakcją.
Naprawdę doskonały odcinek.
Tak tak tak!
Świetnie! druga seria!
Druga seria jest równie głupia, zabawna i sympatyczna co pierwsza, może nawet bardziej, i mnie to zupełnie odpowiada. Nie jestem tylko do końca przekonany do strony graficznej. Mierzi mnie drobny szczegół w postaci sposobu rysowania dolnej wargi bohaterów, która pod pewnym kątem robi się dziwnie gruba, co sprawia, że twarze postaci zaczynają wyglądać odpychająco – nie przypominam sobie podobnego efektu w zeszłorocznej serii.
Kwaśne teksty oscylujące na granicy dwuznaczności – check
Ogólny fanserwis – check
Czas antenowy dla każdego szipu – check
A nowy bohater nawet nie musiał się rozbierać, żeby wywołać u mnie krwotok z nosa haha czyżby na starość zmieniał mi się „typ”?
Pomijając fangerlowe kwiki i tupanie, wyczuwam dążenie autorów do ubrania tego sezonu w szatki prawdziwych okruchów życia i uczynienia rozterek bohaterów bardziej realnymi i przyziemnymi. Mam nadzieję, że ograniczą to do minimum, ta seria ma sens tylko przez pryzmat „zacieszu”.