Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

2/10
postaci: 1/10 grafika: 4/10
fabuła: 1/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

2/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 2,00

Ocena czytelników

3/10
Głosów: 16
Średnia: 3,44
σ=1,94

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Ai Tenchi Muyou!

zrzutka

Ponowna próba wskrzeszenia legendy. Seria, po której nikt nie spodziewał się wiele, a od której dostaliśmy jeszcze mniej.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Narodzinom nowego dziecka studia AIC, zatytułowanego Ai Tenchi Muyou!, przyświecał podwójny cel. Po pierwsze, seria ta miała stać się reklamówką miasta Takahashi (południowe Honsiu, prefektura Okayama), mającą przyciągnąć doń turystów. Po drugie: miała ona uczcić 20. rocznicę powstania znaku towarowego Tenchi Muyou!. Nie zdziwiłbym się, gdyby większość czytelników po raz pierwszy o istnieniu Tenchi Muyou! dowiedziała się z tego tekstu, bowiem od czasów, gdy ten cykl był popularny, wiele wody upłynęło w Wiśle. Szczyt jego popularności w Japonii przypadał bowiem na początek lat dziewięćdziesiątych, a drugą młodość seria przeżyła nieco później, podbijając serca rodzącego się podówczas amerykańskiego i zachodnioeuropejskiego fandomu anime. Jej popularność była tak duża, że przez jakiś czas nazywana była wręcz „Ambasadorem anime na Zachodzie”, a magazyn „Wizard's Anime ” umieścił ją na liście 50 najlepszych anime wydanych w Ameryce Północnej. Niestety na długo wcześniej, nim to się stało, w samej serii coś zaczęło się psuć.

Najpierw więc Tenchi Muyou! bardzo długo nie było w stanie dojść samo ze sobą do ładu i zdecydować, w jakim kierunku chce podążyć, czego rezultatem była seria niezbyt ze sobą spójnych filmów kinowych. Po nich nadeszła seria telewizyjna Tenchi Muyou! GXP, która niemal nie nadawała się do oglądania. Wydana kilka lat później trzecia OAV z tego uniwersum była na dużo lepszym poziomie, choć daleko było jej do polotu oryginału. Co gorsza, wpadła ona w typową pułapkę zbyt długich anime i zamiast skupić się na rozwiązywaniu zasygnalizowanych przez twórców wątków, koncentrowała się na zasypywaniu bohaterów kolejnymi kosmicznymi piratami, potworami, szalonymi wynalazcami i światami do ocalenia. Wyprodukowany w 2009 roku Isekai no Seikishi Monogatari wydawał się przełamywać wreszcie tę złą passę. Niestety, gdy w roku 2014 studio AIC postanowiło wydać serię Ai Tenchi Muyo!, złudzenie to prysło, ustępując wrażeniu, że wytwórnia nie ma najmniejszego pomysłu, co ze swym dzieckiem zrobić, ani też owego dziecka nie rozumie.

W teorii rozumieć nie bardzo jest co. Oryginalne Tenchi Muyo! było bowiem „tylko” udaną komedią. Fabuła współcześnie nie wydaje się zachęcająca, opowiada bowiem o losach tytułowego Tenchiego, zwykłego japońskiego ucznia, który podczas wakacji, chcąc sprawdzić miejscową legendę, uwalnia zapieczętowaną w pewnej świątyni „demonicę”. Ta okazuje się w rzeczywistości groźną kosmiczną piratką, co ściąga na głowę bohatera całą masę dziwacznych indywiduów. W efekcie Tenchi przeżywa cały szereg niezwykłych przygód: poczynając od przypadkowego wysadzenia swojej szkoły, na orbitalnym bombardowaniu rodzinnego miasteczka kończąc. Tym, co odróżniało serię od tłumu następców, był bardzo mocny scenariusz, dzięki któremu można ją było porównywać do zachodnich aktorskich komedii z tego samego okresu, pokroju Akademii Policyjnej czy Ghost Busters.

W Ai Tenchi Muyou! od tych czasów dużo się zmieniło, Tenchi wydoroślał i skończył studia, choć nadal mieszka z bandą ekscentrycznych przybyszek z kosmosu. Los sprawia, że został nauczycielem i rozpoczyna właśnie praktyki zawodowe w pobliskim liceum dla dziewcząt. Liceum już na pierwszy rzut oka jest dziwne, o czym przekonujemy się w pierwszych sekundach seansu, gdy jedna z uczennic ląduje bohaterowi tyłkiem pośrodku twarzy. Potem leci już z górki: Tenchi, wraz z inną przedstawicielką ciała pedagogicznego, zbzikowaną na punkcie sado­‑maso Ukan Kuriharą, zostaje uwikłany w konflikt pomiędzy samorządem szkolnym a klubem naukowym. Tak duża liczba młodych panien kręcących się wokół bohatera nie przypada też do gustu jego babińcowi, który postanawia chronić cnotę swego wybranka. I wszystko byłoby zapewne dobrze, gdyby nie kolejny zakrojony na szeroką skalę eksperyment Washu.

Fabuła została rozbita na pięćdziesiąt odcinków o długości czterech minut. To może się wydawać mało, jednak należy zauważyć, że istnieje całkiem spora liczba adaptacji czteropanelówek, które ogląda się nieźle, tak więc widz ma pełne prawo oczekiwać znośnego kawałka animacji. Tym bardziej że po złożeniu całego czasu antenowego otrzymujemy trochę ponad osiem pełnowymiarowych odcinków. Niestety to, co otrzymujemy, jest bardzo kiepskiej jakości.

Podstawowym problemem Ai Tenchi Muyou! jest brak poczucia humoru. Owszem, seria już od pierwszych minut dosłownie zalewa nas oceanem żartów, ale niestety ani ich jakość, ani świeżość, ani sposób zaprezentowania, nie sprawiają, że widz zaczyna się śmiać. Przeciwnie, osiągnięty zostaje efekt dokładnie odwrotny: seans szybko męczy, a potok małpich wygłupów wylewających się z ekranu sprawia, że widowisko jest co najmniej nużące.

Drugim, równie poważnym problemem, który ta odsłona Tenchi Muyou! dziedziczy po swych przodkach z lat dziewięćdziesiątych, jest klasyczny problem kontynuacji. Polega to na tym, że twórcy wprowadzają na scenę masę postaci, układają między nimi szachownicę intryg, a następnie odkrywają, że jedyne, co teraz mogą zrobić, to… zakończyć serię. I to taką, która (nieszczęśliwie dla widza) odniosła sukces i zarabia! By do tego nie dopuścić, wprowadzają więc kolejne panienki, kosmicznych najeźdźców i inne problemy, wymagające doraźnego rozwiązania, jednak nie posuwające fabuły ani trochę do przodu. Ai Tenchi Muyou! niestety w żaden sposób nie wyłamuje się z tej niechlubnej tradycji. Przeciwnie, od pierwszego odcinka czuć, że jego fabuła nie popchnie głównej opowieści do przodu ani o milimetr i tak w zasadzie będzie o niczym. Niestety w trakcie oglądania przeczucie to okazuje się faktem.

Ogólnie rzecz biorąc, jedyną rzeczą, jaka odróżnia sposób prowadzenia fabuły od typowych „odcinków­‑zapełniaczy” z dłuższych serii, jest jej głupota. Dostajemy kupę scen bezsensownych, trafień tyłkiem w twarz oraz gagów, które miały być śmieszne, ale wyszły żałośnie, uzupełnionych o wydarzenia, które do niczego nie prowadzą: ani nie posuwają fabuły do przodu, ani nie pozwalają lepiej poznać postaci, ani nie rozbudowują relacji między nimi, ani też nie przedstawiają nam lokalizacji, jaką jest dziwna i tajemnicza szkoła. Ta, nawiasem mówiąc, jest miejscem arcyźle przedstawionym. Z jednej strony jest to bowiem placówka niezwykła i rządząca się własnymi prawami. Z drugiej: twórcy potraktowali ją po macoszemu, jakby zupełnie machnęli na nią ręką. Zresztą postacie też podchodzą do niej rutynowo, zupełnie nie dziwiąc się szalejącym w jej wnętrzu robotom i innym niewyjaśnionym zjawiskom. I nikt nie wie, dlaczego (oprócz oczywiście tego, że autorzy zawalili scenariusz).

Kolejnym nieudanym elementem tej serii są postacie. Spotykamy tu się zarówno ze starymi znajomymi, jak i z nowymi bohaterkami, co owocuje potwornie rozbudowanym stadem. Sympatyczna jest chyba tylko Sasami, której trochę się podrosło. Sasami, czyli małoletnia siostra jednej z towarzyszących Tenchiemu kosmitek, jest, nawiasem mówiąc, postacią, do której twórcy zawsze mieli szczęście, a w efekcie także i tym razem nie traci ona w oczach widza. Niestety nie da się tego powiedzieć o nowych bohaterkach. Przewodnicząca komitetu szkolnego Momo Kawanagare ma charakter płaski jak kartka papieru, na której ją narysowano. Dodatkowo twórcy starali się, by była postacią słodką i sympatyczną, przez co widz od pierwszych sekund życzy jej, by sczezła. O jej koleżankach: Hachiko, Hanie Saryuu i Touri Fueyamie, nie da się powiedzieć nawet tyle dobrego. Jedyną zaletą charakteru Yuki Fuki, przewodniczącej klubu naukowego, jest to, że nie lubi się ona z samorządem, więc przez kilka minut można mieć nadzieję, że skrzywdzi Momo. Chociaż jest to raczej płonna nadzieja, sprawia ona, że widz czuje do tej bohaterki sympatię, bowiem (jak wiadomo) nic tak nie jednoczy, jak wspólni wrogowie. Rui Aoi i Beni Kinojou są natomiast niemal tak samo płaskie, jak członkinie samorządu.

Warto zauważyć, że imiona i wygląd postaci nawiązują nieco do starej japońskiej baśni o Momotarou. Tak więc Momo imieniem nawiązuje do tego bohatera, Hachiko, Touri i Hana natomiast są odpowiednikami towarzyszących mu zwierząt: psa, bażanta i małpy. Także Beni, jedna z jej przeciwniczek, nawiązuje do tej baśni i wzorowana jest na oni (buddyjskim diable), z którym ów bohater walczył. Anime nie zrobi się od tej wiedzy lepsze, więc na tym koniec ciekawostek.

Ze starszych postaci oprócz Sasami z honorem udaje się wyjść jedynie Washu, głównie dlatego, że prawie się nam na oczy nie pokazuje. Ryouko zachowuje się tak, jakby zamieniła się na mózgi z Mihoshi. Mihoshi natomiast, która łączyła cechy stereotypowej blondynki ze stereotypowym policjantem, w tym towarzystwie kretynów przestała się wyróżniać, mimo że zgłupiała minimum dwukrotnie. Podobny los nie oszczędził zresztą również Aeki. Co więcej, nowy projekt postaci sprawił, że ta ostatnia wygląda, jakby jadła stanowczo za dużo czekoladek. Sam Tenchi natomiast z w miarę rozsądnego i rozgarniętego młodzieńca, zapowiadającego się na silny charakter, zmienił się w żałosnego patałacha, przy którym Shinji z Evangeliona wydać się może zdecydowaną, charyzmatyczną osobowością.

Jak już pisałem, Ukan Kurihara, zboczona nauczycielka obnosząca się ze swoim sadomasochizmem, jest na tym tle postacią niemal udaną. Piszę „niemal”, gdyż w normalnym anime byłaby tylko mało śmieszną bohaterką epizodyczną, zaś wśród tych patałachów błyszczy jak diament.

Przejdźmy do przyjemniejszych rzeczy, czyli oprawy technicznej. Jest to chyba jedyna rzecz, która trzyma poziom oryginału. Czyli wygląda niedzisiejszo. Niestety nie zachwyca ani jakością animacji, ani też szczegółowością obrazu, ani dbałością o detal i smaczki, ani kompozycją, ani w ogóle niczym. Owszem, nowy Tenchi Muyou! nie wygląda źle, jednak jak na dzieło dużego i doświadczonego studia nie wygląda też dobrze. Przeciwnie, jedynym określeniem, jakie przychodzi mi do głowy, jest „poniżej średniej”. W szczególności przyczepić się można do projektów postaci. Nowi bohaterowie wyglądają dość normalnie, jak skrajnie typowe postacie z anime. Odświeżenie projektów starszych natomiast nie wyszło korzystnie. Większość bohaterek trudno poznać, a gdy już je zidentyfikowałem, okazało się, że wyglądają one gorzej niż dwadzieścia lat temu i to mimo ciągłego postępu technologicznego w tworzeniu i wyświetlaniu obrazu (zestarzały się, czy jaki czort?). Ogólnie rzecz biorąc, oprawa graficzna nie olśniewa. Nie ma tu niczego, czego nie widzielibyśmy w innych seriach, zwykle zresztą zrealizowanego kilka razy lepiej.

Owszem, muzyka jest nie najgorsza, choć ponownie nie jest to żadnego rodzaju cud. Niemniej, biorąc pod uwagę ogólną jakość tego anime, stanowi ona najmocniejszą stronę serii. Ponownie nie znaczy to, że jest dobra, a zwyczajnie, że na bezrybiu i rak ryba… Nie można tego natomiast powiedzieć o głosach postaci. Owszem, kwestie nowych bohaterek jeszcze ujdą w tłoku, choć zwyczajnie nie mają one nic do powiedzenia. Jeśli zaś chodzi o stare znajome, to w ich rolach obsadzone zostały oryginalne odtwórczynie. Niestety słychać, że panie te mają po pięćdziesiąt lat, a starają się odgrywać kobiety najdalej dwudziestoletnie. Zgrzyta to jak piasek między zębami.

Podczas seansu tego anime przypomniała mi się taka stara seria, zatytułowana Abenobashi Mahou Shoutengai. Anime to także wykorzystuje motyw podróży między światami, który pojawia się również w Ai Tenchi Muyou! i to w bardzo podobnym wydaniu. W jednym z tych światów bohaterowie trafiają do rzeczywistości będącej pastiszem kliszowych, kiepskich serii anime i eroge. Przywołuje ten przykład dlatego, że nowa odsłona Tenchi Muyou! wygląda jak dzieło z owego odcinka. Z tym, że tamto stanowiło żart. To natomiast ktoś wyprodukował naprawdę. I to jest straszne.

Jeśli chodzi o cel istnienia tego anime, to być może faktycznie przyciągnie ono rzesze turystów do południowego Honsiu, choć szczerze mówiąc, nie wiem, jak: nie podkreśla ono bowiem ani zalet krajobrazu, ani klimatu, nie ukazuje znajdujących się tam zabytków ani dostępnych rozrywek (choć dowiadujemy się z niego, że w regionie mieszka co najmniej kilku rekordowych durniów) i ja po jego obejrzeniu na pewno nie zdecydowałbym się tam pojechać. Natomiast 20. rocznicę powstania serii uczcić można było inaczej, niż jej profanacją.

Zegarmistrz, 26 marca 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: AIC (Anime International Company)
Autor: Masaki Kajishima
Projekt: Masami Inomata, Suzuhito Yasuda
Reżyser: Hiroshi Negishi
Scenariusz: Hiroshi Negishi
Muzyka: Yoshihisa Hirano

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Ai Tenchi Muyou! - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl