Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 6/10 grafika: 5/10
fabuła: 4/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 238
Średnia: 6,99
σ=1,89

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Trinity Seven

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • トリニティセブン
Widownia: Shounen; Postaci: Magowie/czarownice, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Harem, Magia
zrzutka

Historię trzeba umieć pisać. Ale jeśli się nie potrafi, to nic, wystarczą fajne postaci. I cycki, koniecznie cycki.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Arata Kasuga pomieszkuje sobie ze swoją kuzynką Hijiri. Rodziców nie ma, bo zaginęli gdzieś, kiedyś, a zresztą jakie to ma znaczenie? Pewnego dnia w drodze do szkoły/ze szkoły/dokądkolwiek, napotyka rudowłosą panienkę, która wypowiada niezwykle tajemniczy komentarz o tym, jak to chłopak powinien się obudzić, po czym znika. Bo kobiety tajemnicze są, tak przynajmniej to sobie uzasadniam. Kilka mniej lub bardziej istotnych wydarzeń później Arata orientuje się, że świat dookoła niego trafił szlag, kuzynkę trafił szlag, a rudowłosa piękność w nieodległej przeszłości chce mu odstrzelić wszystko to, co istotne. I tak, moi mili, zaczyna się fabuła!

Trinity Seven jest głupie. Ale od początku. Szkoła, do której trafia bohater, kształci przyszłych magów, wybierających sobie specjalizację w ramach jednego z siedmiu Archiwów, czyli gałęzi magii. Najlepsze w swojej dziedzinie uczennice zaliczane są do elitarnej grupy Trinity Seven. W serii Archiwa są nazywane po łacinie (bo tak jest bardziej) od siedmiu grzechów głównych (bo tak jest jeszcze bardziej). Oprócz tego istnieją też ludzie z potencjałem Demonicznego Króla, czyli czymś czyniącym takiego delikwenta jednym z najpotężniejszych magów na świecie. Co więcej, mogą oni wywoływać tak zwane Fenomeny Rozpadu, objawiające się jako czarne słońce, które powoduje, zgodnie z nazwą, lokalny koniec świata. Ponieważ zdaję sobie sprawę, że powyższy fragment jest strasznie zagmatwany i bełkotliwy, pozwolę sobie zaprezentować wersję skróconą – system magii w Trinity Seven nie ma najmniejszego sensu i tyle wystarczy wiedzieć, by cieszyć się seansem. Widz, który mimo to będzie próbował rozszyfrować ów system, na każdym kroku będzie dostawał prztyczek w nos, bo ktoś jest wyjątkiem, bo jakąś zasadę da się obejść, albo zwyczajnie dlatego, że zasady są dla podludzi i główni bohaterowie przejmować się nimi nie muszą.

Fabuła również nie ma sensu, czy raczej, w ogóle jej nie ma. Na samym początku dowiadujemy się, że kuzynka Araty zniknęła w efekcie Fenomenu wywołanego przez Aratę, który ma oczywiście potencjał Demonicznego Króla. Aby zlikwidować zagrożenie, jakie chłopak prezentuje, Lilith, jedna z Trinity Seven, zostaje wysłana, by pana zlikwidować, ale ponieważ fabuła na pierwszym odcinku skończyć się nie może, ostatecznie zabiera chłopaka do wspomnianej w poprzednim akapicie Szkoły Magii i Czarodziejstwa Bóg Wie Gdzie, w której to Arata ma szkolić się na maga, opanować swoje moce i zgromadzić wokół siebie wszystkie Trinity Seven, niczym pierwszej wody trener pokemonów. W tym momencie główny wątek odsunięty zostaje na dalszy plan, a clou większości odcinków staje się podbijanie kolejnych serc niewieścich i od czasu do czasu pranie po pyskach Złych Magów. Pomijając to, że Arata lubi przypomnieć widzom, jaka to Hijiri dla niego ważna, widz nie wyczuwa absolutnie żadnego pośpiechu, zupełnie jakby kuzynka głównego bohatera została zredukowana do roli kawałka wołowiny siedzącego w zamrażarce, po który zawsze można sięgnąć, a on i tak będzie świeży. Kolejną poważną wadą jest humor, który niestety jest średnio śmieszny i zależnie od postaci, na której się opiera, zalicza wzloty i upadki. Zaletą natomiast jest to, że pod koniec dostajemy wreszcie jakieś odpowiedzi i nie czuć, że pomachano nam tylko zalążkiem fabuły, a jeśli chcemy dostać więcej, to trzeba sięgnąć po mangę.

W tym całym fabularnym bajzlu siedzą jednak całkiem sympatyczne postaci. Arata Kasuga, główny bohater i pan na haremie, nie jest typowym bezkręgowcem – nie dość, że potrafi rozmawiać z przedstawicielkami przeciwnej płci bez dukania, to jeszcze lubi się z nimi drażnić. Oglądanie go w akcji to prawdziwa przyjemność, choć jak zwykle, gdy przychodzi do poważnych momentów, zaczyna się plątać i nie do końca radzi sobie z sytuacją. Razem z Arin Kannazuki, czyli klonem Rei Ayanami z zachowania i Hijiri z wyglądu, tworzą bardzo udany duet komediowy, często kosztem Lilith. Chociaż zagrana na jedną nutę, co na pewno zniechęci do niej część widzów, Arin pozostaje postacią ciekawą i niezwykle tajemniczą, jako że nie dowiadujemy się o niej zbyt wiele, a w relacjach z głównym bohaterem jest zdecydowana i wie, czego chce. Kolejną z pań, którą poznajemy na samym początku, jest Lilith Asami. Z całej gromadki polubiłem ją najmniej, ze względu na to, że ciągle stara się nawracać Aratę na drogę cnót i pracowitości. O ile oddania odmówić jej nie sposób, o tyle jej sposób bycia przywodzi na myśl typowego moébloba, tylko że tutaj panienka paraduje z wielką spluwą.

Do grona Trinity Seven zalicza się również Yui Kurata, czyli urocza i przydatna lolitka z ogromnym biustem, która podobnie jak Arin, tworzy wspaniały duet komediowy z Aratą (nawet jeśli jak na osobę tak młodą dla niektórych może być nieco zbyt śmiała). Ponieważ akcja Trinity Seven rozgrywa się wśród młodocianych magów, szkoła ma też własne siły porządkowe (a jakże) w osobach Miry Yamany i Akio Fudou, czyli odpowiednio poważnej panny z kijem w tyłku i nieco zbyt chętnej do używania bezpośrednich środków przymusu dziewczyny w stylu starszej siostry. Mira na szczęście łagodnieje w miarę rozwoju fabuły i z królowej lodu przeradza się w typową tsundere, jednak Akio, a także Levi Kazama (o której nie dowiadujemy się absolutnie niczego poza tym, że jest ninją) nie przechodzą żadnych poważnych zmian, ponieważ ich wątki są rozwijane w mandze dopiero później. Na sam koniec pozostawiłem zdecydowanie najfajniejszą z postaci, czyli Lieselotte Sherlock. Ta hojnie obdarzona przez naturę panna nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swój cel i gotowa jest poświęcić nawet rodzinę, byle tylko zyskać to, czego pragnie. Jest niezwykle bezpośrednia i bezpruderyjna, co nie oznacza jednak łatwego celu, wprost przeciwnie. Jej relacje z bohaterem są dość zagmatwane i nie ulegają większym zmianom ze względu na to, że do obsady dołącza stosunkowo późno, ale to, co widz może zobaczyć, stawia ją o klasę wyżej w stosunku do reszty pań. Co ciekawe, Trinity Seven niemal całkowicie pozbawione jest bohaterów drugoplanowych, co moim zdaniem negatywnie wpływa na i tak ledwo trzymający się kupy świat serii, ale z drugiej strony oznacza, że spora obsada ma czas na popisywanie się przed widzami i lepsze rozwinięcie swoich osobowości.

Niestety techniczna strona również nie należy do najlepszych. Tło pozbawione jest jakiegokolwiek ruchu, a przypadkowych ludzi nie ma prawie wcale. Jedynie sceny w szkole, a i to nie zawsze, pokazują, że ktoś oprócz głównych bohaterów na tym świecie jeszcze żyje. Animacja też nie rzuca na kolana – większość walk ogranicza się do statycznych ujęć bohaterów w dynamicznych pozycjach (czyli w trakcie skoku i tym podobne), a sam ruch jest ograniczony do minimum. Bardzo zawiodłem się na projektach postaci, które zamiast wymyślnych szat czy zbroi, w trybie „magicznym” noszą niemal wyłącznie wariacje na temat mundurków szkolnych. Niestety, lenistwo rzuca się w oczy i jedyne, co można bez przeszkód w tym anime pochwalić, to fanserwis – dziewczęta noszą bardzo dopasowane stroje, a gdy Arata nauczy się swojego podstawowego ataku, krągłości pań przyjdzie nam podziwiać jeszcze częściej. Wszystkim bogom niech zaś będą dzięki, że autor nie zdecydował się na dodanie tak zwanych odmienności kulturowych, bo zdecydowanie uprzykrzyłoby mi to oglądanie serii.

Z muzyki nie zapamiętałem zbyt wiele. Co prawda słyszałem opinię, że ścieżka dźwiękowa jest bardzo dobra i choćby dlatego warto to anime obejrzeć, ale nie mogę podzielić entuzjazmu tych komentatorów. Opening i ending to odpowiednio j­‑rock i j­‑pop, oba średnio wykonane i jeszcze mniej ciekawe. Muzyka do samej serii to kiepska elektronika, jaką słyszeliśmy już w dziesiątkach innych serii. Dużo lepiej prezentuje się gra aktorska, ale tu znowuż można mówić o nierównym poziomie. Postaci są grane w większości na jedną nutę, czasem coś tam krzykną, ale na przykład Lilith i Arin mają tak specyficzny styl wypowiedzi, że odtwórczynie ich ról zwyczajnie nie miały okazji, by się wykazać.

Jeśli jesteście spragnieni fajnych, choć sztampowych postaci, głównego bohatera z poczuciem humoru i kręgosłupem, oraz cycków, rzućcie okiem. To naprawdę jedyne zalety, jakie ma ta seria. Pozostałym widzom radziłbym trzymać się z daleka, bo zanudzicie się na śmierć.

Altramertes, 7 lutego 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Seven Arcs Pictures
Autor: Akinari Nao, Kenji Saitou
Projekt: Akira Ootsuka, Shinpei Tomooka, Yasuhiro Moriki
Reżyser: Hiroshi Nishikiori
Scenariusz: Hiroyuki Yoshino
Muzyka: Technoboys Pulcraft Green-Fund

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Trinity Seven - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl