Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

1/10
postaci: 1/10 grafika: 2/10
fabuła: 1/10 muzyka: 3/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,75

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 200
Średnia: 5,94
σ=2,5

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Shinmai Maou no Testament

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Testament of Sister New Devil
  • 新妹魔王の契約者[テスタメント]
Tytuły powiązane:
Postaci: Anioły/demony, Uczniowie/studenci; Rating: Nagość; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Harem, Magia
zrzutka

Uniwersalna i poruszająca opowieść o tym, jak beznadziejne mogą być anime.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Ta recenzja jest moim darem dla ludzkości. Napisałem ją, ponieważ kocham Was, kocham Was wszystkich, drodzy Czytelnicy!

Kocham Was – fani haremówek, fantazjujący o byciu traktowanym przez grupę kobiet jako obiekt erotycznego kultu; kocham Was – skrycie podniecający się kazirodczymi związkami; kocham Was – amatorzy wielkich cycków o zachowaniu przeczącym prawom fizyki; kocham Was – lubujący bezrozumne przygodówki, w których kobiety w obcisłych kostiumach siekają potworki; kocham Was – czerpiący poczucie perwersyjnej przyjemności z oglądania okropnych seriali. W końcu zaś kocham również Was – czytający dla zabawy recenzje mieszające anime z błotem; redaktorki i redaktorzy portalu Tanuki czytający ten tekst z poczucia redakcyjnej solidarności – Was też kocham!

Kocham Was całym swoim sercem i głęboko pragnę, abyście nie oglądali Shinmai Maou no Testament.

Fantazjujący o byciu traktowanym przez grupę kobiet jako obiekt erotycznego kultu! Nie mogłem zaczerpnąć tchu, a moje ciało drżało z napięcia, gdy przenikały je kolejne fale satysfakcji. Mój umysł niezdolny był sformułować najprostszej myśli, tonąc w potężnym, pierwotnym rytmie. Nie zamierzam przed Tobą ukrywać – jak i Ty jestem tylko człowiekiem i miewam czysto człowiecze potrzeby, które zaspokajam słuchaniem cudownej muzyki neoklasycznej Arvo Pärta. Bez tych niebiańskich dźwięków, zagłuszających lecące w tle Shinmai Maou no Testament, seans ten byłby wielokrotnie trudniejszy do zniesienia. Nie mam na myśli faktu, że muzyka w samym Shinmai Maou jest koszmarna (choć w rzeczy samej jest, och, jakże bardzo jest). Odnoszę się natomiast do bardziej brzemiennego w skutki spostrzeżenia, że serial ten jest żałosną, a zarazem okrutną kpiną z naszych męskich pragnień. Grupa kobiet zachowująca się w sposób uległy wobec protagonisty to jedno, grupa kobiet, które mówią i działają jakby były pod wpływem wieloskładnikowego koktajlu twardych narkotyków, to drugie. Spójność psychologiczna postaci nie utrzymuje się tutaj sekund, odcinki trwają zaś dwadzieścia minut! Wszystkie obecne tu istoty kobietopodobne wprost mówią, że chcą z protagonistą kopulować, aktywnie rywalizują, która uczyni to pierwsza, nie podejmują jednak żadnych sensownych prób poderwania go, tylko rzucają się na niego regularnie z otwartymi pochwami. Oczywiście nie dochodzi do penetracji (albowiem to serial dla młodzieży), choć na moje dyletanckie oko rzeczy, które tam wyczyniają, kwalifikują się jako akt seksualny, oczywiście ocenzurowany.

Wy skrycie podniecający się kazirodczymi związkami! Nie osądzam, nie oceniam! Jednakowoż w tym serialu nie ma żadnego prawdziwego rodzeństwa. Protagonista poznaje dwie tytułowe demonice, których imiona uznaję za nieistotne, i stwierdza, że zostaną jego siostrami. One też tak stwierdzają, co nie przeszkadza im w pragnieniu spółkowania z nim. Jest to całkowicie pozbawione sensu. Główny obiekt erotycznego fanserwisu ma tutaj jednocześnie spełnić fantazje kazirodczego związku z siostrą, związku ze szkolną koleżanką, związku z dziewczyną charakterną, związku z dziewczyną uległą, seksualnego niewolnictwa oraz dużych cycków. (Poza tym jest demonem, co z przyczyn, których nie jestem w stanie pojąć, wyjątkowo nie zostaje wykorzystane w celach erotycznych.) Takiego zamysłu nie da się przetrawić bez pomocy narkotyków, zapewne tych samych, które łykają postacie. Narkotykom jednak mówimy nie, alkohol natomiast nie działa, co sprawdzałem. Jedynym promykiem światła w tym serialu jest młodsza z samozwańczych sióstr, będąca sukkubem. Sceny seksualne z nią to oczywiście czysta pedofilia (niechaj powtórzę – nie osądzam, nie oceniam), ale status sukkuba jest przynajmniej logicznym uzasadnieniem jej nieustającej chuci. Poza tym, niczym magical girl, potrafi się ona transformować w magiczną/demoniczną wojowniczkę BDSM. Majteczki z nietoperzymi skrzydełkami są rozkoszne, a estetyka dominatrix jest w jej przypadku umiejętnie przełamana stylowymi dodatkami loli. Ale dość już o mnie, mamy rozmawiać o Was!

Amatorzy wielkich cycków o zachowaniu przeczącym prawom fizyki! Żeby one chociaż były dobrze animowane! Są animowane straszliwie, moi kochani. Są narysowane brzydko i pokracznie, jak wszystko w tym serialu. Nie ma w nich ani trochę pierwotnej mocy, masy i piękna, którą charakteryzuje się wokal w De Profundis Pärta. Porusza się tutaj minimum obiektów niezbędnych do przedstawienia jakiejkolwiek akcji. Owa „jakakolwiek akcja” jest jałowym, pozbawionym celu oraz zbędnym według wszelkich kryteriów wypełnieniem większości czasu antenowego. Wyraźnie została zaprojektowana tak, aby dało się ją jak najtaniej zanimować, co i tak się nie udało. Poza tym przedstawienie twarzy ludzkiej pod choć trochę nietypowym kątem przekroczyło możliwości rysowników, więc nawet traktując ten serial jako pokaz slajdów nie uniknie się wizualnej zgrozy. Wszechogrom światowej sieci internetowej jest wypełniony kotami i cyckami. Dlaczego ktokolwiek miałby pragnąć przebrzydłych cycków akurat z Shinmai Maou no Testament, przekracza moje zdolności pojmowania, a kotów tu zwyczajnie nie ma.

Lubujący bezrozumne przygodówki, w których kobiety w obcisłych kostiumach siekają potworki! O animacji już prawiłem – widok walki mieczem samurajskim z potworkami, podczas której zarówno walczący, jak i potworki, prawie się nie ruszają, wywołuje u mnie estetyczną odrazę. Próby ratowania sytuacji rzucaniem kamerą na wszystkie strony oraz wciskaniem wszędzie latających piórek i pstrokatych wytrysków energii wypadają żałośnie. Ciągle jednak lepiej, niż fabuła. Wszyscy chcą… zabić, zniewolić, obserwować cycatą demonicę? Podejmują różne działania, w których wyniku protagonista musi się tłuc i bronić wybranki penisa. Później podejmują inne działania, nie wiadomo, dlaczego niepodjęte od samego początku, w efekcie chwilowo robi się dramatyczniej, acz nic z nich ostatecznie nie wynika. Wszystkie wątki, jakie zaczerpnięto z klasyki opowieści przygodowych, które mogłyby prowadzić do czegokolwiek ciekawego, są tu wręcz aktywnie niszczone, rozgniatane na miazgę niczym niewinne, dojrzałe i pyszne bananki. Powstała czarna maź jest tylko smutnym przypomnieniem tego, czym był oryginalny bananek.

Czerpiący poczucie perwersyjnej przyjemności z oglądania okropnych anime! Ten serial nie jest nawet śmieszny. Gdyby zrobiono to wszystko bez sensu, ale z rozmachem, to można by doświadczyć podczas seansu pewnej uciechy. To wszystko, to wszystko czego doświadczyłem, jest nie tylko pozbawione sensu, lecz również głęboko i na wskroś nijakie. Kolory w tym serialu są jaskrawe, ale oglądając go, miałem poczucie mgły zasnuwającej mi duszę. Bezkształtności. Braku formy. Umysł samoistnie chciał wyrwać się z tego bezkresnego piekła, podążał w stronę drobnych owocowych przyjemności i wyżyn muzyki religijnej. Lecz nawet te wspaniałości wydawały się spaczone Shinmai Maou no Testament. Nie mogę tego wybaczyć temu anime.

Czytający dla zabawy recenzje mieszające anime z błotem! Mówię do Was, mówię do Was poważnie. Porozmawiajmy o wizerunku kobiet w tej serii. Ona promuje ich psychologiczne i seksualne zniewolenie. Przedstawia tezę, jakoby kobiety czuły wewnętrzną potrzebę uległości oraz potrzebę intensywnej męskiej dominacji. Twórcy są niezwykle konsekwentni, prowadząc wszystkie pierwszoplanowe bohaterki od stanu względnej niezależności do pełnego, upokarzającego poddania się protagoniście. Dobrowolnie podpisują one tytułowy magiczny pakt („testament”), rozbudzający ich seksualność i trwale wiążący ją z bohaterem, który jednak sam zachowuje swobodę, wykorzystując ją do angażowania się w związek poligamiczny. Protagonista ulega tej konwencji, jednak musi być do niej namawiany, okazuje wstydliwość. Odbija w ten sposób naturalne opory moralne widza. Jest to jednak iluzja, mająca te opory osłabić. Jest prawdą, że kobiety sprowadzają się w tej historii do roli przedmiotów na własne życzenie, jednak nie usprawiedliwia to męskiego bohatera w akceptacji jego roli w tym procesie. Krytyka moralna w tym serialu spada na antagonistę, dążącego do dokładnie tego samego celu, jednak wbrew woli bohaterek. Przyczyną ich sprzeciwu jest traktowanie ich przez tę postać źle. Jest to uzasadniona reakcja, jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że to kolejna próba wywindowania moralnego protagonisty na prymitywnej zasadzie kontrastu. Poza poziomem akceptacji ze strony kobiet związki te nie różnią się niczym – są równie jałowe i płytkie, oparte na wąskim rozumieniu własnej roli płciowej, pozbawione prób osobistego i społecznego rozwoju. Shinmai Maou no Testament może śmieszyć kuriozalnością, jednak jest wyrazem kryzysu roli mężczyzny, jego prymitywnego strachu przed kurczeniem się własnej niszy społecznej. Jest fantazją, że emancypacja jest iluzją podtrzymywaną przez kobiety wyłącznie na publiczny użytek, znikającą natychmiast przy bliższej znajomości. Fantazją w gruncie rzeczy bardziej niż kobiety upokarzającą swoich odbiorców – mężczyzn.

Redaktorki i redaktorzy portalu Tanuki, czytający ten tekst z poczucia redakcyjnej solidarności! Na uszach mam słuchawki z muzyką Arvo Pärta, która dodaje mi otuchy duchowej. W lewej ręce trzymam bananka, wzmagającego moje siły fizyczne. W prawej ręce natomiast trzymam prawdę o sobie, którą zaraz się z Wami podzielę. Rzecz jasna nie miałem ochoty obejrzeć tego serialu. Miałem ochotę napisać recenzję tego serialu, jego obejrzenie było natomiast przykrym, acz niezbędnym obowiązkiem. Trudno jednak na serio traktować informacyjną funkcję tego tekstu, skoro przeciętny widz, włączywszy pierwszy odcinek Shinmai Maou no Testament, ucieknie od tego serialu z krzykiem szybciej, niż zajmie przeczytanie owej recenzji. Nie uważam się jednak za grafomana. Moja dusza pragnęła kontaktu międzyludzkiego, a recenzja jest jego pewną formą – z Wami oraz pozostałymi czytelnikami. Pozwalając na rozwijanie cech, do których odnosiłem się we wstępie – empatii i miłości. To, że nawet tak zły, obrzydliwy, zepsuty odstręczający, szkodliwy, badziewny, szkaradny, pozbawiony smaku, okropny, plugawy, lichy, koszmarny, świński, żałosny, obmierzły i niezdrowy dla psychiki serial może pomóc je wzmacniać, uważam za budujące.

Tablis, 9 kwietnia 2015

Recenzje alternatywne

  • KamilW - 28 kwietnia 2015
    Ocena: 7/10

    Koszmar cenzora, czyli jeszcze ecchi czy już soft hentai? więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production IMS
Autor: Tetsuo Uesu
Projekt: Masami Imai, Mina Ootaka, Nekosuke Ookuma, Shinpei Kobayashi, Yoshihiro Ishimoto, Yoshihiro Watanabe
Reżyser: Hisashi Saitou
Scenariusz: Takao Yoshioka
Muzyka: Yasuharu Takanashi

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Shinmai Maou no Testament - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl