Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

2/10
postaci: 3/10 grafika: 6/10
fabuła: 2/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 6
Średnia: 4,5
σ=2,22

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Regalia: The Three Sacred Stars

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2016
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • レガリア The Three Sacred Stars
zrzutka

Słodkie dziewczynki i mechy zwiastują kłopoty. Tak poważne, że sami twórcy nie wiedzieli, jak sobie z tym poradzić!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Zaczyna się kolejny pogodny poranek w życiu dwóch sióstr, ale już na pierwszy rzut oka widać, że to nietypowe rodzeństwo, bo wyglądająca na góra ośmiolatkę Rena jest starsza od nastoletniej Yui. Ta z kolei nie może się doczekać powrotu do szkoły po długiej przerwie i już planuje potem wspólne wyjście na „randkę”. Ich spokojne życie zostaje jednak niespodziewanie przerwane pojawieniem się tajemniczej dziewuszki imieniem Kei wraz z towarzyszami, pragnącymi z jakichś powodów zabrać Renę, która początkowo się zgadza, ale zmuszona do ujawnienia swojej prawdziwej postaci i walki z gigantycznym robotem postanawia jednak bronić Królestwa Enastorii, będącego jej obecnym domem. Tymczasem zaniepokojona enigmatycznym pożegnaniem siostry Yui udaje się do portu, gdzie toczy się zaciekły pojedynek dwóch potężnych maszyn, i odkrywa prawdę… Co wspólnego mają ze sobą Rena i Kei? Dlaczego obydwie były obecne przy tajemniczej zagładzie sąsiedniego kraju, która wydarzyła się przeszło dwanaście lat temu? I czym właściwie są tytułowe Regalia?

Cóż, w wyniku jakiegoś dziwacznego eksperymentu z kraju o nazwie Rimgarde wyparowało całe życie, a nieświadomie brały w tym udział właśnie Rena i Kei, które po wygłoszeniu odpowiednich inkantacji zamieniają się w olbrzymie roboty. Oczywiście potrzebny jest również ktoś, kto mógłby je pilotować, jednocześnie związując się z nimi wieczystym przymierzem – właśnie taki duet nazywa się Regalią. Warto jeszcze dodać, że Yui (czy właściwie Yuinshiel Asteria) jest głową państwa… Te informacje zostają widzom podane na tacy już na samym początku i ich możemy być pewni, reszty już niekoniecznie. Z oryginalnymi scenariuszami w przypadku anime bywa naprawdę różnie, ale wyraźnie widać, że serie na ich podstawie są w mniejszości, a przeważają różnego rodzaju reklamówki bądź ekranizacje. Cóż, mało które studio będzie się pchało w interes, który nie wiadomo, czy się w ogóle sprzeda. Czasami ryzyko się opłaca i z niepozornej produkcji wychodzi hit – gratka dla fanów, niewyczerpalne źródło pieniędzy dla twórców. Jednakże zdarza się również tak, że już od samego początku zadajemy sobie pytanie, po co właściwie dany twór ujrzał światło dzienne. Powody są w takich przypadkach najróżniejsze, ale najczęściej to skumulowany zbiór najróżniejszych wad, które tworzą zabójczą dawkę, często również dla producentów… Takie „po co?” dopadło również recenzowane anime, które już na pierwszy rzut oka nie grzeszy dobrym pomysłem na siebie. Owszem, próbuje być oryginalne, ale bardzo, ale to bardzo mu to nie wychodzi. Acz może zacznijmy od początku.

Trzeba przyznać, że sam pomysł wyjściowy nie był aż taki zły i gdyby nad nim popracować, to mogłoby wyjść z tego coś fajnego, jednak rozwój wydarzeń potwierdził moje obawy, że potencjał anime został pogrzebany już na etapie szczegółowego planowania… W sumie nie wiem, czy można w ogóle pisać o szczegółach, skoro przez cały seans miałam wrażenie, że twórcy oparli swój pomysł na samych ogólnikach, a widzów karmią pozorami (aż można zadać sobie pytanie, czy przypadkiem nagła przerwa w emisji po czwartym odcinku nie była spowodowana marną jakością scenariusza…). Niby mamy pokazany w całości świat przedstawiony (który notabene wygląda tak, jakby wszystkie znane nam kontynenty się znowu połączyły, a technologicznie jest na współczesnym etapie zaawansowania), jakieś zalążki polityki międzynarodowej i wewnętrznej oraz jakąś mroczną tajemnicę ukrytą w zamierzchłej przeszłości. Ale to wszystko to jedynie pozory spójności, bo sposób przedstawienia chociażby mechanizmów zarządzania krajem jest tak naiwny, że już sam w sobie obnaża infantylność serii. To dopiero początek, bo wszelkie wyjaśnienia są wyjątkowo ogólnikowe i właściwie nie odpowiadają na żadne pytania, a akcja posuwa się tylko i wyłącznie dzięki woli scenarzysty, bo ciąg przyczynowo­‑skutkowy bardzo często gubi się w tej plątaninie, chaosie i braku jakiegokolwiek wytłumaczenia.

Całość stworzono zupełnie bez pomyślunku, bawiąc się w łączenie przypadkowych schematów, bo przecież aktualnie w anime nie powinno zabraknąć niczego, żeby mogło trafić do jak największej grupy odbiorców. Problem polega na tym, że co za dużo, to niezdrowo, a próba stworzenia spójnej całości ze schematów, które zdecydowanie nie znajdą miejsca pod jednym dachem, zakończyła się po prostu porażką. Starano się bowiem pogodzić istnienie słodkich dziewczynek i robienie przez nich słodkich rzeczy z poważną polityką, okrutnymi eksperymentami i spowitymi w mroku legendami. Ale że zabrakło wyważenia tych elementów, dostaliśmy rząd pełen niekompetentnych półgłówków, wyjątkowo kiczowaty mrok oraz bełkotliwą pseudomitologię tak tajemniczą, że do końca nie dowiedzieliśmy się, o co tak naprawdę chodziło. Oczywiście wszystkim widzom bez wyjątku grozi też próchnica i rozstrój żołądka, bo dziewczątka są tak urocze (a w zasadzie irytujące z powodu głupoty), że najprędzej nas zemdli. A, no i chaos, chaos wszędzie.

Co się zaś tyczy bohaterów… Nawet jeśli uznamy za okoliczność łagodzącą, że wszyscy bez wyjątku cierpią na cretinus fabulosis, czyli charakterologiczne przywiązanie do bezsensownej fabuły, to i tak trudno napisać o nich cokolwiek dobrego. W głównej obsadzie przeważają słodkie dziewczynki i to połączenie dwóch wyrazów właściwie definiuje je jako postaci. Dotyczy to w szczególności dwóch kręcących się już od samego początku na drugim planie siostrzyczek – Tii oraz Sary. Ta urocza, przemiła oraz wyjątkowo naiwna i głupiutka parka pląsa po ekranie między ważnymi i dramatycznymi wydarzeniami, jakby to był wypad do wesołego miasteczka, co sprawia, że całości po prostu nie da się traktować poważnie. Znaczy, teoretycznie można się cieszyć, że małe istotki o tak mrocznej i tragicznej (chociaż w sumie nie wiemy, jak bardzo, bo ostatecznie twórcy się z nami tą wiedzą nie podzielili) przeszłości praktycznie niczym się nie przejmują, a na ich twarzach nieustannie gości uśmiech, ale w tym przypadku to nie jest powiew świeżości, a po prostu nieumiejętność stworzenia dla nich jakichkolwiek charakterów.

Odrobinę, ale jedynie odrobinę lepiej prezentują się główne bohaterki, bo zarówno Yui, jak i Rena pławią się w puchatej siostrzanej miłości, ale generalnie zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Problem tkwi w skrajnie nierealistycznym sposobie odbioru ich poczynań przez innych. Widać to zwłaszcza w przypadku nastoletniej monarchini, która jest pełna młodzieńczych ideałów, a jednocześnie skrajnie naiwna. Niestety, najbliższe otoczenie w postaci polityków i doradców radośnie przyklaskuje wszystkim jej pomysłom, zachwycając się przy tym dobrocią, determinacją oraz hartem ducha młodej władczyni, której zachowanie powinno zostać mocno utemperowane i podporządkowane interesom państwa, jeśli już oddajemy faktyczną władzę w ręce zielonej jak szczypiorek na wiosnę dziewuszki. Z kolei trzeci duet, w postaci Kei i jej pilotki, prezentowałby się nawet znośnie (mają coś, co od biedy można nazwać w miarę spójnymi, choć nadal schematycznymi, charakterami), ale tylko w oderwaniu od scenariusza, więc w zasadzie jakiekolwiek gdybanie pozbawione jest sensu. Wisienką na tym wątpliwej jakości torcie niewątpliwie okazuje się główny zły – „tajemniczy” mąciciel w ciele chłopczyka, ucieleśnienie chaosu i zniszczenia, który ma Wizję… Właściwie tyle o nim wiemy, bo to w zasadzie narzędzie fabularne bez jakiejkolwiek osobowości, uwiązane na sznurkach fabuły. A że przy okazji wyjątkowo irytujące, to już inna sprawa. Cała reszta to nieistotne marionetki fabularne bądź kompletnie zbędne dodatki, które nie dość, że kompletnie nic tu nie wnoszą, to pasują do całości jak pięść do nosa. Chociaż patrząc na to, z jaką lubością twórcy łamią temu anime nie tylko nos, ale również pozostałe kości, już chyba nic mnie nie zdziwi…

W przypadku słabych anime często zdarza się, że nawet jeśli scenariusz niedomaga, to oprawa techniczna prezentuje przynajmniej średni poziom. Choć o cukierku dla oka nie może być mowy, zarówno grafika, jak i muzyka w tym serialu wypadają nieźle. Największymi zaletami są w miarę szczegółowe tła, całkiem przyjemna kolorystyka oraz bardzo energiczne piosenki (Divine Spell True i Patria w wykonaniu Minami Kuribayashi). Miło też, że wprowadzono stosunkowo niewiele efektów komputerowych, a choć projekty robotów są mało oryginalne, to przynajmniej ich widok nie boli tak bardzo, jak w przypadku trójwymiarowych odpowiedników występujących w wielu innych anime. Animacja miewa wzloty i upadki, choć generalnie jest nieźle, bo postarano się przy bardziej dynamicznych scenach, a statycznych nie ma aż tak dużo. Złożona w większości z utworów elektronicznych ścieżka dźwiękowa zawiera również ładne melodie, które pasują do danej sceny, acz niekoniecznie zostają w pamięci na dłużej. Projekty postaci prezentują się wyjątkowo typowo jak na standardy anime, jednak nie są przesadnie udziwnione i miło widzieć, że przynajmniej niektórzy mają w miarę różnorodną garderobę. Niestety, jeśli mowa o wpadkach technicznych, to właśnie bohaterowie najczęściej padają ich ofiarami, przez co nawet w zbliżeniach zdarzają się wyjątkowo krzywe ujęcia. Warto też wspomnieć o obsadzie, na którą składa się lista w większości całkiem znanych seiyuu z niezłym stażem. Usłyszymy nie tylko w miarę nowe nazwiska, jak np. Kaede Hondo, ale również Asami Seto, Ayane Sakurę, Yui Ogurę, Masako Katsuki czy Megumi Ogatę. Żadnej z tych ról nie można nazwać przełomową, ale trudno im też cokolwiek zarzucić, pomijając może fakt, iż duet Ogura­‑Yurika Kubo często bezsensownie powtarzał wzajemnie swoje kwestie… Ale tak to już jest, jak dostaje się role pozbawionych mózgu siostrzyczek.

Cóż, bez wątpienia na przestrzeni lat stworzono wiele gorszych, czy wręcz szkodliwych anime i teoretycznie mogłabym być bardziej łagodna w swojej ocenie. W praktyce jednak Regalia: The Three Sacred Stars to kolejna seria stworzona na podstawie dawno już wykorzystanych w japońskiej animacji ochłapów pomysłów, które widzieliśmy w znacznie lepszym wydaniu. Sporo czasu już minęło, od kiedy widziałam rzecz z tak niedopracowanym scenariuszem i dziurami fabularnymi, których nic nie jest w stanie zamaskować. Mimo nagromadzenia przeróżnych pomysłów jest to serial dla nikogo, bo żaden z elementów składowych twórcom nie wyszedł. Nawet los próbował chyba zasygnalizować, że coś jest mocno nie tak, rzucając im pod nogi kłody „natury technicznej” (tak przynajmniej brzmiało oficjalne uzasadnienie przerwania emisji). Ale że powiedziało się „a”, to trzeba powiedzieć też „b” i seria mimo wszystko wróciła do ramówki… Tak więc, Drogi Czytelniku, jeśli nie jesteś miłośnikiem chał lub nie masz skłonności masochistycznych, to nie wiem, co mogłoby Cię skłonić do seansu, tym bardziej że to nie jest ten typ słabego anime, które potrafi niezamierzenie rozbawić. Ten tytuł może widza najwyżej znudzić, a w najgorszym przypadku zirytować.

Enevi, 29 listopada 2016

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Actas
Projekt: Kanta Suzuki, Kentarou Tokiwa, Kimitake Nishio, QP:flapper
Reżyser: Shin Tosaka
Scenariusz: Keigo Koyanagi

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Regalia: The Three Sacred Stars - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl