Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 6/10 grafika: 9/10
fabuła: 7/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,50

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 60
Średnia: 8,6
σ=1,14

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (tamakara)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu ~Sukeroku Futatabi Hen~

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 昭和元禄落語心中 ~助六再び篇~
Widownia: Josei; Postaci: Artyści; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Nie wiem, co obejrzałam, ale rakugo było super.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Splatam dłonie nad klawiaturą i rozmyślam. O czym był ten drugi sezon? Zaraz, zaraz, o przemijaniu? Tak, chyba o tym. Stanowił też wyjątkowe wręcz, zwłaszcza w porównaniu z tym, co zwykle obserwujemy w anime, studium starości. A poza tym? Poza tym siedzą, gadają, nic się nie dzieje... To nie żart, moja przewrotność ze wstępu do recenzji pierwszej serii przyszła i ugryzła mnie w tyłek, o ilości cycków nawet nie wspomnę. I o ile brak falujących biustów nie stanowi dla mnie wady, to jednak wobec fabuły mam już dość mieszane uczucia. Początkowy entuzjazm zgasł szybko, a w nagrodę za to, że wytrwałam do końca, dano mi w twarz metaforyczną zgniłą rybą. Bardzo niefajnie. Postępy Yotarou w zgłębianiu tajników sztuki rakugo, wspinanie się na szczyty popularności, pogłębianie się zażyłości między nim i Konatsu, a nawet rozważania na temat ewentualnego uwspółcześnienia rakugo, wszystko to wydaje się dziać na drugim planie. Teoretycznie stanowi istotną część fabuły, ale opowiedziane jest jakby mimochodem, o poczynaniach postaci z dalszego planu nawet nie ma co wspominać, zwłaszcza że wymagałoby to ostrego spojlerowania, a tego przecież nikt nie chce. O czym więc jest ten drugi sezon? Siedzą, gadają… A nie, wróć. Jest Yakumo. Yakumo się starzeje, średnio sto lat na odcinek, i jest to fascynujący, chociaż nieco przygnębiający proces. Wraz z upływem czasu Mistrz traci na zgryźliwości, ulatuje z niego energia i siły, czego nie można powiedzieć o demonach przeszłości, które nieustannie powracają, by go dręczyć. Yakumo kurczy się, popada w stany depresyjne, ociera się nawet o próby samobójcze, aby wreszcie osiągnąć symboliczne i rzeczywiste katharsis, co koniec końców przeistacza go w pogodzonego z otoczeniem, całkiem sympatycznego dziadka. Z jednej strony było to krzepiące, z drugiej nieco rozczarowywało.

Zmiany zachodzą również w Konatsu. Ze zbuntowanej dziewczyny przeobraża się ona w dojrzałą kobietę i artystkę, której jako pierwszej udaje się zasiąść na kouza. To historyczne, nomen omen, wydarzenie zostało tak bardzo zmarginalizowane, że zrobiło mi się autentycznie przykro. Tym bardziej że przed premierą pierwszej serii spodziewałam się położenia wyraźnego nacisku na właśnie ten wątek. Być może należy to traktować jako naturalną kolej rzeczy w natłoku zmian obejmujących rakugo. O potrzebie zmian mówi się bowiem sporo, a głównym inspiratorem jest Eisuke Higuchi, niedoszły rakugoka i popularny pisarz, którego głównym zadaniem wydaje się być wściubianie nosa i irytowanie pozostałych bohaterów, oraz mnie jako widza. Jest to najlepiej zaprezentowana postać drugoplanowa, pozostali pełnią wyłącznie rolę statystów i wydają się w przykry sposób niewykorzystani. Wielka szkoda, bo o niektórych naprawdę chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej. Niewątpliwym światełkiem w obsadzie jest natomiast mały Shinnosuke, syn Konatsu. Cóż za niesamowicie uroczy berbeć, istne sreberko. Najwyraźniej autorka ma większy dryg do kreowania małych chłopców niż małych dziewczynek, ponieważ Shin jest nie tylko sympatyczniejszy, ale też wiarygodniejszy niż jego matka, kiedy była w podobnym wieku.

Siedzą, gadają… Odniosłam wrażenie, że seria jest przeciągnięta na siłę, a całą historię można by bez żadnej szkody zamknąć nawet dwa odcinki wcześniej. Niestety, nie jestem zwolenniczką epilogów na zasadzie „x lat później życie toczy się dalej”. Oczywiście rozumiem, że mogło chodzić o wywołanie wrażenia zataczania przez historię koła, jednak czułam się, jakbym oglądała jakieś bonusowe dodatki. Mam problem z tym drugim sezonem: nie jest rażąco zły, i nie da się go tak do końca zjechać jak burą sukę, ale seria straciła gdzieś swój czar. Mamy teraz do czynienia z „po prostu” dobrymi okruchami życia. Okruchami życia, które niewątpliwie wyróżniają się na tle innych anime, ale same w sobie jakoś przestały porywać, a miejscami nawet mnie nużyły. Na koniec zaś bach! Wspomniana już zgniła ryba! Coś nie tylko niepotrzebnego, bez czego doskonale byśmy się obeszli, ale wręcz szkodliwego dla odbioru całej historii. Rzucana przelotnie sugestia rujnuje kreśloną przez całe dwa sezony psychologię bohaterów, wywraca do góry nogami ich relacje i motywy postępowania, jednocześnie nie dając nic w zamian. No, może poza pewnym zdegustowaniem. I nie chodzi mi bynajmniej o moralny wydźwięk takiego obrotu sprawy, gdzie tam! Jeśli wątek, o którym mowa, miał być traktowany jako poboczny, należało darować sobie podnoszenie go na sam koniec, a jeśli był na tyle istotny, że warto go było uwzględnić, wypadałoby inaczej zaplanować całą historię. I jak ja mam teraz ocenić fabułę, która mnie oszukała, pokazując sprawy nie tak, jak się w istocie miały? Jak mam ocenić bohaterów, których przedstawiono mi nie tak, jak trzeba? Nie, autorko oryginału, nie mogę pochwalić czegoś, czego nie poznałam. I to jest naprawdę przykre. Tak więc oceny w tych kategoriach wystawiam, bo coś postawić muszę.

Narzekam, ale na jedno nie powiem złego słowa. Rakugo jest ciągle doskonałe, pełne życia i pasji, i całe szczęście, bo opowiadanie historii potrafi zająć nawet pół odcinka. Kluczowy element przyjemności odbioru to oczywiście seiyuu, którzy ponownie wspięli się na wyżyny kunsztu. Akira Ishida to absolutny mistrz w swoim fachu i nie skłamię, jeśli powiem, że warto zabrać się za tę serię tylko dla jego gry. Jest absolutnie fenomenalny i nie sposób dość się go nachwalić. Muszę też wspomnieć, że Yuu Kobayashi, o której nie miałam ostatnio dobrego zdania, odzyskała nieco punktów. Zdecydowanie nie sprawdza się, kiedy gra młode dziewuszki, ale w dorosłych rolach brzmi bardzo dobrze.

W kwestii muzyki i grafiki mogłabym zrobić kopiuj wklej z recenzji pierwszego sezonu, ponieważ poziom jest właściwie taki sam. W tle powracają znane jazzujące motywy, jak również muzyka tradycyjna z wyraźnym akcentem na szamisen, co zawsze sobie chwalę. Wyjątkowo nie podszedł mi natomiast opening. Zarówno muzycznie, jak i wizualnie, absolutnie nie mogłam się do niego przekonać. O stronie graficznej również nie powiem nic nowego. Zdarzają się oczywiście uproszczenia sylwetek, nieruchome plansze i inne wyraźne oznaki oszczędności, ale przez większość czasu strona wizualna zasługuje wyłącznie na pochwały.

I jak by to podsumować? Nie tylko zawiedziono moje oczekiwania, ale wręcz oszukano, jestem więc rozczarowana. Z drugiej strony jest to anime, jakiego ze świecą szukać, warto więc może spróbować, nie dla fabuły jednak ani nie dla postaci, ale dla seiyuu mówiących rakugo. A może zupełnie sobie darować i zostać z dobrymi wrażeniami z pierwszej serii?

tamakara, 1 kwietnia 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Studio DEEN
Autor: Haruko Kumota
Projekt: Mieko Hosoi
Reżyser: Mamoru Hatakeyama
Scenariusz: Jun Kumagai
Muzyka: Kana Shibue