Anime
Oceny
Ocena recenzenta
8/10postaci: 7/10 | grafika: 7/10 |
fabuła: 7/10 | muzyka: 9/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Shingeki no Kyojin [2017]
- Attack on Titan [2017]
- 進撃の巨人 [2017]
- Atak Tytanów (Komiks)
- Atak Tytanów: Before the Fall (Komiks)
- Atak Tytanów: Levi - Narodziny (Komiks)
- Atak Tytanów: Lost Girls (Komiks)
- Gekijouban Shingeki no Kyojin
- Shingeki! Kyojin Chuugakkou (Komiks)
- Shingeki! Kyojin Chuugakkou
- Shingeki no Kyojin
- Shingeki no Kyojin: Hangeki no Noroshi
- Shingeki no Kyojin [2015]
- Shingeki no Kyojin [2018]
- Shingeki no Kyojin [2019]
- Shingeki no Kyojin: Ano Hi kara
- Shingeki no Kyojin: Kuinaki Sentaku
- Shingeki no Kyojin: Lost Girls
- Shingeki no Kyojin OAD
- Shingeki no Kyojin: Picture Drama
- Shingeki no Kyojin Season 2: Kakusei no Houkou
- Shingeki no Kyojin: The Final Season
- Shingeki no Kyojin: The Final Season [2022]
- Shingeki no Kyojin: The Final Season [2023]
- Sungeki no Kyojin (Komiks)
Długo wyczekiwana kontynuacja jednego z najpopularniejszych anime drugiej dekady XXI wieku. Czy dwanaście odcinków wystarczy, by zaspokoić głód fanów?
Recenzja / Opis
Gdy w roku 2013 kończyłem pisanie entuzjastycznej recenzji Shingeki no Kyojin, prognozowałem z pewnością siebie, że ciąg dalszy jest tylko kwestią czasu. Zrujnowany świat, w którym niedobitki ludzkości kryją się przez krwiożerczymi tytanami w enklawie otoczonej potężnymi murami, zachwycał oryginalnością i dbałością o drobne, ale uwiarygadniające obraz detale. Hajime Isayama, tworząc mangę, zapewnił spójny scenariusz, którego wystarczyło nie zepsuć, by uzyskać zadowalający efekt i tysiące oddanych fanów. Tetsurou Araki wraz ze współpracownikami nie zadowolili się wyłącznie minimalistycznym podejściem. Doskonale rozumiejąc rozmach i podniosłość tematyki, postanowili zaryzykować i balansować w każdej scenie na krawędzi przesady. Pełna emocji stylistyka sprawdziła się, a anime odniosło spektakularny sukces, zarówno komercyjny, jak i wśród większości krytyków.
Ostatni odcinek pierwszej serii kończył się złowrogą zapowiedzią o wiele bardziej skomplikowanych i zaskakujących tajemnic, niż prosta z pozoru fabuła mogłaby sugerować. Niemal od początku na każdą odpowiedź przypadają dwa pytania, i choć kontynuacja wciąż zaskakuje nowymi zwrotami akcji, to widz powoli dowiaduje się kluczowych dla fabuły faktów. Część z nich przedstawiona jest wprost, część w formie subtelnych aluzji, czy wręcz celowo kontrowersyjnych sugestii. Nie tylko treść odcinków zdradza pewne istotne informacje, wiele z nich pojawia się w sprytnie wyreżyserowanym openingu i endingu, które sugerują wiele, ale niczego nie opowiadają wprost. Skutecznie potęgują apetyt na ciąg dalszy, i choć ostatecznie niewiele pewnego z nich wynika, to frajda z rozszyfrowywania ukrytego przekazu i próba interpretacji treści, mogącej równie dobrze być fałszywym tropem, jest autentyczna. Shingeki no Kyojin potwierdza spójność fabuły i skrupulatność w przedstawianiu świata, dając nadzieję, że Hajime Isayama do końca nie obniży wysokiego poziomu swej historii, oraz że od zawsze miał w głowie jej dokładny obraz, a nie tylko dodawał kolejne wymyślone na poczekaniu motywy, mniej więcej pasujące do wcześniejszych wydarzeń.
Wraz z widzem wciąż zaskakiwanym nowymi faktami na temat świata przedstawionego, również bohaterowie anime niejednokrotnie zmuszeni są stawić czoło prawdom uznawanym dotąd za niepodważalne. Rewelacje na temat tytanów, które odkryli na początku swej długiej drogi, sprawiają, że ludzkość po raz pierwszy zaczyna działać w myśl konkretnego planu, niezakładającego jedynie pasywnego krycia się za murami. Po raz pierwszy żołnierze czują się jak prawdziwi wojacy, a nie jak bydło prowadzone na bezmyślną rzeź. Kadra zwiadowców jest zdeterminowana jak nigdy w historii, gdyż zdaje sobie sprawę, że podobna okazja na osiągnięcie zwycięstwa najpewniej się już nie powtórzy. Mimo to, wśród zamkniętych w niewielkiej przestrzeni ludzi narastają napięcia i konflikty, a co gorsza także wzajemna nieufność w obliczu mogących czaić się na każdym rogu zdrajców. Eren, Mikasa i Armin postawieni zostają w trudnej sytuacji. Z jednej strony to od Erena zależy powodzenie planów dowództwa i możliwość odwrócenia losów konfliktu. Jednocześnie chłopak pozostaje zależny od osób o wiele przebieglejszych od siebie. Mimo wszystkich swych zdolności jest jedynie pionkiem w grze, cennym dla obu stron, ale wciąż niezdolnym do samodzielnego uratowania świata. Miło widzieć, że tak logiczny stan rzeczy stanowi oś fabuły i nadaje ton akcji drugiego sezonu. Bezkompromisowe skoncentrowanie fabuły na Erenie ma jedynie tę wadę, że pozornie nadmiernie eksponuje jego postać. Gdy tylko cokolwiek zagraża bohaterowi, reszta zwiadowców dosłownie staje na rzęsach, by uratować mu cztery litery i wyręczać w niemal każdej czynności, byle tylko zachować go przy życiu do czasu, kiedy będzie rzeczywiście niezbędny. Uznałem to za logiczne następstwo wydarzeń, ale nie zdziwiłbym się, gdyby sporej grupie odbiorców przeszkadzał brak bardziej aktywnej postawy protagonisty i większego wpływu jego poczynań na własny los.
Poczucie bezsiły towarzyszy również działaniom sporej grupy postaci drugoplanowych. Nie dotyczy nierównych szans w konflikcie z tytanami – ten element już od pierwszego odcinka jest dogmatem – lecz niemożności wystąpienia przeciw biegowi wydarzeń w skali makro. Bohaterów porywa prąd historii (stwierdzenie dość zabawne w kontekście treści tej części serialu), niedający czasu ani możliwości, by cokolwiek dokładniej rozważyć. Poczucie bezsilności obsady pomaga w tworzeniu wciągającego klimatu, ale jednocześnie utrudnia wczucie się w historie poszczególnych bohaterów. Drugi sezon Shingeki no Kyojin obfituje w retrospekcje, ale los większości zwiadowców w nich ukazywanych był mi całkowicie obojętny. Liczyła się wyłącznie postępująca fabuła, kolejne cegiełki dokładane do piętrowej tajemnicy, nie zaś życiowe rozterki mało istotnych jednostek. Nie świadczy to o słabości wątków, wiele z nich ma wszystko co trzeba, by zainteresować widza. Przegrywają zwyczajnie z o wiele ciekawszą tajemnicą tytanów, w związku z czym niejednokrotnie miałem wrażenie, że minuty poświęcone na rozdrapywanie ran bohaterów nie były optymalnym wykorzystaniem czasu ekranowego.
Mimo wątpliwości dotyczących zbilansowania wątku głównego i pobocznych równowaga pomiędzy akcją a spokojniejszymi scenami pozostaje zachowana. Odbiorcy ceniący raczej akrobatyczne pojedynki z kolosalnymi bestiami niż zawiłości fabuły, nie poczują się zawiedzeni. W toku wydarzeń dochodzi do kilku znaczących walk poza obrębem murów, podczas których każdy pokonany gigant oznacza kosztowne zwycięstwo w pocie, krwi i znoju. Trup ściele się gęsto, choć może nie tak zaskakująco i masowo jak wcześniej. Zachowano widowiskowość i dynamikę starć, a także wspomniane już balansowanie na krawędzi nieznośnego patosu, tak doskonale współgrające z nieco koślawym i surowym stylem rysunku Hajime Isayamy. Animowane komputerowo tytany i eksplozje, zaskakujące sytuacje na polu bitwy i równie nieortodoksyjne sposoby ich rozwiązywania wciąż cieszą oko, o ile zachować dystans do absurdalności samej idei fruwania dookoła bestii za pomocą zbiorników ze sprężonym powietrzem. Anime nadal mile łechce młodzieżowe instynkty niezależnie od wieku widza.
Styl i klimat to jedno, czysto obiektywna jakość wykonania drugie. Już w 2013 roku, mimo robiących wrażenie jak na te czasy efektów, nie brakowało oszczędnościowych uproszczeń w postaci nieruchomych kadrów trwających kilkanaście sekund, czy też deformacji wykraczających poza uzasadnione zachowania, podyktowane stylizacją na nieco koślawy mangowy oryginał. Tym razem niedociągnięcia dają o sobie znać równie często, co dziwi o tyle, że przy ogromnej popularności pierwszej serii, kontynuacja powinna dysponować budżetem pozwalającym na realizację nawet najbardziej wyszukanych widzimisię reżysera. Tymczasem skaczący z drzewa na drzewo zwiadowcy suną niemrawo na tle taśmowo przesuwającego się lasu, co pomijając większą szczegółowość roślinności, wygląda miejscami równie fascynująco, jak w pierwszym Naruto. Równie zabawne, acz jednocześnie przykre, są ujęcia z oddali galopujących jeźdźców, w których modele koni przesuwają się po trawie niczym po zielono‑burym lodowisku. Reżyser stara się jak może zamaskować podobne niedostatki odpowiednią pracą kamery i gustowną grą świateł, ale i tak nie sposób ich nie zauważać. Jestem przekonany, że późniejsza wersja Blu‑ray doczeka się znaczących poprawek, dalece wykraczających poza standardowe zmiany, ale liczba usterek w pierwotnej wersji telewizyjnej nie napawa optymizmem w odniesieniu do kompetencji producentów i ich dysponowania budżetem. Tym razem twórcy anime mieli ułatwione zadanie, bo mimo istotności fabularnej wydarzeń, ich skala jest stosunkowo niewielka, ale w kontekście zapowiedzianego na rok 2018 trzeciego sezonu skąpstwo może budzić uzasadnione obawy. Nic nie powstrzymuje przecież producentów przed dalszym przykręceniem kurka z pieniędzmi w myśl zasady, że to i tak się sprzeda. Integralnym elementem Shingeki no Kyojin jest moc ekspresji, z którą Araki i współpracownicy kreślą najbardziej wzruszające, widowiskowe i podniosłe sceny. Bez odpowiedniej oprawy serial stałby się może nie tyle wyraźnie gorszy, co z pewnością inny, mniej angażujący widza w swój charakterystyczny świat.
Mniej ograniczeń miał na szczęście Hiroyuki Sawano, który komponując ścieżkę dźwiękową, utrzymaną w typowym dla siebie tonie, w interesujący sposób nawiązał do swej wcześniejszej twórczości w pierwszej serii, rozbudowując niektóre motywy, czy też rozwijając je w nowe formy. Przywodziło mi to na myśl motyw przewodni ze słynnej serii gier The Elder Scrolls rozwijany na przestrzeni dziejów nie tylko poprzez dodawanie kolejnych instrumentów, ale i rosnącą dynamikę tego samego utworu. W ogólnym rozrachunku można się zastanawiać, czy twórczość Sawano nie staje się powoli przewidywalna wraz z upływem czasu, ale jak dotąd nie uważam, by kompozytor popadł we wtórność. Wciąż rozwija się dynamicznie i ma wiele do zaoferowania, a rosnący rozmach jego kompozycji nie jest jeszcze brnięciem w ślepą uliczkę, przynajmniej o ile trzymać się będzie tytułów równie wyrazistych, jak Shingeki no Kyojin czy choćby Nanatsu no Taizai. Paradoksalnie czołówka w wykonaniu Linked Horizon wyłamuje się z ciągotek do muzycznego baroku, oferując bardziej konserwatywne i stonowane doznania w stosunku do swoich poprzedniczek.
Shingeki no Kyojin to od początku serial przytłoczony ciężarem oczekiwań. Największą wadą serii z 2017 roku jest to, że w gruncie rzeczy obejmuje okres przejściowy między kluczowymi wątkami. W pierwszej serii runęła nie tylko część murów chroniących ludzkość, ale i utrwalany przez setki lat światopogląd i spojrzenie na wroga. Ciąg dalszy ma za zadanie przede wszystkim podtrzymanie zainteresowania oraz przygotowanie gruntu pod kolejne istotne fakty, które zostaną ujawnione w sezonie trzecim. Można by się spierać, czy niespodzianki przygotowane w międzyczasie są równie udane, co wcześniejsze, tym bardzie że zarówno autor mangi, jak i twórcy anime, dość wyraźnie sugerują zawczasu ich wystąpienie. Tym niemniej uważam, że owa „przystawka” doskonale spełniła swe zadanie. Na nowo rozbudziła zainteresowanie tytułem i przygotowała grunt pod prawdziwie istotne wydarzenia, dopiero mające nastąpić. Mam jedynie nadzieję, że warto będzie czekać, tym razem na szczęście krócej. Finałowa ocena jest z pewnością na wyrost, ale ponieważ anime na nowo rozbudziło mój niczym nieskrępowany entuzjazm wobec cyklu, nie będę miał z tego powodu wyrzutów sumienia.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Wit Studio |
Autor: | Hajime Isayama |
Projekt: | Kyouji Asano, Takaaki Chiba, Takuma Ebisu |
Reżyser: | Hiroyuki Tanaka, Masashi Koizuka, Tetsurou Araki |
Scenariusz: | Yasuko Kobayashi |
Muzyka: | Hiroyuki Sawano |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Shingeki no Kyojin - wrażenia z pierwszych odcinków | Nieoficjalny | pl |