Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 10/10 grafika: 9/10
fabuła: 9/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 68
Średnia: 8,41
σ=1,09

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Sangatsu no Lion [2017]

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 22×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 3月のライオン [2017]
  • March Comes in Like a Lion [2017]
Tytuły powiązane:
Widownia: Seinen; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Kontynuacja godnie dotrzymująca kroku pierwszej serii.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Przybliżenie fabuły anime takiego jak Sangatsu no Lion jest zadaniem trudnym i niewdzięcznym. Oczywiście można by ją opękać nieśmiertelnym „ciąg dalszy opowieści o…”, ale to – jak słynna odpowiedź matematyka – byłoby opisem precyzyjnym, prawdziwym i całkowicie nieprzydatnym. Problem polega jednak na tym, że w przypadku tego rodzaju sagi wyciąganie jednego wątku i przypisywanie mu roli „głównego” może być o tyle niekorzystne, że zawiedzeni poczują się odbiorcy, którym zależy tylko na śledzeniu losów określonych postaci. Pod tym względem pierwsza seria była zdecydowanie bardziej spójna, ponieważ w znacznie większym stopniu koncentrowała się na osobie Reia Kiriyamy i w sumie można przyjąć, że pokazywała jakiś dający się wyróżnić etap jego życia. W omawianej tu serii Rei pozostaje postacią centralną, jednak w poszczególnych wątkach często odgrywa rolę niewiele większą od epizodycznej. Nie znaczy to, że Sangatsu no Lion skacze po tematach kapryśnie i bez sensu – wszystkie pokazane tu historie łączą się w jedną całość, jako doświadczenia kształtujące protagonistę lub też punkty odniesienia dla widza, pozwalające lepiej go zrozumieć. Z drugiej jednak strony nie da się nie zauważyć, że nowa odsłona cierpi na klasyczny syndrom „środkowej części” – sama w sobie otwiera i zamyka pewne wątki, ale konstrukcyjnie wyraźnie brakuje jej zarówno początku, jak i końca. Z tego właśnie wynika niższa ocena, ponieważ na najwyższe noty zasługują dla mnie tylko te tytuły, które można uznać za samodzielną całość lub przynajmniej wyraźnie dającą się wyróżnić część większej całości.

Pierwszą połowę serii dominuje wątek związany z rodziną Kawamoto – aczkolwiek bardzo zawiodą się widzowie, którzy oczekiwaliby słodkich perypetii trójki uroczych dziewcząt, stanowiących do tej pory oparcie dla Reia. W centrum wydarzeń znajduje się Hinata, uczennica trzeciej klasy gimnazjum, która pewnego dnia przyznaje się w domu, że stała się ofiarą prześladowań ze strony grupki dziewcząt ze swojej klasy. Może się wydawać, że to typowa zagrywka fabularna mająca wycisnąć z widzów trochę wzruszenia, jednakże Chika Umino, czyli autorka mangi, wie doskonale, co robi. Cały ten wątek jest poprowadzony po mistrzowsku i z wyczuciem potrzebnym w tak delikatnej materii. Pod pewnymi względami stanowi kliniczne studium przypadku, naświetlające odbiorcom aż do przerysowania różne aspekty tego rodzaju historii, ale jednocześnie pozostaje bardzo, bardzo przyziemne. Dlatego też widzów może zawieść konkluzja – mimo że do pewnego stopnia można mówić o triumfie Hinaty, cała sprawa pozostawia bardzo nieprzyjemny smak w ustach, a pewne wątki w ogóle nie znajdują rozwiązania. W tym przypadku nie jest to wada ani błąd scenariusza – świat Sangatsu no Lion nie jest czarno­‑biały i nie podsuwa gotowych recept na szczęście czy też sprawiedliwość społeczną. Inna rzecz, że wielu autorów uczyniłoby podobny wątek osią fabuły i podporządkowało mu wszystkie inne. Tutaj – jak zawsze – opowieść meandruje i potrafi porzucić Hinatę, by skupić się na czymś innym. Wszystko to służy podkreśleniu, że w prawdziwym życiu wiele spraw toczy się jednocześnie i to nie jest tak, że jeśli dzieje się coś dramatycznego, wszystko inne nagle ulega zawieszeniu na pewien czas.

Celem autorki nie było zresztą tylko zapełnienie fabuły potencjalnym wyciskaczem łez. Cały ten epizod znacząco przybliża widzom Hinatę, a także Akari – i pokazuje je w nowym świetle. Właściwie, jak się nad tym zastanowić, do tej pory wiedzieliśmy o nich naprawdę niewiele: że mają trudne życie, ale w sumie są szczęśliwe, że ciepła i macierzyńska Akari pracuje i opiekuje się młodszymi siostrami, zaś Hinata… Cóż, jest energiczną małolatą i to właściwie wszystko. Teraz okazuje się, że ich charaktery nie dadzą się sprowadzić do kilku przymiotników – Akari nie jest chodzącą doskonałością, zaś Hinata skrywa pokłady charakteru i żelaznej siły woli, które do tej pory nie miały okazji się ujawnić. Chociaż wydaje się, że Rei odgrywa w tym wszystkim marginalną rolę (sam z pewnością tak uważa), w rzeczywistości ważna jest zarówno jego obecność, jak i wpływ tych wydarzeń na niego samego. Trzeba się jednak uważnie przyglądać, bo jak zwykle nie dostaniemy niczego na tacy – zwrócę choćby uwagę na scenę, w której Hinata wraca zapłakana do domu, zaś Rei nie zostaje zaproszony na naradę rodziny Kawamoto – jego obecność jest po prostu uznana za całkowicie oczywistą.

Wątek Hinaty przewija się do samego końca, jednak nie wypełnia całej serii. Mniej więcej w połowie znajdziemy epizod, którego w sumie można się było spodziewać: pierwsze profesjonalne spotkanie Reia z arcymistrzem Souyą. Zastanawiało mnie, jak autorka zamierza do tego pojedynku doprowadzić, skoro Rei nie gra jeszcze na poziomie umożliwiającym mu stawanie w szranki z obecnym meijinem świata shougi. Odpowiedzią okazał się mecz towarzyski po wygraniu przez Reia jednego z pomniejszych turniejów – pomysł dobry i ze wszech miar uzasadniony. Jednak jak często bywa w Sangatsu no Lion, to nie samo starcie nad planszą jest najważniejsze. Kilka odcinków to za mało, by wniknąć w umysł Souyi – zresztą celowo jest on postacią całkowicie enigmatyczną, do której głowy nie mamy wstępu – wystarczy jednak, by nakreślić subtelne porównanie pomiędzy nim a Reiem. Cały ten epizod jest o tyle ważny, że na podstawie podobieństw i różnic łączących i dzielących Souyę i Reia możemy lepiej zrozumieć zarówno punkt widzenia, jak i podejście do świata głównego bohatera.

Kolejny epizod w pierwszej chwili może wydawać się całkowicie niepotrzebny: oto pełne dwa odcinki zostają poświęcone na mecz o jeden z tytułów mistrzowskich pomiędzy Shimadą a Yanagiharą. Ten pierwszy odegrał w poprzedniej serii znaczącą, acz drugoplanową rolę jako mentor Reia i Nikaidou, ten drugi pojawiał się epizodycznie i głównie w roli przerywnika komediowego. Innymi słowy, zaczynamy od dwóch postaci, które mało kto z widzów zdążył polubić na tyle, by przejmować się ich problemami. Jako że wiwisekcja Shimady została dokonana już wcześniej – przy okazji jego pojedynku z Souyą – teraz oglądamy cały mecz przede wszystkim oczami Yanagihary, jednego z najstarszych aktywnych zawodowych graczy. Manga i anime niewiele miejsca poświęcają starości, tu jednak mamy przejmujące – chociaż wcale nie tak ponure, jak mogłoby się wydawać – studium człowieka u schyłku życia, pokazujące, że nawet wtedy żar i apetyt na zwycięstwo nie muszą przemijać.

Końcówka serii to garść odcinków pogodniejszych, zawiązujących niektóre luźne końce i kładących podwaliny pod przyszłe wydarzenia. Na pewno warto je docenić za niezwykły urok, trzeba też przyznać, że stanowią zasłużoną chwilę oddechu, a może nawet swoistą „nagrodę” dla bohaterów, w sumie jednak uznałabym je za najsłabszą część tej serii. Przede wszystkim z powodu ogromnego przeskoku czasowego o kilka miesięcy – w życiu nastolatków, takich jak Rei czy Hinata, to okres bardzo długi i chociaż rozumiem, że chodziło o doprowadzenie fabuły do pewnej konkluzji, trudno uwierzyć, by przez cały ten czas nie wydarzyło się nic wartego opowiedzenia.

W powyższych akapitach zawarłam także większość tego, co mogłabym napisać o Reiu, Hinacie i Akari. Dalece nie wyczerpuje to analizy ich postępowania i przemian, jednak żeby rozwinąć temat, musiałabym omówić słowo w słowo fabułę poszczególnych odcinków. Spośród postaci drugoplanowych więcej miejsca – ale niejako pomiędzy innymi wydarzeniami – dostaje Nikaidou i aż wstyd mi pomyśleć, że kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy na początku poprzedniej serii, skrzywiłam się i szybko uznałam za obligatoryjnego błazna. Chika Umino konsekwentnie rozwija jego postać i dokłada nowe warstwy, a jednocześnie, choć wydaje się to zaskakujące, nie próbuje wyciskać z widzów niepotrzebnego współczucia. Jeśli jednak mowa o postaciach, należy pamiętać o jednym: konsekwencją ich spójnych, realistycznie kreślonych charakterów jest to, że mogą się wydawać nieinteresujący widzom przyzwyczajonym w anime do bardziej ekstremalnych i celowo podkolorowanych osobowości. Nie znajdziemy tutaj gwałtownych objawień i przemian, większość zachodzących procesów ma charakter bardzo stopniowy. Sangatsu no Lion da się wpakować do szufladki „opowieść o dorastaniu”, jednak to także będzie niesprawiedliwe zawężenie tematyki do jednego tylko aspektu.

Podobnie jak w pierwszej serii zdarzało mi się krzywić na zbyt efekciarską oprawę graficzną – powiedzmy, że niektóre sceny obeszłyby się bez aż tak nachalnej symboliki. Trudno jednak uznawać to za poważną wadę, ponieważ omawiane tu anime pozostaje jedną z niewielu znanych mi produkcji, w których kolorystyka, kadrowanie, oświetlenie i inne elementy wizualne zostały naprawdę uczciwie przemyślane – i to widać. Nie jest to seria wymagająca popisów animacyjnych, w wielu scenach całkowicie wystarczy umiejętne operowanie obrazem, by stworzyć przejmujący efekt lub przekazać widzowi towarzyszące postaciom emocje. Równie przemyślana jest warstwa muzyczna, której siła ponownie polega także na wykorzystaniu ciszy lub naturalnych dźwięków otoczenia tam, gdzie inne serie wepchnęłyby jakieś rzewne rzępolenie.

Niższej oceny nie należy w tym przypadku uważać za oznakę spadku jakości – wynika ona z tego, o czym pisałam na wstępie. Nowa odsłona Sangatsu no Lion nie tworzy spójnej całości fabularnej, a choć takie jest jej założenie, trochę osłabia to serię jako całość. Mimo to poszczególne jej epizody w pełni dorównują, a czasem przewyższają to, co zobaczyliśmy wcześniej. Podkreślę jednak raz jeszcze, że jeśli komuś pierwsza seria wydała się nieinteresująca bądź wydumana, tutaj raczej nie znajdzie nic, co miałoby go skłonić do zmiany zdania. To nie jest propozycja obowiązkowa, ale rzecz dla amatorów.

Avellana, 10 maja 2018

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: SHAFT
Autor: Chika Umino
Projekt: Nobuhiro Sugiyama
Reżyser: Akiyuki Shinbou, Kenjirou Okada
Scenariusz: Akiyuki Shinbou, Fuyashi Tou
Muzyka: Yukari Hashimoto