Anime
Oceny
Ocena recenzenta
4/10postaci: 5/10 | grafika: 5/10 |
fabuła: 2/10 | muzyka: 5/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Mahou Shoujo Site
- Magical Girl Site
- 魔法少女サイト
- Czarodziejki.net - Mahou Shoujo Site (Komiks)
Nieudane dziecko Elfen Lied i Mahou Shoujo Madoka Magica. Umiarkowanie intensywny spektakl przemocy i głupoty, czyli średniak w swojej mało ambitnej kategorii.
Recenzja / Opis
Życie Ayi Asagiri jest nieustającym cyklem smutku i cierpienia. Przez wrodzoną bierność i nieporadność nastolatka stanowi łatwy cel dla grupy szkolnych dręczycielek, każdego dnia wymyślających coraz okrutniejsze tortury. Nie lepiej jest w domu, gdzie dziewczyna bywa zaniedbywana przez rodziców na rzecz bardziej uzdolnionego brata, który z kolei dla rozładowania stresu używa jej jako worka treningowego – i nie chodzi o akceptowalne w rodzeństwie szturchanie w ramię, ale o regularne sesje przemocy z użyciem pięści i sznura. Okazjonalne wytchnienie Aya znajduje w towarzystwie bezdomnych kotów, a poza tym każdą wolną chwilę spędza na rozważaniu samobójstwa. Przełom następuje, gdy pewnego wieczoru ekran jej komputera wyświetla stronę internetową, gdzie tajemniczy głos mówi o możliwości zyskania ułatwiających życie magicznych mocy. Rzecz jasna dziewczyna bierze to za głupi żart, nawet gdy kolejnego dnia znajduje w szkolnej szafce dziwny pistolet z lufą w kształcie serca. Do zrewidowania jej poglądów przyczynia się jedna z prześladowczyń, która, znudzona monotonią konwencjonalnych tortur, najpierw uśmierca dokarmianego przez Ayę dachowca, a następnie sprowadza chłopaka ze starszej klasy mającego ją zgwałcić. Zdesperowana bohaterka pociąga za spust zagadkowej broni, czym niespodziewanie teleportuje oprawców prosto pod koła jadącego nieopodal pociągu. To nieumyślne zabójstwo jest oczywiście zapowiedzią nowych problemów. Niebawem na horyzoncie pojawiają się kolejne użytkowniczki magicznych mocy, a właściciele tajemniczej strony w swoich działaniach okazują się nie być bezinteresowni.
Mahou Shoujo Site należy do charakterystycznej grupy dramato‑komedio‑horrorów, łączących cechy kina eksploatacji z tematyką, którą przy odrobinie wyrozumiałości można by uznać za obyczajową. Odznaczają się one tym, że obficie eksponowane w nich fizyczna przemoc i erotyka w istocie nie są głównymi elementami trzymającymi widza przy ekranie. Te bowiem zawierają się przede wszystkim w warstwie fabularnej – w karykaturalnym opisywaniu mechanizmów wszelkiego rodzaju społecznych patologii i przedstawianiu bohaterów w stanie permanentnego, psychicznego dyskomfortu, tak aby widz mógł: a) im współczuć, b) dowartościować się, złorzecząc ich oprawcom, c) podsycić sadystyczne fantazje, d) wszystkie z wymienionych. Zdarzają się odbiorcy, którzy traktują takie serie poważnie, widząc w nich uniwersalne prawdy na temat bezsensu życia czy okrucieństwa świata. Ci bardziej wyrafinowani tłumaczą swoje nieprzyzwoite upodobania, mówiąc, że oglądają to „ironicznie”, jako niezamierzoną komedię. Niezależnie od obranej strategii odbioru, gustowanie w takich utworach zawsze jest oznaką rażąco niskich wymagań. Są to bowiem dzieła skrajnie prymitywne, żerujące na najprostszych emocjach. W doznaniach, jakie zapewniają, bliższe są raczej pornografii niż komedii, a ich zerowa wartość merytoryczna nierzadko idzie w parze z marnym wykonaniem technicznym. Ludzi oglądających je regularnie i namiętnie dyskutujących o nich w internecie niepodobna brać za wyrobionych widzów, a tym bardziej za wiarygodnych opiniotwórców.
Osobiście bardzo takie produkcje lubię, choć nie wszystkie i trudno mi wymyślić spójne kryteria ich oceny. Elfen Lied wynudziło mnie już przy pierwszym seansie, ale np. wracanie do School Days sprawia mi jakąś niepokojącą przyjemność. Podejrzewam, że może tu chodzić o coś, co jeden z tanukowych recenzentów przy okazji recenzji Kill La Kill określił jako „przesycenie sensoryczne”. Jeśli oczekujący takiej rozrywki odbiorca jest od pierwszych odcinków zalewany wszechobecnym tragizmem i efektownymi scenami masowych dekapitacji, to prezentowane później akty przemocy wobec zwierząt nie robią już na nim większego wrażenia. Efekt jest lepszy, kiedy groteskowe okrucieństwo dozowane jest stopniowo – kiedy seria zaczyna się jak konwencjonalny romans szkolny, w którym osobliwe zachowania bohaterów widz początkowo przypisuje własnej nadinterpretacji, aby pod koniec mieć problem z ogarnięciem absurdu tego, co właśnie ogląda. Wychodzi tu zatem pozornie zaskakujący, ale w gruncie rzeczy oczywisty fakt: nawet tak prostacka konwencja wymaga warsztatowej poprawności, która, w odróżnieniu od produkcji bardziej ambitnych, pożądana jest jednak przy realizacji innych aspektów.
Pod tym względem Mahou Shoujo Site powtarza błędy Elfen Lied. Pierwszy odcinek jest bowiem znakomity – przede wszystkim jasno uświadamia, z jaką rozrywką będziemy mieli do czynienia, tak aby odbiorca nielubiący tego rodzaju produkcji mógł sobie z czystym sumieniem odpuścić dalszy seans. Miłośnik takiej estetyki otrzymuje natomiast solidną porcję przerysowanej przemocy, w pierwszej kolejności ugruntowanej fabularnie i emocjonalnie, a dopiero potem efektownej wizualnie. Dostaje też zwrot akcji pozwalający mu przypuszczać, że poza intensywnym spektaklem okrucieństwa zobaczy jeszcze w miarę zajmującą intrygę. Ten rewelacyjny wstęp z czasem okazuje się jednak największą wadą serii – budzi on bowiem nadmierne oczekiwania, którym dalsze odcinki nie są w stanie sprostać. Oczywiście przemoc cały czas dominuje, ale anime nie osiąga już później równie satysfakcjonującego stężenia psychicznego dyskomfortu. Szkolne perypetie Ayi ogląda się z taką fascynacją, ponieważ mają wyraźny kontekst i dają jasny wgląd w uczucia bohaterki. Kolejne okropności są natomiast motywowane bardzo skrótowo i sprowadzają się głównie do tortur fizycznych. Widz nieraz uśmiechnie się, patrząc, jak dana postać zwija się z bólu w kałuży łez i krwi, ale wydaje mi się, że nie o to w takich produkcjach chodzi. Inna sprawa, że w przedstawianiu cierpień somatycznych twórcy również nie są zbyt kreatywni. Więcej – momentami bywają zaskakująco oszczędni, jakby to faktycznie ten nieumiejętnie budowany psychiczny dyskomfort miał być główną atrakcją. Jeśli ktoś zamiast wiwisekcji społecznych patologii oczekuje artystycznej rzeźni rodem z twórczości Kouty Hirano, również będzie zawiedziony.
Aby ukazywana przemoc mogła wybrzmieć, musi godzić w obchodzących widza bohaterów. Tu natomiast popełniono klasyczny błąd niezachowania proporcji między ich liczbą a czasem ekranowym. Magicznych dziewcząt poznajemy aż dziesięć, z czego dokładniej przedstawione zostają cztery. Pozostała szóstka to postaci zasadniczo takie same: z natury dobre, ale w jakiś sposób pokrzywdzone przez los i dla uniknięcia moralnej jednoznaczności ubarwione szczątkową ilością nienormatywnych zapędów. Widz rozróżnia je po mocach, jakimi dysponują, oraz po jednym indywidualnym zachowaniu, jakim może być np. samookaleczanie lub transwestytyzm. Bohaterki, które dostają więcej czasu, poznajemy lepiej pod kątem przeszłości czy motywacji, jednak nawet wówczas pozostają one mało wyraziste, nie wykraczając poza dobrze znane klisze. Twórcy próbują intensyfikować łączące je relacje poprzez oparcie ich na krańcowych uczuciach – od miłości po chęć mordu – ale nijakość charakterów zabiegowi temu nie sprzyja, przez co większość scen przemocy tak naprawdę nie działa na emocje i przypomina wyżywanie się na krwawiących manekinach. Z całej obsady do gustu przypadł mi tylko wspomniany wcześniej brat głównej bohaterki. Osobnik ten sprawia wrażenie połączenia Lighta Yagami, Dio Brando oraz twardych narkotyków: jest zły, ponieważ jest zły; ma się za nieomylnego boga, gardząc przy tym resztą ludzkości; głośne tyrady o swojej wyższości przeplata szyderczym śmiechem; jest komicznie nieudolnym kłamcą i manipulantem, a podatność na jego machinacje służy jako wizualizacja inteligencji poszczególnych bohaterów. To postać przerysowana do tak skrajnego absurdu, że swoją przynależnością do konwencji zdaje się przełamywać czwartą ścianę. Gdyby wszystkie elementy serii były równie udane, przypuszczalnie mielibyśmy do czynienia z najlepszym anime w swojej klasie.
Mahou Shoujo Site nie miało być jednak tylko eskapistycznym spektaklem okrucieństwa. Drugim potencjalnie atrakcyjnym elementem jest konwencja „mrocznych magicznych dziewcząt” – pochodna rewolucji, jaką siedem lat temu było Mahou Shoujo Madoka Magica, a ściślej, jak anime określane było przez osoby nie dość dokładnie zaznajomione z historią oryginalnego gatunku, twórczością Kunihiko Ikuhary czy choćby Masakiego Tsuzuki. Nie chodzi o przebudowanie gatunkowych fundamentów lub użycie ich do przekazania uniwersalnych treści, a jedynie o pogłębienie psychologii bohaterów, nadanie całości poważniejszego tonu i w takiej oprawie – powielanie z grubsza ogranych schematów. To bardziej dostosowanie konwencji do nowych odbiorców, niż jej reinterpretacja. Mahou Shoujo Site zapożycza z dzieła studia Shaft nie tylko tę estetykę, ale i fabularny szkielet, gdzie nadnaturalna siła najpierw rozdaje bohaterkom magiczne moce, a później, gdy wychodzą na jaw jej faktyczne intencje, staje się głównym antagonistą. Oczywiste naśladownictwo mi osobiście nie przeszkadza – samej Madoki, którą doceniam za reżyserię, nie uważam za zbyt oryginalną pod względem scenariusza. Rzeczywiście innowacyjne produkcje magical girls również trafiają do mnie zwykle poprzez poruszane zagadnienia, a nie fabułę rozumianą jako ciąg związków przyczynowo‑skutkowych. Problemem recenzowanego tytułu jest natomiast to, jak niekompetentni zdają się być jego twórcy w powielaniu tych motywów.
Czego by bowiem nie mówić o fabule czy przesłaniu Madoki, trudno tamtej serii zarzucić brak konsekwencji. Jasne było, skąd bohaterki biorą moce, z czym walczą i dlaczego. Mahou Shoujo Site naśladuje założenia fabularne, ale pozbawione jest właśnie tej przejrzystości świata przedstawionego. Przede wszystkim anime długo nie może się zdecydować, jakie właściwie schematy chce powielać. Na początku sporo czasu zostaje poświęcone relacjom między czarodziejkami, co sprawia wrażenie, że seria czerpie również z Mahou Shoujo Ikusei Keikaku, będąc kolejną wariacją na temat Battle Royale. Motyw ten szybko idzie jednak w odstawkę – wiarygodnie nakreślone osobiste konflikty nagle przestają mieć znaczenie, a bohaterki jednoczą się przeciw wspólnemu wrogowi, którego cele i motywacje widz zbyt często musi sobie dopowiadać. W pewnym momencie antagoniści stwierdzają np., że trzeba wyeliminować czarodziejki, które poznały prawdę o ich zamiarach, mimo tego, że informacja ta znajduje się na prowadzonej przez nich stronie. Być może nie jest to zwykła witryna internetowa i jej treść jest determinowana jakimiś magicznymi czynnikami, ale tego już seria nie potwierdza. Inny przykład: początkowo magia służyć ma poprawie jakości życia, dając przewagę nad pozbawionymi mocy prześladowcami. Dlaczego więc później, gdy dochodzi do starć między bohaterkami, jedna z nich dysponuje tarczą chroniącą przed magicznymi atakami? Zwykle staram się skupiać na rzeczach ogólnych i unikam wytykania pojedynczych niespójności, lecz tutaj jest ich tak wiele, że praktycznie uniemożliwia to przejmowanie się rozwojem intrygi. Nie chodzi nawet o to, że świat przedstawiony jest niekonsekwentny. Jest on po prostu zbyt niedookreślony – za bardzo czuć, że mangowy pierwowzór wymyślany jest na bieżąco i brak mu generalnej, spójnej koncepcji.
Można by oczekiwać, że dająca scenarzystom większą swobodę bezplanowość będzie rekompensowana efektownością, jednak w tej kwestii Mahou Shoujo Site również zawodzi, okazując się produkcją równie chaotyczną, co pozbawioną polotu. Elementom typowym dla gatunku brak bowiem kreatywnego przetworzenia i w gruncie rzeczy sprowadzają się one do nazewnictwa. Nie uświadczymy więc fantazyjnych strojów, surrealistycznych lokacji czy barwnych wizualizacji zaklęć, a jedyną oznaką używania magii są świecące źrenice i krwotok z oczu bądź ust. Brak autorskiej kreatywności objawia się też w mocach bohaterek, na które składają się np. teleportacja, wstrzymywanie czasu, wymuszanie posłuszeństwa czy telepatia – umiejętności, które początkujący autor współczesnego shounena odrzuciłby zapewne jako zbyt ograne. Nie robią one nic ponad to, na co wskazują ich nazwy – nie mają nowatorskich zastosowań ani nie łączą się w wymyślne kombinacje. Nieźle wypadają natomiast momenty, gdy twórcy nie próbują ukrywać braku inwencji i zamiast czerpać z gatunkowych motywów, idą w minimalizm. Różdżki bohaterek, mające zwykle postać przedmiotów codziennego użytku, sprawdzają się zarówno jako miotacze zaklęć, jak i jako broń sieczna lub obuchowa, co w połączeniu z wizualną dosłownością ukazywanej przemocy nieraz daje zadowalająco kuriozalne efekty. Ponadto serii trudno odmówić kompetentnej reżyserii. Ewidentnie większość pracy animatorów poszła w oddanie karykaturalnej mimiki, czego nie bano się intensywnie eksponować. Finalnie dostajemy więc sceny akcji, które są dynamiczne i czytelne, mimo tego, że przeważają w nich zbliżenia na twarze. Niewątpliwie był to sposób na obcięcie kosztów, ale trzeba przyznać, że całkiem pomysłowy.
Mahou Shoujo Site z pewnością dałoby radę dobitniej skrytykować. Bardziej dociekliwy recenzent mógłby napisać, że animacja jest do przesady oszczędna, że charaktery bohaterów bywają naginane do potrzeb scenariusza, albo że jest to najgorszego rodzaju adaptacja, która nie tylko ucina historię bez satysfakcjonującej konkluzji, ale i zekranizowane wątki okrawa do tego stopnia, że nawet widz nieznający pierwowzoru miewa poczucie nieciągłości. Kto inny mógłby też nie wnikać w szczegóły, stwierdzić, że anime jest prymitywne i obrzydliwe, i też trudno byłoby nie przyznać mu racji. Ocenianie takich produkcji według klasycznych kryteriów uważam jednak za nieprofesjonalne. Mamy tu bowiem do czynienia z utworem wykonanym bardzo świadomie – twórcy wyraźnie celowali w specyficzną, wulgarną rozrywkę dla konkretnego odbiorcy, nie próbując wzbogacać jej rozbudowaną fabułą czy głębszym przesłaniem, w tego typu seriach dającymi zwykle opłakane efekty. Moje zarzuty dotyczą natomiast kiepskiej realizacji właśnie tych elementów, na które położono największy nacisk, i które w założeniu miały być źródłem zabawy. Mahou Shoujo Site powinno działać wyłącznie jako urokliwie żenująca ekspozycja różnego rodzaju patologii, ubarwiona nawiązaniami do gatunku magical girls. W pierwszym przypadku zabrakło umiaru i kreatywności, w drugim – wyczucia konwencji. Ta banalna, dwuskładnikowa kompozycja czyni rekomendację bardzo prostą: polecam wyłącznie miłośnikom kiczowatego, rysunkowego okrucieństwa, mającym jednocześnie dużą tolerancję na fabularne niespójności. Jeśli ktoś nie wie, czy taka rozrywka mu odpowiada, pierwszy odcinek pozwala to szybko zweryfikować – „zasadę trzech odcinków” można w tym przypadku ograniczyć do trzech minut. Oczywiście trzeba się liczyć z późniejszym spadkiem jakości, ale myślę, że fani estetyki i tak wycisną z tego odrobinę rozrywki. Ci bowiem mogą być bardziej wyrozumiali, zważywszy na to, że w ostatnich latach takich produkcji nie powstaje zbyt wiele (choć już w kolejnym sezonie dostaliśmy Happy Sugar Life, więc widocznie nadal znajdują one odbiorców).
Na sam koniec nie mogę się powstrzymać od rekomendacji bardziej osobistej. Otóż uważam, że recenzowany tytuł może być nie najgorszą propozycją… dla nieco młodszych widzów. Oczywiście odradzam pokazywanie tego dzieciom, gdyż to byłoby nie tylko mało pedagogiczne, ale chyba nawet nielegalne. Chodzi mi tu o młodzież w wieku, powiedzmy, późnogimnazjalnym. Wielokrotnie spotkałem się z komentarzami mówiącymi, że „produkcja ta ze względu na swój mrok i przesadny patos może podobać się najwyżej zbuntowanym nastolatkom”, tak jakby miała to być wada. Podejrzewam, że w większości są to opinie osób starszych, które często zapominają, że anime to przemysł kierowany głównie do młodzieży. Krytykowanie utworu za to, że jego atmosfera ma odpowiadać grupie docelowej, wydaje mi się trochę niepoważne. Nie zrozumcie mnie źle, nie próbuję tu piętnować gustów nastoletnich odbiorców. Pod względem estetyki opisywana seria dość celnie trafia w moje upodobania i chciałbym mieć o niej lepsze zdanie, ale uniemożliwia mi to świadomość tego, z jakich schematów korzysta i jak nieudolnie to robi. Młodszy odbiorca, siłą rzeczy z mniejszym bagażem doświadczeń, prawdopodobnie nie będzie miał takich ograniczeń. Innymi słowy, chętnie poleciłbym Mahou Shoujo Site sobie sprzed piętnastu lat.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Production doA |
Autor: | Kentarou Satou |
Projekt: | Madoka Ozawa, Sakae Shibuya |
Reżyser: | Tadahito Matsubayashi |
Scenariusz: | Takayo Ikami |
Muzyka: | Keiji Inai |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Mahou Shoujo Site - wrażenia z pierwszych odcinków | Nieoficjalny | pl |