Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 9/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 82
Średnia: 7,84
σ=1,15

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

ReLIFE: Kanketsu-hen

Rodzaj produkcji: odcinek specjalny (Japonia)
Rok wydania: 2018
Czas trwania: 4×24 min
Tytuły alternatywne:
  • リライフ 完結編
Tytuły powiązane:
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność
zrzutka

Mijają dni, miesiące, mija rok – śpiewał Andrzej Dąbrowski. Tak też dzieje się w programie ReLIFE, w którym uczestniczy główny bohater.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Nikodemsky

Recenzja / Opis

Po wielu dniach przemyśleń i obserwacji Chizuru nabiera coraz poważniejszych podejrzeń, iż Arata, podobnie jak ona, jest obiektem programu ReLIFE. Pewnego dnia zadaje o to pytanie swojemu opiekunowi, czyli Ryou, ale rzecz jasna nie otrzymuje odpowiedzi. Dowiaduje się za to, że opiekę nad nią przejmie An Onoya. Jak łatwo zgadnąć, Chizuru nie jest z tego zadowolona i trudno jej się dziwić, ponieważ An jeszcze niedawno aktywnie denerwowała swoją przyszłą podopieczną próbami poderwania Araty.

Czas mija nieubłaganie. Zbliża się szkolny festiwal, zaś Chizuru i Arata koordynują do niego przygotowania jako przedstawiciele swojej klasy. Niedługo po jego zakończeniu trzeba zaś zdecydować się w sprawie dalszej ścieżki edukacji i podejść do egzaminów. W mgnieniu oka nadchodzi zakończenie roku szkolnego i czas na podsumowanie wyników projektu ReLIFE.

Chwila, chwila, chwila… Czy zauważyliście, że wydarzenia pędzą nienaturalnie szybko? Osoby oglądające ReLIFE: Kanketsu­‑hen zaraz po zakończeniu serii telewizyjnej powinny odczuć to jeszcze bardziej dobitnie. Niestety, cztery dwudziestopięciominutowe odcinki to zdecydowanie za mało, aby utrzymać spokojne tempo wydarzeń i pokazać je ze wszystkimi szczegółami, do jakich przyzwyczaił nas ten tytuł. Widać to niestety jak na dłoni. Przedstawione wątki są potraktowane po macoszemu, brak jest szerszego tła wydarzeń i pokazania ich wpływu na bohaterów, co pozostawia ogromne odczucie niedosytu. Połowa tego, czym ReLIFE mnie zachwyciło – zniknęła. Akcja pędzi tak szybko, że momentami miałem wrażenie, iż zanika jej sensowność, a na pierwszy plan wysuwają się niewielkie bo niewielkie, ale widoczne dziury fabularne. Sytuację ratuje jedynie to, że grunt pod zakończenie kilku wątków przygotowano wcześniej, dzięki czemu fabuła jakoś trzyma się kupy.

Na szczęście pędzące wydarzenia nie zaszkodziły zbytnio warstwie emocjonalnej i charakterom postaci. Znalazło się trochę czasu na pokazanie ich przemyśleń czy zmartwień. Ponownie dużą rolę odgrywa dział wsparcia, który raz w zabawny, raz w uroczy sposób pomaga parce swoich podopiecznych w ostatnich chwilach ich drugiej młodości. Okazję do wykazania się miała zwłaszcza An, która wykorzystała swoją szansę bardzo dobrze i dzięki temu zaskarbiła sobie moją sympatię. Jeśli jednak miałbym wytypować największą ofiarę braku czasu antenowego, jest nią zdecydowanie wątek romantyczny. O ile już wcześniej położono pod niego mocne fundamenty, a jego rozwiązanie nie wyskoczyło jak filip z konopi, o tyle zabrakło wielu detali, odpowiedniego tempa, szerszego ukazania wątpliwości bohaterów związanych z realnym wiekiem oraz sytuacją życiową. Nie było co prawda źle, ale mogło być znacznie lepiej.

Najgorsze wieści mam jednak dla wszystkich osób znających mangę. Adaptacja po prostu leży, a spadek poziomu przełożenia historii na język animacji jest bolesny. Na pierwszą połowę mangi przypadło trzynaście odcinków, a na drugą cztery i to się inaczej skończyć po prostu nie mogło. Nawet nie biorąc pod uwagę całkowicie wyciętych wątków, te, które zostały zawarte w Kanketsu­‑hen, przeszły obróbkę piłą mechaniczną. Pominięta część mangi do idealnych, moim zdaniem, nie należy, ale sposób potraktowania najważniejszych wydarzeń związanych z festiwalem kulturalnym Aoby, a także adaptacja zwieńczenia i podsumowania fabuły, może dla wielu być nie do przyjęcia. Jeśli zna się pełną historię, można odnieść wrażenie, że mamy tu do czynienia z jej ubogim krewnym.

Zmianom nie ulegała oprawa techniczna. Ponownie widzimy więc projekty postaci, zróżnicowane i rysowane z wielką dokładnością. Bogata mimika zachwyca w scenach emocjonalnych, będąc nieodłącznym i charakterystycznym elementem tego tytułu. Niestety gorzej wypadają dość ubogie tła, przynajmniej przez większość czasu akcji. Nie zrozumcie mnie źle, nie są brzydkie ani koślawe, ale ilość detali po prostu nie zachwyca. Nieco lepiej jest w trakcie festiwalu kulturalnego, gdzie szczegółów w tle przybywa, co znacznie zwiększa różnorodność pokazywanych lokalizacji. Nikogo nie zaskoczy też muzyka. Odcinki otwiera dobrze znana nam czołówka, czyli Button zespołu PENGUIN RESEARCH. Podobnie jak w serii telewizyjnej, odcinki kończą różne utwory. Trzy z nich są zupełnie nowe, a ostatni, czwarty odcinek wykorzystuje piosenkę z openingu. Ogólnie ścieżka dźwiękowa spełnia swoje zdanie, zwłaszcza w scenach wymagających wykreowania nastroju i podkreślenia emocji, ale raczej nikogo nie porwie. Nie powiem też, że któryś z utworów trafił na listę mojej ulubionej muzyki z anime. Jest solidnie, ale bez rewelacji.

Największe pochwały należą się jednak obsadzie. Miło słuchało się codziennych rozmów i przemyśleń bohaterów, zaś rewelacyjnie wypadły momenty mocno emocjonalne. Zwłaszcza panie użyczające głosu An oraz Chizuru, czyli odpowiednio Reina Ueda i Ai Kayano, potrafiły w sposób niezwykle przekonujący i poruszający oddać trudne, wzruszające i radosne sceny. Ogólnie rzecz biorąc, praca seiyuu to ten element ReLIFE, który najbardziej zapadł mi w pamięć. Zarówno serial, jak i Kanketsu­‑hen wypadają pod tym względem fantastycznie, aż mam chęć wracać do tego tytułu, aby posłuchać bohaterów.

ReLIFE: Kanketsu­‑hen definitywnie zamyka historię Araty i Chizuru. Robi to jednak w sposób, który pozostawia wiele do życzenia. Brak czasu ekranowego sprawia, że wydarzenia są mocno zubożone w stosunku do oryginału, rozgrywają się zbyt szybko i mogą w znacznej mierze popsuć pozytywne odczucia po bardzo udanej serii telewizyjnej. Czy jednak ogólnie jest źle? Zdecydowanie nie. Czy mogło być lepiej? Zdecydowanie tak. To pozycja obowiązkowa dla osób, które znają serial, ale nie czytały pierwowzoru, czyli mangi. Czytelnikom po części odradzam – przeżyjecie ogromny zawód z powodu niedociągnięć fabularnych. Są jednak aspekty, dla których i Wy możecie rzucić okiem na tę odsłonę, gdyż animacja i gra seiyuu dostarczają emocji, jakich czytając mangę, nie da się doświadczyć.

Piotrek, 26 grudnia 2019

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Double Eagle, TMS Entertainment
Autor: Sou Yayoi
Projekt: Junko Yamanaka
Reżyser: Satoru Kosaka
Scenariusz: Kazuho Hyoudou
Muzyka: Masayasu Tsuboguchi