Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,33

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 38
Średnia: 6,66
σ=1,38

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Bokutachi wa Benkyou ga Dekinai!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2019
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • We Never Learn: BOKUBEN [2019]
  • ぼくたちは勉強ができない!
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Harem, Realizm
zrzutka

Ciąg dalszy – i coś w rodzaju konkluzji – sympatycznej komedii romantycznej. Niezłe, acz do geniuszu daleko.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Na pierwszy rzut oka w życiu Nariyukiego i jego szkolnych koleżanek niewiele się zmienia. Chłopak nadal stara się im wpoić podstawy dyscyplin, które – mimo braku predyspozycji – pragną studiować. Odnosi w tym pewne sukcesy, choć w dalszym ciągu oznacza to poziom najwyżej bardzo przeciętny. Tymczasem jednak coraz częściej przypominamy sobie, że czas, jaki bohater ma na to zadanie, nie jest nieskończony. Małymi kroczkami zbliża się zakończenie liceum, zaś w całym tym zamieszaniu Nariyuki zaczyna sobie uświadamiać, że sam nie bardzo wie, co chciałby w życiu robić i co (poza względami czysto ekonomicznymi) go motywuje do podjęcia wyższej edukacji. Z kolei jego towarzyszki plączą się we własnych uczuciach, które zazwyczaj nie do końca rozumieją, co przekłada się na liczne nieporozumienia i sceny o wydźwięku tyleż komicznym, co romantycznym.

Innymi słowy, kontynuacja jest na tyle podobna do poprzedniczki, że musiałam przejrzeć szybko odcinki, żeby przypomnieć sobie, co właściwie było w której z tych serii. Tutaj po serii oderwanych epizodów, poświęconych w równych proporcjach wszystkim paniom z obsady (czyli także Mafuyu i Asumi), dostajemy dwa trochę dłuższe wątki. Pierwszy związany jest z Fumino i dotyczy jej konfliktu z ojcem – jak się okazuje, rodziciel jest kolejną osobą przeciwną „marnowaniu zdolności” przez wybitną humanistkę i ze wszystkich sił stara się ją zniechęcić do studiowania astronomii. Koniec końców nawet dobrze wychowana i cierpliwa Fumino ma dość, ucieka więc z domu i przenosi się oczywiście do Nariyukiego. Drugi wątek to przygotowania, a następnie sam szkolny festiwal kulturalny, czyli trwające kilka odcinków pasmo qui pro quo i innych komicznych pomyłek. Stanowi on jednocześnie zwieńczenie serii – po nim następuje już epilog, co ciekawe, dający odpowiedź na pytanie, kogo w tym romantycznym galimatiasie ostatecznie wybierze Nariyuki.

Chociaż Bokuben pozostaje serią przyjemną, zabawną i chwilami zaskakująco ciepłą, jeszcze wyraźniej niż wcześniej da się dostrzec jego kompletną miałkość. To oczywiście nie jest wada dyskwalifikująca, walory rozrywkowe pozostają na przyzwoitym poziomie, ale trudno się dziwić, że ta seria zostanie raczej szybko zapomniana. Na froncie romantycznym unika aż do samego końca jakichkolwiek deklaracji, co sprawia, że ostateczny wybór bohatera nie bardzo wynika z wcześniejszych przesłanek. Nie chodzi o to, że jest pozbawiony sensu, ale brakuje mu stosownej podbudowy emocjonalnej – epilog jest wymiennym modułem, który można odczepić i zastąpić innym (co, notabene, robi właśnie teraz manga). Ot, romans na miarę obecnych trendów, kiedy od stworzenia przekonującej historii ważniejsze jest zadowolenie każdego czytelnika, który chce mieć poczucie, że „wygrała” jego faworytka.

Mało przekonująco brzmią także pytania o wybór drogi życiowej na przekór oczekiwaniom otoczenia. Można powiedzieć, że niesłusznie się tego czepiam, bo cały wątek przygotowań do studiów to tylko szkielet, na którym można oprzeć epizody romantyczno­‑komediowe. Skoro jednak autor wybrał taki motyw – w dodatku bardziej aktualny w Japonii, gdzie nacisk otoczenia to nadal ważny czynnik – mógł wyciągnąć z niego troszeczkę więcej. Komediowo wyolbrzymiona nieudolność Fumino i Rizu w wybranych przez nie dziedzinach działała na początku, zaczyna jednak zgrzytać w scenach poważniejszych. Nie chodzi bowiem o materiał, który muszą nadrobić, ale o to, że jedna z nich upiera się przy wybranym kierunku dla uzupełnienia swoich braków, druga zaś – ku pamięci swojej zmarłej mamusi. Z której strony nie spojrzeć, nie zdołałam w nich dostrzec ani cienia faktycznego zainteresowania wybraną dyscypliną, której obraz mają zresztą mocno wyidealizowany i odbiegający od rzeczywistości. W sumie naprawdę trudno było mi się dziwić tym wszystkim, którzy próbują je odwieść od podjętych decyzji – a to zdecydowanie podkopywało wiele scen, w których powinno się kibicować bohaterkom. Co ciekawe, problemy Uruki mają znacznie bardziej realistyczną skalę, a jej motywacja do nauki jest czysto praktyczna. Być może dzięki temu to właśnie ta bohaterka, na tle pozostałych, wydaje się najmniej przerysowana i najbardziej naturalna? Inna rzecz, że w tego rodzaju serii przerysowanie nie stanowi poważnej wady lubianych postaci.

O bohaterach nie da się napisać niczego nowego – ich charaktery, choć dość uproszczone, są skonstruowane z pomysłem, w taki sposób, by umożliwić im interesujące interakcje. Mają także spory potencjał komediowy, chociaż kilka żartów, szczególnie bardziej fanserwiśnych, bywa trochę nadużywanych. Jak zwykle mnóstwo humoru są w stanie przekazać seiyuu – wbrew pozorom takie drobiazgi, jak zmiany tonu głosu i rytm wypowiedzi mają ogromne znaczenie dla scen komediowych. Obsada nie ulega rozszerzeniu w stosunku do poprzedniej serii, chyba że wspomnieć o pojawiającym się w tej części ojcu Fumino, w którego rolę wciela się Hikaru Midorikawa – jednak to akurat jest partia grana z założenia na jedną nutę, więc stosunkowo mniej interesująca.

Oczywiście nie uległa także większym zmianom oprawa techniczna. Widać liczne zabiegi oszczędzające pracę, przede wszystkim częste deformacje i uproszczenia rysunku postaci, a także zastępowania tła planszami w proste wzorki i dodawanie komiksowych symboli dla oddania ruchu albo emocji. Wszystko to jednak ma miejsce w scenach komediowych, których tutaj nie brakuje. W scenach nastrojowych lub romantycznych zadbano o odpowiednią oprawę, przede wszystkim oświetlenie (chociaż mam wrażenie, że malujący wszystko przygaszoną czerwienią blask zachodzącego słońca jest ciut nadużywany). Nie zauważyłam poważniejszych zgrzytów, może poza rzucającą się czasem w oczy pustką w scenach z otwartego dnia na uniwersytecie czy szkolnego festiwalu – powinno tam być jednak więcej statystów. Obie piosenki towarzyszące serii – czołówka Can Now, Can Now w wykonaniu seiyuu bohaterek oraz ending Houkago no Liberty, który śpiewa Halca – są pogodne, pełne energii i świetnie pasują do klimatu. Czołówka może się także pochwalić ładną animacją – miło zobaczyć coś, co nie polega na montażu ujęć z odcinków. W odcinku 12 znajdziemy jeszcze dodatkowy bonus – piosenkę Wonder Pure Magic!, stylizowaną na openingi Precure, a wykonywaną przez Kanę Asumi i You Taichi, czyli seiyuu klubowych koleżanek Uruki. Szkoda trochę, że do zaprezentowania towarzyszącego jej tańca wykorzystano animację komputerową, ale w tego rodzaju serii było to pewnie nie do uniknięcia.

Brak pomysłu na ciekawsze rozwinięcie tematu nauki i zdolności można wybaczyć (chociaż są komedie, które umieją powiedzieć coś ciekawego – jak Baka to Test to Shoukanjuu), gorzej z komedią romantyczną równych szans, gdzie każda bohaterka ma odmierzoną odgórnie ilość czasu ekranowego. Ostatecznie zakończenie Bokuben dostaje ode mnie sześć – za brak faktycznego rozwoju wątków romantycznych, brak odwagi potrzebnej do dokonania wyboru (i mówię tu o autorze, nie o bohaterze) oraz „wymienną” konkluzję. Można obejrzeć, nawet z przyjemnością, ale jest to typowa seria na raz, do zapomnienia po paru sezonach.

Avellana, 5 kwietnia 2020

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Arvo Animation, Silver
Autor: Taishi Tsutsui
Projekt: Masakatsu Sasaki
Reżyser: Yoshiaki Iwasaki
Scenariusz: Gou Zappa
Muzyka: Masato Nakayama