Anime
Oceny
Ocena recenzenta
8/10postaci: 9/10 | grafika: 7/10 |
fabuła: 8/10 | muzyka: 10/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Dorohedoro
- ドロヘドロ
- Dorohedoro (Komiks)
- Dorohedoro: Ma no Omake
Facet z głową krokodyla po świecie magów chyżo popyla.
Recenzja / Opis
Istnieją mangi, których przeniesienie na ekrany wiąże się z rozlicznymi wyzwaniami niespotykanymi w znakomitej większości adaptacji. Rysownicy tacy jak Kentarou Miura i Junji Itou wypracowali niesamowicie ekspresyjny, pełen pieczołowitych detali styl, niemożliwy do wiernego odtworzenia bez przynajmniej częściowych strat jakościowych, a użycie słabej komputerowej animacji w Berserku i Gyo tylko pogorszyło sytuację. Mniej konwencjonalne historie pełne niedopowiedzeń i przeplatających się wątków również stanowią wyzwanie, albowiem nie tylko niełatwo wyznaczyć ramy, w których adaptacja miałaby się zamknąć, ale też istnieje ryzyko, że sam twórca jeszcze nie wie, jak potoczą się przyszłe wydarzenia. W efekcie wszelkie próby dopisania własnych zakończeń do anime, już nie tak popularne jak jeszcze przed laty, kończą się najczęściej spektakularną porażką. Wreszcie, mimo popularności serii może być ona specyficzna i ryzykowna pod względem marketingowym, przez co zainteresowanie widzów jest niełatwym zadaniem. Sprawy nie ułatwiają rzesze oddanych fanów, dla których jakakolwiek ingerencja w materiał źródłowy, czy też pominięcie pozornie nieistotnych detali, jest karygodną profanacją.
Z wszystkich wymienionych wyżej względów powstanie anime na bazie Dorohedoro Q Hayashidy długo wydawało się nierealne. Dopiero ostateczne zakończenie mangi zwiększyło prawdopodobieństwo adaptacji, gdyż wreszcie zamknęło skomplikowaną, pełną zagadek i niedopowiedzeń historię. Pozostały wciąż inne problemy, na czele z odtworzeniem charakterystycznego stylu rysunku, a zwiastun i zapowiedzi pokazujące intensywne wykorzystanie technik komputerowych nie napawały optymizmem, przynajmniej tych bardziej konserwatywnych odbiorców jak niżej podpisany. Wcześniejsza przygoda z Beastars, które udowodniło, że technika wreszcie weszła na poziom pozwalający na użycie mocy obliczeniowej maszyn z dobrym efektem, oraz udział w projekcie notującego dobrą passę studia Mappa były jednakowoż zachęcające, i po pierwszym szoku wynikającym z konieczności dostosowania się do stylu serii, z satysfakcją stwierdzam, że nawet najwięksi malkontenci nie powinni mieć zbyt wielu powodów do narzekania.
Fabuła pozostaje nienaruszona względem oryginału. W zapuszczonej Dziurze, wielkim slumsie zamieszkanym przez ludzi wykazujących ewidentną niechęć do sprzątania i mających spaczone poczucie estetyki, magowie regularnie pojawiają się z innego świata, by przeprowadzać na obywatelach swe eksperymenty. Kaiman, człowiek z głową krokodyla, będący ofiarą jednego z nich, poszukuje swego oprawcy, który nie tylko go oszpecił, ale i odebrał wspomnienia. Dowolny czar ulega bowiem rozproszeniu pod jednym z dwóch warunków – anulowania go przez rzucającego bądź też w momencie jego śmierci. Protagonista i jego towarzyszka skłaniają się ku tej drugiej opcji, polując na czarowników gnębiących mieszkańców Dziury. Pewnego razu swymi działaniami nadeptują na odcisk poważnej personie w świecie magii, rozpoczynając kaskadę wydarzeń krok po kroku odkrywających wielowątkową, zawiłą tajemnicę.
Najistotniejsze jest, iż Dorohedoro nie próbuje zadowolić jak najszerszego grona fanów, stawiając zamiast tego na jedną, konkretną wizję podporządkowaną historii i dostępnemu czasowi ekranowemu. Wizualnie mimo intensywnego wykorzystania animacji komputerowej błyskawicznie przekonałem się do użytych technik. Pomaga w tym mnogość kolorów, surrealistyczne lokacje i bohaterowie występujący w dziwacznych strojach i maskach. Kostiumy pomagają ukryć niedostatki animacji, a gadzia głowa protagonisty również nieźle znosi efekty komputerowe. Dzięki temu największy mankament podobnych produkcji – mimika, jest zmarginalizowany i nie przeszkadza w obiorze. Wciąż trzeba mierzyć się z dziwnie „pływającą” animacją obiektów i postaci, ale przyzwyczajenie się do niej przychodzi zaskakująco sprawnie. Nie było szans, by studio Mappa w Dorohedoro dokładnie oddało kunszt Q Hayashidy, ale jednocześnie nie zaprzepaściło klimatu serii, znajdując idealny balans między swymi możliwościami a ambicjami.
Początkowo zaniepokoiło mnie karkołomne tempo przedstawiania poszczególnych wydarzeń, przez które obawiałem się zachowania integralnych elementów fabuły i zapewnienia wystarczającej ilości czasu na poboczne wątki. Obawy okazały się bezpodstawne, albowiem o ile fabuła faktycznie pędzi do przodu z perspektywy czytelnika komiksu, tak wiąż tworzy spójną, intrygującą opowieść. Autorzy ograniczyli się do elementów niezbędnych. Fani poszczególnych postaci mogą narzekać na mniejszy udział ich ulubieńców, ale nie zmienia to faktu, że historia na tym nie traci. W ramach dwunastu odcinków zachowano spójność narracji, która jest notabene bardziej przejrzysta niż w mandze, co powinno przekonać niezdecydowanych. Niestety akcja urywa się w niezbyt dobrym momencie, bez prawdziwie satysfakcjonującego wydarzenia wieńczącego pierwszy sezon, co jeszcze bardziej rozbudza oczekiwanie na kontynuację.
Ważnym elementem przyciągającym fanów do Dorohedoro, który udało się oddać bez uszczerbku, są ekscentryczni bohaterowie, których żadną miarą nie można podzielić na dobrych i złych. Kaiman i jego towarzyszka Nikaido nie wahają się przed brutalnymi krokami przybliżającymi ich do celu, co momentami nie czyni ich wcale lepszymi od magów, na których polują. Z kolei czarownicy nie są wyłącznie bezdusznymi psychopatami oddającymi się okrucieństwom. Zarówno Dziura, jak i świat magów są po prostu miejscami o wypaczonej moralności, w których warto trzymać ze swoją kompanią, ale postronni nieszczęśnicy nie liczą się specjalnie. Mimo wątpliwych wyborów, a raczej właśnie dzięki nim, bohaterowie są wiarygodni i doskonale pasujący do dziwnego, skrzywionego świata, w którym przyszło im żyć. Niczym niezwykłym nie jest odczuwanie sympatii do obu stron konfliktu naraz i kibicowanie im bez szczególnej preferencji ostatecznego rozwiązania. Bardziej fascynujące okazuje się obserwowanie, co też wydarzy się dalej, niż rozwodzenie się nad triumfami i porażkami postaci. Mimo niewątpliwych osobistych sympatii do kilku z nich byłem skłonny zaakceptować dowolne rozwiązanie, o ile byłoby ono interesujące, jakby moja własna moralność na czas seansu również wzięła sobie wolne.
Wspomniałem już parokrotnie o niepowtarzalnym klimacie tytułu, łączącym magię z technologią oraz futurystyczne wizje z elementami okultystycznymi. Niczym dziwnym nie są więc maski gazowe i nowocześnie wyglądające stroje wojskowe egzystujące na tej samej płaszczyźnie co… toalety spłukiwane ogniem piekielnym z dodatkowym bonusem w postaci umilających doświadczenie krzyków potępionych. Podobnie mieszają się motywy typowo japońskie co i zachodnie, tworząc świat, który nie przypomina niczego, co do tej pory widziałem. Równie nietuzinkowe są magiczne moce wielu postaci, na czele z głównym antagonistą potrafiącym zamieniać wszystko i wszystkich w rozmaite grzyby. Jego mykologiczna pasja znajduje odzwierciedlenie nie tylko w kreatywnych zaklęciach ale i wystroju wnętrz i diecie, tworząc wrażenie obcowania z tyleż geniuszem, co szaleńcem. Manga była klasyfikowana jako horror, ale zamiast elementów faktycznej grozy i strachu oferuje nastrojową tajemniczość i sporą krwistość, na szczęście niezmaltretowaną zbyt istotnie ostrymi nożycami cenzury.
W sukurs tej niepowtarzalnej rzeczywistości serialu przychodzi wprost fenomenalna ścieżka dźwiękowa. Grupa (K)NoW_NAME nie tylko skomponowała szalony opening oddający ducha mangi oraz kilka zróżnicowanych endingów równie mocno wpasowujących się w klimat tytułu. Wrażenie robi też mieszanka ponurych, industrialnych tonów towarzyszących akcji w slumsach Dziury, zrównoważona dynamicznym podkładem scen akcji i przywodzącymi na myśl stare wesołe miseczko, upiornymi utworami powiązanymi ze światem magów. O ile już od początku niemożliwym było stworzenie odpowiednio szczegółowej oprawy wizualnej, porównywalnej z mangą, tak udźwiękowienie wznosi anime na zupełnie nowy poziom, poszerzając wrażenia, jakie pamiętam z komiksowego pierwowzoru i odświeżając go w oczach starego, zrzędliwego fana.
Dorohedoro to tytuł specyficzny, nieprzeznaczony dla każdego i momentami bardziej zagmatwany niż jest to konieczne, ale na tym dokładnie polega jego urok. Dzięki nietuzinkowym bohaterom, niepowtarzalnemu klimatowi i zrozumieniu ich przez autorów anime, powstał serial zasługujący na słowa uznania. Chciałbym, by tak właśnie podchodzono do wszystkich adaptacji – ze spokojem, konsekwencją i pewnością siebie. Każdemu fanowi anime, któremu przejadły się bardziej oklepane produkcje serwowane niczym hamburgery z sezonu na sezon, polecam Dorohedoro, będące wybuchową, pikantną mieszanką egzotycznych części składowych. Będzie to z pewnością doświadczenie całkowicie odmienne od jakichkolwiek poprzednich.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Mappa |
Autor: | Q. Hayashida |
Projekt: | Tomohiro Kishi, Yuusuke Tannawa |
Reżyser: | Yuuichirou Hayashi |
Scenariusz: | Hiroshi Seko |
Muzyka: | Know Name |