Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 6/10
fabuła: 7/10 muzyka: 3/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,67

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 110
Średnia: 6,93
σ=1,72

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Maou Gakuin no Futekigousha

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2020
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Misfit of Demon King Academy
  • 魔王学院の不適合者
zrzutka

Opowieść o tym, jak to jest być fajnym i przepotężnym władcą demonów i jeszcze do tego zabawiać się z wrogami „na kodach”.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Zaczynam wstukiwać pierwsze słowa tej recenzji i mam solidny zgryz, jak właściwie podejść do opisywanej przeze mnie serii. W gruncie rzeczy sporo w niej kontrastów. Z jednej strony jeden z fajniejszych charakterologicznie męskich bohaterów, z jakimi miałem okazję spotkać się przez te wszystkie lata w anime. Z drugiej pewne głupoty fabularne, uproszczenia świata przedstawionego i… Ten pośpieszny finał z motywami à la idolki, który budził we mnie szczere zażenowanie. Jejku jej, jak to wycenić? Zacznę od fabuły, a z czasem może mi się coś w głowie wykluje.

Mamy do czynienia ze światem fantasy. Światem składającym się z grubsza z trzech, hm, wymiarów? Chociaż nie, lepiej będzie powiedzieć: krain. Z czego ważne są tak naprawdę dwie, ludzka i demoniczna. Jest jeszcze podobno duchowa, ale ta nikogo nie obchodzi, a w każdym razie nigdzie się w serialu nie pojawia. Co najwyżej niektóre postaci są duchami lub pół demonami­‑pół duchami. Tak czy siak, fabuła ma swój początek na dwa tysiące lat przed czasami, w których toczy się właściwa akcja. Otóż Tyraniczny Władca Demonów, niejaki Anos Voldigoad okłada się radośnie po łbach z niejakim Kanonem. I tak, to jest kanon. Znaczy się, imię „Kanon” jest kanoniczne. No, wicie­‑rozumicie. Na czym to ja… A tak. Panowie radośnie ze sobą walczą. Ba, toczy się regularna wojna między ich krainami. Ale że obaj są praktycznie nieśmiertelni i absurdalnie potężni, a Anos ma łeb na karku… To postanawia się poświęcić. Dzięki temu poświęceniu i połączeniu mocy z Kanonem zaprowadza, na siłę w sumie, pokój między krainami. No bo ileż można się tłuc? Mówiąc konkretnie, oddziela domeny potężnymi barierami i voilà. Altruistyczny i bezinteresowny bohater powiecie? No, nie tak do końca… Bo widzicie, w tym uniwersum śmierć niekoniecznie oznacza koniec. Anos zapowiada, że po dwóch tysiącach lat odrodzi się i będzie spijać śmietankę, żyjąc w utworzonej przez siebie pokojowej rzeczywistości.

No i minęły dwa milenia, zaś Anos faktycznie się odradza. Żeby było śmieszniej, w miesiąc po swoich ponownych narodzinach zdążył już osiągnąć wiek nastoletni i jest absurdalnie potężny, co bynajmniej nie jest wśród demonów czymś normalnym. Naturalnie pamięta też, kim jest i co się tysiące lat temu działo. Jego rodzicom jakoś to wszystko nie przeszkadza, nawet wysyłają go do specjalnej akademii kształcącej potencjalne reinkarnacje władcy krainy i na drodze odpowiednich lekcji i testów mającej wyłuskać, który z uczniów jest faktycznie TYM jedynym. Tu się zaczynają schody. Nie dość, że Tyran odrodził się w rodzinie plebejuszy (a krainą trzęsie szlachta), to jeszcze nikt ze współczesnych nie pamięta jego prawdziwego imienia. Ba, praktycznie nikt go też nie poznaje. A jak się dalej okaże, ktoś się tam kryje w cieniach, knuje, miesza i manipuluje. Tymczasem Anos robi sobie wrogów wśród szlachciców, brata się z prostym ludem i zdobywa własny fanklub haremetek. To tak w skrócie.

Niewątpliwie najjaśniejszym punktem serii jest właśnie sam Anos. Inteligentny, w gruncie rzeczy troskliwy i dbający o bliskich i przyjaciół idealista. Nie brak mu jednak wrednego poczucia humoru, szczypty sadyzmu i absurdalnego poziomu mocy. To ostatnie jest w sumie pewną wadą, bo jak człowiek obejrzy, jakie akcje odstawia główny bohater, to wszystkie konflikty, w których bierze udział, tracą na znaczeniu. No bo kto takiego bohatera położy? Oprócz Anosa istotniejszymi postaciami są jeszcze siostry Nekron, Misha i Sasha. Ta pierwsza to typ cichy i wycofany, druga natomiast jest ambitną i dumną dziewoją w typie tsundere. Same w sobie nie są szczególnie złe, podobnie zresztą jak pojawiający się w dalszej części towarzysze bohatera, ale wszyscy przytłoczeni są obecnością Anosa i w gruncie rzeczy stanowią tylko tło dla niego. W efekcie mają okazję wykazać się trochę dopiero pod koniec serii.

Wypadałoby chyba wspomnieć coś o grafice i animacji… A te są w sumie do bólu przeciętne. Sporo tu, co oczywiste, animacji komputerowych, pojawiają się świecące magiczne kręgi, lasery, kule ognia, podświetlane miecze i inne cuda niewidy. Nie ma też większych trudności z rozpoznawaniem na pierwszy rzut oka, kto jest kim, a i postaci różnią się czymś więcej niż tylko fryzurą. Ale tła z kolei bywają ubogie i statyczne, animacje i efekty specjalne czasem niedomagają, a dla niektórych wadą może być pozbawienie serii elementów fanserwiśnych. Muzyka? Poza przeciętnymi openingiem i endingiem chyba praktycznie nie występuje. No, nie licząc dwóch piosenek w samej serii, od których bolały mnie zęby.

No dobra, nastukałem dość znaków, trzeba by to jakoś podsumować. Może podkreślę najpierw najważniejsze: w żadnym razie nie jest to anime wybitne. Ma prosto ukazany świat przedstawiony, w którym żyją niby trzy różne rasy, a wszyscy z kilkoma wyjątkami, które można policzyć na palcach jednej dłoni popijającego w pracy drwala, wyglądają pod względem anatomicznym tak samo. Ma potencjalnie ciekawą fabułę z przyśpieszonym i trochę miałkim zakończeniem. Trzeba docenić, że jest ona pod wieloma względami zamknięta, co w przypadku adaptacji niedokończonej serii light novel jest czymś wyjątkowym. I wreszcie ma przesadnie potężnego bohatera, który sprawia wrażenie połączenia Gilgamesza z serii Fate z Alucardem z Hellsinga, tylko bez patologicznych cech charakterów obu panów, a przy tym potrafi wzbudzić szczerą i prosto z serca płynącą sympatię. Jak więc widzicie, sporo tu niewykorzystanego potencjału i trochę większych i mniejszych bzdur, ale oglądało mi się to zaskakująco przyjemnie. Choć parokrotnie zdarzyło mi się w trakcie seansu plasnąć dłonią w czoło z powodu „zwrotów fabularnych”, czy absurdalnych sposobów, w jakie Anos radził sobie z przeciwnościami, nie powiem, żebym żałował, że zabrałem się za ten tytuł. To przeciętniak. Tytuł, patrząc w miarę obiektywnie, do bólu wręcz średni, ale jednak mający to mityczne „coś”, co sprawia, że całkiem miło się z nim spędza czas.

Diablo, 5 lutego 2022

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Silver Link
Autor: Shuu
Projekt: Kazuyuki Yamayoshi, Yoshinori Shizuma
Reżyser: Masafumi Tamura, Mirai Minato, Shin Oonuma
Scenariusz: Jin Tanaka
Muzyka: Keiji Inai