Anime
Oceny
Ocena recenzenta
5/10postaci: 4/10 | grafika: 4/10 |
fabuła: 5/10 | muzyka: 5/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Uzaki-chan wa Asobitai!
- Uzaki-chan Wants to Hang Out!
- 宇崎ちゃんは遊びたい!
Romans pustej dziuni i aspołecznego zrzędy. Nieudana komedia romantyczna i ciekawy (choć chyba niezamierzony) komentarz społeczny.
Recenzja / Opis
Czasami los sprawia, że ponownie natrafiamy na swojej drodze na ludzi, z którymi nie spodziewaliśmy się kontynuować znajomości. Hana Uzaki odnotowała taki przypadek na początku studiów. Na terenie kampusu spotyka Shinichiego Sakuraia, starszego o rok kolegę z liceum, z którym uczęszczała do tego samego klubu. Choć młody mężczyzna zapewnia ją, że wszystko u niego w porządku, dziewczyna uważnie obserwuje go przez dwanaście miesięcy i stwierdza, że senpai strasznie zdziczał. Nie chcąc, by dawny mentor skończył jako smutny, gburowaty otaku, decyduje się na dość radykalne rozwiązanie – od tego momentu przyczepi się do niego jak rzep do psiego ogona i niemalże zmusi go, by nabrał nieco ogłady. Shinichiemu taki obrót spraw jest wyraźnie nie w smak, ale choć traktuje swoją koleżankę w sposób oschły i daleki od zasad japońskiego dobrego wychowania, koniec końców akceptuje fakt, że będą razem imprezować, zwiedzać miasto i chodzić na festiwale. Zresztą, kto wie? Może z tej początkowo trudnej relacji wyjdzie coś więcej?
Pamiętam, że Uzaki‑chan wa Asobitai! oglądałem na bieżąco. Wprawdzie po pierwszym odcinku serial nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, ale szczęśliwie dla siebie wyszedł w dość średnim sezonie letnim 2020 roku. I w sumie nie żałuję seansu, choć z powodów, które niekoniecznie wynikają z pomysłów mangaki i adaptującego materiał studia Engi. Przyznaję i lojalnie uprzedzam, że ten tekst pasowałby bardziej jako recenzja alternatywna i moja opinia na temat tej serii jest dość specyficzna.
Zacznijmy od tego, co ten serial „oficjalnie” oferuje. Przez większą część sezonu obserwujemy, jak Hana i Shinichi korzystają ze studenckiego życia, czyli podobno tego najbardziej swobodnego czasu dla Japończyków. Jeżeli przyjmiemy stereotypowe założenia modelu japońskiego rynku pracy (choć to rzecz nieco problematyczna, zwłaszcza że w ostatnich latach następują zmiany), to protagoniści mają za sobą najważniejsze egzaminy w życiu, czyli te na koniec liceum. Zatem są teraz zawodowo ustawieni do końca życia, bo pracodawcy w Japonii rzekomo patrzą wyłącznie na ukończone studia, a uzyskanie dyplomu podobno nie jest przesadnie trudne. Krótko mówiąc, Uzaki i Sakurai mogą się dobrze bawić bez obawy o przyszłość.
Ich regularne balangi są przeplatane wydarzeniami z codziennego życia i budowaniem relacji z najbliższym otoczeniem. Hana rozpoczyna pracę na pół etatu w tym samym miejscu co Shinichi, czyli w kawiarni położonej blisko ich uniwersytetu. Tam poznajemy właściciela przybytku, pana Asaia (nazywanego „mistrzem”) i jego córkę Ami, starszą studentkę z tej samej uczelni. Oboje cenią wysiłki protagonistów, tym bardziej że w ramach nieoczekiwanego bonusu mogą śledzić ich życie osobiste. A skoro już mówimy o osobach radośnie wtrącających się w cudze sprawy, do gry włącza się Itsuhito Sakaki, kolega Sakuraia. Jedyny bliski znajomy Shinichiego regularnie kombinuje, jakby tu zeswatać przekomarzającą się parę. Obsadę uzupełnia matka głównej bohaterki, Tsuki Uzaki – na co dzień przykładna gospodyni domowa, która ukrywa swój lęk przed nowym kolegą córki, święcie przekonana, że to maniak seksualny.
Myślę, że nikogo nie zaskoczę twierdzeniem, że Uzaki‑chan wa Asobitai! to w założeniach lekka komedia romantyczna. Dodam jeszcze, że mocno podlana fanserwisem, skupionym przede wszystkim na gigantycznym biuście bohaterki, budzącym we mnie wręcz litość na myśl, ile musi dźwigać to filigranowe dziewczę. Czy ta seria działa jako wesoła opowieść miłosna z życia sybaryckich studentów? Moim zdaniem – absolutnie nie.
Jak często powtarzam, poczucie humoru jest bardzo subiektywne, więc jeśli kogoś bawią żarty serwowane przez ten tytuł, to szczerze się cieszę i mam nadzieję, że w trakcie seansu drugiego sezonu również będzie pokładał się ze śmiechu. Mnie to nie przekonuje – dominują sceny, w których Shinichi przypadkiem wchodzi w niezbyt przyzwoity kontakt fizyczny ze swoją koleżanką, oboje zostają „przyłapani” na jakiejś niewinnej czynności, która dla osób postronnych prezentuje się bardzo jednoznacznie lub ktoś interpretuje ich rozmowę w sposób przesadnie pikantny. Trochę Benny Hill, trochę współczesny polski kabaret, trochę rubaszne komedie anime sprzed lat. Ponownie – nie zmienia to faktu, że kogoś może to bawić i nie ma w tym nic złego.
Więcej zastrzeżeń mam do samego romansu. W dobrej serii, nawet jeśli historia jest banalna i przewidywalna, serial mogą uratować sympatyczni bohaterowie. I tutaj zaczynają się schody. Od jakiegoś czasu świat anime wszedł w tryb czegoś, co nazwałbym „komedią romantyczną dla panów” – protagonistę‑przeciętniaka niekoniecznie musi otaczać wianuszek zachwyconych nim fanserwisowanych panienek, lecz spotyka on dziewczynę, do której w normalnych okolicznościach ustawiłaby się kolejka chętnych (i samo to wystarczyłoby, żeby bohater nie miał szans z konkurencją). Ba, to zwykle z inicjatywy tego superatrakcyjnego dziewczęcia nawiązuje się relacja. Jasne, jest to „bajka”, ale w takim stylu, jak niejeden kobiecy romans z szarą myszką i zakochanym w niej do szaleństwa przystojniakiem. Mimo to w ostatnich latach poczyniono pewne postępy i bardzo często pojawiają się panowie, którzy w jakiś sposób mogą faktycznie pociągać tę atrakcyjniejszą towarzyszkę. W Ijiranaide, Nagatoro‑san! tytułowa bohaterka jest zafascynowana artystycznymi talentami Naoto (nawet jeśli z trudem to przyznaje). W Boku no Kokoro no Yabai Yatsu Anna dostrzega zalety Kyoutarou, zanim scenariusz odsłoni przed nami szereg dobrych cech głównego bohatera. W Tomo‑chan Onnanoko! Tomo i Jun są tak podobni do siebie z charakteru, że ryzyko utraty wcześniejszej przyjaźni stanowi wręcz przeszkodę w budowaniu potencjalnego związku. W stosunku do tych serii Uzaki‑chan…, wypada o wiele, wiele gorzej.
Pisanie o głównej bohaterce jest dla mnie nieco krępujące, bowiem do momentu emisji tego anime zawsze uważałem za bardzo krzywdzące porzekadło, że faceci dzielą młode kobiety na „te, które mogą zostać ich żonami, i te, które nadają się na jedną noc”. Niestety, ten serial nie tylko co rusz stara się udowodnić tę tezę, to jeszcze ewidentnie wrzuca główną bohaterkę do drugiej kategorii. Kim jest Hana? Niezbyt lotną, niedojrzałą emocjonalnie, pozbawioną kobiecego ciepła studentką. W zasadzie przyciągnąć faceta może jedynie ciałem, ale nawet w tym aspekcie nie imponuje oryginalną urodą ani aurą kokieteryjnej tajemniczości, tylko siermiężnym, gigantycznym biustem. Można z taką dziewczyną pograć na konsoli, wspólnie się upić, pojechać na krótkie wczasy, a gdyby bohaterowie byli nieco odważniejsi, to spędzić miło kilka wieczorów na kanapie. Natomiast w „naszej rzeczywistości” trudno byłoby mi sobie wyobrazić dojrzałego faceta, który chciałby z taką panienką wejść w dłuższą relację, nie mówiąc o poważnym związku.
Zanim ktoś napisze, że jestem męską szowinistyczną świnią, pragnę podkreślić, że Shinichi to jeszcze gorszy przypadek. Sakurai już nawet nie jest „bohaterem takim jak ty” ze starych anime, bo tamci bezbarwni protagoniści są przynajmniej dobrze wychowani. W zestawie obok wątpliwych manier nie imponuje inteligencją, charyzmą ani pasjami, a Hanę traktuje zwyczajnie po chamsku, co normalna młoda kobieta (przypominam – to studentka drugiego roku) powinna wziąć sobie do serca i przynajmniej częściowo odpuścić. W zasadzie nie do końca rozumiem, dlaczego Uzaki chce spędzać z nim tyle czasu. Chyba że należy do tego rzadkiego typu przedstawicieli płci obojga, których nęci partner traktujący ich w obcesowy sposób (a im bardziej nieczuły, tym bardziej są nim zainteresowani). Ewentualnie imponuje jej tężyzna fizyczna senpaia.
Można było jeszcze mieć nadzieję, że związek takich irytujących, średnio bystrych, w mało subtelny sposób fizycznie atrakcyjnych ludzi będzie po prostu parodią gatunku. Niestety, stworzenie stereotypu radosnej idiotki i antypatycznego zrzędy w tym przypadku powiela kliszę, przekreślając szanse na to, że ta relacja będzie zabawna i wykpiwająca gatunek. Tym bardziej że są tu sceny, które aspirują do miana romantycznych (uznajmy, że na aspiracjach się skończyło). Czy zatem jest to seria nieudana? Według mnie – zdecydowanie. Dlaczego więc nie przyznałem jeszcze niższej oceny? Ponieważ uważam, że anime przypadkiem zaprezentowało kilka ciekawych przemyśleń na temat współczesnej kondycji romantycznych relacji made in Japan.
Co prawda miara sukcesu wielotomowej mangi jest trudna do dokładnego oszacowania, ale gdzie nie szukałem, tam podkreślano, że przygody Hany cieszą się wielką popularnością. Ponieważ jest to w założeniach wypełniona fanserwisem komedia, chyba nie będzie przesadą, jeśli powiem, że to seria skierowana do płci brzydkiej. Według mnie to miał być typowy, niezbyt subtelny związek „zwyczajnego chłopaka” i „cudownej waifu”. Sęk w tym, że główni bohaterowie nie spełniają minimum niezbędnego do piastowania obydwu funkcji. A mimo to, manga się sprzedaje… I tu naszła mnie refleksja – czy to oznacza, że jako społeczeństwo zeszliśmy do tego poziomu, że dla młodego mężczyzny wymarzoną kobietą będzie pusta idiotka, która zapewni mu kilka prostych rozrywek? Czy współczesny japoński młody mężczyzna to gburowaty mizantrop, który zdziczał do tego stopnia, że zatracił podstawowe umiejętności społeczne? To ma być „zwyczajny młody Japończyk”?
Omawiany problem zatacza szersze kręgi, jeśli zaczniemy analizować otoczenie bohaterów. Rzekomo komediowe trio w postaci pana Asaia, jego córki i Itsuhito w bardzo dziwny sposób uzupełnia drugi plan. Na papierze wszystko wydaje się w porządku – interesują się oni związkiem Hany oraz Shinichiego i starają się popchnąć ich ku sobie. Tylko że żadne z nich nie robi tego z troski o bliźniego, a ewidentnie dla własnej przyjemności. Fakt, że nie wiemy nic o życiu osobistym swatów, tylko wzmacnia wrażenie sępów żywiących się związkami innych. Zatem zamiast uroczego wsparcia dostajemy postacie w stylu wścibskich sąsiadek uwielbiających wciskać nos w nie swoje sprawy. To zresztą prowadzi do kolejnej smutnej konkluzji – mamy tu czworo studentów i faceta w średnim wieku, a nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten kwintet jest bardziej niedojrzały niż zestaw bohaterów z niejednego licealnego romansu. Zważywszy na to, że ich zachowanie mnie nie śmieszy, to pomimo prób zrobienia tego „na uroczo”, całość wypada dla mnie cynicznie i wręcz niepokojąco.
Ktoś mógłby wysunąć słuszny kontrargument, że Uzaki i Sakurai prowadzą taką, a nie inną relację, bo nie są przesadnie inteligentni. Owszem, akurat w głupotę protagonistów uwierzę, ale to nie oznacza, że postacie muszą być przy tym nieprzyjemnymi ludźmi. Ba, w drugim sezonie (mikro spojler) jesteśmy świadkami udanego związku z długim stażem dwojga urodziwych, lecz niegrzeszących intelektem postaci. Gdyby fabuła była nieco subtelniej rozpisana, mógłbym założyć, że ta para to zapowiedź przyszłego związku Hany i Shinichiego. Natomiast w takim zestawieniu przypomina kolejny gorzki komentarz społeczny, tym razem ukazujący, jak źle młodzież układa sobie relacje w stosunku do starszego pokolenia.
Ilu bym nie miał teorii na temat przesłania serii, łatwiej i „obiektywniej” ocenić oprawę techniczną, a ta nie zachwyca. Co do rysunku, wybaczcie mi, proszę, ten nieco grubiański komentarz, jednak nie mogę się odpędzić od skojarzeń z Allo, allo!, gdzie w czasie pracy nad falsyfikatem obrazu herr Flick instruował asystenta, mówiąc, że lwia część farby pójdzie w cyce. Poza tym elementem, dumnie prężącym się w kadrach, mamy standardowe projekty postaci, bardzo słabą animację, sporo krzywizn na drugim planie oraz brzydkie i ubogie tła. Nie przyłożono się nawet do mimiki głównych bohaterów. Z kolei muzyka jest zwyczajnie nijaka.
Pomimo mojego cynicznego stosunku do serii jestem w stanie odnotować w niej kilka zalet. Przede wszystkim, serial nie dostał ode mnie niższej noty, bo istnieje szansa, że przynajmniej część uwag na temat sardonicznego komentarza do współczesnych związków jest faktycznie zamierzoną satyrą. Poza tym, choć realizacja zaprezentowanego pomysłu na fabułę bardzo mi się nie podoba, to sam koncept uważam za ciekawy. Miło dostać romantyczne anime z parą dorosłych bohaterów, które nie rozgrywa się w świecie fantasy. Przy wystawieniu noty nie mogę zapomnieć o tym, że chociaż aspekt komediowy bardzo mi nie pasuje, to anime konsekwentnie serwuje liczne gagi, które mogą bawić ludzi z innym poczuciem humoru. Dostajemy też epizod w prefekturze Tottori i całkiem przyzwoicie pokazano ten region. Do tego, tak już trochę poza oceną, seria ma ode mnie plusa za to, że mangaka zezwolił na wykorzystanie wizerunku Uzaki do reklamowania kampanii honorowego oddawania krwi. Z kwestii realizacyjnych muszę pochwalić seiyuu – co prawda scenariusz im nie pomaga, ale czuć, że bardzo się starają i próbują wycisnąć z tej historii, co się da. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Saori Hayami w roli Tsuki Uzaki (Ryuu Lion w DanMachi, Yor Forger w Spy x Family) – aktorka stworzyła jedyną postać, która potrafiła mnie autentycznie rozbawić i którą nawet polubiłem, a to już sporo.
Czy polecam to anime? Niespecjalnie. Natomiast myślę, że możecie spróbować, bo istnieje szansa, że ten typ humoru was przekona, a wtedy wesołe przygody dwójki studentów mogą być udanym sposobem na spędzenie kilku miłych wieczorów. Mnie seria zaciekawiła z powodu cynicznego komentarza społecznego i być może fani szyderczych seansów również trafią pod właściwy adres. Natomiast jeżeli macie ochotę na przygodę z dobrą komedią romantyczną, subtelnym serialem obyczajowym lub anime z nieszablonową historią, to szukajcie dalej.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Engi |
Autor: | Take |
Projekt: | Manabu Kurihara |
Reżyser: | Kazuya Miura |
Scenariusz: | Takashi Aoshima |