Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 4/10 grafika: 7/10
fabuła: 4/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,75

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 14
Średnia: 6,79
σ=1,66

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Han'you no Yashahime -Sengoku Otogizoushi-

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2020
Czas trwania: 24×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Yashahime: Princess Half-Demon
  • 半妖の夜叉姫 -戦国御伽草子-
Gatunki: Przygodowe
Postaci: Youkai; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość, Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Odgrzewany kotlet.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Dawno, dawno temu było sobie anime o tym, jak pewna dziewczyna i pewien pół­‑demon ruszają na poszukiwanie odłamków magicznego kryształu. Anime było popularne: raz, że konwencja fantasy była wtedy w modzie, dwa, że jak na owe czasy wyglądało całkiem nieźle, miało interesujących, pomysłowo zaprojektowanych przeciwników oraz całkiem fajne relacje między postaciami. Niestety skończyło się już całe lata temu i ludzie o nim zapomnieli…

Również niestety, było sobie też studio filmowe, a w nim dział sprzedaży. Żył w nim jakiś zły człowiek. Pewnego dnia wstał, spojrzał na słupki i pomyślał „Hmmmm! Jedni konkurenci wyciągnęli z grobu Sailor Moon, drudzy Dragon Ball, a trzeci szykują zmartwychwstanie Dragon Questa. Może ja też bym jakiegoś trupa ożywił?”. I tak powstało Han'you no Yashahime, coś, co trochę jest zombi, a trochę upiorem, trochę średniakiem, a trochę marną serią.

Powiem uczciwie: jest to jedna z najtrudniejszych recenzji, jakie napisałem. Wynika to z tego, że Han'you no Yashahime jest kontynuacją po latach, opowiadającą o losach nowego pokolenia postaci dla nowego pokolenia widzów. Serie tego typu (i poniekąd ich recenzenci) mierzą się z licznymi problemami. Pierwszym z nich jest pokolenie starszych fanów, którym nic nie pasuje. Zjawisko to występuje też poniekąd w przypadku tej serii, co widać po rozbieżności ocen w naszym serwisie. Starsi użytkownicy, którzy nierzadko oglądali anime Inuyasha na bieżąco, ocenili nową część bardzo krytycznie, podczas gdy młodsi, dla których często był to pierwszy kontakt z marką, wydają się znacznie bardziej wyrozumiali. Wydaje mi się, że w tym wypadku recenzent powinien wykazać się mądrością i spróbować ogarnąć wzrokiem obydwie perspektywy…

Tak więc z jednej strony mądry recenzent powinien wziąć pod uwagę wierność oryginałowi. Z drugiej nie powinna ona przyćmić mu osądu. Aczkolwiek obawiam się, że Han'you no Yashahime prawdopodobnie lepiej ogląda się na świeżo, bez znajomości oryginału.

Osoby, które nie oglądały pierwowzoru, w zasadzie mogą przeskoczyć następne pięć akapitów.

Drugim bowiem problemem tego typu serii są zazwyczaj bohaterowie pierwowzoru, którzy (jak zwykle w kontynuacjach) przeszkadzają rozwinąć skrzydła młodemu pokoleniu. Z jednej strony trudno bowiem oczekiwać, by bohaterowie tacy jak Luke Skywalker, Harry Potter czy Inuyasha, widząc, że światu (oraz ich dzieciom) zagraża nowe zło, nie rzucili wszystkiego i nie pobiegli walczyć z nim za pomocą wszystkich swoich supermocy i magicznych artefaktów. Z drugiej: skoro jest to seria o ich dzieciach, to wypadałoby, żeby jednak tego nie zrobili.

Co więcej, zrobienie serii o potomstwie bohaterów jest niewygodne dla autorów scenariusza. Tytuły przygodowe bowiem w dużej mierze opiera się na gromadzeniu drużyny, czyli rzeczy, którą chyba wszyscy lubią. Któż bowiem nie chciałby poznawać nowych, fascynujących ludzi, odkrywać, że ma z nimi wiele wspólnego i razem przeżywać niezwykłych przygód? Tymczasem jeśli mamy dzieci postaci, a tym bardziej rodzeństwo lub bliskich krewnych, schemat ten idzie do piachu, bowiem bohaterowie powinni znać się od początku opowieści i to dużo lepiej, niż zna ich widz… Wszystko to nastręcza scenarzyście licznych trudności.

Problem ten można rozwiązać na wiele sposobów. Na początku: można się poddać, jak w Dragon Ballu, ale to słabe rozwiązanie. Można też uczynić ze starszego pokolenia pomniejszych antagonistów (jak w Harrym Potterze i Przeklętym Dziecku) albo je pozabijać. Tym sposobem jednak ryzykujemy zdenerwowanie fanów pierwowzoru. Możemy też spróbować uwięzić ich gdzieś w innym wymiarze, na bezludnej wyspie lub w podobnym miejscu.

Na taki też krok zdecydowali się twórcy. Prawdę mówiąc, był to tylko pierwszy z licznych błędów. Anime bowiem zaraz na początku traci na wiarygodności dla starszego widza. Inuyasha i Kagome, jak się okazuje, zostają uwięzieni za jakąś magiczną barierą, której nie mogą sforsować (nie, żeby wcześniej nie byli zamykani za takimi po dwa razy na odcinek i nie, żeby któraś utrzymała ich dłużej niż pięć minut). Postacie, które przysięgały oddać za nich życie, nagle nie rozpoznają ich córki, mimo że bawiła się z ich własnymi dziećmi. Sesshoumaru, który wcześniej bardzo (może wręcz za bardzo, biorąc pod uwagę, z kim przedłużył gatunek) lubił dzieci i chętnie przebywał w ich towarzystwie, nie przejawia żadnego zainteresowania własnymi córkami. Ludzie, których bohaterki powinny znać choćby ze słyszenia, jak Miroku (który nie tylko miał dziecko z siostrą wychowawcy jednej z bohaterek, ale też walczył ramię w ramię z matką drugiej), nagle okazują się totalnie anonimowi. Stosunek innych bohaterów do postaci najlepiej oddaje jeden z dialogów („Znałam twoją matkę!” „Tak, jaka była?” „Miła” – koniec rozmowy), przeprowadzony z postacią, która obserwowała, jak ta matka rośnie z małej dziewczynki w dojrzałą kobietę! No po prostu ludzie się tak nie zachowują.

Prawdopodobnie anime lepiej się ogląda, jeśli wcześniej nie znało się serii podstawowej (ja niestety nie mam tego szczęścia), aczkolwiek chyba nawet wtedy nie jest to fabularna uczta. Wynika to choćby z obsady. Przejdźmy więc do niej.

Na początku poznajemy Towę Higurashi, nastoletnią pół­‑demonicę i jedną z córek Sesshoumaru. Na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zostaje ona przeniesiona do naszej linii czasoprzestrzennej, gdzie żyje, ma rodzinę oraz wrogów. Tych ostatnich głównie pod postacią dziwacznych, zmutowanych punków z anime lat 80. W jej towarzystwie nie pozostajemy jednak długo, bowiem seria szybko robi woltę i przenosimy się w przeszłość, by przypomnieć sobie (lub dowiedzieć się), kim są Inuyasha i Kagome. Obserwujemy ich walkę z dość mało przekonującym przeciwnikiem. Walka ta, nawiasem mówiąc, trwa długo i jest raczej nudna, bohaterowie zachowują się bowiem, jakby zapomnieli, że znali całe masy technik, czarów i mieli na podorędziu liczne magiczne przedmioty. Tak więc starcie, które powinno skończyć się w pięć sekund, po prostu się ciągnie. Jest to ogólna wada tego anime: walki, choć częste, są nudne i chaotyczne. Bohaterowie nagminnie nie korzystają z ataków, które mogłyby rozstrzygnąć pojedynek jednym ciosem, albo nagle przypominają sobie o nich po tym, jak im nieprzyjaciel gęby obił. Sami wrogowie też nierzadko zachowują się na poziomie Oddziału Samobójczego z Latającego Cyrku Monty Pythona. Przykładowo już w pierwszych odcinkach widzimy demona, który, nie mogąc poradzić sobie z bohaterkami, wstępuje w ciało siedmiolatki i zaczyna rzucać w nie kamieniami… Bo skoro magia nie działała, to kamienie na pewno okażą się lepsze!

Niestety wraz z kolejnymi odcinkami fabuła i akcja się nie poprawiają. Dla mnie szczytem wszystkiego był ostatni odcinek, z którego w zasadzie nie dowiadujemy się nawet, o co ci ludzie i demony walczą oraz po co? Motywacja poszczególnych postaci jest kompletnie niejasna, bezcelowa, a do tego często wewnętrznie sprzeczna. Przykładowo o Kirinmaru, głównym złym serii, najpierw dowiadujemy się, że spiskował, by zgładzić dziadka bohaterów. Potem widzimy, że ma okazję łatwo się go pozbyć, więc co robi? Nakazuje swym sługom znaleźć magiczne zioła, które owego dziadka (Wielkiego Władcę Zachodnich Demonów) wyleczą z ran. Potem wpada w szał, gdy dowiaduje się, że jego niedoszła ofiara wróciła do zdrowia…

Ostatnie odcinki są już tak bezcelowe, że widzowi trudno zrozumieć, dlaczego bohaterowie i łotry w ogóle ze sobą walczą. Interesu w tym bowiem w ogóle nie mają, a logika wskazuje na to, że w zasadzie powinni po prostu rozejść się każdy w swoją stronę. Zamiast tego jednak z uporem maniaka okładają się po pyskach…

Wróćmy jednak do postaci. Te na pierwszy rzut oka wyglądają intrygująco. Głównymi bohaterkami jest trio: wymieniona już Towa, Setsuna i Moroha. Towa i Setsuna są córkami Sesshoumaru i pół­‑demonicami. Pierwsza dorastała we współczesnym świecie, w rodzinie Kagome, druga w feudalnej Japonii, wychowana przez klan łowców demonów. Ogólnie rzecz biorąc, nie są to szczególnie udane postacie: obydwie dziewczyny bardzo wyraźnie wdały się w ojca, tak więc są potężne, małomówne i zamknięte w sobie. Brakuje im jednak cech, które czyniły ich ojca interesującymi: pogardy dla słabszych istot, ale też głębokiego współczucia, ukrywanego przed całym światem (a zwłaszcza sobą), tej swoistej „terytorialności”, która kazała mu bronić tego, co jego, braku litości…

Starają się to nadrabiać, tak więc Setsuna nie może śnić, gdyż oddała tę zdolność za supermoce, czego Towa jej współczuje. Towa bardzo ją kocha i tęskni za nią, choć, prócz okazjonalnych deklaracji, nic nie wskazuje, żeby szły za tym jakieś głębsze emocje. Sama Setsuna natomiast wydaje się mieć siostrę gdzieś, bowiem traktuje ją tak, jak traktuje się współpasażera w pociągu: nie pozwala mu się wpaść pod skład albo zapomnieć bagażu w przedziale, po zakończeniu podróży jednak natychmiast się o nim zapomina. Za to Setsuna gra na skrzypcach, co zastępuje jej charakter, uczucia, osobowość i motywację.

Dużo ciekawiej od głównej dwójki wypada natomiast Moroha, będąca fuzją Inuyashy i Kagome. Moroha podpada trochę pod bardzo stary, obecnie prawie już zapomniany typ „chciwej baby z anime”, czyli bohaterki, która z jednej strony zainteresowana jest głównie bogactwem, z drugiej zaś łamie lub przynajmniej lekceważy wszelkie konwenanse. Jednocześnie ma wiele cech swoich rodziców. Tak więc po Inuyashy odziedziczyła żywiołowy charakter, zaczepność, odwagę oraz może nie lekkomyślność, ale aktywność. Po matce natomiast rozwagę, spryt, współczucie, spostrzegawczość oraz zdolność do myślenia w locie. Do tego jest pełna przywar, samodzielna i uroczo interesowna. Tak naprawdę sama mogłaby pociągnąć to anime.

Niestety autorzy też to zauważyli, tak więc połowa wysiłków scenarzysty to starania, żeby Moroha nie zdominowała serii. Tak więc jej moce ciągle są wyłączane z tego czy innego powodu, spychana jest poza plan, albo wręcz poniżana tylko po to, aby dwie pozostałe bohaterki mogły błyszczeć. I to w sytuacjach, które mogłyby zostać rozwiązane w pięć sekund, gdyby tylko pozwolono jej działać…

Skoro więc ani fabuła, ani akcja, ani relacje między postaciami w tej serii nie mają najmniejszego sensu, to może chociaż anime jest ucztą dla oczu?

Otóż: grafika i muzyka są zapewne najmocniejszymi stronami Han'you no Yashahime, ale nie wynika to z faktu, że seria jest tak doskonała, tylko z tego, że innych zalet po prostu nie posiada. I niestety nie są to zalety potężne: po prostu anime wykonane jest budżetowo i to prawdopodobnie bardziej budżetowo niż oglądany przeze mnie niedawno Dr. Stone. Co więcej: nie znam się wprawdzie na tych wszystkich bitrejtach, klatkach czy sekundach, ale zaryzykuję stwierdzenie, że pierwszy Inuyasha, mimo że starszy o dwadzieścia lat, zdaje się momentami wyglądać lepiej niż obecna seria.

W dużej mierze wynika to z faktu lepszego scenopisu. O co chodzi? Otóż animator czy rysownik komiksu, tworząc jakąś scenę, powinien pomyśleć, jaki efekt dla oczu widza chce osiągnąć, w jakim otoczeniu ma toczyć się akcja, jaki stan emocjonalny ma wywołać wydarzenie i jak wpłynie na bohaterów. A potem ująć to w obraz czy serię obrazów. Problem polega na tym, że wydarzenia w Han'you no Yashahime toczą się w sposób chaotyczny i tak też są przedstawiane.

Jest to konsekwencją tego, o czym już wspominałem: rozwlekłości scen akcji. Po prostu w chwili, gdy ma się ograniczone możliwości, łatwiej jest narysować efektowne anime, gdzie walki trwają kilka minut lub wręcz sekund, niż takie, gdzie trwają cały odcinek. Powód jest prosty: budżet i zasoby ludzkie można skompresować i wykorzystać na kilka bardzo dobrych ujęć, uzupełnionych przez wiele słabszych, albo też postarać się, żeby każda klatka była równie dobra. Wbrew pozorom to pierwsze rozwiązanie często jest lepsze: w sytuacji ograniczonego budżetu nie ma możliwości, żeby wszystkie ujęcia wyglądały bardzo dobrze (przeciwnie: mogą wyglądać co najwyżej średnio). Co więcej, człowiek nie jest w stanie utrzymać równej koncentracji na całym anime. Tak więc rozsądniej jest po prostu przewidywać te momenty, gdzie uwaga widza będzie wzmożona, i je rysować lepiej, a pozostałe traktować po macoszemu (bo po co marnować środki, jeśli z góry wiemy, że widz będzie patrzył w ekran jednym okiem).

Fakt, że to, co się dzieje, nie ma sensu, przeszkadza też w czerpaniu wrażeń estetycznych, bowiem widz non stop wyrywany jest z immersji wydarzeniami na ekranie. Tak więc zamiast śledzić obraz i słuchać muzyki, pauzuje odcinek i łapie się za głowę albo wybucha szyderczym śmiechem. Podobnie nie pomagają też duże ilości źle użytego CGI. Wręcz przeciwnie, nierzadko wyglądają bardzo niewspółcześnie, jak w kiepskiej serii sprzed dziesięciu lat.

Wszystkie zarzuty, jakie skierowałem pod adresem oprawy graficznej, odnieść można też do udźwiękowienia. W szczególności dotyczy to zarzutu o immersji. Jak mówiłem: szwankuje scenopis. Sprawia to, że człowiek w trakcie seansu po prostu się nudzi, słucha jednym uchem i nie śledzi ani muzyki, ani gry aktorskiej…

Podsumowując: obawiam się, że Han'you no Yashahime właśnie tym jest: anime, podczas oglądania którego człowiek głównie się nudzi. Bezsensowne zachowanie postaci oraz takaż fabuła sprawiają, że widz dość szybko staje się obojętny na toczące się na ekranie wydarzenia. Ostateczna ocena serii zależeć będzie jednak zapewne od tego, kto je ogląda: osoba, która była miłośnikiem oryginalnego Inuyashy, czy też świeży fan.

Osoba z grona tych drugich najpewniej przejdzie obok tego tytułu bez emocji. Ot kolejny, trochę udziwniony isekai z budżetowym wykonaniem, płaskimi postaciami oraz niespójną i nudną fabułą, jakich są dziesiątki. Natomiast dla kogoś, kto lubił starą serię, sposób prowadzenia fabuły i związki między bohaterami w Han'you no Yashahime będą niczym kopniak w dzieciństwo.

Zegarmistrz, 25 listopada 2021

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Projekt: Rumiko Takahashi, Yoshihito Hishinuma
Reżyser: Teruo Satou
Scenariusz: Katsuyuki Sumisawa
Muzyka: Kaoru Wada

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Han’you no Yashahime - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl