Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 31
Średnia: 7,35
σ=1,15

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Taishou Otome Otogibanashi

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2021
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Taisho Otome Fairy Tale
  • 大正オトメ御伽話
Widownia: Shounen; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość; Inne: Realizm
zrzutka

Miłosna opowieść o pełnej optymizmu dziewczynie i chłopaku z depresją w interesującym historycznym kostiumie.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Japonia epoki Taishō, rok 1921. Kraj Kwitnącej Wiśni ugruntował swoją wysoką pozycję na arenie międzynarodowej, pełnymi garściami czerpie z kultury i nauki Zachodu, poszerza granice imperium, a mimo to pogarszają się nastroje społeczne. Czego by nie mówić – sporo się dzieje. Jednakże historia głównego bohatera nie pasuje do pełnej werwy epoki. Tamahiko Shima, najmłodszy syn bogatego przedsiębiorcy, w wyniku tragicznego wypadku traci matkę oraz sprawność w prawej ręce. Co gorsza, jego ojciec nie przywykł do okazywania empatii i z powodu kalectwa Tamahiko decyduje się zrezygnować z potomka – wysyła „już niepotrzebnego” syna do starej rezydencji w Chibie i daje do zrozumienia, że na tym kończą się ich relacje. A ponieważ pozostawienie krewnego bez zaplecza jest wbrew konwenansom, organizuje mu dożywotnią pomoc. W katalogu dłużników pan Shima znajduje odpowiedniego kandydata, któremu obiecuje wymazać wszelkie zobowiązania, jeśli ten mu „odsprzeda” córkę. Głowy rodzin zawierają układ i w ten oto sposób ojciec Tamahiko rezygnuje z dziesięciu tysięcy jenów (wiem, przy obecnej wartości tej waluty żarty piszą się same), zyskując w zamian synową. Tym niezwykłym zrządzeniem losu do samotni chłopaka przybywa Yuzuki Tachibana: jego nowa gospodyni, dziewczyna od wszystkiego i przede wszystkim przyszła żona.

Zanim rozpędzę się z oceną poszczególnych elementów serii, chciałbym rozpocząć od czegoś, co zazwyczaj umieszcza się na końcu recenzji: chodzi o grupę docelową. Prawdopodobnie wasza ostateczna ocena będzie w największym stopniu zależała od tego, czy możecie wybaczyć serialowi jego specyficzne podejście do tematu. W dużym skrócie, Taishou Otome Otogibanashi to ciepły i optymistyczny romans dla młodzieży ubrany w historyczny kostium, dzięki któremu produkcja jest odrobinę poważniejsza od typowej serii romantycznej dla nastolatków. Jednak jeżeli ktoś oczekuje opowieści, gdzie historyczna oprawa jest jedynie ozdobą całkowicie nowoczesnego romansu, to może być nieco rozczarowany, gdyż normy obyczajowe i problemy świata przedstawionego średnio pasują do współczesnej Japonii.

Przyjrzyjmy się pierwszemu spotkaniu: gdy Yuzuki przybywa późną porą, Tamahiko jest obojętny, ale uprzejmy. Zauważywszy, że zmarzła, użycza jej swojego okrycia. Efekt jest niesamowity – przyszła panna młoda reaguje na ten gest niemal euforycznie (my już wiemy, że właśnie się zakochała). Gdyby przeanalizować tę scenę pod kątem współczesnego romansu dla nastolatków, można by uznać ją za żenującą: sprzedana de facto jako niewolnica dziewczyna trafia do domu obcego faceta, niemalże od razu zostaje ugodzona strzałą Amora, bo przyszły mąż okazał jej jeden ludzki odruch i co więcej, wcale się z tym nie kryje. We współczesnym bajkowym romansie byłoby to tandetne zagranie, pasujące raczej do parodii komedii romantycznych i innych lekkich historyjek. Jednak mówimy o anime, którego akcja rozgrywa się w epoce Taishō; w czasach, gdzie w aranżowanym małżeństwie zdanie panny młodej znaczyło tyle co nic.

Kiepską pozycję społeczną kobiet podkreśla jeszcze jeden niuans scenariusza: Tamahiko w wypadku stracił matkę oraz utracił władzę w ręce. O ile ta druga kwestia stała się przyczyną depresji młodego bohatera, o tyle ta pierwsza przeszła niemal bez echa. Co prawda w serii kilkukrotnie podkreślono, że w tej rodzinie relacje nie należały do najwspanialszych, jednak optuję za innym wyjaśnieniem. Moim zdaniem to celowy zabieg, by przemycić podprogowo informację, że w Japonii epoki Taishō kobieta stanowiła w domu najwyżej (cytując za Karolem Krawczykiem) „element infrastruktury”.

Jednocześnie jeżeli ktoś spodziewa się dramatu obyczajowego, też może się rozczarować. Choć serial porusza kilka trudnych tematów (handel ludźmi, dyskryminację niepełnosprawnych, przedmiotowe traktowanie kobiet), większość z nich ledwie wychyla się zza węgła, a każdy problem zostaje dość szybko rozwiązany. Ba, w trzecim akcie jesteśmy świadkami pewnego bardzo tragicznego wydarzenia historycznego i choć jest ono ukazane dość mocno i przekonująco, po wszystkim robi się znowu ciepło i milunio. Mam wrażenie, że twórcy chcieli stworzyć romantyczną, wyidealizowaną bajkę, a trudniejsze wątki zostają wprowadzone, by uniknąć przesłodzenia. Uważam, że ostatecznie trochę przesadzili z ilością problematycznych zagadnień, co sprawiło, że ta sielanka nie jest zbyt przekonująca.

Abstrahując jednak od tematów około historycznych, należy postawić pytanie, czy autorce mangi udało się pokazać ciekawe postaci i przekonujące relacje? Pod wieloma względami jak najbardziej. Zarówno Tamahiko, jak i Yuzuki nie zaliczają się do najbardziej skomplikowanych bohaterów, a ich interakcje są przewidywalne od początku do końca, ale skonfrontowanie ich filozofii życiowych daje interesujące rezultaty. To bardzo zgrabnie napisana relacja pomiędzy wycofanym chłopakiem z depresją a nadmiernie optymistyczną, nieco nadaktywną dziewczyną. Ona wyciąga go ze strefy komfortu, on z kolei stara się uodpornić ją na świat i uchronić przed jej własną naiwnością. Jednocześnie proces „przywracania” chłopaka do świata nie jest przeciągnięty, zaś pozytywne podejście Yuzuki nie zawsze prezentuje się jako coś jednoznacznie dobrego. Nie jest to nic nowego, ale w tym przypadku tchnięto w motyw nieco świeżości. Poza tym to budujące, że twórcy promują związek zbudowany na udzielaniu sobie wsparcia i otwarciu się na drugiego człowieka.

Jeśli już wspomniałem o relacjach bohaterów, trzeba podkreślić jeszcze dwie kwestie. Po pierwsze, mówimy o związku chłopaka na progu dorosłości z czternastoletnią dziewczyną, ale seria podchodzi do kwestii taktownie. Sama Yuzuki stwierdza, że „pewne sprawy” poczekają do ślubu. Po drugie, praktycznie od początku wiemy, że domostwo bohaterów będą odwiedzać jeszcze cztery istotne postacie (to jedna z tych serii, gdzie czołówka zdecydowanie za dużo zdradza). Ciekawa sprawa, że choć liczba pań zdecydowanie przeważa, seria nie próbuje być haremówką ani produkcją o słodkich młodych kobietach robiących słodkie rzeczy – istnieje logiczne uzasadnienie, dlaczego ci bohaterowie są reprezentowani przez płeć piękną.

Obsada drugoplanowa jest szczególnie istotna ze względu na konstrukcję scenariusza – wprowadzanie nowych postaci w codzienne życie młodej pary stanowi lwią część historii i rozwija relację Yuzuki i Tamahiko. Z tego powodu opowiem więcej tylko o jednej bohaterce (którą dobrze poznamy do końca pierwszego aktu), zaś przy pozostałych wspomnę jedynie o tym, jaki mają wpływ na jakość anime. W drugim odcinku poznajemy młodszą siostrę pana domu, Tamako Shimę. Początkowo sprawia wrażenie zrzędliwej i despotycznej postaci komediowej, jednak zimne wychowanie sprawiło, że i ją trapią kompleksy i lęki. Szybko zaprzyjaźnia się z Yuzuki, a bratu nierzadko udziela rad, często wygarniając mu chłodne traktowanie przyszłej żony. Nie jest to może ktoś, z kim jako nastolatek chciałbym się zakolegować, ale to dobrze napisana postać, nawet jeśli jest podejrzanie podobna do Kayo Horikoshi ze Zrywa się wiatr (także jest młodszą siostrą głównego bohatera, chce zostać lekarką, żyje w tej samej epoce, przyjaźni się z ukochaną swojego brata i nie szczędzi mu wymówek, że mógłby ją traktować lepiej). No i jak wspomniałem, z przyczyn fabularnych to musi być młodsza siostra, a nie brat – Tamahiko nie traktowałby równie poważnie wskazówek chłopaka, zaś Yuzuki łatwiej otworzyć się wobec koleżanki w podobnym wieku.

Kolejną postacią jest Ryou, dziewczyna mieszkająca w pobliskim miasteczku. Jak wspomniałem, nie wypada mi zdradzać zbyt wiele, a szkoda, bo to najciekawsza osoba w tej serii. Do tego towarzyszy jej chyba najbardziej interesujący wątek (dla tych, którzy serial znają – związany z zakładką), ma też fascynujące tło społeczne. Ciekawa sprawa, że o ile jej decyzje są moim zdaniem intrygujące i psychologicznie prawdopodobne, o tyle wielu internautów było oburzonych jej postawą. Cóż, nie twierdzę, że takie zachowanie można uznać za „miłe”, natomiast zważywszy na to, co o niej wiemy, wszystko jest według mnie spójne i logiczne. Aha, i ponownie – gdyby w ten wątek był zamieszany młody mężczyzna, pewne sprawy nie wybrzmiałyby tak mocno, zatem serial słusznie wprowadza kolejną młodą kobietę. Szkoda tylko, że jej relacje w późniejszych odcinkach zostały trochę popsute: co prawda Ryou pozostaje sobą i jej zachowanie jest dla mnie zrozumiałe, ale Tamahiko i Yuzuki wykazują się porażającym brakiem asertywności, nawet jak na tak mało wojownicze osobowości.

Trzecia kobieca postać to Kotori Shiratori i jedyne, co trzeba wam wiedzieć, to że jest popularną piosenkarką. Dokładnie tyle wystarczy, by wytłumaczyć, dlaczego stanowi najsłabsze ogniwo obsady. Ktoś mógłby wytknąć Taishou Otome Otogibanashi, że to serial z zestawem bohaterów rodem z licealnego romansu dla panów – wycofany chłopak, z którym ma się utożsamiać widz, zakochana w nim dziewczyna będąca narzeczoną idealną, nieco komediowa siostra-tsundere i dziewczyna ze skłonnościami do „dokuczania” protagoniście. Nie przeczę, są to zarzuty podparte solidnymi argumentami, jednak uważam, że od sztampy chroni je wpisanie w normy obyczajowe tamtej epoki. Poza tym ukazano ich niełatwe doświadczenia życiowe, bardziej pasujące do czasów Taishō niż do naszych. W przypadku Kotori Shiratori nie mamy takiej taryfy ulgowej – jest to współczesna idolka, tylko ubrana w kimono. Zachowuje się dokładnie jak dziewczę z XXI wieku, kreuje swój wizerunek jak piosenkarki z XXI wieku i jej muzyka też jest z XXI wieku. Może inaczej – kompozycje jeszcze jako tako się bronią, bo są stylizowane na enkę (popularne ballady o kojącym charakterze), ale sam wokal brzmi już zdecydowanie współcześnie. Ja wiem, że znalezienie aktorki o głosie, jakim dysponowały Hibari Misora, Chiyoko Shimakura czy nawet Aki Yashiro byłoby zajęciem trudnym, ale można było przynajmniej spróbować „podrobić” ich technikę. Może trochę się czepiam, lecz skoro cała reszta jest z grubsza wierna prawdzie historycznej, to tak nieudana stylizacja muzyczna mocno mnie drażni. Tyle dobrego, że wraz z Kotori poznajemy ostatnią postać drugoplanową (wreszcie męską), która prezentuje się ciekawiej, ale tu jakikolwiek opis za dużo by zdradził.

Pozostali bohaterowie prezentują się różnie – większość z nich błąka się po dalszym planie i została ledwo zarysowana, natomiast są to na ogół osoby sympatyczne i nie najgorzej oddające mentalność i przekonania dawnych czasów. Jedyną epizodyczną postacią, która średnio się udała, jest pan Shima senior. Nie nazwę go jednowymiarowym bondowskim czarnym charakterem, bo bondowskie czarne charaktery są przy nim niczym postacie z książek Tołstoja. W zasadzie brakowało tylko, by złowrogo podkręcał wąsa albo zamiast okularów miał monokl w stylu pruskiego generała. Wiem, że tak płaski w swojej niegodziwości bohater był potrzebny, by w ogóle rozkręcić tę historię, ale można było jednak dać mu choć jedną niejednoznaczną cechę. Ewentualnie nieco spuścić z tonu i potraktować tę postać nieco ironicznie, ale niestety – to bohater napisany całkowicie na serio.

Za to muszę pochwalić serię za bardzo dobrą oprawę graficzną. Owszem, sporo tu uproszczeń i komediowych deformacji, jednak tam, gdzie serial nie oszczędzał, efekty są nadzwyczaj udane. Projekty głównych postaci są ładne, zróżnicowane i zapadają w pamięć, tła bywają zadziwiająco malownicze (bardzo ładne ujęcie na domostwo Tamahiko), przyłożono się też do oddania realiów epoki Taishō, podkreślenia „zadziwiających nowości” jak np. ruchome schody i dyskretnego ukazania przedmiotów codziennego użytku. Poza tym ocena za grafikę musi być wysoka, bo ekipa za pomocą kadrów i specyficznej kolorystyki dodaje sporo od siebie w relacjach między bohaterami, a to już wyższa półka artystyczna. Na przykład w drugim odcinku, gdy depresja Tamahiko sięga szczytu, scenarzyści wprowadzają dodatkowy wątek – zakup nowego kimona. Wówczas z monochromatycznych barw i zimnej kolorystyki pierwszej połowy odcinka przeskakujemy w świat barwnych tkanin skąpanych w ciepłym oświetleniu. W tym odcinku Tamahiko niejako przechodzi drogę od depresji do oczekiwania na coś lepszego w życiu, zaś zmieniająca się oprawa odcinka dodatkowo podkreśla tę przemianę. Szanuję, bardzo sprytne zagranie.

Z muzyką sprawa prezentuje się tak, że jak nikt nie śpiewa, to nie mam większych uwag – motywy przepływające przez serię są całkiem urocze, w akcie trzecim ścieżce dźwiękowej przybywa na intensywności, nawet wspomniane piosenki nie drażniłyby mnie, gdyby nie wokal. Gorzej, że zarówno partie śpiewane, jak i czołówka i tyłówka nie budzą we mnie żadnego entuzjazmu (tyłówka jest trochę lepsza).

Ciekawa sprawa: zazwyczaj kiedy waham się przy ostatecznej ocenie, decydującym czynnikiem jest subiektywna przyjemność z seansu. W końcu ile by człowiek nie analizował danej serii, w ostatecznym rozrachunku kluczowe jest to, czy zwyczajnie dobrze się bawił. Jednak w przypadku Taishou Otome Otogibanashi podjąłem inną decyzję – podnoszę ocenę, ponieważ „obiektywnie” (jeśli w przypadku recenzji można w ogóle użyć takiego określenia) to spójny i solidnie zrealizowany projekt. Czy przez większą część seansu dobrze się bawiłem? Nie. Tylko skoro serial od samego początku uczciwie zakomunikował, że jest to anime lekkie, słodkie i trochę naiwne, to czy powinienem obniżać ocenę, bo przed rozpoczęciem seansu liczyłem na romantyczną historię obyczajową? Też nie. Zresztą później uświadomiłem sobie, że „otogibanashi” oznacza przecież „baśń”, zatem już tytuł powinien mi coś zasugerować, nawet jeśli opis wydarzeń trochę temu przeczył. Choć nie znalazłem tu, czego szukałem, miłośnicy nastoletnich romansów, bardzo lekkich serii obyczajowych i tak zwanych anime „kojących” (iyashikei) mogą się całkiem dobrze bawić.

Sulpice9, 4 grudnia 2023

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Synergy Japan
Autor: Sana Kirioka
Projekt: Mayumi Watanabe
Reżyser: Jun Hatori
Scenariusz: Hiroko Fukuda
Muzyka: Yasuharu Takanashi