Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 9/10
fabuła: 7/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 38 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,42

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 1986
Średnia: 8,8
σ=1,44

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Melmothia)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Code Geass: Lelouch of the Rebellion

zrzutka

Balansujące na granicy autoparodii połączenie Death Note, Gundama i Mody na sukces? Materiał na spektakularną porażkę, który oglądany z przymrużeniem oka staje się doskonałą rozrywką.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Code Geass wielkim anime jest, bo jest wielkim anime – dowiedziałem się na kilku stronach dotyczących naszego hobby. Wiadomo, że z tymi wszystkimi produkcjami „10/10” różnie bywa – można wśród nich natrafić na wspaniałe Haibane Renmei, ale też na przereklamowane przeciętniaki pokroju Death Note – dlatego podchodziłem do Code Geass trochę sceptycznie, ale jednak pozytywnie nastawiony, z uśmiechem na ustach. Uśmiech początkowo, po pierwszym odcinku, zszedł z twarzy, ustępując miejsca zdziwieniu i niesmakowi, ale po chwili powrócił i został już do końca serii. Problem polega na tym, że nie był to wyraz zachwytu – po prostu rozbawiły mnie absurdalność i kiczowatość tego, co widzę. To miała być ta doskonała, wspaniała i niezwykle głęboka seria? Trudno było uwierzyć, że tyle osób zachwyca się radosną twórczością Sunrise. Może więc najpierw należałoby zdementować kilka pogłosek na temat Code Geass:

Code Geass nie ma dobrej fabuły. Zdarzają się nielogiczności, a czasem wręcz absurdy, ale najgorszy jest zupełny brak realizmu – i nie chodzi tu wcale o elementy science­‑fiction i magiczne, bo te akurat mają sens, ale o zupełną przypadkowość wydarzeń. Cała przedstawiona historia to właściwe splot nieprawdopodobnych i szczęśliwych zbiegów okoliczności, ale nie dopracowany w najmniejszych szczegółach jak w Baccano! czy filmach Guya Ritchiego. Lelouch, główny bohater, właśnie na tym szczęściu opiera większość swoich działań – choć to seria wojenna, o taktyce nie ma mowy, bo i tak wszystko sprowadza się do schematu: plan Zero zawodzi, ale mimo to następuje cudowne ocalenie. Ten schemat, kiedy już go wyczujemy, sprawia, że fabuła Code Geass traci chwilami swoją ostatnią, największą zaletę – nieprzewidywalność. Jak może trzymać w napięciu, skoro i tak wiemy, że wszystko będzie przebiegało tak, jak zwykle – najpierw wielki zwrot akcji, po którym Lelouch jest już blisko porażki, potem szczęśliwy przypadek, dzięki któremu klęska przeradza się w zwycięstwo?

Code Geass nie ma dobrych postaci. Chodzi tu zwłaszcza o głównego bohatera, wychwalanego przez fanów serii pod niebiosa podobnie jak Light z Death Note. O głębi psychiki Leloucha trudno mówić, bo właściwie w ogóle nie ma on czegoś takiego jak osobowość. Owszem, twórcom serii należy się podziw, bo swoją rolę główny bohater pełni doskonale – jest uwielbiany przez widzów, a właśnie temu podporządkowana została cała konstrukcja postaci. Lelouch to połączenie kilku (a może kilkunastu) cech, za które mogliby pokochać go fani. Kiedy trzeba, jest kochającym braciszkiem, czasem – obrońcą uciśnionych, innym razem staje się bezwzględnym draniem pokroju Lighta, by po chwili przekształcić się z kolei w zdołowanego nastolatka. To nie żadna wewnętrzna sprzeczność, to po prostu próba dogodzenia każdemu po trochu – szkoda tylko, że pragnąc zadowolić wszystkich, autorzy zapomnieli o nadaniu Lelouchowi jakiegoś własnego rysu, który zrobiłby z przebierającego w przeróżnych maskach (skądinąd fascynujących) aktora postać z krwi i kości. Z pozostałych bohaterów warto też wspomnieć o Suzaku, rycerzu na białym koniu (w tym przypadku mechu) i obrońcy sprawiedliwości tak nijakim, że znienawidzonym nawet przez fanów serii – obsadzenie kogoś takiego w roli drugiej po Lelouchu najważniejszej postaci trudno nazwać dobrym pomysłem. Jedyną osobą, która od początku zyskała moją sympatię, był naukowiec Lloyd – swoim brakiem powagi, bezczelnością i egocentryzmem miło kontrastujący z gromadką dzielnych obrońców ojczyzny, złowrogą szlachtą brytyjską i ogólniej ujmując, całym patosem Code Geass.

Code Geass nie ma głębi. Niestety, ani obecność polityki i polityków z dodatkiem kilku truizmów na ich temat, ani równie przereklamowana, jak w przypadku Death Note, „niejednoznaczność moralna” głównego bohatera nie wystarczają mi na postawienie tej serii w jednym szeregu z prawdziwymi dziełami takimi jak Texhnolyze czy Kino no Tabi – porównywanie z tytułami, w przypadku których o jakimś przesłaniu faktycznie można mówić, jest nieadekwatne już na pierwszy rzut oka. To chyba najgorszy z mitów dotyczących Code Geass – próby doszukania się na siłę symboliki i morału (które, jeśli się odpowiednio postarać, można znaleźć przecież wszędzie) nie tylko nie polepszają tej serii, ale wręcz ją psują. To przecież pozycja czysto rozrywkowa i nikt nie ukrywa, że chodzi głównie o dobrą zabawę i wciągającą akcję.

Powyższych argumentów nie należy jednak traktować poważnie. A to dlatego, że całe Code Geass trudno poważnie potraktować. Owszem, od samego początku akcja może wciągnąć oglądającego do tego stopnia, że przestanie na nielogiczności zwracać uwagę, istnieje też duża grupa wyznawców tezy, że „anime to nie życie i realistyczne być nie musi”. Niestety (a może na szczęście), w moim przypadku ani jedno, ani drugie nie zaszło i już po pierwszym odcinku nagromadzenie absurdu sprawiło, że zacząłem zadawać sobie pytanie: czy to przypadkiem nie jest komedia? Odpowiedziałem twierdząco – i od tego momentu Code Geass zaczęło dostarczać mi zabawy, którą trudno porównać z czymkolwiek innym. Nie jest mi potrzebna do szczęścia wiedza, czy to humor zamierzony, czy nie – wystarczy, że daje więcej rozrywki, niż niejedna komedia. Można z tego wywnioskować, że Code Geass to jeden z tytułów „tak beznadziejnych, że aż śmiesznych”, ale to też nie do końca prawda. Serii udaje się bowiem popadać w śmieszność, jednocześnie nie popadając w beznadziejność – to, że absurdalność przedstawionej historii i jej bohaterów bywa komiczna, wcale nie przeszkadza przejmować się ich losami i w napięciu śledzić rozwój fabuły. Chyba największą zaletą tego anime jest sposób, w jaki własne wady przekształca w zalety – nielogiczności, zamiast denerwować, bawią, podobnie jak ogromna dawka kiczu i patosu. Nie inaczej jest z postaciami – choćby Suzaku, który zaczyna jako najbardziej irytujący i banalny bohater serii, właśnie przez tę banalność robi się później tak rozbrajająco śmieszny. Jednak to, co najbardziej wyjątkowe w Code Geass, to bez wątpienia kwestia schematyczności. Kilkakrotnie porównywałem już serię do Death Note – niebezpodstawnie, bo występują między nimi liczne podobieństwa, które w kilku pierwszych odcinkach rzuciły się w oczy nie tylko mnie (genialny nastolatek w roli głównej, przypadkowo zdobywana moc, sekretna tożsamość, próba zmiany świata na lepsze niemoralnymi środkami…). Code Geass jest wtórne, składa się tylko ze znanych i sprawdzonych elementów i nie prezentuje niczego nowego. Czy to źle? Nie, bo autorzy wykazali się świadomością konwencji i dystansem do niej, dzięki czemu seria zamiast schematyczna stała się grająca schematami. Czasem wprowadzane są one tylko po to, by później obalić je w zaskakujący (i zabawny) sposób, a czasem po prostu powtarzane – zawsze z interesującym skutkiem. W każdym razie, element gry konwencją doskonale pasuje do tej serii – z jednej strony, dodaje jej umowności, pozwalającej zaakceptować dziury w logice i komiczne absurdy, z drugiej sprawia, że mamy wrażenie obcowania z dziełem całkiem niegłupim, wprawdzie zabawnym i szalonym, ale inteligentnym. Warto też zauważyć, że uniknięto największego grzechu anime parodystycznych, przepełnionych odniesieniami do tego stopnia, że zrozumiałych tylko dla najzagorzalszych fanów anime – Code Geass nie nawiązuje do konkretnych serii, żongluje schematami, ale do tego stopnia ogólnymi, że nawet bez znajomości wielu tytułów widz będzie w stanie to wyłapać.

Jeśli chodzi o stronę audiowizualną, to mogę Code Geass tylko pochwalić. Zwykło się stwierdzać, że kreska jest specyficzna i nie każdemu przypadnie do gustu – mnie przypadła. Projekt postaci jest świetny i doskonale pasuje do klimatu serii. W grafice także manifestuje się podstawowe prawo Code Geass – albo ktoś wygląda naprawdę dobrze, albo, jeśli już gorzej, to przynajmniej komicznie. W muzyce dominują patetyczne, podniosłe na tyle, na ile to tylko możliwe utwory, które nadają się do słuchania niezależnie od samego anime – najlepiej wypada hymn All hail Britannia, jak cała seria wspaniały, przesadzony i zabawny jednocześnie. Szkoda tylko, że doskonały soundtrack nie ma przełożenia na wykorzystanie muzyki w konkretnych scenach – mając taki materiał, twórcy mogli pod tym względem zrobić znacznie więcej. Nie wiadomo też, jakim cudem trafił do ścieżki dźwiękowej szkaradny opening, którego w całości nie byłem w stanie przesłuchać nawet raz.

Komu polecić Code Geass? Można powiedzieć, że każdemu. Jedną z najważniejszych cech tego anime jest właśnie próba zadowolenia jak najszerszej publiczności, poprzez wprowadzanie najróżniejszych elementów na zasadzie „dla wszystkich po trochu” – a próbując dogodzić wszystkim, wiadomo, że nie zadowoli w pełni nikogo. Dlatego każdy znajdzie tu coś dla siebie, ale też z wysokim prawdopodobieństwem zobaczy elementy, których nie lubi. To w dużej mierze kwestia indywidualnego odbioru. Kiczowate i klimatyczne, absurdalne i inteligentne jednocześnie – Code Geass łączy sprzeczności i tylko od widza zależy, na które cechy bardziej zwróci uwagę. Ktoś powie: „To najlepsze anime, jakie widziałem, wciągająca, zaskakująca akcja, doskonali bohaterowie i mnóstwo humoru”, ktoś inny: „Nudne, głupie i kiczowate – najgorsze anime, z jakim miałem styczność” – i oba stwierdzenia będą równie prawdziwe. Mimo wszystko, polecam Code Geass każdemu – popularność sugeruje, że bardziej prawdopodobne jest, że seria się spodoba, niż że odrzuci. A skoro już przy polecaniu jesteśmy, to powtórzę jeszcze raz, parafrazując pewną reklamę: nie odbierajmy Code Geass zbyt poważnie. Twórcy wykazali się poczuciem humoru i odrobiną dystansu – i te same cechy przydałyby się widzom. Ta seria nie zasłużyła na los Death Note – wystawienie na piedestał, otoczenie kordonem fanów (traktujących jakąkolwiek krytykę jako osobistą obrazę) i dorabianie ideologii na siłę. Jest na to zdecydowanie zbyt dobra.

JJ, 7 grudnia 2008

Recenzje alternatywne

  • Melmothia - 26 sierpnia 2007
    Ocena: 10/10

    Ile może zdziałać jeden uczeń w walce z Imperium? Samo Imperium nie znało odpowiedzi na to pytanie – dopóki nie przekonało się na własnej skórze… więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Autor: Gorou Taniguchi, Ichirou Ookouchi
Projekt: Akira Yasuda, CLAMP, Eiji Nakada, Jun'ichi Akutsu, Kenji Teraoka, Takahiro Kimura
Reżyser: Gorou Taniguchi
Scenariusz: Hiroyuki Yoshino, Ichirou Ookouchi
Muzyka: Hitomi Kuroishi, Koutarou Nakagawa

Wydane w Polsce

Nr Tytuł Wydawca Rok
1 Code Geass: Lelouch of the Rebellion vol. 1 Anime Virtual 2010
2 Code Geass: Lelouch of the Rebellion vol. 2 Anime Virtual 2010
3 Code Geass: Lelouch of the Rebellion vol. 3 Anime Virtual 2010

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Code Geass: fanfiki na Czytelni Tanuki Nieoficjalny pl
Code Geass: Hangyaku no Lelouch - artykuł na Wikipedii Nieoficjalny pl
Podyskutuj o Code Geass na forum Kotatsu Nieoficjalny pl