Anime
Oceny
Ocena recenzenta
6/10postaci: 7/10 | grafika: 4/10 |
fabuła: 6/10 | muzyka: 5/10 |
Ocena redakcji
brakOcena czytelników
Kadry
Top 10
Jiisan Baasan Wakagaeru
- Grandpa and Grandma Turn Young Again
- じいさんばあさん若返る
Para staruszków wraca do młodzieńczych lat. I to dosłownie. Interesujący projekt, który skończył się, zanim zdążył chwycić wiatr w żagle.
Recenzja / Opis
Prefektura Aomori, czasy współczesne. Państwo Ine i Shouzou Saitou są małżeństwem z imponującym stażem. Pomimo szacownego wieku i udanego życia rodzinnego kochająca się para nie rezygnuje z pracy i wciąż prowadzi sad. W czasie spaceru po swojej ziemi znajdują na starym drzewie dziwne złote jabłko. Nie namyślając się długo, zrywają je i zjadają. Ten pozornie błahy epizod ma swoje konsekwencje – na skutek zjedzonego owocu obydwoje młodnieją i to o dobre pół wieku! Dlaczego tak się stało? Jak zareagują ich rodzina i przyjaciele? Czy ta przemiana jest już na zawsze i czy może zyskali dodatkowe lata? Tego wszystkiego dowiemy się w ciągu jedenastu odcinków.
W trakcie pisania recenzji zwykle staram się wskazać, jaki gatunek reprezentuje dane anime. W przypadku Jiisan Baasan Wakagaeru sprawa jest nieco kłopotliwa, bowiem przynależność gatunkowa to jeden z większych problemów tego tytułu. Początek jest uroczy i wyidealizowany – pierwsze minuty opowieści to wiejska bajka o perfekcyjnym związku, utrzymana w słodkim, lirycznym tonie. Zaraz po przemianie pojawia się mój ulubiony żart serii, średnio pasujący do wcześniejszej sielanki. Zanim państwo Saitou spróbują cokolwiek wyjaśnić, dziadek Shouzou stanowczo kładzie małżonkę na futonie i oznajmia, że czas na ich drugi miesiąc miodowy (ale spokojnie, to serial dla całej rodziny, więc od razu następuje cięcie). Z tak beztroskim podejściem do tak fundamentalnych zmian uznałem, że seria będzie już do końca lekką komedią obyczajową. Kolejne wydarzenia zdają się to potwierdzać; większość rodziny jest zdumiona nową aparycją seniorów, ale nie robi nic specjalnego, przyjaciele są zachwyceni młodszymi wydaniami Shouzou oraz Ine i nie zadają zbędnych pytań, a szeroki świat jakoś nie dobija się do ich drzwi. Żadnych polityków, naukowców, nawet dziennikarzy zainteresowanych taką rewelacją.
Zatem pierwsze odcinki to typowa seria relaksująca (iyashikei), tylko zamiast „słodkich dziewczynek robiących słodkie rzeczy” są uroczy „młodzi staruszkowie” i ich codzienne perypetie. Jednak serial decyduje się na więcej – jeszcze w pierwszym akcie pojawiają się sugestie, że ta moc nie jest trwała. W czasie snu starsi państwo mogą znów zmienić swoją powierzchowność, obsługując dużą, zagadkową klepsydrę, z której wciąż ubywa piasku. Zatem czy przemiana jest na zawsze? A może zagadkowa moc będzie wpływać też na ich psychikę? Seria zdaje się sugerować, że niekoniecznie będzie różowo… Poza tym, wydarzenia rozgrywające się w ich najbliższym otoczeniu nie zawsze są miłe: znajdzie się komentarz dotyczący samotności, jesteśmy świadkami problemów wynikających z presji wewnętrznej, zaś prefektura Aomori nie jest cudowną arkadią, a regionem, który cierpi z powodu słabej sytuacji demograficznej (od 1985 do 2023 populacja regionu zmalała o ponad jedną piątą). Ponadto anime wprowadza wątki miłosne, melodramatyczne, a nawet teologiczne.
Oczywiście stworzenie tak rozbudowanej hybrydy nie oznacza, że serial jest skazany na klęskę. Mieszanie rozmaitych formuł to nic nowego dla kinematografii Dalekiego Wschodu. Natomiast trzeba bardzo przemyślanego scenariusza i bardzo zręcznej reżyserii, by nad tym zapanować. O ile poszczególne wątki są całkiem nieźle rozpisane (o tym za chwilę), o tyle uważam, iż całość została zaprezentowana w sposób nieprzemyślany. Sprowadza się to do dość prostego problemu serii – jest ona zdecydowanie za krótka jak na wyznaczone sobie cele.
Kilka lat temu triumfy święcił serial Saiki Kusuo no Psi Nan. Co prawda było to anime zupełnie inne w tonie, jednak dysponowało bardzo podobną strukturą – pierwsze odcinki stanowiły zbiór luźno powiązanych kilkuminutowych skeczy, pozornie zmierzających donikąd. Jednak wraz z kolejnymi odcinkami wprowadzano nowych bohaterów, budowano interakcje między postaciami (także drugoplanowymi), zaś obdarzony niezliczonymi mocami protagonista coraz bardziej zacieśniał więzi z otoczeniem, którym rzekomo gardził. Podejrzewam, że i ten serial nie podołałby założeniom scenariusza, gdyby nie liczył ponad pięćdziesięciu odcinków – by wszystkie zmiany miały sens, należało rozłożyć je w czasie. Jiisan Baasan Wakagaeru zamyka się w niezbyt długim sezonie i nic nie zapowiada, by miały powstać następne odcinki (ostatnie historyjki zawierają zakończenie z mangi). Mało tego, odpowiedzialne za projekt studio Gekkoku podjęło dość dziwną decyzję, by w tak krótkim czasie zaprezentować złożone zasady działania cudownego jabłka. Podczas drugiego seansu byłem ciekaw, czy wprowadzenie będzie mi się znów tak samo dłużyło. Wrażenia były te same – pierwszy akt kończy się wraz z finałem piątego odcinka. W anime które liczy raptem jedenaście epizodów… W związku z tym, gdy wreszcie poczułem, „co autor miał na myśli”, to po ledwie kilku kolejnych przygodach przyszło mi pożegnać się z serią. Szkoda, że producenci nie skusili się, by nieco uprościć zasady świata przedstawionego, albo dodać jeszcze ze dwa odcinki (nie mówiąc o podwójnym sezonie). Tym bardziej że poświęcając tak dużo miejsca „mechanice” odmłodzenia, i tak nie wyjaśniono odpowiednio wszystkiego. Na przykład – państwo Saitou stali się młodzi i piękni, ale też nieprawdopodobnie silni. Shouzou wygrywa lokalne zawody z trenującymi na co dzień licealistami, a Ine na rowerze dogania pociąg. Czyżby więc otrzymali jeszcze jakieś dary? Skoro ekspozycja ciągnie się tak długo, to można było oczekiwać w pełni wyjaśnionych zasad.
Przejdźmy do analizy poszczególnych elementów, najpierw tych komediowych. W recenzjach z uporem maniaka powtarzam, że poczucie humoru jest jednym z najbardziej subiektywnych elementów każdego dzieła kultury. Pod tym kątem Jiisan Baasan Wakagaeru może trafić na podatny grunt, bowiem serwuje dość zróżnicowane żarty. Przyznam, że dominujący w serii humor mnie nie bawi – mamy mnóstwo scen, gdzie nadzwyczajna siła i wdzięk głównych bohaterów zderzane są z reakcjami otoczenia, którzy albo nie poznają poczciwych staruszków, albo nie znają ich i mylą z przedstawicielami młodszego pokolenia. Z drugiej strony zdarzają się sceny według mnie zabawne, głównie wynikające z różnic kulturowych pokoleń (podkreślone młodzieżową aparycją protagonistów). Ine, która po otrzymaniu truskawkowego parfait od razu (jak przystało na dobrą babcię) myśli, jakby go podzielić na całą rodzinę; małżonkowie celowo wracający do dawnej „formy”, by bez problemu dostać seniorską zniżkę na bilet; czy eksperymenty starszego małżeństwa przy filtrach graficznych do zdjęć z budki – nie są to może sceny, przy których pokładałem się ze śmiechu, ale wystarczyły, by wzbudzić rozczulony uśmiech.
Innym istotnym wątkiem serii są relacje obyczajowe państwa Saitou z bliskimi. Ten segment podzieliłbym na trzy części: dzieci, wnuki i przyjaciół. Pierwszy z nich jest moim zdaniem najsłabszy. Staruszkowie doczekali się trójki dzieci: córki i dwóch synów. Każde z nich wyrosło na szalenie porządnego człowieka (jeden z potomków został nawet szacownym lekarzem), tworząc ładne przesłanie, że skoro dzieci wychowaliśmy dobrze, to na starość zaopiekują się nami i otoczą miłością. Sęk w tym, że historia miejscami próbuje zaserwować nam dramat lub poruszać trudne tematy międzypokoleniowe i to już nie działa. Przyczyny są dwie. Po pierwsze, cała trójka jest poukładana, życzliwa i z własnym udanym życiem rodzinnym (każde z dzieci ma współmałżonka i przynajmniej jedno dziecko). Z tak wspaniałymi ludźmi wszelkie próby wprowadzenia konfliktu to jedynie (nawiązując do Pierwszego listu św. Jana) lęk przed tym, czy dostatecznie mocno się miłuje. Owszem, to śliczna laurka dla instytucji rodziny, ale od strony dramaturgicznej w ogóle nie przekonuje. Po drugie, za mało tu nowych wątków, których katalizatorem byłaby druga młodość państwa Saitou. Sprawy, o których rozmawiają, mogły być równie dobrze przegadane, zanim doszło do przemiany. Po co więc wprowadzać je teraz, kiedy można by było rozegrać kilka ciekawszych wątków? W zasadzie jedynie przemyślenia syna‑lekarza były elementem, który jakoś mnie zainteresował.
Ciekawiej prezentują się relacje ze znajomymi starszego małżeństwa. Owszem, odnoszę wrażenie, że można było wymyślić jeszcze oryginalniejsze koncepty, jednak te zaproponowane potrafią wciągnąć i są mocno zróżnicowane. Poza komediowymi wątkami pojawiają się problemy związane z chorobami, samotnością i utratą bliskiej osoby. Szczęśliwie ich gorycz została zbalansowana przez poczucie spełnienia z udanego życia oraz dumę z dzieci i wnuków, a także rzadkim dla Japończyków przywilejem posiadania wolnego czasu. Zatem jak na tak krótki metraż zaprezentowano całkiem sporo aspektów starości w Kraju Kwitnącej Wiśni.
Jednak państwo Saitou najchętniej spędzają czas z wnuczętami i ich relacje są chyba najciekawsze. Choć starsi państwo doczekali się pięciorga wnucząt (i nawet jednego prawnuka), to najczęściej spotykają mieszkające niedaleko córki swoich synów – nieco trzpiotowatą Mino i zamkniętą w sobie Shiori. W przeciwieństwie do relacji z dziećmi, tutaj nowe wcielenie starszego małżeństwa tworzy intrygującą bazę. Na prostolinijnej Mino przemiana babci i dziadka z szacownych staruszków w cudownych idoli robi spore wrażenie, tym bardziej że imponują oni również jej koleżankom i kolegom. Przesadą byłoby stwierdzenie, że anime ukazuje młodzież jako płytką, jednak gdzieś tu przemycono komentarz społeczny, że nastolatkowie trochę za dużą wagę przykładają do wyglądu. Odnoszę wrażenie, że licealistka traktuje dziadków dość specyficznie – szacunek pozostał, ale z powodu odmłodnienia dziewczyna postrzega ich bardziej jak starszych przyjaciół, z którymi można spędzić czas jak z rówieśnikami. Ponownie – seria nie jest cyniczna i nie czułem, by w nowych warunkach stosunek Mino do krewnych zmienił się o 180 stopni, za to spróbowano pokazać złożoność konsekwencji takiej przemiany. Drugiej wnuczce nie poświecono już tyle miejsca, natomiast wpływ ostatnich wydarzeń na jej zachowanie najbardziej mi się podobał – w przeciwieństwie do kuzynki, Shiori trudniej mija licealny czas, a przy tym stara się podjąć niełatwą decyzję dotyczącą swojej kariery. W tym przypadku pomoc dziadków bardzo się przyda, nie tylko jako moralne wsparcie, ale i głos rozsądku, gotowy udzielić życiowych rad. Zaś odmłodzenie państwa Saitou pozwala skrócić dzielący ich dystans pokoleń.
Pozostają jeszcze inne wątki romantyczne i tu mam mieszane uczucia. Z jednej strony urocze, kochające się małżeństwo sprzyja ładnej, kojącej atmosferze i pod tym kątem seans sprawił mi mnóstwo przyjemności. Do tego seria dostaje dodatkowy plus za lekkie przekomarzania wiecznie zakochanej pary i fakt, że nikt nie udaje, że dzieci przynosi bocian (przy jednocześnie przyzwoitym tonie). Stopień wyidealizowania tej pary nie przeszkadza, ale i nie wnosi wartości dodanej, bo niektóre elementy historii są z tego powodu nieco przewidywalne. A jak już o tym mowa, to trochę drażniły mnie retrospekcje z przeszłości staruszków. Jeżeli znacie japońskie melodramaty z historiami o romansach sprzed powojennego otwarcia się na Zachód (czyli kiedy związki były raczej kontraktem biznesowym niż dowodem szczerej miłości), to najdelikatniej mówiąc, nic was tu nie zaskoczy. Na szczęście, nie tylko państwo Saitou opowiadają o swoich uczuciach i kilka innych par ma swoje udane momenty, na czele z Shoutą (wnukiem znajomego protagonistów) i Mino.
Wspomniałem, że serial przypomina mi pod względem struktury Saiki Kusuo no Psi Nan i dzieli z nim niestety wadę – kiepską stronę techniczną. Grafika zawiera tyle uproszczeń, że aż trudno wskazać jakąś ładną scenę. O animacji nie ma co gadać, również projekty postaci nie zachwycają. Jedynym, co chroni serial przed jeszcze niższą oceną, jest swoista umowność – nikt nie udaje, że ma to być dosłowna seria, w której chodzi o wielkie doznania audiowizualne. Ba, dałbym nawet wyższą notę, gdyby cudowne odmłodnienie pary miało bardziej baśniowy charakter, bo wówczas skrajnie uproszczona kreska pasowałaby do klimatu lokalnej legendy. Muzyka jest trochę lepsza, ale tylko trochę. Zwłaszcza że wykorzystano tu dżingle, które brzmią podejrzanie znajomo w porównaniu do innych serii (a czasem wręcz sprawiają wrażenie przerywników programów telewizyjnych w stylu „wracamy po krótkiej przerwie”).
Jest jeden drobiazg, który mnie zirytował, ale nie odjąłem za niego punktów. Mianowicie – chodzi o aspekt promocji regionu. Aomori ma reputację cudownej prefektury, znanej z jednego z najpiękniejszych miejsc do podziwiania kwiatów wiśni (niedaleko zamku Hirosaki), wpisanej na listę UNESCO puszczy Shirakami Sanchi, czy sławnego parku narodowego Towada. Szkoda więc, że jedyną atrakcją turystyczną, jaką poznamy w tym nietypowo umiejscowionym anime, jest góra Iwaki (przypominająca sławniejszą i większą Fuji). Fakt ten drażnił mnie tym mocniej, że w kontraście do ledwie symbolicznego ukazania regionu, seria poświęca mnóstwo miejsca jabłkom, czyli lokalnemu hitowi – w skali kraju, w Aomori produkuje się ponad 50% tego smakołyku. Zastanawiam się wręcz, czy fakt, że jabłeczna ekspozycja zajmuje tyle miejsca, nie wynika ze wsparcia finansowego jakieś wielkiej firmy sadowniczej. Choć oczywiście to tylko niepodparte dowodami wrażenie.
Podsumowując, jestem trochę zły na ten tytuł. Miałem cichą nadzieję, że przygody odmłodzonych państwa Saitou będą uroczą wyprawą na wieś, kojącą i zabawną jednocześnie (niegdyś używano ładnego słowa „wilegiatura”). I nie przeczę, znalazłem tu sporo dobrych rzeczy – bywa zabawnie, rozczulająco, a miejscami wręcz niegłupio. Jednak niepotrzebnie rozbudowane zasady świata przedstawionego i zbyt mała liczba odcinków sprowadziły całość do bardzo obiecującego, ale tylko szkicu. Mimo wszystko polecam dać szansę, tym bardziej że wam tak specyficzna struktura może mniej przeszkadzać.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Gekkou |
Autor: | Kagiri Araido |
Projekt: | Nagisa Takahashi, Yuuji Hamada |
Reżyser: | Masayoshi Nishida |
Scenariusz: | Yukie Sugawara |
Muzyka: | Tomoki Hasegawa |