Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 5/10
fabuła: 4/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 3
Średnia: 7
σ=0,82

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Melmothia
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Komada Jouryuusho e Youkoso

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2023
Czas trwania: 90 min
Tytuły alternatywne:
  • Komada - A Whisky Family
  • 駒田蒸留所へようこそ
Postaci: Pracownicy biurowi; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

In whisky veritas!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: chi4ko

Recenzja / Opis

Koutarou Takahashi jest młodym dziennikarzem pracującym dla tokijskiej firmy medialnej. Otrzymuje on od przełożonego nietypowe zadanie – ma przygotować tekst (a w zasadzie cykl tekstów) dotyczący współczesnej japońskiej whisky. To specyficzne wyzwanie, szczególnie że młody mężczyzna nie posiada żadnej specjalistycznej wiedzy i nie przejawia zainteresowania tym popularnym destylatem.

Takie podejście do tematu sprawia, że pierwszy wywiad młodego dziennikarza kończy się kompromitacją. Na szczęście właścicielka destylarni Rui Komada i jej asystentka Tomoko Kawabata wyciągają ku niemu pomocną dłoń i oprowadzają Koutarou po tej specyficznej branży, ze szczególnym uwzględnieniem problemów firmy należącej do rodziny Komada. A tych przybywa, bowiem po śmierci ojca Rui lokalne przedsiębiorstwo ma się coraz gorzej i gorzej. Tym bardziej że nikt nie umie odtworzyć unikalnego smaku, jaki potrafił wydestylować Komada senior.

Gdy dowiedziałem się o planach studia P.A. Works by stworzyć film z whisky w tle, byłem pełen entuzjazmu co do całego projektu. Japońska wersja tego trunku cieszy się niemałą estymą, zatem stworzenie filmu obyczajowego z „wódką na myszach” w tle powinno być fabularnym samograjem. Zwłaszcza że destylarnie japońskiej whisky raczej nie są zlokalizowane w wielkich metropoliach (ewentualnie znajdują się na ich przedmieściach), więc liczyłem na kolejną udaną historię obyczajową z dala od miejskiego zgiełku. Co więcej, studio ma na koncie może nieco nierówne, ale przeurocze Sakura Quest, które w prywatnych rozmowach nazywam „Ranczem po japońsku”.

Mój pierwotny zapał nieco osłabł, gdy pojawiły się pierwsze oceny tego filmu; nie najgorsze, jednak dalekie od euforii. Mimo wszystko miałem nadzieję, że może ten nieco offowy pomysł niekoniecznie wszystkich przekonał. W końcu anime zadebiutowało na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Animowanych w Annecy, gdzie promuje się raczej niszowe tytuły. Po cichu nadal liczyłem na specyficzną, ale oryginalną animację, która będzie miała coś ciekawego do przekazania. Niestety seans pozbawił mnie złudzeń i w moim odczuciu nie jest to ani złożony film o wysokim progu wejścia, ani przyzwoite anime na jednorazowy seans. Nie przedłużając – to po prostu nieudany projekt.

O tym, że film będzie się prezentować miernie, domyśliłem się już po pierwszych dziesięciu minutach. Wprowadzenie Takahashiego to schemat na schemacie, który w dodatku źle zrealizowano. Rozumiem, że dzieło o tak specyficznej tematyce potrzebuje bohatera­‑nowicjusza, któremu barwny świat whisky zostanie wyjaśniony krok po kroku. Dzięki temu młody dziennikarz poznaje tajniki rzemiosła, a my uczymy się wraz z nim. Tylko że samo zawiązanie fabuły jest naciągane i nieprzekonujące. Koutarou dostaje zlecenie od szefa na dzień przed pierwszym wywiadem, chociaż nie ma stosownego doświadczenia ani nie zdradza jakiegokolwiek zainteresowania tematem. Co prawda pojawia się informacja, że następnego dnia jest święto, więc „młody” odrabia pańszczyznę, gdy starsi mają wolne. Jednak trudno mi uwierzyć, by w poważnej firmie zlecono stosunkowo duży projekt gołowąsowi tylko dlatego, że komuś bardziej doświadczonemu nie chce się jechać na wywiad. Jasne, nie takie przykłady niekompetencji odnajdziemy we współczesnych firmach medialnych, skoro jednak w pierwszych minutach filmu nikt nie kreuje miejsca pracy Koutarou na pato­‑instytucję, to wolałbym dostać bardziej przekonujący pretekst. Ba, odnoszę wrażenie, że gdyby kierownik działu krzyknął w open space, że można zająć się tematem whisky, to chętni by się znaleźli.

Co prowadzi nas do drugiego problemu tej ekspozycji, czyli totalnej niewiedzy Takahashiego. Rozumiem, że whisky go nie kręci i miał tylko jeden dzień na przygotowanie, jednak jego skala nieogarnięcia tematu wskazuje, że przed spotkaniem nawet nie zasiadł do Wikipedii. Takim zagraniem film strzela sobie w stopę i to z dwóch powodów. Po pierwsze, coraz mocniej wybrzmienia nieudolność reżysera w tworzeniu ekspozycji. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że właściwa fabuła zaczyna się dopiero wtedy, gdy bohaterowie pochylą się nad aspektami produkcji destylatu. Po drugie, jeżeli Komada… ma być laurką dla miłośników whisky lub choćby umiarkowanych entuzjastów trunków, to główny bohater od początku budzi niechęć brakiem jakiegokolwiek szacunku do ludzi odpowiedzialnych za tworzenie popularnego napoju. Tym bardziej że ta praca nie zalicza się do najłatwiejszych.

Mimo wszystko, mierne wprowadzenie niekoniecznie oznacza, że cały film będzie do niczego. Niestety, kolejne dziesięć minut uświadomiło mi, że niski poziom artystyczny Komada Jouryuusho e Youkoso zostanie utrzymany.

Głównym problemem filmu jest jego niewiarygodna wręcz ilość klisz i schematów. Protagonista to szukający swojego miejsca w świecie mieszczuch sceptycznie podchodzący do środowiska, które musi odkrywać. Oczywiście po to, by z czasem coraz bardziej angażować się w świat tamtejszej społeczności i pomóc jej przezwyciężyć problemy, na czele z nieprzystępnym typem w garniturze próbującym wykupić rzemieślniczy biznes. Innymi słowy, Avatar Jamesa Camerona łączy się tu z dowolnym filmem o bohaterze, który odkrywa, że produkcja whisky/wina/kabaczków to nie było to, czego się spodziewał (np. Dobry rok z Russelem Crowe). Na drobny plus policzę, że czarny charakter w garniaku ostatecznie nie jest korporacyjnym bydlakiem, a bratem głównej bohaterki, który odniósł sukces i chce przejąć rodzinny interes. Dzięki temu dostajemy nie tyle konflikt „mali przedsiębiorcy kontra zły świat wielkiego biznesu”, a raczej prosty spór rodzinny. Dość banalny, ale nieszkodliwy.

Schematycznej opowieści nie pomagają bohaterowie, wierni pomagierzy fabularnej sztampy. Choć zatrudniono naprawdę dobrych seiyuu (na czele z Saori Hayami w roli głównej), którym nie odmówię zaangażowania, to według mnie nie mają niczego ciekawego do roboty. Rui jest standardową protagonistką doświadczoną przez los, która pomimo licznych przeszkód wierzy, że musi zrealizować marzenia swojej rodziny. Tomoko to opryskliwa i charakterna młoda kobieta, która oczywiście pokazuje swoją wrażliwą stronę. Koutarou to nieopierzony młokos poszukujący własnego miejsca, a pojawiające się później postacie są równie wyzute z oryginalności.

Do tego film nie przekonał mnie nawet jako opowieść o whisky. Niby przemycono kilka istotnych informacji, niby wyjaśniono parę szczegółów związanych z produkcją, ale moim zdaniem jesteśmy naprawdę daleko od projektu stworzonego z pasją. Odnoszę wrażenie, że anime mogłoby opowiadać o dowolnym innym produkcie spożywczym, który wymaga bardzo starannego przygotowania, i niewiele by to zmieniło. Jasne, trudno uznać uniwersalność historii za wadę, jednak nawet w takiej fabule wolałbym okrasić całość garścią szczegółowych informacji. Tym bardziej że liczne japońskie produkcje wyspecjalizowane w promocji danej dziedziny udowodniły, że można w ciekawy sposób edukować publikę.

Oprawa techniczna również stanowi wyraźny zgrzyt. Na pierwszy rzut oka film prezentuje się przyzwoicie – animacja jest dość płynna, dostajemy sporo lokacji, nieźle przemyślano kolorystykę i kompozycję niektórych kadrów. Co prawda projekty postaci mnie nie przekonały (twarze mają dziwnie jajowaty kształt), ale to już rzecz gustu. Jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie był to kluczowy projekt studia. Pomimo statusu filmu emitowanego na festiwalu, a później w kinach, dostajemy elementy sugerujące projekt niższego priorytetu: nieraz pojawiają się powtórki scen, postacie drugoplanowe zlewają się z tłem, zdarzają się również problemy z postsynchronami. Największą bolączką jest mimika – zdaję sobie sprawę, że nie każde anime musi stawiać na szczegółową, bogatą ekspresję, lecz tu popadamy z jednej skrajności w drugą.

To prowadzi mnie do nieciekawej dla filmu konkluzji, mianowicie – kompletnie nie rozumiem, dlaczego zdecydowano się na animację. Film w ogóle nie korzysta z zalet, które oferuje rysunek (brak abstrakcyjnych kadrów, przeszarżowanych reakcji, monumentalnej scenografii niełatwej do wykonania na planie etc.), a jednocześnie nie może w pełni zademonstrować swojego potencjału, który łatwiej byłoby zrealizować w filmie fabularnym: postacie zachowywałyby się naturalniej, „zwyczajne” plenery byłyby bardziej przekonujące, a kameralny film z ledwie kilkoma lokacjami byłby chyba tańszy (choć pewności nie mam). Jeszcze jeden drobiazg – w przeciwieństwie do wielu seriali anime, tu nie działa argument „bo inaczej dzieła nie dałoby się wypromować”. Akurat fabularne kino japońskie w ostatnich latach cieszy się sporym uznaniem, więc taka wersja mogłaby cieszyć się podobną popularnością.

Muzyka prezentuje się lepiej, natomiast zdecydowanie zbyt często przejmuje inicjatywę. Ścieżka dźwiękowa nieraz zostaje wprowadzona na bardzo dużej głośności, trochę jakby kadry i dialogi traciły na znaczeniu. Nie wiem, czy to kwestia nieudanego montażu dźwięku, czy może w ten sposób reżyser usiłuje zamaskować niedostatki scenariusza. Bez względu na przyczynę nie podoba mi się to rozwiązanie.

Zatem czy polecam wam ten film? Zdecydowanie nie. Pomimo ciekawego tematu jest według mnie zbyt przewidywalny, zbyt prosty i zbyt mało angażujący. Podejrzewam, że nie zainteresuje ani miłośników kina obyczajowego, ani serii skupionych na perypetiach na prowincji, o miłośnikach whisky nie wspomnę. Chociaż Komada Jouryuusho e Youkoso jest tworem niezbyt ekscytującym, skłamałbym, twierdząc, że w jakiś sposób mnie drażni. Z drugiej strony, trudno to również uznać za zaletę. Szczególnie w przypadku filmu pełnometrażowego, który dostał kinową dystrybucję. W końcu to nie jest kolejny isekaj emitowany od razu na platformie streamingowej. Nie mówiąc o tym, że z dwojga złego chyba wolę kreatywną porażkę niż wypchaną kliszami nudę.

Jest natomiast kilka powodów, dla których nie przyznaję filmowi miażdżąco niskiej oceny. Po pierwsze, mimo wszystko jest to wykonane całkiem przyzwoicie, więc przynajmniej nie odnoszę wrażenia, że ktoś usiłował sięgnąć po nasze pieniądze bez żadnego wysiłku. Po drugie i ważniejsze – o ile 90% filmu to schemat na schemacie, o tyle samo zakończenie, przynajmniej w kwestii wątków pobocznych, miło mnie zaskoczyło. Ponieważ nie zachęcam do seansu, postanowiłem opowiedzieć wam w ostatnim akapicie, co takiego wydarzyło się w finale, że ocena wzrosła o cały punkt. Dzięki temu może zaoszczędzicie trochę czasu.

W dużym skrócie – przy tak odtwórczym scenariuszu przyjąłem za pewnik, że na końcu filmu Rui i Koutarou zostaną parą. Dwoje młodych ludzi, każde z problemami, powoli zaczyna rozumieć, co trapi drugą stronę i udziela sobie wsparcia. Do tego ona sprawia wrażenie zagubionej, on szuka swojego miejsca w życiu… W tego typu historii zwykle kończy się to ślubem albo chociaż randką. Tutaj, o dziwo, po prostu pozostają dobrymi kolegami. Fakt, przez cały seans nie było między nimi jakiejkolwiek romantycznej chemii, ale po prostu założyłem, że scenarzysta i reżyser nie poradzili sobie z budowaniem relacji. Drugie miłe zaskoczenie to brak dużych zmian zawodowych u Koutarou. W tego typu opowieści jeżeli ktoś jest mieszczuchem niezadowolonym ze swojej pracy, to zwykle pozostaje na szeroko rozumianej prowincji, gdzie tak wiele się nauczył. Tu z kolei młody mężczyzna trzyma się swojego pracodawcy, jedynie dostaje pod swoją opiekę dziennikarza, którego będzie przyuczać. Jakby się nad tym zastanowić, brzmi to jak pożyteczna lekcja, by zacząć zmiany od siebie, a nie otoczenia. Zatem nie są to diametralne elementy, które nie wiadomo jak zawyżają ocenę, ale gdy należy pochwalić coś w złym tytule, to uczciwie chwalę.

Sulpice9, 29 września 2025

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: P.A. Works
Projekt: Kousuke Kawatsura, Mayumi Miyaoka, Mio Fujishima, Sayo Mizuno, Tomomi Takada, Yuki Akiyama
Reżyser: Masayuki Yoshihara
Scenariusz: Muneo Nakamoto, Yukito Kizawa
Muzyka: Tatsuya Katou