Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

10/10
postaci: 10/10 grafika: 7/10
fabuła: 9/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 29
Średnia: 7,76
σ=1,33

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Melmothia
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

O ruchach Ziemi

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2024
Czas trwania: 25×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Chi -Chikyuu no Undou ni Tsuite-
  • Orb: On the Movements of the Earth
  • チ. -地球の運動について-
Tytuły powiązane:
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Seinen; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Europa; Czas: Przeszłość
zrzutka

Że Ziemia się kręci wokół Słońca, wiadomo już od dawna, ale kiedyś nie było to oczywiste… Autorska wariacja na temat dojścia do heliocentryzmu, pod wieloma względami wybitna i zachwycająca.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

XV wiek. W Królestwie P. mieszka inteligentny i ambitny Rafał powoli szykujący się do pójścia na studia. Żyje on w ciężkich czasach dla głoszących odmienne od Kościoła poglądy osób, które w przypadku wykrycia czeka śmierć na stosie, wcześniej zaś okrutne tortury z rąk inkwizycji. Pewnego dnia los chłopaka splata się z losem Huberta, jednego z takich heretyków, który zaszczepia w nim teorię heliocentryzmu, radykalnego spojrzenia na miejsce Ziemi we wszechświecie. Dzięki ich współpracy, a szczególnie dzięki kluczowej decyzji Rafała, udaje się zachować ważne zapiski – od tej pory będą przechodzić z rąk do rąk i wywołają chaos w astronomicznym świecie.

O ruchach Ziemi (oryginalny tytuł: Chi: Chikyuu no Undou ni Tsuite) to adaptacja mangi Uoto produkcji Madhouse, warto dodać: adaptacja pełna. Szczególne zainteresowanie wzbudziła wśród polskich odbiorców ze względu na miejsce akcji i swojsko brzmiące nazwy własne. Tytułów wspominających w choć minimalnym stopniu o naszym państwie jest tyle co nic, a jeśli dodać, że seria opowiada o heliocentryzmie, czyli – no przecież – Kopernik i te sprawy, trudno przynajmniej nie zerknąć na pierwsze odcinki. Tyle że Kopernika w tej serii nie spotkamy – zamiast tego otrzymujemy autorską wariację na temat jednego z największych naukowych odkryć, z zestawem wymyślonych (poza jednym wyjątkiem) bohaterów. Bo też Rafał to dopiero pierwszy z kilku protagonistów. Zostajemy zatem wrzuceni w głąb wielowątkowej historii toczącej się na przestrzeni wielu lat, z kilkoma przeskokami czasowymi, gdzie kolejne epizody fabularne potrafią być łączone ze sobą bardzo luźno, a losów niektórych postaci można się jedynie domyślać po szczątkowych informacjach (co bynajmniej nie jest zarzutem).

Dla osób niezaznajomionych z pierwowzorem czy spoilerami wstęp anime nie prezentuje się szczególnie fascynująco – ot, poznajemy młodzieńca, którego uporządkowane życie nagle wywraca się do góry nogami. Po początkowych wątpliwościach decyduje się on kroczyć nowym szlakiem i potajemnie studiuje heretyckie zapiski. Ale wspomniana inkwizycja, na czele z inkwizytorem Nowakiem, nie śpi i wkrótce trafia na trop krnąbrnego chłopca. Rafał musi się jakoś ratować… I właśnie wtedy, wraz z końcem trzeciego odcinka, następuje pierwszy z wielkich zwrotów akcji, który sprawił, że wielu widzów zaczęło wyczekiwać ciągu dalszego z ekscytacją (nie śledziłam dokładnie ocen na portalach, ale jestem pewna, że od tego momentu główna nota poszybowała w górę). Sama na krótko przed seansem pokusiłam się o spoilery, nawet jednak nastawiona na to, co się zaraz wydarzy, oglądałam tę scenę ze ściśniętym gardłem i łzami napływającymi do oczu, emocje zaś trzymały mnie jeszcze dobrą godzinę. Również i na późniejszym etapie seria umie wstrząsnąć emocjonalnie, ale ten pierwszy zwrot okazał się kluczowy, nie będąc jedynie sztuką dla sztuki, a bardzo dobrze przemyślaną i odważną decyzją autora. Zdecydowana większość twórców wybrałaby bezpieczniejsze rozwiązanie.

Po tak mocnym zakończeniu wstępu z jednej strony oczekiwania odbiorców wyraźnie wzrastają, z drugiej zaś, z powodu skierowania historii na inne tory i wprowadzeniu nowych bohaterów trudno zgadnąć, czego się dalej spodziewać (o ile oczywiście nie czytało się mangi). Nie jest moim celem streszczanie przebiegu całej fabuły, napiszę więc tylko krótko, że każdy kolejny epizod ma coś ciekawego do zaoferowania. Są różnie poprowadzone – m.in. ze względu na różnorodny zestaw bohaterów i zmieniające się czasy – a jedyne podobieństwo, nie licząc oczywiście przewodniego wątku heliocentryzmu, widać w ich finałach, zawsze dramatycznych i pokazujących, że walka o ustanowienie nowego porządku wszechświata wiąże się z wieloma niebezpieczeństwami. Nie mamy tu do czynienia z serią akcji, gdzie ekipa znajomych dąży do obranego celu i po drodze przeżywa ekscytujące przygody, aczkolwiek parę dynamiczniejszych scen się znajdzie. Dzieło Uoto to dramat okraszony ogromną ilością filozoficznych konwersacji; niektórzy mogliby stwierdzić, że czasami zbyt przegadanych, ja jednak pozwolę sobie się nie zgodzić – z przyjemnością chłonęłam każdą wymianę zdań, a to wzbogacającą obraz postaci, a to budującą klimat.

Nie ma dla mnie znakomitej serii bez dobrze napisanych bohaterów. Oczywiście wiele zależy od gatunku – w głupiutkiej komedii nie będę oczekiwać skomplikowanych charakterów, czasem wystarczy, aby postaci dało się lubić czy żeby nie wywoływały chęci mordu. O ruchach Ziemi to jednak dużo ambitniejszy tytuł i nie stosuję wobec niego taryfy ulgowej. Na szczęście – nie muszę. Wszyscy główni bohaterowie wypadają wyśmienicie. Jeśli oceniać ich razem, urzeka przede wszystkim, że są to zupełnie zwyczajne osoby. Tu nie ma miejsca na typy schematyczne czy z nakreślonymi góra dwiema wyróżniającymi się cechami charakteru – autorowi udało się wykreować autentyczne, złożone postaci, a ponadto – co jest równie bardzo ważne – konsekwentnie je prowadzić. Jedne zdecydowanie trzymają się swoich poglądów, inne dopiero szukają swojego celu w życiu. Najłatwiej jednak będzie – żeby nie rzucać ogólnikami – omówić każdą z osobna, bo też każda zasługuje na oddzielny akapit.

O Rafale już co nieco napisałam. To postać, którą, mam wrażenie, ocenia się przede wszystkim ze względu na kluczową decyzję z trzeciego odcinka. Z jednej strony rozumiem, bo po pierwsze, niewiele czasu nam dane było z nim spędzić, po drugie, ów krok stanowił punkt zwrotny w omawianej historii, trudno więc go nie roztrząsać, zastanawiając się, czy chłopiec właściwie postąpił. Z drugiej strony daleko mi do używania obraźliwych epitetów wobec niego, ba, czuję nawet swojego rodzaju podziw, abstrahując bowiem od całej reszty, wykazał się on nie lada odwagą, udowadniając, że ponad wszystko ceni prawdę. Aczkolwiek oczywiście dłuższe skupienie się na jego postaci pozwalałoby lepiej uzasadnić jego postawę.

Po przeskoku czasowym seria skupia uwagę na innym bohaterze o wdzięcznym dla polskiego odbiorcy imieniu Oczy. Oczy jest dobrze wyszkolonym skrytobójcą o świetnym wzroku, którego los, podobnie jak wcześniej Rafała, stawia przed nowym wyzwaniem. Z tym że Oczy jest niepiśmienny, a co więcej, panicznie boi się patrzeć w gwiazdy, więc wszystko wskazuje na to, że zapiski tym razem trafiły w niewłaściwe ręce. Dopiero za namową przyjaciela Glassa postanawia nawiązać kontakt z mnichem Badenim zafascynowanym zakazaną stroną nauki. Oczy mimo niemałej siły i zręczności ma raczej bojaźliwą i skrytą naturę. Pesymistycznie spogląda w przyszłość i ma nadzieję, że szybko dostąpi zaszczytu pójścia do nieba – niczego więcej nie oczekuje. Daleko mu zatem do kandydata na bohatera i pewnie wyda się mniej interesującą postacią niż Rafał czy wspomniany już Badeni, ale właśnie w jego niepozorności tkwi ogromny urok i nie mniejsze pole do popisu dla autora, które zresztą ten świetnie wykorzystał. Pokazując początkowo zwyczajnego, poczciwego człowieka, zaprezentował wiarygodną metamorfozę, bez nagłych przeskoków czy zmian charakteru na potrzeby scenariusza.

Gdybym miała wskazać jedną postać, dla której najbardziej warto obejrzeć O ruchach Ziemi, byłby to Badeni, chociaż paradoksalnie to osoba, która budzi najmniej pozytywnych uczuć. Młody mnich, miłośnik i badacz nauki, chyba z największą determinacją ze wszystkich bohaterów dąży do opublikowania przełomowych astronomicznych odkryć, więc niewątpliwie stoi po stronie „dobra”. Z drugiej strony seria na jego przykładzie doskonale pokazuje, że protagonista nie musi oznaczać osoby szlachetnej, wręcz przeciwnie, może być zbudowany na negatywnych cechach. Oglądając poczynania Badeniego czy jego zachowanie względem Oczu, ma się momentami ochotę jęknąć „ugh!” i zacisnąć pięści ze złości. Jednocześnie pragnę podkreślić, że nie jest to postać odpychająca, wzbudzająca odrazę jak źle napisani (zagrani) bohaterowie. Jego arogancką i egoistyczną naturę autor uzupełnia inteligencją czy pragmatyzmem znakomicie ukazanym chociażby w podejściu do Jolenty. Wyśmienicie się również obserwuje jego przemianę, odmiennie przedstawioną od tej, którą przechodzi Oczy. O ile bowiem w przypadku nieśmiałego zabójcy łatwo dostrzec, jak stopniowo się otwiera, tak metamorfoza Badeniego jest cicha, dla nieuważnego widza trudna do wychwycenia, głównie ze względu na brak wglądu w jego myśli. Jednakże niewątpliwie Badeni z początku swojego wątku zauważalnie różni się od Badeniego z końca tego epizodu. Chciałabym jeszcze poświęcić osobny akapit relacji mnicha z Oczami, wiem jednak, że i bez tego recenzja urasta do sporych rozmiarów, dlatego tylko napiszę – wyśmienicie się na tę dwójkę patrzy.

W serii dominują męskie postaci, tym bardziej więc na ich tle wyróżniają się dwie bohaterki, Jolenta i Draka. Pierwsza pojawia się Jolenta, łącząca niejako drugą i trzecią część historii. To młoda uczona dziewczyna, jednakże ze względu na swoją płeć – czy, dokładniej mówiąc, obecne w świecie przedstawionym przeświadczenie o gorszej roli kobiety – trudno jej się kształcić. Inni (czyli mężczyźni) traktują ją raczej jak pomagierkę w ośrodku astronomicznym, której wiedzę są gotowi wykorzystać dla własnej sławy, lub też zwyczajnie nie biorą jej talentów pod uwagę. Szybko uspokajam – autor nie ukazuje tego w czarno­‑białych kategoriach i tak jak Jolenta nie prezentuje się jako osoba gnębiona przez społeczeństwo, tak nie wszyscy jak jeden mąż zachowują się wobec dziewczyny niewłaściwie. Jolenta może liczyć na wsparcie paru osób, przede wszystkim jednak sama pragnie wierzyć w siebie – z naciskiem na „pragnie”, bo wątpliwości nie raz, nie dwa nią miotają. Świetnie obserwuje się jej już ukształtowaną różnymi doświadczeniami i wyborami życiowymi wersję – widać wtedy dobrze, jaką drogę przeszła i ile musiała poświęcić.

O ile Jolenta w swojej części historii musi liczyć się z Oczami i Badenim, tak Draka jest główną „gwiazdą” swojego wątku. Pochodząca z koczowniczego ludu dziewczyna wierzy jedynie w siłę pieniądza, bo tylko wzbogacenie się byłoby w stanie wyciągnąć ją i jej towarzyszy z obecnej sytuacji. Gdy w jej ręce trafiają zakazane zapiski, dostrzega szansę na poprawę losu – czego dotyczą, jaki wywarłyby wpływ na świat naukowy, stanowi drugorzędną kwestię, Draka myśli przede wszystkim o korzyściach dla siebie. Nie jest jednak butna, a jej postawa wynika z trudów dzieciństwa pozbawionego miłości rodzicielskiej. Z czasem, po poznaniu poglądów paru osób, rozszerza własny światopogląd i jest gotowa walczyć dla sprawy, którą dotychczas traktowała wyłącznie jako narzędzie do zapewnienia sobie wygodniejszego życia.

Po drugiej stronie barykady, czyli wśród antagonistów, stoi inkwizytor Nowak, jedyna postać łącząca prawie wszystkie epizody serii. To mężczyzna, który swoją pracę, czyli przesłuchiwanie i torturowanie heretyków, doprowadził do perfekcji. Bez litości nawet dla kobiet i dzieci, głuchy na rozpaczliwe próby wyjaśnień, święcie wierzy, że nawet najmniejsze odstępstwo od przyjętych nauk Kościoła stanowi grzech śmiertelny, zaś osobę popełniającą takowy należy natychmiast osądzić. Jak jednak wcześniej podkreśliłam, bohaterowie O ruchach Ziemi są skomplikowani, a Nowak nie stanowi wyjątku. Choć bez mrugnięcia okiem zadaje cierpienie, nie można powiedzieć, by czerpał z tego jakąś chorą satysfakcję. W tępieniu herezji widzi przede wszystkim swój obowiązek, używa sprytu czy wyrachowanego chłodu równie umiejętnie co narzędzi tortur. Zupełnie też inaczej się na niego patrzy, gdy wgłębiamy się w jego relację z pewnym członkiem rodziny – widzimy wtedy Nowaka jako osobę troskliwą, dbającą przede wszystkim o szczęście i rozwój najbliższej mu osoby, ale też niepewną, czy jest temu w stanie podołać. Wprowadzenie wątku rodzinnego nie stanowi taniego chwytu mającego na celu złagodzenie okrutnej strony bohatera. Obie twarze inkwizytora są pozbawione fałszu, jesteśmy w stanie uwierzyć i w jedną, i w drugą, nie przesłaniają siebie ani nie tłumaczą siebie nawzajem. Dlatego Nowak, podobnie zresztą jak Badeni, z czasem budzi skrajne emocje, tyle że tutaj żadne z uczuć nie bierze ostatecznie góry. Nowak do końca pozostaje i zapalonym dręczycielem kacerzy, i kochającym opiekunem, co sprawia, że jego ostatnie sceny cechują się wielką intensywnością.

Krótko wspomnę, że przez serię przewija się szereg różnorodnych postaci pobocznych, z których jedne stanowią potrzebny element fabularny, inne odgrywają znacznie większą rolę, a nawet otrzymują własne minihistorie. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Schmitt pojawiający się w wątku Draki, którego w sumie mogłabym (a nawet chyba powinnam) umieścić wśród postaci pierwszoplanowych – powiedzmy jednak, że robi za deuteragonistę. Wraz ze swoją wierną grupą staje przeciw szkodliwym wartościom i z pomocą nowinek technicznych stara się rozpowszechniać naukową prawdę. Świetnie ogląda się interakcje tego świadomego, ukształtowanego już w swojej wierze mężczyzny z hardą Draką – nie tylko dziewczyna coś z tej relacji wynosi. Jedyne, co mnie trochę w tej postaci rozczarowało, to jej koniec, który nie wybrzmiał tak dobitnie, jak pożegnanie z innymi bohaterami. Bardzo wzruszająco natomiast przedstawia się historia Piasta, starszego uczonego, który z bólem uświadamia sobie, że przez całe życie kroczył błędną drogą naukową. W serii spotykamy też kogoś na kształt drugiego cichego antagonisty, w przeciwieństwie do Nowaka wzbudzającego jedynie negatywne emocje – to typ złego, którego się szczerze nienawidzi i cieszy się, gdy dopada go zasłużona sprawiedliwość.

Jednym z głównych zarzutów stawianych serii jest niezgodność z prawdą historyczną. Że inkwizycja tak nie działała, że Kościół w tych czasach nie był taki, że anachroniczne są różne szczegóły jak sceneria czy ubiór. Najlepszą odpowiedzią na tę krytykę jest zdanie, którym wielu widzów postanowiło storpedować autora jednego z wpisów na MAL narzekającego na brak wierności historycznej, a mianowicie „nie obchodzi mnie to, to nie jest dokument”. Mnie ten argument rozbawił i mogłabym na tym zakończyć dyskusję, trzeba jednak zachować resztki powagi… Świat przedstawiony w O ruchach Ziemi nie jest prawdziwym historycznym światem, tylko się na nim wzoruje (dokładnie na średniowiecznej Polsce). Bierze ogólne znane elementy jak inkwizycja czy wynalazek druku i wykorzystuje na swój sposób. Można kręcić nosem, że owo wykorzystanie bywa banalne (inkwizycja jest bardzo, bardzo zła), ale nie traktowałabym obranej przez autora drogi jako wady dyskwalifikującej. Albo inaczej – o ile rozumiem, że ktoś wolałby oglądać wierniejsze oddanie epoki, szczególnie jeśli jest miłośnikiem historii i na wiele spraw jest bardziej wyczulony niż przeciętny widz taki jak ja, o tyle kategoryczne skreślanie wizji anime uważam za zdecydowaną przesadę. Mnie w żadnym momencie nie przeszkadzało, że budynek niewłaściwie wyglądał albo – o zgrozo! – bohater nosił nieodpowiednią do swoich czasów fryzurę. Inna sprawa, że autor łączy z premedytacją historyczne elementy (choćby w formie wzmianki) z wymyślonymi przez siebie, zatem to już powinno zapalić w widzu lampkę ostrzegawczą.

Jeśli ktoś sądził, że zwrotu akcji z trzeciego odcinka seria nie zdoła już przebić, po dwóch ostatnich zmieni zdanie. Na podstawie dotychczasowego przebiegu fabuły możemy się spodziewać, że ponownie nastąpi przeskok czasowy, że zobaczymy kolejny zestaw bohaterów na czele z nowym protagonistą. Zaskoczyć natomiast może całkowita zmiana miejsca akcji, gdyż z fikcyjnego Królestwa P. przenosimy się do… będę miła i tego nie zdradzę. Innowacją jest również fakt, że zamiast wymyślonej postaci jako głównego bohatera dostajemy postać historyczną (której omówienie celowo pominęłam – wspomnę tylko, że również przedstawia się bardzo ciekawie i aż szkoda, że otrzymała tak mało czasu). Te dwie duże zmiany niewątpliwie rzucają nowe światło na dyskusyjną „historyczność” tytułu i rodzą jeszcze więcej pytań z najważniejszym na czele: „o co tu tak naprawdę chodzi?”. Próbie prostego wytłumaczenia zdarzeń nie pomaga pojawienie się pewnego bohatera. Niezliczone hipotezy z tak abstrakcyjnymi – biorąc pod uwagę gatunek – jak istnienie równoległych światów czy linii czasowych, których notabene autor ani nie potwierdza, ani im nie zaprzecza, pokazują, że autorowi udało się najważniejsze – zachęcić do dyskusji i analiz. Tak więc jak seria umiała wstrząsnąć na początku – a w trakcie trwania historii raz po raz mocniej uderzyć – jednak na samą końcówkę zostawiła najlepsze danie, aczkolwiek pojawia się tu pewne „ale”… Nawet ja, osoba oczarowana anime, przyznaję, że zakończenie może się wielu widzom nie spodobać, nie z powodu wspomnianych zawiłości, tylko przez fakt, że jest… Cóż, trudno to wytłumaczyć bez spoilerów, powtórzę jedynie, że anime jest ekranizacją całej mangi (skończonej, nieurwanej czy zawieszonej) – z tą wiedzą podczas seansu łatwiej będzie pojąć rozczarowanie części fanów.

Teraz stwierdzę coś, co po tylu pochwałach wyda się dezorientujące – seria nie jest atrakcyjna. Mówiąc dokładniej – nie jest atrakcyjna dla przeciętnego widza anime. Szczególnie w pierwszej połowie co rusz przychodziło mi na myśl, jak bardzo jest to tytuł surowy w formie, stawiający na długie rozmowy i rozważania bohaterów, bardzo rzadko sięgający po np. wizualne eksperymenty. Także wśród bohaterów trudno znaleźć barwne indywidua. Wszyscy wiemy, jak trudno zrobić z anime lub mangi dobry film aktorski – nawet w przypadku takich wydawałoby się prostych do ogrania gatunków jak okruchy życia gdzieś ten specyficzny klimat ucieka, innym razem zaś łatwo o niezamierzoną śmieszność. Tymczasem myślę, że przy ewentualnej ekranizacji O ruchach Ziemi niewiele potrzeba by było wysiłku i zmian względem oryginału, by wyszło dzieło równie klimatyczne i wciągające (o ile oczywiście trafiłoby w dobre ręce). Wracając do meritum – ja tę nieatrakcyjność, to bycie „nieanime” traktuję jako duży plus. Choć bardzo lubię serie innowacyjne, różnego rodzaju zabawy z formą czy reżyserią, to jednak najbardziej cenię tytuły proste, stawiające na opowiadanie interesującej historii z solidnie napisanymi bohaterami. A że takich tworzy się współcześnie okrutnie mało – a jeszcze mniej tych dobrych – tym bardziej szanuję produkcję studia Madhouse. Pod tym też względem trochę rozumiem porównywania omawianego anime do Vinland Sagi, serii inaczej podchodzącej do kwestii historyczności, ale też kładącej nacisk na opowieść i postaci.

Już pobieżne przejrzenie mangi pozwala stwierdzić, że do pięknych nie należy. Anime zdecydowanie poprawiło kreskę autora, podkreśliwszy jej charakterystyczne cechy jak np. oczy bohaterów. To właśnie, a także obrazy nocnego nieba, potraktowano ze szczególnym pietyzmem, ogólnie jednak tytuł pod względem wizualnym nie prezentuje się oszałamiająco, choć też nie razi brzydotą. Wiele scen toczy się w nocy, bywa więc ciemno, czasami aż za bardzo, na plus natomiast można zaliczyć projekty postaci i okazjonalne sceny walk. Animatorzy za dużego pola do popisu nie mają, ale gdy już muszą się wykazać, stają na wysokości zadania.

Za ścieżkę dźwiękową odpowiada Kensuke Ushio, który dał się już poznać przy takich dużych tytułach jak Chainsaw Man czy Koe no Katachi. Jego kompozycje, pozornie niewyróżniające się, idealnie współgrają z wydarzeniami, nadając im mocniejszy wydźwięk. Niespecjalnie dużo mam do napisania o endingach (Aporia i Hebi, oba w wykonaniu Yorushiki), za to opening, Kaijuu grupy Sakanaction, pokochałam od pierwszego usłyszenia i cieszyłam się, że mogę go słuchać przez wszystkie odcinki. Twórcy dostosowywali jedynie animację do bieżących wątków – ostrzegam, że późniejsze wersje zawierają spore spoilery, dlatego osobom jeszcze niezaznajomionym z tytułem polecam ostrożność.

W anime usłyszymy wielu znakomitych seiyuu takich jak Maaya Sakamoto (Rafał), Kenjirou Tsuda (Nowak; notabene przez jego charakterystyczny głos anime zepsuło jedną z niespodzianek fabularnych), Yuuichi Nakamura (Badeni) czy Satoshi Hino (Schmitt). Co do pierwszej aktorki, z początku niezbyt przychylnie przyjęłam, że kobieta wcieli się w rolę nastolatka (choć oczywiście mam świadomość, że to częsty zabieg), ale szybko się przyzwyczaiłam. Inni aktorzy „zagrali” mi od razu, również ci w rolach epizodycznych (m.in. Minoru Shiraishi, Nobunaga Shimazaki). Na szczególne wyróżnienie zasługuje Katsuyuku Konishi jako Oczy, świetnie oddający nieśmiałą i lękliwą naturę swojego bohatera oraz zachodzącą w nim przemianę.

Każdy ma swoje kryteria wystawiania ocen i wbrew pozorom dawanie serii najwyższej noty nie musi oznaczać tego samego. Dla mnie 10/10 nie oznacza ideału, bo ideałów nie ma, ale anime, które spełnia cztery podstawowe warunki. Po pierwsze, zostało bardzo porządnie wyreżyserowane. Strona techniczna mniej mnie interesuje, aczkolwiek dobrze, jeśli animacja z grafiką dopełnia obrazu, wtedy jeszcze bardziej docenia się pracę reżyserską. Po drugie, ma bardzo dobrze napisanych, ciekawych, różnorodnych, ale nieprzerysowanych bohaterów, których łączą interesujące relacje. Muszę przy tym czuć, że oglądam prawdziwe osoby z krwi i kości, nie zbudowane na schematach postacie. Po trzecie, potrafi opowiedzieć wciągającą i dobrze skonstruowaną historię. Po czwarte i w sumie najważniejsze – seria musi mnie emocjonalnie przybić do fotela, mam gryźć paznokcie z nerwów i ekscytacji, wzruszać się lub płakać ze śmiechu i z niecierpliwością oczekiwać kolejnego odcinka. Ostatni punkt jest kluczowy, bo bez tego nawet najlepiej zrobione i poprowadzone anime z najlepszą ekipą bohaterów będzie jedynie porządnym produktem bez serca. Czy O ruchach Ziemi spełnia wszystkie warunki? Dla mnie tak, tym bardziej że nie podchodziłam do anime z wysokimi oczekiwaniami – możliwe nawet, że gdyby nie „element polskości” nie zabrałabym się za seans. To tytuł, który wziął mnie znienacka i z każdym kolejnym odcinkiem przekonywał do siebie coraz bardziej, nie dając w żadnym momencie poważniejszych powodów do obaw o spadek poziomu, choć rzecz jasna jedne wątki podobały mi się bardziej niż inne. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że z powodu niedostatków warsztatowych i ograniczonej wiedzy w tematach, które seria porusza, moja recenzja pobieżnie traktuje pewne kwestie albo wręcz je pomija. Nie zamierzałam pozować na mądrzejszą niż w rzeczywistości, toteż z pełną świadomością piszę swój tekst z punktu widzenia prostego odbiorcy – nie uważam przy tym, żeby moja ocena była gorsza.

Co do nielicznych negatywnych i średnich ocen… Cóż, Cowboy Bebop czy Frieren też nie każdego zachwycają. Mnie cieszy, że ogół widzów anime docenił i, wystawiając najwyższą notę, nie muszę się czuć niczym heretyk głoszący odmienny od przyjętego pogląd na świat (jak to niejednokrotnie bywało przy innych seriach). Chociaż, nawet wtedy, może z większą stanowczością, dałabym O ruchach Ziemi pełną dziesiątkę. Bo zwyczajnie zasługuje.

Patka, 1 czerwca 2025

Recenzje alternatywne

  • tamakara - 24 marca 2025
    Ocena: 4/10

    O globusie i jego obrotach. Recenzja heretycka. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: Uoto
Projekt: Masanori Shino
Reżyser: Ken'ichi Shimizu
Scenariusz: Shingo Irie
Muzyka: Kensuke Ushio