
Anime
Oceny
Ocena recenzenta
5/10postaci: 5/10 | grafika: 5/10 |
fabuła: 5/10 | muzyka: 5/10 |
Ocena czytelników
Kadry




Top 10
Kekkon Surutte, Hontou Desuka
- 365 Days to the Wedding
- 結婚するって, 本当ですか

Zakup obrączek, niezręczne wizyty u krewnych, sesje zdjęciowe i wiele, wiele innych… Ileż to trzeba się natrudzić, by skutecznie udawać narzeczonych?
Recenzja / Opis
Rika Honjouji i Takuya Oohara pracują w biurze podróży. Żadne z nich nie prowadzi przesadnie barwnego życia towarzyskiego, jednak oboje są zadowoleni ze swojej szarej egzystencji. Choć nie okazują sobie w pracy większej zażyłości, pewne wydarzenie niespodziewanie ich do siebie zbliża. Pewnego dnia kierownictwo ogłasza wielką nowinę – firma rozszerza działalność i równo za rok otworzy kolejne biuro. Mało tego, jeden z pracowników tokijskiego oddziału zostanie awansowany na menadżera nowej placówki. Sęk w tym, że jednocześnie oznacza to przeprowadzkę na Alaskę. Dla Polaka‑wiecznego tułacza taka oferta mogłaby być interesująca (przyznaję, ja na miejscu bohaterów przynajmniej rozważyłbym tę ofertę), ale dla stereotypowego Japończyka, przerażonego wizją opuszczenia kraju na dłużej, taki awans brzmi jak wstęp do najgorszego koszmaru.
Również Rika i Takuya nie marzą o tym, by dostąpić tego „zaszczytu”. Co prawda Takuya nie ma większych zobowiązań, ale nie może przecież zmusić do przeprowadzki swojego kota. Z kolei Rika boi się kilku utrudnień na czele z kierowaniem zespołem pełnym nieznanych osób. W końcu na terenie ojczyzny z trudem udało jej się poukładać grzecznościowe stosunki w pracy. Jednak to właśnie ona znajduje rozwiązanie – ponieważ biuro nie chce rozdzielać rodzin, na nowe stanowisko firma woli oddelegować singla. W związku z tym, jeżeli Honjouji i Oohara ogłoszą, że planują ślub, nikt nie będzie rozważał, by zesłać ich na… to znaczy, by zaoferować im awans kluczowy dla dalszej kariery. Takuya przystaje na tę propozycję i „narzeczeni” informują przełożoną o planach związanych ze zmianą stanu cywilnego. Jednak jakże wielkie jest ich zdumienie, gdy koledzy i koleżanki z pracy nie reagują na wieść jedynie wzruszeniem ramion i notką do kadr! Kto mógłby się spodziewać, że współpracownicy zorganizują imprezę‑niespodziankę, będą zadawać pytania o ich związek, a nawet prosić o pomoc w sprawach miłosnych? Przed dwojgiem mizantropów niełatwy czas.
Zanim wezmę się za właściwą część recenzji, dwie drobne adnotacje „zza kulis”. Po pierwsze, jeżeli komuś wydaje się nieco naciągane, iż nie znalazł się choćby jeden chętny, by wyruszyć do Ameryki z całkiem intratną propozycją zawodową, to spieszę z wyjaśnieniem, że w mandze było inaczej. W papierowym pierwowzorze młodzi bohaterowie musieli mierzyć się z wizją potencjalnej pracy na Syberii, co brzmi już mniej atrakcyjnie. Jednak pierwszy tom ukazał się jeszcze przed agresją Rosji na Ukrainę i zakładam, że obecnie wizja postawienia biura turystycznego w tym kraju nie miałaby sensu. Po drugie, serial ma dość specyficzny tytuł w wersji angielskiej, 365 Days to Wedding, czyli 365 dni do ślubu. Jest to chwytliwa fraza, jednak średnio oddaje ducha oryginału, z którego bije nieogarnięcie protagonistów (przetłumaczyłbym je na Weźmiemy ślub… naprawdę?). No i mam nadzieję, że bazując na angielskim tytule nikt nie oczekiwał od serialu japońskiej wariacji na temat twórczości Blanki Lipińskiej (choć przyznam, że korciło mnie, by zrobić klikbajtowy nagłówek „365 dni – wersja japońska”). Kekkon Surutte, Hontou Desu ka to seria obyczajowa przeznaczona dla dorosłych, ale raczej z powodu tematyki niż elementów nieskromnych.
To stwierdziwszy, czy jest to dobre anime? W dużym skrócie – nie. Daleko tu do kompletnej porażki, lecz mimo kilku bardzo ciekawych założeń oraz paru niewątpliwych zalet, nie ukrywam, że całość mnie nieco rozczarowała.
Zacznijmy od atutów, bo jednak jest co chwalić. Pomimo problemów strukturalnych (o których później) należy stwierdzić, że bardzo fajnie, iż pojawiają się anime skierowane ewidentnie do dorosłych, ale nie ze względu na przemoc, nieprzyzwoitość lub wulgaryzmy, tylko z powodu tematyki przeznaczonej dla starszej widowni. Moim zdaniem nie ma przeszkód, by cała rodzina zasiadła do seansu tego anime, tyle że ci młodsi będą się zwyczajnie nudzić. Do tego seria dość zgrabnie scala elementy typowe gatunkowo dla seinen i jousei. W przypadku recenzji romansów kieruję się zasadą, że dane anime jest dedykowane stronie, która reprezentuje bardziej pasywny charakter, zaś ta druga musi wyciągać ją z jej samotni. Tym razem bohaterowie niejako nawzajem sobie pomagają, by wyjść ze swoich stref komfortu. Co więcej, wraz z kolejnymi odcinkami zmienia się ciężar odpowiedzialności w tej relacji. Początkowo Oohara to wręcz podręcznikowy „nieśmiały, uprzejmy Japończyk”, bezwiednie dający się prowadzić silniejszej kobiecie (jego projekt postaci do złudzenia przypomina starszą wersję Naoto z Ijiranaide, Nagatoro‑san i chyba to nie przypadek). Jednak od pewnego momentu to on wykazuje więcej inicjatywy i mamy wręcz standardowe sceny rodem z romansów dla pań, kiedy to mężczyzna usiłuje przebić grubą warstwę lodu wycofanej panny z problemami. Co prawda częściej wskazuje się tu na kategorię dla „dorosłych mężczyzn”, ale moim zdaniem to anime nadaje się dla szerszego grona odbiorców.
Skoro wspomniałem o dynamicznych zmianach w zachowaniu bohaterów, to przyznać muszę, że oboje mają dobrze nakreślony punkt wyjściowy. To jedna z tych serii, gdzie mamy do czynienia z dwojgiem małomównych, nietowarzyskich introwertyków, jednak ten opis nie tyle służy za podsumowanie ich osobowości, ile wskazuje punkty styczne w potencjalnym związku. Takuya to podręcznikowy „roślinożerca” – wrażliwy, stłamszony i z kompleksami. Aby codziennie funkcjonować bez kłopotów, przyjmuje postawę nieszkodliwego przykładnego obywatela, którego nikt źle nie traktuje, ale i nie liczy się z jego zdaniem. Z kolei Rika skrywa rany emocjonalne, skutecznie zasłonięte portretem perfekcyjnej pracownicy biurowej, chłodnej i zdystansowanej. Każde z nich ma również swoją strefę komfortu – dla Oohary to samotne wieczory z kotem, zaś dla Honjouji to rzadko spotykana w anime pasja do map i minerałów. Trochę gorzej, że przyczyny leżące u podstaw ich nieco zachwianych mentalności nie są aż tak zajmujące. Nie chcę zdradzać za wiele, więc ograniczę się do stwierdzenia, że pewne lęki wynieśli z domu i nie są to przesadnie oryginalne motywy. Pomimo średnio ciekawych przyczyn, to interesujący związek dwojga ludzi, którzy nie potrafią budować relacji. Bywa żenująco, bywa niezręcznie, ale nie mogę temu „narzeczeństwu” odmówić autentyczności.
Trzecim mocnym punktem serii jest całkiem nieźle ukazana strona obyczajowa. Co prawda zastanawia mnie, jakim cudem Honjouji przekonała kadry o autentyczności planowanego ślubu, ale z drugiej strony w czasie ustalania planu to ona stwierdza, że zajmie się papierami. Nieco naciągając, uznaję, że jakoś o to zadbano. Podoba mi się również, iż praca w biurze nie jest źródłem nieustannych cierpień, ale bohaterowie traktują ją poważniej niż licealny klub dla dorosłych. Do tego seria ma ode mnie plus za ukazanie ludzi różnej urody i w różnym wieku. Udało się również uchwycić specyficzną atmosferę rutyniarskiej pracy biurowej, w której ploteczki budują hermetyczną rzeczywistość i stanowią jedyną rozrywkę w czasie krótkich przerw. Mało tego, w serialu pokazano zachowania i uprzedzenia, które niekoniecznie mogą zostać dobrze przyjęte, zwłaszcza przez zagraniczną widownię. W jednym z segmentów motywem przewodnim roboczego small talku jest dyskusja o kobietach z Europy, a opinie pracowników są typowo „japońskie” (i nie są to miłe komentarze). Z niemałym poczuciem zażenowania doliczam to jako autentyczne odwzorowanie sposobu myślenia tamtejszych obywateli.
Tyle zalet, czas na ten mniej pozytywny segment recenzji. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ostatnio wielu mangaków (a także scenarzystów oryginalnych serii anime) ma równie poważne problemy z nawiązywaniem relacji społecznych, co ich bohaterowie (niczym postać mangaczki z serii Oshi no Ko). Być może nie jest to żadna nowość, ale w przeszłości chyba trochę lepiej szło portretowanie osób niekoniecznie towarzysko wycofanych. Tamiki Wakaki nie jest, niestety, wyjątkiem. W kwestii budowania drugiego planu początkowo wiązałem z tym tytułem spore nadzieje – reakcja otoczenia na ślub została pokazana jako ta „normalna”, zaś Rika i Takuya sprawiali wrażenie tych, którzy muszą nauczyć się budowania relacji z ludźmi. Jednak im dłużej trwa seans, tym bardziej te towarzyskie, ekstrawertyczne postaci sprawiają wrażenie jednowymiarowych kukieł, które trudno polubić. Zresztą nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mangaka za wszelką cenę usiłuje nam opowiedzieć „swoją” historię. Zaciekawiony tak ostentacyjnym manifestem, zapoznałem się pobieżnie z biografią Tamikiego Wakakiego i przyznaję, że jego życiorys mógłby śmiało posłużyć za materiał do ciekawego dramatu obyczajowego (zważywszy na obecne sukcesy – z dobrym zakończeniem). Nie mam nic przeciwko temu, że autorzy poświęcają tyle miejsca swoim przeżyciom. Ba, jednym z moich „5 filmów wszechczasów” jest Jesienna sonata, gdzie Bergman robi dokładnie to samo. Tylko jest różnica między kameralnym kinem psychologicznym a romansem, w którym istotną rolę odgrywa społeczność. W przypadku tego drugiego, jeżeli przesadzi się z wylewaniem własnych żali i lęków, nie szanując otoczenia, bardzo łatwo popaść w krytykancki ton i pokazywać drugą stronę jako niemającą rzekomo nic dobrego do zaoferowania. Tak jest i tu – doceniam fakt, że Rika i Takuya uczą się od siebie, natomiast postacie drugoplanowe obdarzono historiami, które stanowią jeden wielki zapychacz czasu i zdają się funkcjonować niejako „obok” głównego wątku. Wydarzenia rozgrywają się bez jakiejkolwiek podbudowy czy satysfakcjonującej konkluzji. Na przykład w jednym z odcinków pojawia się opowieść o koledze z pracy, którego znienacka dopadają problemy domowe. Przyznaję, sam koncept jest dość interesujący. Tylko że wcześniej nikt nam nie opowiada o bohaterze, o jego rodzinie oraz jego stosunku do Riki i Takuyi. W związku z tym przez dużą część odcinka zastanawiałem się, dlaczego muszę śledzić historię człowieka, którego los zupełnie mnie nie obchodzi. Co gorsza, już tydzień później temat nie wraca. Niestety, takich postaci i takich wątków jest o wiele, wiele więcej. I nie, nie jest to przykład arthouse’owego dzieła stawiającego na realizm, że „przecież w życiu codziennym też mamy takie relacje z ludźmi”.
Tym samym muszę przejść do drugiego dużego problemu serialu, którym jest bardzo nieudana reżyseria. Zacznijmy od braku spójnej wizji – czym to anime w ogóle chce być? Niby próbuje zaprezentować nieco liryczną historię miłosną, ale założenia fabularne są przewidywalne niczym w taśmowo produkowanych amerykańskich komediach romantycznych. Ta oczywista schematyczność sprawia, że trudno mi je uznać za intelektualną próbę analizy relacji damsko‑męskich. Nie jest to również puchaty i słodki romans, który może stanowić lukrowaną bajkę dla starszych, bo zbyt mocno podkreśla przyziemność codziennej egzystencji. Być może miał to być romantyczny serial obyczajowy, ale nie działa ze względu na wspomniane problemy z wątkami drugoplanowymi. Nie znam mangi, tam podobno większy akcent położono na analizę, czym w ogóle jest małżeństwo i jakie trudności mogą czaić się na młodych ludzi, którzy podejmą się tego wyzwania. Sęk w tym, że serial robi to zbyt naiwnie i przewidywalnie.
Ostateczną porażką reżyserską są naprawdę nieudane sceny komediowe – ja wiem, że komizm to rzecz szalenie subiektywna, ale mamy do czynienia z anime, w którym nie śmieszą mnie humoreski w wykonaniu Saori Hayami (Tsuki Uzaki w Uzaki‑chan wa Asobitai!, Rin Nanakura w Giji Harem, Yor Forger w Spy x Family), co dla mnie oznacza, że ktoś widowiskowo spaprał sprawę. Swoją drogą, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że aktorkę wybrano do tej roli tylko dlatego, że Rika, podobnie jak Yor, jest dobiegającą trzydziestki wycofaną kobietą, która z powodów zawodowych musi wziąć fikcyjny ślub.
Skoro już mowa o seiyuu, to jeden z tych seriali, przy których trudno napisać cokolwiek ciekawego na temat oprawy technicznej. Jest tu parę ładnych lokacji, na chwilę trafiamy do fascynującego regionu turystycznego na Kiusiu i ogólnie nie prezentuje się to źle, natomiast ewidentnie to seria średnia, z dużą ilością nieruchomych kadrów. Muzyka mi nie przeszkadza, ale skłamałbym, mówiąc, że cokolwiek zwróciło moją uwagę. Aktorzy – zważywszy na ich renomę (wspomniana Saori Hayami, ale też znany z Dungeon Meshi Kentarou Kumagai, a w drugoplanowych rolach Ai Fairouz i Ami Koshimizu) prezentują się średnio. Ogólnie rzecz biorąc, studio serwuje kwintesencję przeciętności.
Pomimo kilku znaczących zalet, Kekkon Surutte, Hontou Desu ka wypada nieciekawie. Tym bardziej że muszę się zgodzić z argumentem wysuniętym przez jednego z czytelników, iż zakończenie sprawia wrażenie mocno „przyspieszonego”. Zupełnie jakby na wstępnym etapie produkcji studio nie wiedziało, czy dostanie zielone światło na drugi sezon i wprowadzało wątki, które w sumie do niczego się nie przydały. Cóż, przynajmniej udało się zamknąć historię. Reasumując – można spróbować, zwłaszcza że romansów dla dorosłych nie ma zbyt wiele, jednak ja nie polecam.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Ashi Productions |
Autor: | Tamiki Wakaki |
Projekt: | Miyako Nishida, Shuuji Maruyama |
Reżyser: | Hiroshi Ikehata |
Scenariusz: | Kazuho Hyoudou |
Muzyka: | Shun Narita, Yuusuke Seo |