Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 5/10
fabuła: 4/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 4
Średnia: 6,25
σ=1,3

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Melmothia
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hana wa Saku, Shura no Gotoku

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2025
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Flower and Asura
  • 花は咲く, 修羅の如く
Widownia: Seinen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Kolejna opowieść o klubie szkolnym, tym razem radiowym. Od imponującego początku przez smutną przeciętność, na rozczarowaniu kończąc.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Hana Haruyama pochodzi z niewielkiej wyspy Tonakijima, gdzie liczba ludności nie przekracza sześciuset osób. Z powodu tak skromnej populacji, dziewczyna nie bardzo może liczyć na towarzystwo rówieśników. Na szczęście na tym odludziu znalazła wielką pasję polegającą na czytaniu książek młodszym dzieciom z wyspy. Jednak wraz z rozpoczęciem nauki w liceum spokojna egzystencja Hany ulega sporej zmianie – po pierwsze, by kontynuować edukację, dziewczyna musi codziennie pływać promem do miasteczka. Po drugie, jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego wyspę odwiedza o rok starsza Mizuki Usurai, która wróży jej przyszłość aktorską. Na spełnienie tego proroctwa nie trzeba długo czekać – obrotna senpai szybko odnajduje nową uczennicę i bez większych ceregieli namawia ją, by wstąpiła do klubu radiowego. Pomimo początkowych wątpliwości (związanych nie tylko z odwiecznym pytaniem w świecie anime „Czy ja się nadaję?”, ale też z trudnościami logistycznymi, bo liczba promów na Tonakijimę jest ograniczona, a klub pracuje do późna), Hana rozpoczyna swoją wielką przygodę z rozmaitymi aspektami sztuki wymagającej dobrze wyszkolonego głosu. Jesteśmy świadkami wysiłków jej i jej nowych kolegów związanych z prowadzeniem transmisji radiowych, kręceniem krótkometrażowego filmu i przede wszystkim – przygotowaniami do konkursu recytatorskiego w Kioto, traktowanego jako najważniejszy projekt roku.

Jeżeli po tym streszczeniu komuś zaczyna coś dzwonić, ale nie wie, w którym kościele, to spieszę z wyjaśnieniem, że Hana wa Saku, Shura no Gotoku powstała na podstawie mangi Ayako Takedy, która wcześniej stworzyła niezwykle popularną serię Hibike! Euphonium. Podobieństwa tych dwóch tytułów są wyraźne – w obydwu przypadkach mamy do czynienia ze szkolnym klubem realizującym artystyczne inicjatywy, sztuka staje się pretekstem do rozmów na temat trudów dorastania, a głównym „sprawdzianem” dla członków klubu jest wielki konkurs, który każdy z bohaterów traktuje trochę inaczej. Choć nie nazwałbym się wielkim fanem poprzedniego projektu Takedy, to przyznaję, że to udana rzecz. Czy mogę to samo napisać o Hana wa Saku, Shura no Gotoku? Jak możecie domyślać się po nagłówku i ocenie – absolutnie nie.

Pierwsze odcinki prezentowały się szalenie obiecująco; wspomniane podobieństwa do Hibike! Euphonium co prawda istnieją, jednak nie są natrętne, oprawa techniczna prezentuje się całkiem przyzwoicie, a serial ma własny, unikatowy klimat. Radiowy klub zapowiada się jako zbiorowisko trudnych osobowości, ale na pewno mniej toksycznych niż w poprzednim dziele Takedy, zaś mocno prowincjonalna atmosfera ustanawia fabułę w mitycznym „wszędzie i nigdzie”. Po wstępie liczyłem na liryczną opowieść o artystycznie uzdolnionych japońskich licealistach z niewielką domieszką małomiasteczkowego iyashikei (serii kojącej).

Tyle z ciekawych zapowiedzi, pora na smutną rzeczywistość, czyli moją obszerną listę skarg i zażaleń. Na początek, zabrakło pomysłu na skuteczne ukazanie działalności klubu. O ile w Hibike! Euphonium koncept na fabułę był zgrabnym materiałem do adaptacji, o tyle nie mogę tego stwierdzić w omawianym dziś anime. W przypadku orkiestry łatwo zaprezentować, kiedy zespół gra gorzej, a kiedy prezentuje lepszy poziom – wystarczy poprosić kompozytora o przygotowanie stosownej ścieżki dźwiękowej. Jednak w kwestii szeroko rozumianej deklamacji sprawa się komplikuje. Szkolny klub skupia się na perfekcji językowej, sęk w tym, że oczekujemy jej od wszystkich seyiuu. Inaczej mówiąc – w jaki sposób stwierdzić, że ktoś ma wybitny talent recytatorski, w świecie, gdzie nawet losowy sprzedawca ryb mówi nienaganną japońszczyzną? Jest to zadanie trudne, ale wykonalne. Przyznaję, że jako reżyser­‑amator dubbingu z zaciekawieniem oczekiwałem, jak reżyser Ayumu Uwano spróbuje rozwiązać ten problem. Odpowiedź brzmi – wcale nie próbował.

Zaniechanie jakichkolwiek prób rozróżniania kwestii „zwykłych obywateli” i młodych aktorów pociąga za sobą dalekosiężne skutki. Po pierwsze, serial nie potrafi zaprezentować różnicy w poziomie talentu poszczególnych członków klubu, przez co budowanie napięcia staje się niewykonalne. Na przykład Hana jest kreowana na wspaniały talent, lecz kiedy ma swój „wielki” moment, po którym wszyscy zbierają szczęki z podłogi, mnie pozostaje wzruszenie ramionami. Owszem, w swojej imponującej scenie mówi minimalnie lepiej niż na co dzień, ale czy na przykład jej koledzy z klasy nie zaprezentowaliby podobnego poziomu? Być może jest to serial przeznaczony wyłącznie dla Japończyków i absolwentów japonistyki, którzy wyłapią rozmaite niuanse (i tu muszę ich przeprosić, bo zapewne ta recenzja nie będzie dla nich). Natomiast z mojej perspektywy główny wątek serialu zwyczajnie nie działa.

Na tym nie kończą się problemy – skoro nie jestem w stanie dostrzegać progresu w występach ani różnicy między gwiazdą a przeciętniakiem, sporo konfliktów po prostu nie ma sensu. Napięcia spowodowane zazdrością, merytoryczne dysputy o dogodniejszym dla konkretnej osoby tekście lub kryzys własnej wartości z powodu nadzwyczaj uzdolnionego kolegi – wszystko to musimy przyjąć na wiarę, bo tako rzecze scenariusz. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mangaczka przeniosła ten koncept prawie jeden do jednego ze wspomnianego Hibike! Euphonium, tylko zapomniała, że rywalizacja szkolnych orkiestr działa na innych zasadach. Jeżeli zespół muzyków prezentuje symfonię, to jest oceniany jako całość – nie dziwi więc, że na przykład puzonistka będzie wściekła na kiepski poziom oboistki, ponieważ obie grają do jednej bramki. W przypadku konkursu aktorskiego chyba ważniejsza jest klasyfikacja indywidualna (piszę „chyba”, bo być może w Japonii zasady są inne, ale jeśli tak, to niedostatecznie dobrze to zasugerowano). W końcu podejrzewam, że większość z nas byłaby w stanie wymienić choć jeden słaby film z wyróżniającym się na tle reszty aktorem. Ten rodzaj talentu nie tak łatwo schować, zwłaszcza w czasie występu przed wyspecjalizowanym jury. Ba, jeżeli jedna osoba będzie brylować na tle przeciętnych kolegów, to większa jest szansa, że wyłapie ją łowca talentów. Pomimo kolektywności japońskiego społeczeństwa bardziej podejrzewałbym bohaterów o rzucanie kłód pod nogi kolegom z klubu niż o pełną irytacji troskę o ich talent.

Jak można się domyślić, skoro wątek główny i zasady świata przedstawionego nie działają, to nie działają również postacie. Hana zapowiadała się bardzo interesująco – z jednej strony demonstruje ogromny talent, z drugiej to nieśmiała i nieznająca konwenansów dziewczyna. Podejrzewałem, że posłuży nam za przewodniczkę po tym nietypowym środowisku, ewentualnie skłoni zastaną społeczność do zmian. Niestety, ponownie skończyło się na obiecującym projekcie. Co prawda wprowadzono nieśmiałą sugestię, iż nowicjuszka chciałaby jedynie uszczęśliwiać publiczność bez tych wszystkich konkursów, sporów i rywalizacji, ale rozbija się to o miałkość scenariusza. Zresztą podobny los spotyka pozostałych członków klubu, którzy bezskutecznie usiłują przekonać nas, że są czymś więcej niż kolejnymi stereotypami. W zasadzie zaciekawił mnie tylko Matsuyuki Akiyama, bohater skrywający kilka interesujących sprzeczności, ale to zdecydowanie za mało, bym wystawił serii choćby przyzwoitą ocenę za postaci. Być może, gdyby dać tej gromadce ciekawszy główny wątek, wokół którego udałoby się zbudować pełen napięcia konflikt, ta ekipa prezentowałaby się lepiej, lecz w tym kształcie są snującą się bez celu zbieraniną.

Osobną kwestią jest wątek Mizuki Usurai. Początkowo kreowano ją na drugą najważniejszą postać w serialu, jednak po pierwszych odcinkach dziewczyna oddaje pierwszy plan pozostałym członkom klubu. Choć przez większość seansu mnie nie irytowała, trudno nie uznać tej postaci za zmarnowany potencjał. Sprawy zaczynają się zmieniać w finale, kiedy wreszcie dostaje swoje pięć minut. Nie będę nikogo mamić ładnymi słówkami – ten wątek jest niewiarygodnie wręcz głupi i, co gorsza, równie niewiarygodnie zbędny. Nie chciałbym zbyt wiele zdradzać, natomiast gdy pojawił się po raz pierwszy, to poważnie zastanawiałem się, czy nie mam do czynienia z parodią. Ostatecznie waham się między dwoma niezbyt optymistycznymi opcjami – albo mangaczka zdecydowała się na desperacki krok i postanowiła wprowadzić mocno ograny dramat, albo studio postanowiło wprowadzić zmiany (przyznam, nie czytałem mangi), licząc na zatrzymanie znudzonych fanów. Bez względu na opcję, żadnej z nich nie uznałbym za artystycznie właściwą.

Hana wa Saku, Shura no Gotoku cierpi na wadę, która przewija się przez całą recenzję, ale chyba nie została dostatecznie mocno wyartykułowana. To seria, która nie wie, czym chce być. Zaczynamy od relacji Hany i Mizuki, później przechodzimy do tarć w czasie prób, potem pojawiają się wątki postaci drugoplanowych, poznajemy inne osoby z branży i na koniec wracamy do pary głównych bohaterek i konkursu. No właśnie – konkurs. Wydarzenie, kreowane jako kluczowe, najpierw rozmywa się pod naporem rozmaitych perypetii bohaterów, później ustępuje kolejnym projektom (np. pracy nad filmem), by powrócić na samym końcu, gdy już dawno straciłem zainteresowanie wątkiem. To anime ewidentnie szuka swojego języka i dramaturgicznej sprężyny, ale aż do samego końca nie przestaje się miotać. Finał, który chyba miał być podniosły i mocny emocjonalnie, już po kilku sekundach przestał mnie interesować.

Wraz z upływem seansu również rozczarowuje oprawa graficzna – o ile na początku dostajemy dużo ładnych, sielankowych kadrów w delikatnej kolorystyce (podkreślających oniryczną i nostalgiczną atmosferę), o tyle w kolejnych odcinkach da się wyłapać coraz więcej krzywizn i niedoróbek. Ostateczną klęską jest jeden z odcinków, w którym poznajemy nową uczennicę wyglądającą niemalże identycznie jak główna bohaterka. Odnoszę wrażenie, że studio zorientowało się, że z tej serii już nic nie będzie i dokończyło projekt po linii najmniejszego oporu. Za to muzycznie jest całkiem przyzwoicie, na czele z piosenkami. Poza tym szanuję reżysera za to, że zdecydował się zrezygnować w kilku scenach z jakiegokolwiek udźwiękowiania, bazując wyłącznie na scenariuszu i aktorach.

O seiyuu już wspominałem – spisują się dobrze, ale właśnie na tym polega problem. Zastanawiałem się przez prawie cały seans, co ja bym zrobił, gdyby powierzono mi tak trudną łamigłówkę obsadową. Szczerze mówiąc, najchętniej do roli postaci tła przyjąłbym amatorów (na przykład zorganizowałbym akcję promocyjną dla miłośników animacji, którzy chcieliby spróbować swoich sił w dubbingu), zaś w przypadku głównych postaci zatrudniłbym seiyuu, którzy dopiero się kształcą. Prawdopodobnie żaden producent nie zgodziłby się na takie rozwiązanie, ale inne nie przychodzi mi do głowy. Chociaż kto wie? Częściowo zrealizowano tę koncepcję, bowiem Hanie głosu użycza Minori Fujidera, absolutna świeżynka w świecie anime (w zeszłym roku skończyła 18 lat, więc jest niewiele starsza od swojej bohaterki). Może więc zabrakło większej artystycznej odwagi do postawienia na nowych ludzi i osoby spoza branży?

Szkoda, bo jest to anime, w którym mógłbym wskazać kilka zalet i całkiem niezłych pomysłów. Same założenia fabularne są jak najbardziej do przyjęcia i gdyby trochę inaczej poprowadzić fabułę i lepiej ją wyreżyserować, to mógł być solidny seans. Do tego Hana wa Saku, Shura no Gotoku wyznaczyła sobie trudne zadanie, a ja mimo wszystko wolę podjęcie artystycznego ryzyka i porażkę od kolejnego taśmowo produkowanego isekaja lub szkolnego romansu. Poza tym pojawia się kilka ciekawych smaczków związanych z występami aktorskimi, a wielu z nich sam doświadczyłem i doświadczam (np. gdy rekrutuję kogoś nowego do dubbingu, po pierwszym odsłuchaniu własnego głosu 90% nowych aktorów jest przerażona tym, jak w rzeczywistości on brzmi). Wspomniano tu również o bardzo ciekawym zagadnieniu akcentowania fraz, podobno całkowicie nowym w japońskiej edukacji.

Czy tych kilka plusów jest w stanie zrekompensować długą listę moich skarg i zażaleń? Niestety nie. Co więcej, nie wiem, komu mógłbym tę serię polecić. Jak na szkolny dramat zbyt mało tu prawdziwego konfliktu. Choć ukazane hobby ma kilka niezłych momentów, to zdecydowanie nie polecam go miłośnikom teatru, radia i występów recytatorskich. Elementy obyczajowe również mnie nie przekonują zarówno jako anime o danej społeczności, jak i lżejszej opowieści o życiu na prowincji. Obawiam się więc, że mamy do czynienia nie tyle z serialem „złym”, co zwyczajnie niepotrzebnym. Nawet pomimo bardzo dobrego początku.

Sulpice9, 16 kwietnia 2025

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Studio Bind
Autor: Ayano Takeda, Musshu
Projekt: Hikari Komine, Seiji Handa
Reżyser: Ayumu Uwano
Scenariusz: Kazuyuki Fudeyasu
Muzyka: Masaru Yokoyama