x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
bez zachwytów,ale - o dziwo - mnie się podobało :)
Połączenie światów japońskiego i amerykańskiego niekiedy wychodziło na korzyść, innym razem wręcz przeciwnie, ale zwykle dobrze się uzupełniały i dały naprawdę ciekawy efekt, zgodnie ze spostrzeżeniem recenzenta. Poza tym seria ma do zaoferowania więcej – chociażby bohaterów. Nie są zapewne najlepszymi postaciami, jakie pojawiły się na ekranie, ale część potrafi zwrócić uwagę i zapisać się w pamięci, choćby na jej obrzeżach. Gdy już kogoś polubimy, serię ogląda się łatwo i przyjemnie. Nie będzie to zapewne wielkie przeżycie, ale sądzę, że warto. Czekam na sezon drugi :)
absurd, absurd i jeszcze więcej absurdu. ale i tak oglądam ;)
zacznijmy od tego, że przez cały czas towarzyszyło mi wrażenie oglądania pracy 10‑letniego reżysera. To raczej nie wróży nic dobrego. Przymykając oko ( a raczej odwracając wzrok lub udając ślepotę ) na technologiczny obłęd i naiwność we wszystkich akcjach, śmiałam się przez większość seansu. A to nie miała być komedia. Cóż, bywa. Ale naprawdę, co twórcy usiłowali z tego zrobić? Raz widzimy bohatera, który odgania mieczem muchy, a wszyscy pobliscy przeciwnicy padają na ziemię, choć albo w ogóle nie zostali draśnięci, albo ostrze właśnie przeszło przez cały ich korpus, ale co tam. Wrogowie posłusznie leżą na ziemi, krwi ani śladu. Mogłabym zwalić to na cenzurę, lecz oto zaraz widzimy wojowniczą maido, która w trakcie zamieszania pędzi po wózek z herbatą…
No nie wiem, może był to jakiś specjalny, tajemniczy napój, kosztujący fortunę. Nie wnikam.
Tak czy owak, aż nasuwa się pytanie: co to za wojna?Przepraszam, ale nawet dzieci w piaskownicy potrafią z większą zajadłością bić się o zabawkę.
Cóż, to by jednak tłumaczyło reakcje zgrupowanych z otoczenia buntowników. Ci bowiem, nie myśląc o sobie (może w przyszłości każdemu przetransplantowano „złote serce”), godzą się na wszelkie propozycje walki o swoje racje. Niby wcześniej sami mogli zorganizować bunt i zwyciężyć, a mieli na to duże szanse, zważając na ich liczebność itd. Jednak z jakichś powodów tego nie uczynili. Dopiero teraz, gdy pojawił się przywódca, z entuzjazmem i bez namysłu ruszają obalić ciemiężyciela. Jak na mój gust, dziwne to i tyle. Żaden nie poświęcił nawet sekundy na wątpliwości… No ale dobrze, pewnie w anime tym mamy samych bohaterów. A ludzie tu wcale różni nie są.
Pomimo wszystkich wad (a jest ich mnóstwo), coś zachęciło mnie do sięgnięcia po drugi odcinek. Może seria posiada jakiś… urok? Mikroskopijny on raczej i łatwy to przeoczenia w lawinie tandety, ale coś przykuło moją uwagę. I jak na razie zamieszam oglądać. Czemu? Nie wiem doprawdy. Wyjaśnienie jest pewnie równie absurdalne, jak to anime i również tylko to anime udzieli odpowiedzi. Co się okaże, zobaczymy… :)
tytuł do lubienia lub nie - ale na pewno się wyróźnia
Zaletę ( przynajmniej dla mnie) stanowiło też opowiadanie odrębnych historii na tle osi fabuły – to serię wzbogacało i pozwalało zatrzymać się, pomyśleć, zorganizować w głowie elementy układanki, a nawet odkryć nowe. To również jeden z nielicznych tytułów, w których równie szybko potrafiłam się wczuć w sytuację bohaterów i przeżywać dramaty razem z nimi (może poza przypadkiem Cassherna, gdyż jego dramat był niestety zbyt dramatyczny ;) ). Chyba na zawsze zapamiętam też Sophitę i Margo, a co do samego Cassherna – cóż, nie zamierzam piać z zachwytu, jednak zdołałam mu współczuć i z uwagą śledzilam jego losy. Sądzę, że on jak i reszta postaci są dobrze skonstruowane i stanowią zalete serii.
No, ale teraz najważniejsze… Nawet, jeśli komuś sama historia nie przypadnie do gustu, warto obejrzeć choć dwa odcinki dla grafiki ( z pewnością oryginalna, a osobiście mam słabość do wszystkiego, co się wyróżnia ;) ), unikatowego nastroju oraz… muzyki. Szczególnie poruszył mną ost Luny – z początku nie zwróciłam na niego uwagi, ale po kilku razach, gdy zaczęłam kojarzyć go z niektórymi obrazami, stał się jednym z moich ulubionych. Naprawdę znakomity.
Cóż, anime to na pewno nie spodoba się każdemu, ale i tak zachęcam. Przyznaję, że sama ledwie przebrnęłam przez pierwszy odcinek, potem też zdarzały się gorsze chwile, jednak było warto. Dużo więcej z tego anime wyniosłam niż straciłam. A to, co wyniosłam, należy do jednych z moich lepszych wspomnień ;D
wreszcie!
Kolejny wielki plus to… twarze postaci. Brzmi to dziwnie, ale jednak. W anime często łapię się na przypuszczeniu, że gdyby zgolić bohaterom włosy i zestawić ich facjaty, wszyscy będą wyglądali do złudzenia podobnie, a często nie odróżnię kobiety od mężczyzny. Tu zaś… niespodzianka! Nawet postacie trzecioplanowe, okazyjnie migające na ekranie, udało się zapamiętać. To zaś, gdy trzeba stworzyć w pamięci profil podejrzanych, bardzo pomagało.
No i oczywiście, nie sposób wspomnieć o muzyce… Ta bowiem potrafiła zrobić wrażenie i wzbudzić we mnie emocje, o jakie twórcom zapewne chodziło. Zwróciłam też uwagę na specyficzny dobór kolorów i częste przyciemnienia obrazu – co również doskonale sprawdzało się w anime o zbrodniach i tajemnicach.
Oczywiście, są też błędy. Najbardziej przeszkadzały mi zachowania postaci, w których pojawiało się za dużo dramatyzmu. Niestety, w anime to przypadek dość częsty, ale przy zestawieniu z racjonalnym i realistycznym działaniem postaci przez większość odcinka po prostu mnie drażniło. Nierzadko ktoś potwornie, przeciągle i rozpaczliwie krzyczy ze stosunkowo błahego powodu, innym razem jakaś osoba zaczyna przypominać wariata, a jej twarz zmienia się jakby w maskę – choć jeszcze chwilę temu dany bohater wyglądał na opanowanego, trzeźwo myślącego człowieka. Oczywiście, zwykle jest to uzasadniane sytuacją. Jednak drastyczna przemiana „w ciągu sekundy”, bez poprzedzenia tego sygnałem w mimice, itp, trochę mnie raziła.
Cóż, z drugiej strony pewnie czepiam się szczegółów ;)
Jeszcze jedno – niektóre rozwiązania wydawały się ciut naciągane. Ale. Przyjemność z oglądania wszystko wynagrodziła :D
idę uściskać swego psiaka
niespodzianka
Mogłabym się przyczepić do grafiki, bo zdarzały się rażące niedociągnięcia, ale czasem kreska ulega poprawie i wszystko wygląda dobrze. Nieźle sprawdza się też w budowaniu klimatu. Kończąc, anime jest przemyślane, a dodane tu i tam ciekawe rozwiązania tylko podbijają moją ocenę. Do polecenia amatorom mrocznych historii i nie tylko
po 60s na talent
piękno anime
Film mogą docenić wszyscy – mam nadzieję, że również moi znajomi, którzy uparcie nazywają anime „głupimi kreskówkami dla dzieci”, choć żadnego nie oglądali. Miyazaki po raz kolejny pokazuje pozornie nieskomplikowaną historię, w jaką zagłębiamy się kawałek po kawałku, minuta za minutą, odkrywając rozmaite i zapierające dech skarby…
trochę skołowana
No właśnie, bohaterowie. Przewija się ich wielu i trudno pozbyć się wrażenia, że niektórych „już się gdzieś widziało', ale twórcy wyraźnie starali się, aby każdy miał odrębny wygląd i charakter. Dla mnie to kolejna mocna strona.
Żeby się nie rozpisywać, powiem jeszcze tyle: w fabule, faktycznie, jest sporo luk i niedociągnięć, ale nawet jeśli czasem byłam tym anime poirytowana ( a nawet znudzona! ), próbowano w nim odkrywczo podejść do starego tematu i po części się udało. Dlatego myślę, że warto dać serii szansę. Można wynieść kilka dobrych wspomnień.
nawet nie wiem, co najbardziej pochwalić
Co ciekawe, aż chciałabym umieść tu też… zamek. Bo nawet, jeśli nie jest „bohaterem”, to zdawał się żyć własnym życiem. I to mnie zachwyciło.
No i oczywiście – Sophie i Hauru. Sophie to jedna z nielicznych kobiet w anime, które tak bardzo polubiłam. Jest twarda, niezrażona przeszkodami, zaradna i potwornie śmiała, czy chodzi o ryzykowanie życia, czy wyznanie uczuć. Z kolei Hauru… Przyznaję. Po raz pierwszy jakiś facet zauroczył mnie w pierwszej sekundzie, w jakiej go zobaczyłam. Mówi samo przez siebie :P
FLUFFY n_n
Cud, miód i… TRUSKAWKI. Dużo truskawek. Bo takiej słodkiej i lekkostrawnej serii dawno nie spotkałam ^///^
Podbijam też ocenę przez świetną grafikę. To anime obyczajowe, ale nawet osoby, które nie przepadają za tym gatunkiem i czasem po prostu się na nim nudzą, mogą przebrnąć przez dłużyzny, zawieszając oko na szczegółach krajobrazu… Nie jest to może szczyt osiągnięcia grafiki, ale robi wrażenie
Oczywiście, są wady i niedociągnięcia, a nawet sporo wad i niedociągnięć… Ale sądzę, że mimo wszystko warto to obejrzeć ^^
perełka
No dobrze, co z wadami? Jakieś na pewno istnieją, ale jedyne, co potrafię teraz wskazać, to niedosyt po skończeniu serii, bo zawsze mam ochotę na więcej… Ale czy to naprawdę wada? n_n