Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Komentarze

Naama

  • Avatar
    A
    Naama 7.07.2017 09:21
    Odcinek 1
    Komentarz do recenzji "Saiyuuki Reload Blast"
    Czekałam z utęsknieniem na nowe odcinki Sanzo Party. Obawiałam się, że nigdy już więcej nie zobaczę chłopaków w akcji. Ale kiedy zapowiedzieli nowy sezon, skakałam z radości :) Moje ukochane anime nie zostało zapomniane!
    Nie mogę przyzwyczaić się do Openingu. Za bardzo kojarzy mi się z Kuroko no Basket.
    Natomiast oprawa graficzna jest zdecydowanie najlepsza jeśli idzie o serię TV. Wprawdzie Gaidena i Buriala nic nie pobije, ale widać, że w nowym sezonie postarali się i Gojo w końcu ma dobry kolor włosów :D
    Odcinek upłynął mi bardzo szybko, głównie na dobrej zabawie. Było też typowych gagów, które w dalszym ciągu mi się nie znudziły i w dalszym ciągu bawią, szczególnie jak panowie w końcu mogli skorzystać z łaźni i doprowadzić się do porządku.
    Wracając do Openingu, jeżeli ktoś zna mangę, to wie, że w Openingu mamy same spoilery dotyczące fabuły sezonu :)
    A na sam koniec dostaliśmy ponownie UruSai :D
    Odcinek bardzo mi się podobał i czekam na więcej!
  • Avatar
    Naama 22.05.2015 18:37
    Re: Podsumowanie serii <3
    Komentarz do recenzji "Binan Koukou Chikyuu Bouei Bu Love!"
    Ja mam Gintame „do obejrzenia” ale przeraża mnie ilość odcinków :D
  • Avatar
    Naama 18.05.2015 18:34
    Re: Podsumowanie serii <3
    Komentarz do recenzji "Binan Koukou Chikyuu Bouei Bu Love!"
    Ja nie chce, żeby to było koniec. Niech walka o obronę Ziemi trwa nadal! :<
  • Avatar
    A
    Naama 3.03.2015 10:14
    Mocna dawka pozytywnej energii
    Komentarz do recenzji "Kuroko no Basket"
    Ogólnie nie przepadam za seriami związanymi ze sportem. Wydawały mi się zawsze nudne, bo jak można oglądać anime, w którym przez 5 odcinków leci piłka do bramki? Oczywiście, gdy na Poloni1 leciał „Kapitan Jastrząb”, zasiadałam przed telewizorem i oglądałam w napięciu. Nigdy jednak nie czułam jakieś więzi czy przywiązania do bohaterów. Ot, leciało coś innego w telewizji, podobało mi się i spędzałam swój wolny czas.

    O „Kuroko no Basket” słyszałam już jakiś czas temu. Zapisałam sobie „Do obejrzenia” i zajęłam się czymś innym. W końcu jednak przyszedł czas, żeby obejrzeć to, o czym tak dużo czytałam i o czym tak dużo osób mówi. Nie powiem, już po pierwszym odcinku zostałam oczarowana serią oraz kompletnie wciągnięta!

    Całe dwa sezony obejrzałam w ciągu… kilku nocy. I mam wrażenie, że jeszcze nie raz tak będzie, z chęcią wrócę do tego anime w pochmurne dni. Nie będę tutaj opisywała rzeczy związane z fabułą czy bohaterami, ponieważ w innych komentarzach dostaniecie tego pełno. To, co mnie szczególne urzekło w tym tytule, to jego dynamika oraz mnóstwo pozytywnej energii. Nawet kiedy jeden mecz trwał kilka odcinków, oglądało się je z zapartym tchem i rumieńcami na policzkach. Co jak co, ale nigdy nie czułam się znudzona czy rozgoryczona. Z każdym odcinkiem, pragnęłam więcej i więcej. Na początku trudno było mi się przyzwyczaić do grafiki, takiej dość ciężkiej i topornej. Ale teraz nie wyobrażam sobie, żeby „Kuroko no Basket” miało inną.

    Czytałam w komentarzach różne opinie związane z ich technikami oraz „super mocami”. Ja jestem z tych osób, którym właśnie ten element anime spodobał się najbardziej. Inaczej, według mnie, byłaby to seria nudna i niczym nie wyróżniająca się pośród podobnych tytułów. Momenty, kiedy ciężko trenowali i udoskonali swoje umiejętności zapamiętam na bardzo długo. Wyczekiwałam kolejnych meczów, żeby w końcu zobaczyć, czego się nauczyli i co zamierzają mi pokazać! Niekiedy nawet śmiałam się jak głupia, kiedy słyszałam i widziałam ich nowe techniki. Nigdy nie zapomnę tego banana na ustach, widząc jak Kuroko zaskakuje wszystkich po raz pierwszy prezentując „Ignite Pass Kai”. To był niezapomniany widok. Po za tym, gdy tak patrzyłam na te litry potu, który się z nich lał, nie powiem, sama nagle dostawałam powera i miałam ochotę iść pobiegać czy pograć w kosza! Takiej dawki pozytywnej energii dawno nie uświadczyłam.

    Teraz zaczyna wychodzić sezon 3. Wiem, że gdy zasiądę do oglądania odcinków, nie będę mogła się powstrzymać. A czekanie na kolejne, będzie dla mnie katorgą. Dlatego też zamierzam grzecznie poczekać, aż wyjdzie całość i dopiero wtedy spędzić noc z moimi ukochanymi bohaterami. Coś czuję, że wcześniej jednak raz jeszcze obejrzę sobie sezon 1 i 2. Co zaś się tyczy openingów, to uważam, że każdy jest interesujący i idealnie pasuje do całego anime. Mogę ich słuchać i słuchać.

    Moje ocena nie może być oczywiście inna niż 10/10.
    Z czystym sumieniem mogę polecić „Kuroko no Basket” wszystkim.
  • Avatar
    A
    Naama 3.03.2015 10:10
    Chaos w czystej postaci
    Komentarz do recenzji "Durarara!!"
    Hmmmm… Nie do końca wiem od czego zacząć jeśli idzie o zbudowanie odpowiedniego komentarza. Wypadałoby zaznaczyć, że jestem oczarowana tym anime i po zakończeniu 1 sezonu oraz OVA, czuję niedosyt i ssanie w żołądku. Dodatkowo, mam potworny mętlik w głowie, a niektóre wątki nie dają mi spokoju. Kolejny bardzo dobry tytuł, na który warto zwrócić uwagę i przy którym warto zatrzymać się na dłużej. Nawet jeśli na początku ma się wrażenie, że wkracza się w… totalny chaos.

    Tak, chaos. Ponieważ to, co dzieje się przez kolejne odcinki, nie można w żaden inny sposób opisać. Przyzwyczaiłam się do tego, że w większości anime mamy piękny podział na postacie pierwszoplanowe, drugoplanowe oraz postacie poboczne. Jeśli zaś chodzi o historię oraz wydarzenia, to oczywiście mamy główny wątek, który towarzyszy bohaterom od samego początku do samego końca. Czasami zaś pojawiają się historie, mające za zadanie umilić nieco czas albo przybliżyć widzowi relacje między postaciami. No cóż, w Durarara!! tego nie ma. Jest za to wszechobecny chaos, który zdawać się nie ma końca.

    Jednak, czy chaos może być uporządkowany? Czy z chaosu może wyłonić się coś, co kompletnie porwie za sobą widza i wywróci cały jego świat do góry nogami? Czy w całym tym szaleństwie można znaleźć jakikolwiek sens? Oczywiście, że tak. Pojawiają się bowiem sceny, dzięki którym można powoli zacząć zbierać poszczególne kawałki układanki. Dodatkowo, okazuje się, że każda z przedstawionych postaci, odgrywa znaczącą rolę w całej historii. Nawet bohater, którego widzimy tylko przez chwilę, nie jest w danym miejscu postawiony przypadkowo. Ba, w którymś momencie dowiadujemy się, że cały ten chaos został stworzony przez jedną osobę, która… No, tego pisać nie będę. Nie zamierzam nikomu psuć niespodzianki.

    Bohaterowie. Postacie. Hmmmm… To zbieranina różnych, przeróżnych i przeciwnych osobowości. Moje osobiste top tworzą oczywiście: informator (ten jego znaczący uśmieszek, ciągłe knucie różnych intryg, umiejętność posługiwania się nożami, której nie powstydziłby się niejeden ninja, oraz to, co wyróżniało go szczególnie: miłość do ludzi i to, w jaki sposób ją okazywał), barman (wystarczy, że jego głos należy do mojego ulubionego seiyū Daisuke Ono, tak tak, to ten Pan od Sebastiana z Kuroshitsuji, chociaż oczywiście nie tylko to urzekło mnie w tej postaci, gdy po raz pierwszy ujrzałam jak rzucał automatami z napojami czy też znakami drogowymi, albo jak zębami roztrzaskał nóż… brrrr… aż mi ciarki po plecach przeszły, nie zapominając o jego ciągłej walce z informatorem – która swoją drogą jest przepiękna – oraz ciągłym „I­‑ZA­‑YA!”, które pojawiało się za każdym razem kiedy barman spotykał informatora) oraz lekarz (tu musiałabym zrobić mega spoiler, dlaczego go uwielbiam, to co mogę powiedzieć to fakt, że tak radosnej oraz pozytywnej postaci dawno nie spotkałam, a jednocześnie ma on totalnego bzika na punkcie krojenia ludzi i robienia na nich eksperymentów, zaś historie, w które jest uwikłany, nigdy nie przynoszą niczego dobrego).

    Wracając do fabuły. Jak pisałam wcześniej, trudno dostrzec główny wątek, ponieważ nie jest on najważniejszy. Każda historia, przedstawiona w poszczególnych odcinkach, splata się z kolejną, tworząc powoli jedną, spójną całość. Mamy więc wojnę między gangami, typowe życie licealistów oraz ich problemy, legendę o bezgłowym jeźdźcu, legendę o mieczu, który kradnie duszę, legendę o walkiriach, konflikty między różnymi postaciami, historie miłosne, dziwne eksperymenty, a nawet dwójkę zabawnych otaku (którzy swoją drogą co rusz komentują kolejne znane tytuły mang czy też anime). Słowem, bardzo dużo się dzieje. I właśnie to podoba mi się w tej anime – nie jest to lekka pozycja, którą można obejrzeć bez większego zastanowienia się nad treścią. Każdy odcinek to kolejna ważna informacja. Jeżeli zostanie przeoczona, widz będzie miał problem ze zrozumieniem pojawiających się wątków.

    Ostatnią rzeczą, na którą chciałam zwrócić uwagę to muzyka oraz opening. Oba główne utwory mogę słuchać dzień i noc, bez znudzenia. Przeważnie mam tak, że opening oglądam jedynie na samym początku, żeby zobaczyć jak został zrobiony i jak został dopasowany do całej anime. W przypadku Durarara!! ani razu nie przewijałam nic do przodu, tylko z uśmiechem wsłuchiwałam się w melodie i czytałam słowa piosenek. Wpadają w ucho oraz nastrajają do dalszego oglądania serii. Piękne.

    Ufff… Mam nadzieję, że moje przemyślenia zostały pozytywnie odebrane i że kogoś zaciekawiłam tym tytułem. Warto.

    Na koniec, po dłuższym zastanowieniu się, postanowiłam dać maksymalną ilość punktów 10/10.