x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Nic ciekawego
Ostatecznie te 26 odcinków robi wrażenie przydługiego wstępu do głównego wątku. Tragedii nie było, raczej nuda i niespełnione oczekiwania.
5/10
Jeśli ktoś szuka tu oryginalności, to raczej jej nie znajdzie – począwszy od klasycznego wstępu pt. " powitajmy w klasie nowego ucznia”, cały czas miałam wrażenie, że gdzieś to już widziałam/grałam w coś takiego. Bohaterów chroni warstwa plot armoru, zaskakujących zwrotów akcji właściwie brak, a zakończenie też łatwo przewidzieć. Mimo to anime oglądało mi się dobrze i wciągnęło od samego początku, a końcówka nawet trochę wzruszyła. Zasługa w tym szybkiej akcji i całkiem ogarniętych postaci, którym co prawda nie poświęcono zbyt wiele czasu, lecz miały chociaż odrobinę charakteru. Główna bohaterka też, wbrew moim obawom, okazała się być zaradna i dała się polubić. Gorzej natomiast z antagonistą, który koniec końców wyszedł na sztampowego świra, powtarzającego w kółko jedną kwestię (ale przynajmniej można było posłuchać Koyasu <3). I choć niektórzy mogą uznać to za wadę, moim zdaniem bardzo dobrze, że filozoficzne rozważania, które oczywiście musiały się pojawić przy takiej tematyce, ograniczono do minimum.
Podeszłam do A.I.C.O. bez żadnych oczekiwań i nie żałuję poświęconego czasu – nic wyjątkowego, ale nadaje się do obejrzenia w taką leniwą sobotę, w przerwie od sezonowych serii.
6/10.
Re: EP1
Po pierwszym odcinku jestem raczej pozytywnie nastawiona do Inuyashiki, ale właśnie te dwie rzeczy mnie gryzły – głos i animacja głównego bohatera. Choć może to kwestia przyzwyczajenia – w końcu głos Mari z Nana Maru San Batsu na początku też irytował, a później zupełnie przestałam na niego zwracać uwagę.
Kuleją także zawody. Wiem, że skoki do wody nie są dyscypliną zespołową i występ każdego zawodnika trwa raptem kilka sekund, a z tak ograniczonym budżetem ciężko o ładną animację skoku, ale nie wierzę, że nie było lepszego sposobu na ich pokazanie, niż pojedyncze kadry z tabelą wyników, która właściwie nic widzowi nie mówi. W efekcie zupełnie zabrakło emocji i punktu kulminacyjnego.
Oczywiście nie mogło się obyć bez obowiązkowych dla serii sportowej niepotrzebnych „komentatorów z widowni” oraz żałosnych, kompletnie nie pasujących do klimatu serii rywali.
Jeśli ktoś ma ochotę popatrzeć na skoki do wody, chyba lepiej będzie się bawił, włączając Celebrity Splash! niż Dive!!...
W końcówce chyba wolałabym kliknij: ukryte motyw „związek na odległość nie przetrwał, ale oboje miło wspominają swoją pierwszą miłość”, ale migawki z późniejszych lat też wypadły dobrze.
Polecam, jeśli ktoś ma ochotę na coś spokojniejszego.
Re: Odc. 17
Sielskie życie Leona fajnie się oglądało. Miło było wreszcie zobaczyć jego pozytywną stronę, ale dobrze, że już wraca do walki. Teraz tylko pytanie, skąd weźmie zbroję. Alfonso raczej nie wydaje się zbyt chętny, żeby zwrócić Leonowi Garo. Czy powinnam zacząć się obawiać o życie tatuśka…? (゚Д゚)
W sumie to zaskoczyło mnie trochę to anime. Zapowiadało się raczej bardzo średnio, takie przeciętne mordobicie, kłujące w oczy paskudnym CG. A teraz nawet animacja zbroi już mnie tak nie gryzie. Nadal żadne z tego arcydzieło, ale już nie kusi, żeby wyłączyć odcinek w połowie.
Te transformacje, imiona (Battle Lover Szpinak FTW), randomowe nazwy ataków, serduszka wszędzie i oczywiście różowy wombat. (♡‿♡) <33
Włączenie tego w nocy było zdecydowanie złym pomysłem, śmiechem obudziłam pół domu. Po opisie i plakacie wiedziałam, że będzie faza, ale i tak zaskoczyło mnie pozytywnie. Czuć już oddech sesji na karku i taki zakręcony poprawiacz humoru przyda się na odstresowanie.
Twórcy Sailor Moon Crystal niech biorą przykład, tak się powinno robić mahou shoujo, tfu, shounen. :P
PS. Białowłosy bish z samorządu od razu mi się skojarzył z Artem z Hamatory, a tu niespodzianka, również mówi głosem Kamiyi Hiroshiego. Kolejny powód, żeby oglądać.
You had my curiosity...
Do serii fantasy podchodzę ostatnio z dystansem, choć to mój ulubiony gatunek, bo razem z magią i smokami często dostajemy w pakiecie stadko bohaterek z cyckami większymi od głowy. Po Shingeki no Bahamut też nie spodziewałam się zbyt wiele, a tu niespodzianka. Jeden z lepszych pierwszych odcinków sezonu jesiennego, które dotychczas obejrzałam.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zleciało te 20 minut. Scena pościgu całkiem widowiskowa, później też nie było nudno. Wszystko dzięki głównemu bohaterowi – naprawdę sympatyczny ten rudzielec. Tworzy fajny duet ze swoim patetycznym kolegą po fachu – mam nadzieję, że często będą się razem pojawiać na ekranie. Martwi jedynie milcząca niewiasta z różowymi włosami (sigh), która spadła z nieba (SIGH), ale przynajmniej nie jest to panienka do ratowania z opresji.
Staram się hamować entuzjazm, bo to jednak adaptacja karcianki, ale zapowiada się klimatyczna, pełna akcji historia. Na razie jestem na tak, poproszę następny odcinek. :)
Re: Odc 11