x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
No i koniec
Nie da się ukryć, że ten sezon cierpi na tę samą przypadłość, co poprzedni, może w troszkę mniejszym stopniu, a mianowicie – wycięto całe kawały z tekstu źródłowego. Z tego powodu akcja pędzi na łeb na szyję, a dla kogoś, kto pierwowzoru nie zna ani nie ma czasu czy chęci na analizowanie każdej sceny, może być to niesamowicie dezorientujące. Yi City arc został łopatą wciśnięty w trzy odcinki, przez co tragedia i emocje uczestniczących w nim postaci definitywnie utraciły na znaczeniu (dlatego cieszę się, że nigdy tego arcu nie lubiłam, ale współczuję innym, którzy go kochają~).
Przyjemnym akcentem było kliknij: ukryte umieszczenie tańca po dachach w wykonaniu Wuxiana i Wangjiego. Sceny takowej w nowelce nie było, a stanowiła bardzo piękny i symboliczny dodatek. Do tego wyobrażam sobie, że był to pewien rodzaj zadośćuczynienia fankom, które rzeczywistych wydarzeń z nowelki w tamtej scenie nigdy nie będą mogły zobaczyć z powodu chińskiej cenzury.
Zakończenie kliknij: ukryte było tak urocze i grzejące serce jak w nowelce. Może nawet bardziej, jeśli pomyślę o miękkim, cichym tonie aktora głosowego Wangjiego, gdy mówił „wangxian” na sam koniec. Nie sądziłam, że uda im się do przepchnąć przez cenzurę, ale jestem niezwykle szczęśliwa, że się to udało.
Ogólnie powiedziałabym, że Mo Dao Zu Shi jako ekranizacja sprawdza się doskonale, lecz jako osobne dzieło… zdecydowanie potrzebuje dużo uwagi oraz skupienia, by zrozumieć o co w ogóle tam chodzi. Mimo to szczerze i z całego serca polecam!
Kocham
Moją drugą nowelką od MXTX nie było jednak Mo Dao Zu Shi, o które tu się przecież rozchodzi, a pierwsza powieść tej autorki – Scumbag Villian Self‑Saving System. I cóż… nie byłam pod wrażeniem. Do tego stopnia, że dropnęłam koło 40 rozdziału i może jeszcze kiedyś do tego wrócę, ale niczego nie obiecuję.
Po rozczarowaniu jakim było SVSSS, zabrałam się wreszcie za Mo Dao Zu Shi. Doskonale wiedziałam, że istnieje zarówno nowelka (duh) jak i donghua na jej podstawie, ale nie byłam pewna w jakiej kolejności je przyswoić. Ostatecznie włączyłam pierwszy odcinek MDZS i nawet nie obejrzałam go do końca, bo tak bardzo nie wiedziałam co się dzieje. Stwierdziłam „nie, muszę sięgnąć do korzeni”, więc wzięłam się za nowelkę. And oh boi, that was a wild ride… Pożarłam rozdziały jak szakal i kiedy byłam już przy końcówce, stwierdziłam, że poznałam materiał źródłowy na tyle, by w końcu obejrzeć ekranizację. I tak też zrobiłam. Obejrzałam pierwszy odcinek jeszcze raz, a potem poleciałoooo. Połknęłam oba sezony w dwa dni.
Faktem jest, że dla kogoś kto ani nie czytał noweli, ani nie oglądał dramy The Untamed może strasznie się pogubić w animacji. Zwłaszcza przy natłoku chińskich imion i nazw… bo dosłownie wszystko ma swoje nazwy – miejsca, bronie, przedmioty, budynki… Potrafi być to niesamowicie przytłaczające i szczerze mówiąc, nawet po dwukrotnym przeczytaniu noweli nadal nie pamiętam imion wszystkich postaci.
Pomijając jednak tę kwestię, uważam że pierwszy sezon jest naprawdę udany. Pięknie ożywili postać Wei Wuxiana, chociaż i tak w tej ekranizacji jest mniej komiczny niż w nowelce (nic go tam nie może przebić, przysięgam) głównie dlatego, że w powieści mamy dostęp do jego wszystkich myśli, a jego myśli… let me tell you, nadal parskam śmiechem kiedy myślę o jego komentarzu na temat imion trzech psów Jiang Chenga.
Lan Wangji… jest dokładnie taki, jak go sobie wyobrażałam podczas czytania. Stoicki, bez emocji, mówiący tym śmiertelnie spokojnym, niskim głosem. Chociaż w ekranizacji i tak mam wrażenie, że widać po nim więcej uczuć, niż kiedykolwiek było to opisane w oryginale. I bardzo mnie to cieszy, bo w końcu widać, że mu zależy. Co ciekawe, niesamowicie urzekły mnie melodie, które grał na swoim guqin. Czasami odtwarzałam sobie sceny, w których go używał po kilka razy.
Oczywiście, trochę rozpaczam, że powycinali niemal wszystkie sceny romantyczne (oraz pijanego Lan Zhana… to ból, ja to chciałam zobaczyć w ruchu…), ale chyba w ramach rekompensaty twórcy dali nam przykokszonego Wuxiana, bo Matko Święta, gość tutaj wymiata. 15 odcinek mogę oglądać w kółko i bez końca, tak bardzo jest epicki.
Niestety, drugi sezon nieco rozczarowuje. Pierwszy szedł w miarę zgodnie z pierwowzorem, ale w drugim masę rzeczy pozmieniali, pomieszali, przez co zrobił się tam straszny burdel. Dla kogoś, kto nie czytał noweli może się wydawać, że jest okej, ale dla mnie, jako czytelnika w pierwszej kolejności, to się wszystko kupy nie trzyma. Te pierwsze kilka odcinków w ogóle nie mam pojęcia skąd się wytrzasnęły, to miał być jakiś filler czy co? Nie mam pojęcia, ale byłam mocno zmieszana podczas oglądania.
Ostatecznie jednak bardzo wyczekuję na kolejny sezon. Co prawda ark, który zostanie w nim ukazany nie jest moim ulubionym, ale z miłą chęcią znów popatrzę na te przepiękne postacie i niesamowite sceny walk.
*cisza*
Las rąk widzę ._. W takim razie wyjawię ten skomplikowany sekret ludzkości! Otóż przyciągnął mnie jak muchę do lepu obrazek Miki na jednym forum. Zaczęłam żmudnie przekopywać internetu w poszukiwaniu anime, z którego pochodzi ten przecudowny blondasek aż w końcu dokopałam się do tytułu Owari no Seraph. Coś mi zapikało w głowie, że gdzieś tam ktoś tam coś tam o tym tytule wspominał. Wiedziałam tylko, że są w nim wampiry i fanserwis yaoi. To pierwsze w sumie mi zwisało, ale drugie! Cóż, nic nie poradzę, że jestem niepoprawną fanką tulących się chłopców, zwłaszcza tak ślicznych, jak tutaj. Dodatkowo, kiedy spytałam się psiółki, czy wie o istnieniu takiego animu, ona zaczęła się ekscytować i poleciła mi natychmiastowe obejrzenie. No ok, więc oglądam. Główny bohater od razu mi nie przypasował – irytująco arogancki i pewny siebie. Poznawszy całe grono postaci, stwierdziłam, że to anime z typu „nie podchodź do tego na poważnie, bo wyrwiesz sobie wszystkie włosy z głowy”, dlatego też nabrałam do serii dystansu jak stąd do Tokio i po prostu cieszyłam oczy Miką, kiedy pojawiał się na ekranie (tak, to głównie dla niego to oglądałam xD). Muszę przyznać, że komedia z tego zacna! Szkoda tylko, że niezamierzona. kliknij: ukryte W każdym razie, całe dziesięć odcinków przesiedziałam, tylko po to, żeby zobaczyć spotkanie Yuu i Mikaeli, które, nawiasem mówiąc, zwaliło mnie z nóg!
No ok, obejrzałam pierwszy sezon. Nie było tak źle, ale fanserwisu yaoi stanowczo za mało, dlatego włączamy drugi! Pierwsze odcinki strasznie mnie nudziły (nawet biorąc pod uwagę walki). Podobnie, jak w pierwszym sezonie, wyczekiwałam ponownego spotkania Yuu (który stał się jakiś taki mniej wkurzający) i Miki. kliknij: ukryte No i w dziesiątym odcinku się doczekałam! Tak, zdecydowanie najlepszy odcinek obu sezonów, zwłaszcza dla takiej fanowskiej fanki, jak ja! xD Tyle przytulasków, miłości przykrytej friendzonem i w ogóle! <3 I ciul, że Mika stał się wampem (chociaż szkoda jego niebieskich oczek </3), ważne, że wgryzł się w Yuu i było to tak pokręcenie urocze, że umarłam <33 Łel, a co do finału, to był równie dziwaczny, jak cała ta seria. Anioł końca, Guren zdrajcą, Yuu uwalnia jakieś moce – nic się kupy nie trzyma, ale nadchodzi trzeci sezon! Więcej yaoistycznego fanserwisu <3 Więcej Miki <3 Więcej nielogiczności! Już nie mogę się doczekać! :D
Wiem, że nie powinnam sugerować się „recenzjami” z Tanuki, ale czasami jest to silniejsze ode mnie, naprawdę.
Co do twoich pytań:
kliknij: ukryte 1. Między Guilą i Gowtherem pojawia się coś na kształt romansu, ale nie jest to w żadnym wypadku nic dobrego. Mimo wszystko Gowther to Gowther i ma trochę zryty tok rozumowania.
kliknij: ukryte 2. Relacje Bana i Jericho stopniowo ulegają poprawie (z „nie znoszę cię i w ogóle weź wyjdź” przechodzą na etap „w sumie, nie przeszkadza mi” xD), ale nie liczyłabym na coś więcej ze strony Bana. Zwłaszcza, że ona wróciła, przywołana czarną magią.
3. Guila ma oczy zamknięte, bo to część jej wyglądu, ale widzi normalnie xd (Trochę jak Brook z Pokemonów xD)
Nanatsu nie jest przygodówką z najwyższej półko, lecz jednocześnie potrafi idealnie wciągnąć widzów w wir fabuły. Na dobrą sprawę, fabuła też niezbyt głęboka, ale najważniejsze, że intrygująca! :D
Mimo wszystko serię napędzają postacie i są one absolutnie zarąbiste! xD Meliodas jako taki mały zboczeniec xD Jego chyba lubię najbardziej. Gościu idealnie trafia w moje gusta. Nie dość, że system rozwala, to świetny z niego element komediowy xdd Gdzieś pod spodem ktoś napisał, że Ban będzie miał masę fanów, a Elizabeth nikt nie będzie lubił. Cóż, u mnie jest zupełnie na odwrót xD Ban mnie tak niemiłosiernie wkurza momentami, choć niezawsze. Elizabeth zaś w ogóle mi nie przeszkadza. Widywałam już bardziej irytujące dziewoje i naprawdę nie wiem, za co można jej nie lubić. Gowther – tego pokochałam od pierwszego wejrzenia xD Jego nieumiejętność rozpoznania atmosfery tak niezmiernie mnie bawiła, że chichotałam jak chora psychicznie xdd kliknij: ukryte Szkoda, że w drugim sezonie zrobi się tak problematyczny (potwierdzone info z mangi).
Kreska mi w ogóle nie przeszkadzała, mimo swojej specyficzności, a animacja była równomierna i płynna, dzięki czemu sceny walk sprawiały piorunujące wrażenie! ^^
Podobały mi się tylko pierwszy opening i ending. Drugie nie miały już tego kopa.
Cóż, jeśli drugi sezon będzie wiernie trzymał się mangi, to szykuje się naprawdę epicka kontynuacja :D
Rozpoczynając seans nie spodziewałam się czegoś wielkiego, dlatego nie czuję teraz rozczarowania. Poza tym, podczas oglądania myślałam w tak znikomym stopniu, że odkrycie Wielkich Tajemnic™ było dla mnie nawet zaskakujące xD
kliknij: ukryte Paradoksalnie, ze wszystkich kandydatów do serca Ritsuki najmniej lubiłam właśnie Rema, a ona go wybrała .-. W każdym razie końcówka jednocześnie mnie wpieniła i rozkleiła. Po prostu płakałam ze złości, że oni nie będą razem! Sama byłam pod wrażeniem, że wzięłam to anime tak do siebie. Teraz, z perspektywy czasu, wydaje mi się to trochę żenujące, ale co tam!
Jeśli chodzi o opening to bardzo mi się spodobał i chyba ani razu go nie przewinęłam xD A co do piosenek postaci – Ritsuka miała bardzo ładny, miękki głos i chyba najbardziej spodobała mi się jej piosenka z pierwszego odcinka. Chociaż utwór śpiewany solo przez Lindo też był niczego sobie. Reszta utrzymywała taki sam, dość mierny poziom, ale nie taki, żeby nie dało się słuchać.
Grafika przedstawia się średnia. Postacie są ładnie narysowane, ale animacja trochę cierpi. Ale czego ja wymagam? xD
W każdym razie, bawiłam się całkiem nieźle.
A więc!
Jestem z dwadzieścia minut po zakończeniu ostatniego odcinka pierwszego sezonu, dlatego odczucia i wrażenia nadal są świeże.
Po pierwsze i chyba w tym anime najważniejsze – grafika. KyoAni jak zwykle mnie nie zawiodło. Wszyscy chłopcy wyglądają przecudnie, zwłaszcza Haru i Rin. Animacja jest płynna, zero wpadek, po prostu cud, miód i orzeszki <3
Po drugie – bohaterowie. Szczerze pokochałam wszystkie główne postacie, a Rin – tak, ten dupkowaty, rudowłosy człowiek‑rekin – wkroczył na listę moich animowanych mężów (nie pytajcie, dlaczego akurat on. Ja sama tego nie wiem). Jedyna postać, jaka bez przerwy mnie drażniła, i którą najchętniej wypchnęłabym z okna był ten mały, niebieskowłosy chłopkczyk, co przez większość serii plątał się za Rinem i cały czas wrzeszczał „senpai!”. Nieodmiennie mnie wkurzał, a ten jego rozdzierający, dziecinny głos będzie mnie chyba nawiedzać w koszmarach…
Po trzecie – fabuła. Cóż, nie spodziewałam się po tej serii zbyt wiele, dlatego też nie czułam żadnego rozczarowania. Nastawiłam się na lekki, zabawny seans z natłokiem ładnych panów i męskiego fanserwisu i to właśnie dostałam. Nic dodać, nic ująć.
Po czwarte – muzyka. Coś czuję, że początek openingu będzie za mną chodził jeszcze przez dłuższy czas. Nie mogę przestać go nucić! Właściwie nie zwracałam uwagi na melodie w tle, więc za dużo na ten temat nie powiem. Enidng mnie nie zachwycił, ale i nie odstraszył, był taki sobie.
Daję mocne 8/10 z porywami do 9/10. Mimo wszystko dobrze się bawiłam i nie uważam czasu poświęconego na seans za stracony.
Re: Wacław mówi "E, no nie..."
Re: Okej, skończyłam...
Sesshoumaru… jak można go nie kochać? xD
Re: Okej, skończyłam...
Re: Okej, skończyłam...
Kikyo była, jest i będzie okropnie denerwująca. W pierwszym sezonie nie mogłam jej ścierpieć (głównie przez to, że tak bestialsko wpakowała się między Kagome, a Inuyashę). Poza tym, zawsze była taka… dostojna. I wyniosła. Aż niedobrze mi się robi… Kikyo w drugim sezonie była na tyle znośna, że nawiązałam do niej nić sympatii. kliknij: ukryte Ale i tak się cieszę, że umarła ._.
Niestety, z natury jestem romantyczką i wszędzie dopatruję się par, a jak już jakąś sobie upatrzę, to nie ma przebacz. Z uporem osła powtarzam „oni mają być razem”. A jak nie są, to trochę mi żal xd Kagome i Inuyasha to bardzo fajna para. Zwłaszcza w pierwszym sezonie prezentują „kto się czubi, ten się lubi” ^^ Drugi sezon ukazuje nieco poważniejsze spojrzenie na ich relację, ale i tak mi się podoba. Trójkąt romantyczny z Kikyo to coś, o czym nawet nie chcę myśleć, brrr… Sesshoumaru i Rin podbili moje serce, kiedy wpisałam w wyszukiwarkę grafiki „Sesshoumaru and Rin”, a potem zaczęłam przeglądać obrazki tej dwójki. kliknij: ukryte Znalazłam dwa kadry, gdy Sesshoumaru mówił „Nie ma nic cenniejszego od życia Rin!”. Było to tak urocze, że nie mogłam przejść obojętnie. Strasznie się nakręciłam, aby obejrzeć tę scenę w anime. Był to odcinek bodajże dziewiąty…
Na pierwszych odcinkach trzeba było nieco się skupić, żeby nie pogubić się w akcji. Nie przeszkadzało mi to zbytnio, ale byłoby miło, gdyby jednak wydarzenia nie pędziły tak do przodu. W porównaniu z leniwym tempem pierwszego sezonu, to co nam dano w drugim, to istny galop xd
Okej, skończyłam...
Naprawdę, mam problem z przesadnym wzruszaniem się.
Przejdźmy zatem do samego anime.
Fabuła
Pierwsze odcinki były okropnie chaotyczne. Tyle wątków w tak krótkim czasie… to nie mogło wyjść dobrze. Ale cóż… mogło być gorzej.
Bohaterowie
Kagome – zaszła w niej pewna zmiana od pierwszego sezonu, którą nie do końca potrafię zidentyfikować. Mogę jedynie powiedzieć, że dojrzała trochę.
Inuyasha – co do niego, to prawdą będzie, iż to skończony imbecyl. Ale za to go kochamy ^^ On także nieco poważnieje.
Kikyo – o tej kobitce mogłabym rozpisywać się w nieskończoność (czego, oczywiście, nie zrobię, bo mi się nie chce xd). Kiedy ją poznałam w pierwszym sezonie z miejsca miałam ochotę wysłać ją tam, gdzie jej miejsce – do piachu. Była czystym utrapieniem. Lecz kiedy oglądałam ten sezon zaczęłam całkiem ją lubić. W końcu na coś się przydała… Ale i tak sądzę, że dobrze, iż umarła. Tak powinno się stać.
Sango i Miroku tworzą przesłodką parę. Zawsze życzyłam im jak najlepiej ^-^
A wiecie dlaczego tak nakręciłam się na ten sezon? Dla Inuyashy i Kagome? Nie. Dla rozwiązania fabuły? Nie! Dla wątku Sesshoumaru i Rin! Nad opiekuńczymi uczuciami Sesshoumaru rozpływałam się jak topione masło xd No bo… to było takie słoooodkie x3333
Ostatecznie…
... podobało mi się. Nie jest to z pewnością seria idealna, ale ma swoje zalety.
Po odcinku 9
Cóż, zobaczymy, co będzie dalej…
Smutno mi tylko, że nigdzie nie mogę znaleźć szóstego i piątego odcinka z polskimi napisami…
Re: #osobistewyznanie (długa i nudna historia o tym, że nadmiar sprytu zabija)
Re: #osobistewyznanie (długa i nudna historia o tym, że nadmiar sprytu zabija)
Re: #osobistewyznanie (długa i nudna historia o tym, że nadmiar sprytu zabija)
A jak będziesz chciała więcej, to zastosuj terapię wstrząsową! (W moim przypadku jest to przeglądanie obrazków SasuNaru. Brrr, aż niedobrze mi się robi na samo wspomnienie…)
W sumie, muszę się zastanowić, czy po JR będę coś jeszcze oglądać. Nie chcę się uzależnić od tego gatunku ;-;
Tak, lepiej mnie nie słuchajcie! Ja zielona, ja się nie znam, a się wypowiadam!
(Nawet nie wiecie w jaki stres wpadłam, jak zobaczyłam, że ktoś na mój komentarz odpowiedział… Uczucie, jakby mi nóż do gardła przykładali charcząc: „Dlaczego w ogóle się odzywasz, sierotko Marysiu? Nikt cię o zdanie nie pytał” ;________; Zawsze tak mam, kiedy ktoś starszy nawiązuje ze mną jakikolwiek kontakt ;----;)
Kiedyś (z jakieś kilka miesięcy temu) na sam dźwięk słowa „yaoi”, czy „shounen‑ai” dostawałam dreszczy. Zarzekałam się, że nigdy nie obejrzę nic z tego gatunku. I co? I gówno! Moje plany zniweczyła przyjaciółka, która przyszła na noc i wyżuliła ode mnie ten jeden jedyny odcinek JR. Kiedy następnego dnia sobie poszła, dopadłam drugiego odcinka, jak hiena, gdy zobaczy mięso. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się czegoś takiego. W moich wyobrażeniach yaoi było czymś złym i obrzydliwym, ale cóż… każdy się może mylić, nie? ^^ W każdym razie, po pierwszym sezonie przychodzi czas na drugi, za który wezmę się w czasie najbliższym!
(Mimo wszystko nadal za yaoicami nie przepadam… wyjątek stanowi tylko JR xdd)
PS.: Komentarz koleżanki poniżej rozbawił mnie do łez. Porównywać Boku no Pico (które jest hentaicem z krwi i kości!) z Junjou Romantica, to jakby przystawić cepa do rumaka i wmawiać, że cep jest lepszy – kretyństwo.