x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Gorąco polecam!
(Konomi Suzuki <3)
Mimo wszystko najlepszym momentem tych dwóch odcinków, była retrospekcja Sebastiana z tego, jak udało mu się wszystkich nabrać. Oczywiście pojawiła się typowa dla niego kocia mania x3 A klimacik bardzo fajny, taki jak w BoC, ale jednak nie trzymał tak w napięciu
A Book of Circus uważam za dobre, bo wprowadza nutę mroku, której jednak zabrakło w pierwszym sezonie. Z resztą, i tak nie był taki zły. Czasami zastanawiam się, jakby całe to anime wyglądało, gdyby od połowy pierwszej serii twórcy nie zabierali się za to sami, tylko nadal trzymali się mangi, której wtedy niestety zabrakło.
Bohaterowie to – że tak to ujmę – klejnot koronny tej serii. Całą trójkę z miejsca polubiłam. Rahzel to jedna z tych perełek (obok Haruhi z Ouran High Shool Host Club, Nike z Soredemo Sekai wa Utsukushii, Sakury z Gekkan Shoujo Nozaki‑kun i Nanami z Kamisama Hajimemashita), która wyciąga gatunek shoujo z odmentów kompletnej beznadziei. Jest pyskatą damą, samodzielną, inteligentną i wnikliwą, a do tego pewną siebie – swoich umiejętności i urody. To tak niespotykane, że naprawdę zrobiło na mnie wrażenie. Śmiem twierdzić, iż w całym świecie anime (mang nie liczę) nie ma drugiej tak… tak prawdziwej dziewczyny. A przynajmniej ja nigdy takiej nie widziałam. Alzeido także podbił moje serduszko. Wprawdzie posiada otoczkę, która odstrasza potencjalne fanki („jestem tak pokrzywdzony przez los, zatracam się w mroku, nikt mnie nie rozumie!”), ale wiele zyskuje przy bliższym poznaniu. Zwłaszcza jego lekko ironiczny humor wypada obłędnie. Heat to już inna para gaci. Do tej pory nie rozgryzłam, co się kryje za tą beztroską, wesołą postawą… a robienie z niego lekkiego zboka (reakcje Rahzel bezcenne) w tym przypadku mi nie przeszkadzało.
Grafika cierpi. Bardzo. Oczyeiście kreska jest piękna (zwłaszcza podobał mi się sposób rysowania oczu Rahzel i Alzeido), bardziej chodzi mi o animację, tła… Na to wszystko zabrakło hajsu i to bardzo widać.
Muzyka była… specyficzna. Zarówno opening, jak i niektóre soundtracki. Ale po dwóch odcinkach idzie przywyknąć.
Ogólnie, polecam serię jako coś do odprężenia się, bo w tej roli sprawdza się najlepiej.
Seria do wybitnych nie należy i z pewnością daleko jej do chociażby Ouran Highschool Host Club, czy Kamisama Hajimemashita, ale ma w sobie pewien urok, który przyciąga potencjalnych widzów. Anime oglądałam już dawno, ale nadal wszystko pamiętam.
Bohaterowie
Kajika – jedna z najbardziej kompetentnych bohaterek reverse haremów, jaką miałam przyjemność oglądać. Jest szczerą i odważną osobą, przy tym nieco nieodpowiedzialną i dziecinną (to można jej wybaczyć, w końcu ma dopiero 14 lat). Wiele osób na nią narzeka, bo jest naiwna. Ludzie, dziewczyna wychowana z daleka od świata, w otoczeniu zaledwie kilkunastoosobowej grupki opiekunów i służby, która ledwo poznała zgiełk wielkiego miasta, nie będzie od razu radarem na wszelkie intrygi i kłamstwa. Jeśli zaś chodzi o „grę małżeńską” to wcale mnie to nie dziwi. Ojciec Kajiki jest milionerem, może pozwolić sobie na wszystko. Poza tym, nigdy jej nie powiedział, że musi wybrać sobie kandydata. Powiedziane było, że jeżeli żaden z panów jej się nie spodoba, Harry przegrywa. Tak samo do niczego jej nie zmuszał, sama chciała wziąć w tym udział.
Li Ren – nie wiem dlaczego, ale najbardziej zapadły mi w pamięć momenty, kiedy był zazdrosny x3 Poza tym, straszliwie przypomina mi Haka z Akatsuki no Yona. I wizualnie, i pod względem charakteru są do siebie podobni. Dopiero niedawno to sobie uświadomiłam.
Eugene – szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co o nim napisać. Zdecydowanie go lubię, ale jak mam go skomentować? Nie wiem…
Rumati – oj, jak ja bardzo go lubiłam! Kiedy pierwszy raz oglądałam anime oczarował mnie zupełnie. Kibicowałam mu jak nikomu innemu, kliknij: ukryte ale niestety musiałam obejść się smakiem…
Carl – ...
Fabuła
Te wszystkie intrygi to było dla mnie za dużo. Wielu nie do końca rozumiałam, ale to przez to, że oglądałam ów serię jakieś dwa lata temu. Ogólnie rzecz biorąc, było dość nudno i za bardzo się przeciągało.
Grafika
Należy do średnio dopracowanych. Jest mnóstwo deformacji przy najprostszych ruchach. Podobnie leży animacja.
Muzyka
Utwory w tle były tak doskonale dopasowane do sytuacji, że kompletnie ich nie pamiętam. Opening za to był świetny. Przez dłuższy czas należał do mojej czołówki utworów j‑pop'owych. Ending był, szczerze mówiąc, nudny. Ani razu nie obejrzałam go do końca.
Pomimo oczywistych wad, bardzo lubię Hanasakeru Seishounen i jeszcze do niego wrócę.
Przechodząc jednak do fabuły:
Wątek ratowania Hanabi i zagłady Ziemi przez zbliżający się księżyc okazał się kompletną klapą. Tenseigan, a także cała postać Toneriego były najzwyczajniej w świecie słabe. Zero logiki, czy czegokolwiek w tym rodzaju. Poza tym, żadnych nowych technik, żadnych nowych cech u bohaterów, które mogli nabyć przez te dwa lata, nic. Trochę mnie to dobiło, ale całą produkcję ratuje wątek miłosny. Wątek miłosny, na który wszyscy czekali odkąd zapoznali się z uczuciami Hinaty. Są oczywiście osoby dopingujące parę Naruto&Sakura, ale ja nie wyobrażam ich sobie jako związku. Mogą być najlepszymi przyjaciółmi na świecie, mogą rozumieć się bez słów, lecz wplatanie w to romantyzmu jest czystą głupotą. Wracając jednak do NaruHina, ich relacja została przedstawiona w sposób dość subtelny i dość ciepły, by zakrawać o naturalność. Niektórzy ludzie widzą tonę sztuczności w scenach, kiedy na przykład oboje stali i po prostu na siebie patrzyli. Moim zdaniem tam nie było potrzeba żadnych słów. Poza tym, Hinata jest osobą cichą i od zawsze wystarczało jej tylko spoglądanie, obserwowanie, a choć Naruto jest ogromną gadułą, w takich chwilach nawet jemu nic nie cisnęło się na usta. Są też osoby mówiące, że Uzumaki i Hyuuga za nic w świecie do siebie nie pasują, bo zbyt się różnią. No cóż, przeciwieństwa się przyciągają, a dzięki owej odmienności mogą się wzajemnie uzupełniać.
Końcówka filmu była punktem kulminacyjnym wszystkiego, co działo się pomiędzy tą dwójką przez cały film i – szczerze przyznam – jestem z niej zadowolona. Nic nie było tam przesadzone, ani sztuczne. Jeśli mam być całkowicie szczera, na ostatnich pięciu minutach poprzedzających napisy końcowe, piszczałam jak uradowane dziecko xd
Film ewidentnie dla ludzi, którzy przychylnym okiem patrzą na parę NaruHina oraz tych, którzy wolą wątki romantyczne od wszystkich innych. Ja gorąco polecam,
Shori
Jeśli chodzi postacie:
Hikari – mnóstwo ludzi nazywa ją po prostu tępą, bo nie widzi uczuć Keia. Ja jednak uważam, że nie ma się co dziwić jej niedomyślności. Nigdy nie miała do czynienia z jakimiś romantycznymi uczuciami, nigdy też nawet nie myślała o tym, że się zakocha, a Kei przez całe życie był jej rywalem i co? Tak nagle miałoby się to zmienić? W naszym mniemaniu sytuacje zaaranżowane przez Keia są słodkie i jednoznaczne. Hikari jednak odbiera je zupełnie inaczej, bo nie bierze nawet pod uwagę ewentualności, że Kei mógłby coś do niej poczuć. Prócz tego jest mnóstwo opinii, że wątek jej rywalizacji z Takishimą jest nudny, bo dziewczyna cały czas próbuje mu dorównać, mimo porażek. To po prostu dowód na niezłomność Hikari oraz siłę jej ambicji. Chce go pokonać dla samej siebie i robi wszystko by tego dokonać.
Kei – jego rola w tym anime jest świetna. Ideał w każdym calu, chociaż miewający chwile słabości. Poza tym, jego „podchody” wcale mi nie przeszkadzały podczas oglądania. A jak się uroczo wściekał, kiedy Hikari nie rozumiała jego intencji tak, jakby tego chciał x3
Akira – całkiem udany charakter. Wrażliwa dziewczyna w otoczce twardej kobiety z dość smutną przeszłością. Kiedy wprowadzono wątek jej dzieciństwa autentycznie jej współczułam.
Tadashi – niby dureń, ale jednak rozumiejący więcej, niż się spodziewałam. Wieczny optymista. To taki typ człowieka, który swój ból ukrywa głęboko wewnątrz siebie, a światu ukazuje swój pozornie wesoły uśmiech i beztroskę.
Megumi – jej podejście do cenności swojego głosu jest dziwne. Okej, ma talent, ale to pisanie swoich wypowiedzi na kartkach nieco zbija z tropu. Poza tym, jest zwyczajnie urocza i do tego odważna, bo kliknij: ukryte zebrała się w sobie i wyznała miłość Yahiro dla dobra Special A, chociaż (jeszcze wtedy) nic do niego nie czuła.
Jun – wątek związany z nim i Sakurą był taki jakiś… dziwny. Przede wszystkim nie spodziewałam się tego, że chłopak ma rozdwojenie jaźni, jeżeli jakaś dziewczyna go pocałuje. Poza tym, dla dobra swojej ukochanej jest gotów trzymać się od niej z daleka, bo wie, że może ją zranić. Jednakże taka strategia na nic się zdaje w przypadku uporu Sakury.
Ryuu – i jego zwierzątka! Nie dowiadujemy się o nim za wiele. No, może oprócz tego, że w domu ma prawdziwe zoo, kocha Juna i Megumi jak własne rodzeństwo oraz ma potencjał pobić nawet Keia w byciu idealnym, ale go nie wykorzystuje i to z własnego wyboru.
Reasumując polubiłam wszystkich członków SA i ich wątki.
Jak zawsze, musiałam rozpisać się o bohaterach. Teraz coś o tym, co odbierają nasze oczy i uszy!
Oprawa graficzna cierpi. Animacja jest dość robotyczna, a kreska dziwne (te długie, patykowate nogi…), ale po kilku odcinkach można się przyzwyczaić. Chociaż Hikari wygląda na swój sposób uroczo, a i Kei tym swoim spojrzeniem spod grzywki potrafi powalić.
Muzyka była okej, ale pamiętam, że już po trzech odcinkach przewijałam opening. Tak jakoś… nudziło mnie oglądanie go w kółko (a są serie, przy oglądaniu których nie przewinęłam ów klipu ani razu. Chociażby Ookami Shoujo to Kuro Ouji, albo Brother Conflict. Obie serie są wyjątkowo słabe, ale ich openingi strasznie mi się podobały).
Przyznam, że Special A było jednym z moich pierwszych anime i odczuwam do niego sentyment. Dlatego też polecam serię wszystkim amatorom shoujo i komedii romantycznych.
A przechodząc do Strawberry Panic! to jest to było to moje pierwsze anime z tego gatunku i oglądając inne serie shoujo‑ai (na przykład Kannazuki no Miko, lub Maria‑sama ga Miteru) nigdy nie pomyślałam, że jest to tytuł słaby. Okej, fabuła potrafi być przewidywalna i rozciągła, a i występuje kilka odcinków‑zapychaczy, ale nie przesadzajmy. A jeżeli ktoś szuka mocniejszych wrażeń, to zapraszam do Yuri Kuma Arashi, albo Sakura Trick. Właściwie wszystkie bohaterki działały w sposób logiczny oraz zgodny ze swoim charakterem, w tym temacie nie ma uchybień. Na marginesie dodam, że to Shizuma była moją faworytką od samego początku, bo jej historia – choć prosta – pokazywała okrucieństwo życia. Równie ciepło wspominam wątek związku Amane i Hikari, który był dla mnie po prostu przeuroczy. Kreska i animacja nie kłuły mnie w oczy, ani kolory jakoś szczególnie mi nie przeszkadzały. Muzyka. I tu jest pies pogrzebany tej serii. Okej, oba openingi nie były takie złe, a i utwory w tle mi nie przeszkadzały. Ale oba endingi okropnie nie pasowały do klimatu i właściwie nie mam pojęcia skąd twórcy je wytrzasnęli. I właściwie na tym kończą się wady owej produkcji.
Poza tym, nie zgodzę się z recenzentem o domniemane „zerżnięcie” z innych serii. Dobra, wymieńcie mi choć jeden tytuł z gatunku shoujo‑ai, którego fabuła i bohaterki poprowadzone były w identyczny sposób. Lub to czepianie się kolorowych włosów. W trzech czwartych obejrzanych przeze mnie anime co najmniej jedna postać miała jakąś nienaturalną barwę włosów, bądź dziwną fryzurę.
Tyle ode mnie, polecam 9/10
Shōri
Jeśli zaś chodzi o świat fantastyczny w obu wersjach, to przedstawia się on podobnie, ale nie identycznie. W serii mniej więcej tłumaczą nam, jakie powiązanie ma świat fantastyczny i doczesny. kliknij: ukryte Mianowicie, okazuje się, że alter ega bohaterek mają swoje własne imiona, lecz znoszą ból dziewcząt do nich przypisanych tak, żeby im było łatwiej sobie poradzić. W taki sam sposób przedstawia się życie codzienne bohaterek rzeczywistych. Jeżeli w życiu Mato panuje spokój jej alter ego – tytułowa Black Rock Shooter – podróżuje po swoim świecie, nie napotykając nikogo na swojej drodze. Jednakże kiedy Mato zostanie zraniona – dajmy na to – przez Yomi, ich alter ega rzucają się do walki ze sobą. Podobna koncepcja jest w OAV. Mato nieświadomie zraniła Yomi dlatego ich alter ega toczyły pojedynek. Końcówka anime i OAV jest bardzo podobna, jednak inaczej do niej doprowadzono. kliknij: ukryte W serii, po zniszczeniu świata fantastycznego, wszystko wraca do normy, a alter ega bohaterek już ze sobą nie walczą. W OAV natomiast wygląda to trochę inaczej. Odniosłam wrażenie, że Black Rock Shooter zniszczyła Dead Master (alter ego Yomi) i w ten sposób uwolniła ją od bólu. Potem zaś Mato i jej druga osobowość spotkały się ze sobą, po czym stoczyły krótką rozmowę. Wtedy nastąpiły napisy końcowe. Ciekawa jednak jestem ile obejrzało to, co po nich nastąpiło – powrót do normalności, jakby nic się nie stało. Stąd mam wrażenie, że zakończenia są podobne.
A kończąc część o fabule, przejdę do porównania grafiki. W obu wersjach animacja i kreska były ładne, lecz istnieje kilka szczegółów, na które zwróciłam uwagę:
*W serii postacie z fantastycznego świata są zrobione komputerowo w trójwymiarze, co nie zawsze ładnie wygląda. Mimo to walki są bardzo efektowne. W OAV wszystko jest narysowane i bardziej mi to odpowiada.
*Włosy obu bohaterek przedstawiają się inaczej. Zacznijmy od Yomi. W serii jej fryzura wygląda ładnie i naturalnie, lecz w OAV wypada okropnie dziwacznie. Jeśli chodzi o Mato, to w serii pominięto jej specyficzny sposób robienia swoich kucyków. W OAV czesała je tak, że jeden był mniejszy od drugiego, co w pewien sposób pokrywa się z fryzurą Black Rock Shooter.
Oprawa dźwiękowa w OAV nie przykuła we właściwie żadnym stopniu mojej uwagi, lecz to tylko dowodzi, że muzyka w tle była bardzo dobrze dobrana i wpasowująca się do sytuacji. Seria pod tym względem przedstawia się równie dobrze. Opening śpiewany przez Hatsune Miku Black Rock Shooter jest bardzo miły dla ucha i energiczny, a klip pasuje do piosenki. Z tego, co pamiętam ani razu go nie przewinęłam. Ending w wykonaniu supercell – Bokura no Ashiato wypada mniej spektakularnie, ale jest piękny i poruszający.
Podsumowując, pod wieloma względami OAV jest lepsze od serii telewizyjnej i było miłą odskocznią po przesiąkniętej absurdami fabule anime.
kliknij: ukryte Kiedy pod koniec odcinka Tomoe niósł schlaną Nanami na swoich plecach i ona wtuliła się nagle w niego, mówiąc: „Bardzo cię kocham”, a on odpowiedział (w myślach oczywiście): „Ja też cię kocham”, myślałam, że zacznę piszczeć xD. Szczerze mówiąc, jedyne słowo, jakie cisnęło mi się na usta, to głośne i rozdzierające „kyaaaaaaa! O(≧∇≦)O”. Przepraszam, za taki spoiler, ale czułam wewnętrzną potrzebę, żeby się z kimś podzielić tymi przeżyciami, nieważne w jaki sposób ^^.
Och… do końca jeszcze dwa (?) odcinki. Czy już się skończyło? Nie wiem, naprawdę! A tak swoją drogą, to ciekawa jestem czy wydadzą trzeci sezon. Kto wie? Wszystko się może wydarzyć…
Pokemony!
Te chwile z dzieciństwa Q__Q
Kapsle w paczkach chipsów, naklejki i breloczki w rogalikach, gry, filmy… i ten sentyment, bo oglądałam je odkąd skończyłam pięć lat! Od zawsze uwielbiałam Pikachu i całe to anime (chociaż przez 3/4 życia nie miałam pojęcia, co to tak właściwie jest „anime” xD). I mimo wielu niedociągnięć chyba wszyscy się zgodzimy, że Pokemony to już klasyka. Poza tym, któżby nie kochał tej starej jak świat seryjki?
PS.: Najnowsza seria – Pokemon XY – zapowiada się… klasycznie, żadnych odskoczni od typowego schematu ów anime. Ale opening za to świetny! Szkoda, że w polskiej wersji tak znacznie go obkrajają… a piosenki zmieniają na polskie… to złe ;-;
Haruhi to absolutna perełka wśród bohaterek shoujo! A nasi hości są mistrzowscy, ukazując poszczególne typy postaci męskich z anime. Mamy więc „Księcia na Białym Koniu”, funkcjonującego także pod nazwą „Książe‑idiota”; diabelskich bliźniaków, którym najwyraźniej nudzi się w życiu, a do tego uwielbiają odstawiać scenki pseudo‑homo; uroczego, przesiąkniętego moe shote; przymulonego, milczącego seme oraz chłodnego i lekko demonicznego menadżera. Wiadomo nie od dziś, że umiejscowienie tak różnorakich osobowości w jednym pomieszczeniu to istna mieszanka wybuchowa. Co chwila Tamaki wpada na jakiś głupi, ryzykowny pomysł, kosztujący miliony yenów, a reszta – zamiast jakoś go powstrzymać – podąża za nim. A po środku całego tego chaosu ląduje Haruhi – inteligentna, miejscami słodka dziewczyna, która zdążyła poznać trudy życia i od dzieciństwa była zdana praktycznie tylko na siebie.
Nic więc dziwnego, iż zderzenie dwóch tak odmiennych światów jest w odczuciu bardzo zabawne.
Kreska dość specyficzna, acz można do niej przywyknąć po kilku odcinkach. Animacja prezentuje się prawidłowo.
Opening należy do tych typowo „dziewczęcych”. Mnóstwo różu, kwiatków, motylków i postaci w delikatniejszej wersji chibi. Sama piosenka zaś po prostu ciepła i sympatyczna.
Jeśli chodzi o fabułę, to tak naprawdę jej nie ma. Poszczególne epizody są zamkniętą całością.
Darzę ów animca ogromnym szacunkiem, dlatego nie miałabym serca go skrytykować (chociaż z zakończeniem to dowalili, kompletnie nie pasowało do reszty).
Polecam gorąco. Można się pośmiać ;p
Może zacznę od tego, że cały ten sezon jakoś mi nie podszedł. Już w pierwszym odcinku zraził mnie brak kimon/tradycyjnych strojów i długich włosów u wojowników. Rozumiem – postęp to postęp, ale kurdee…
A opening nie przypadł mi do gustu. Bardziej wciągnął mnie ten z pierwszego sezonu. Za to ending lepszy od poprzedniego ^^
Sama fabuła także uległa zmianie. Tak jak dużo razy podkreślano to w serii – era miecza i włóczni dobiegła końca. Trochę to smutne…
kliknij: ukryte Troszkę bolało mnie, że wszyscy bishe z haremu Chizuru po kolei odchodzili. Albo z Shinsengumi, albo na ten drugi świat. Chyba najbardziej ubodła mnie śmierć Okity. A zakończenie, chociaż mnie zasmuciło, to przecież ma podłoże historyczne, a historii nie zmienisz.
Chizuru nadal pozostaje taka, jaka jest, czyli dużo chce, mało może. Lub po prostu jest sierotą życiową.
Wątek romantyczny wyszedł (jak na standardy haremówek) bardzo realistycznie. Za to pochwała.
Grafika pozostaje bez zmian i chwała za to twórcom!
Ogólnie, anime nie spada poniżej przeciętnej, więc można oglądać śmiało, chociaż główna bohaterka czasami (dość często) zachowuje się irytująco. No, ale bishe nadal świetni ^^
Nie znam się na tym, dlatego z góry zakładam, że jeśli główny bohater jest płci męskiej, to anime kwalifikuje się do gatunku shounen.
Jeszcze raz przepraszam…
Chizuru to niestety kolejna rozmemłana klucha, która potrafi tylko grać rolę panienki w opałach i głośno piszczeć tak, że bębenki pękają. I jak na złość wszystko zawsze kręci się wokół niej.
Ale bishe za to wizualnie wyszli świetni. I mają nawet charaktery! :O
Warto anime obejrzeć głównie po to, żeby popatrzeć sobie na ładnych panów. Niestety, nic więcej dobrego się z tego nie wyciągnie.
Nanami – na tle podobnych jej bohaterek – świeci jasno, niczym neon. Ma swój własny charakter, potrafi postawić na swoim, nie boi się wyrażać własnego zdania i całkiem nieźle radzi sobie z urokami i cieniami pierwszej miłości. Do tego widać, że między nią, a jej lisim chowańcem naprawdę iskrzy.
A co do Tomoe, jest on postacią całkiem nieszablonową. Z otoczką chłodu i grozy, trzyma wszystkich na dystans, ale jeśli chodzi o jego panią, to potrafi okazać trochę czułości (przekonałam się o tym najbardziej w drugim sezonie O(≧∇≦)O).
Jeśli chodzi o postacie drugoplanowe, to przedstawiają się oni mniej, lub bardziej schematycznie. Mamy Mizukiego – lekko zakręconego węża, który poza świątynią żyć nie potrafi, do tego nie umie zadbać o samego siebie, a o Nanami już zwłaszcza, chociaż jest jej drugim chowańcem. Ale na swój sposób jest uroczy i można go polubić. Kurama zaś, nasz ukochany idol nastolatek, który w rzeczywistości jest kruczym youkai, to lekko narcystyczny bish, który po cichu próbuje zbliżyć się do bohaterki, ale coś mu nie wychodzi. Pomimo swojej pewności siebie on też w życiu niemało przeszedł i sympatię do niego żywię ogromną.
Graficznie anime leży i kwiczy, choć kreska jest naprawdę przyjemna dla oka. Szkoda, że tak mało pieniędzy mieli twórcy, bo gdyby dysponowali większymi funduszami wyszłoby coś autentycznie ładnego i uroczego. Chociaż i tak dawali z siebie wszystko, by zatuszować owe niedociągnięcia.
Muzyka bardzo mi się podobała. Zwłaszcza opening i ending były świetne.
Hm, to chyba na tyle. Teraz tylko czekać cierpliwie na kolejne odcinki drugiego sezonu ^^.
Re: Po dwóch odcinkach...
Moja „przygoda” z Brothers Conflict zaczęła się kiedy przypadkowo natknęłam się na pierwszy (nowo dodany wówczas) odcinek. Pamiętam, jak zachwycałam się i rozpływałam nad tą serią! W końcu to było lat temu dwa, a wtedy nie zdawałam sobie sprawy z istnienia o wiele (wieeeele) lepszych serii, ale kontynuując: zachwyt i ogólne urzeczenie. Hm… już nawet nie pamiętam, w jaki sposób „przejrzałam na oczy”, bo to było naprawdę dawno, ale chyba po prostu troszkę dojrzałam. Bardzo możliwe, że najzwyczajniej w świecie mój małoletni móżdżek nie chciał przyjąć do wiadomości, iż ów haremówka to gniot totalny.
Ema. Ta dziewczyna powinna zapisać się na jakąś terapię, ewentualnie do szpitala dla czubków, bo od normalności dzielą ją miliony lat świetlnych. Okej, wizualnie przedstawia się (muszę to przyznać) uroczo… dopóki siedzi cicho. Chociaż, jak większość tego typu bohaterek, i tak za wiele to ona nie mówi, a jeżeli już, to albo się jąka, albo urywa w połowie zdania. Czyli słowem – idiotka.
Panowie wcale nie przedstawiają się lepiej, chociaż rzeczywiście jest w czym wybierać. Powierzchownie najbardziej urzekł mnie Tsubaki ( kliknij: ukryte szkoda tylko, że napastował swoją „siostrzyczkę” w zaciemnionym salonie i gdyby nie Azusa, to by do gwałtu doszło ._.).
Cóż, harem, jak harem. Najlepiej oglądać dla samych bishów.
Główna bohaterka prezentuje się całkiem strawnie. Wykazuje chcęci natychmiastowego powrotu do domu, a kiedy Zeus jej odmawia ona protestuje! To już coś! Do tego nie jąka się co drugie słowo, wyraża się dość jasno i ogólnie naprawdę przypomina ludzką dziewczynę, może i naiwną, ale nadal ludzką. Cóż, w porównaniu z Heroiną z Amnesia, Yui z Diabolik Lovers, czy Emą z Brothers Conflict jest ona prawdziwym dziełem sztuki!
Jeśli chodzi o naszych wspaniałych bishounenów dostajemy podstawowy skład – idiotę (Apollo), ponuraka (Hades), lalusia (Baldor), imbecyla (Tsukiyomi), porażkę (Susanoo), oraz złośliwca (Loki). Za wszystkie te przydomki (prócz ostatniego) podziękujmy wspaniałemu Toth‑sensei ^-^
Nie mam pojęcia dlaczego, ale po obejrzeniu owej serii po raz drugi zaczęło mnie dziwnie ciągnąć do Lokiego O,o Może mam do niego słabość, bo to taki „bad boy”? Tak, pewnie to dlatego.
Na końcówne ryczałam jak bóbr (ale to u mnie normalka. Kilka razy płakałam na przykład na shounenie, którego poziom był wątpliwy). Zwłaszcza, kiedy kliknij: ukryte Baldor, Loki i Thor stali na klifie i kiedy odsyłali Yui do domu. Wzruszenie – level: hard :")
Co prawda, to prawda. To harem. Za wiele się spodziewać nie można (zwłaszcza sensu, logiki czy realizmu), ale odmóżdżacz dobry ^^