x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Jibaku Shounen Hanako-kun po 1 odcinku
3. odcinek
Nie oceniaj po samym tytule!!!
Re: Mob Psycho 100 II po 13 odcinku (koniec)
Re: Mob Psycho 100 II po 8 odcinku
Mój ulubieniec ostatnich lat
Jest parę rzeczy do sprostowania:
- historii zostało wystarczająco wiele na kolejny sezon;
- zakończenie w tym drugim sezonie sprawia wrażenie kliknij: ukryte mocno urwanego, bo, jak podejrzewam, twórcy są raczej pewni, że będą bezpośrednio kontynuować tę historię – tak, kliknij: ukryte Wielka Brokuła powróci! xD
- w tym sezonie nie ma absolutnie żadnych filerów, wszystkie wydarzenia są konsekwentnie przedstawiane tak jak w mandze; mówienie, że ten sezon jest niby „niepotrzebny”... naprawdę nie rozumiem, jak można odnieść takie wrażenie. Cały ten character development niby „niepotrzebny”? A co z kliknij: ukryte tajemniczym ???%? Ta fabuła wciąż nie jest zakończona, na główne postacie wciąż czekają wielkie zmiany, więcej walk i więcej szaleństwa!
Jedno z najwspanialszych anime jakie w życiu widziałam. Zawiera w sobie wszystko, co uwielbiam: akcję, komedię, dramat, horror, okruchy życia, nawet dylematy typowo szkolne i wszystko to jest ze sobą tak świetnie zmiksowane i zbalansowane. Absolutnie każdy odcinek jest wspaniały, nie nudziłam się ani trochę.
Ten sezon w moim odczuciu jest ZDECYDOWANIE lepszy od pierwszego, a w czym konkretnie?
- rozwój charakteru głównego bohatera absolutnie nie do przecenienia – tu nie ma nic zbędnego, więcej, Mob ma jeszcze sporo przed sobą do przejścia. „Psychologizowanie” na wysokim poziomie! Kocham tego dzieciaka całym sercem <3
- przemiana Reigena, tak bardzo potrzebna! I tak jak w przypadku Moba, wciąż jest sporo w nim do zmiany na lepsze, kliknij: ukryte co pokaże ciąg dalszy tej historii
- zaczęłam oglądać ten sezon, nie myśląc wcale o powrocie wrogów z poprzedniego sezonu (bo jakoś uznałam, że teraz będą jakieś zupełnie nowe przeszkody), ale kliknij: ukryte te postacie powróciły i to NIESAMOWITE, ale jakimś cudem zdołałam ich wszystkich bardzo polubić! Coś, co praktycznie nigdy mi się nie zdarza, zwykle nie przywiązuję się do dużych grup mniej istotnych postaci (apogeum tego trendu odczuwam przy oglądaniu One Punch Mana, niestety), natomiast tutaj uwielbiam po prostu każdego. Myślę, że dobrym powodem tego jest to, że pojawiają się tylko wtedy, gdy są naprawdę potrzebni dla głównego wątku fabuły (coś, co zaskakująco trudno jest osiągnąć w typowych shounenach), tutaj absolutnie nikt mnie nie irytuje; w poprzednim sezonie wrogowie z 7. dywizji byli dla mnie całkiem ciekawi (nadal bardziej niż ta masa potworów w OPM), ale nic więcej poza tym; tu, w drugim sezonie, dosłownie każda postać zyskuje jakiegoś rodzaju progres (może tylko oprócz Klubu Telepatii, kliknij: ukryte ale jeszcze nic straconego :)), co jest naprawdę zaskakujące, bo tych postaci wcale nie jest mało. Wciąż jednak mam problem z zapamietaniem wszystkich imion :p
- BODY IMPROVEMENT CLUB!!! <3
- mnóstwo, MNÓSTWO przeróżnych emocji, śmiech, radość, łzy, przerażenie, rozpacz, wdzięczność, to wszystko w ciągu zaledwie 13 epizodów!
- animacja jest wspaniała, a w kluczowych fragmentach, np. kliknij: ukryte walka z Mogamim w 5. odcinku, walka z Suzukim, z Shimazakim po prostu boska i zdecydowanie lepsza, bardziej „wypolerowana” niż w poprzednim sezonie. Bardzo wysmakowana kolorystyka i bardziej zadbane projekty postaci w momentach szybkiej akcji
- w pierwszym sezonie było sporo eksperymentalnej grafiki, np. malowanie na szkle, w drugim sezonie jest tego mniej, ale jednak takie momenty wciąż się pojawiają, co na pewno warto docenić; drugi opening jest za to mieszanką przeróżnych styli w animacji i on sam w sobie jest mocną rekompensatą
- POWER OF FRIENDSHIP DONE RIGHT!
- lekcje życiowe, które wcale nie wydają się niewiarygodne
- nowe postacie, np. kliknij: ukryte Mogami, Minori, Serizawa czy choćby Suzuki, które są tak samo sympatyczne i przekonujące (albo takie dopiero się stają po czasie), jak i bohaterowie znani już z poprzedniego sezonu
- muzyka wciąż wspaniała i wiele motywów z poprzedniego sezonu pojawia się także tutaj, w oryginale lub w zremiksowanej wersji
- wciąż ten sam, niepowtarzalny i ujmujący humor :)
Mogłabym napisać o tym sezonie i generalnie o całej historii książkę a i tak byłoby to za mało… nie jestem w stanie lepiej wyrazić, jak bardzo ta historia jest niesamowita dla mnie. Bardzo zasłużenie dostaje ode mnie 10/10 z gwiazdką (poprzedni sezon ma ode mnie 9/10 za drobne, mniej udane momenty i miejscami lekkie dłużyzny) i ląduje do grona moich kilku ulubionych historii W OGÓLE.
Nie chciałabym z nikim zaczynać sporu, dlatego do nikogo nie piszę bezpośrednio, ale muszę jeszcze powiedzieć, że naprawdę smuci mnie słaba reakcja polskich odbiorców na to anime. Podczas gdy reszta świata widzi wspaniałość tej serii i tego sezonu, tutaj mam wrażenie jakby nikt nie potrafił spojrzeć głębiej i docenić, o czym ta historia naprawdę jest. Bo owszem, jest to anime opakowane w akcję i typowe walki z supermocami, które w swojej formie mogą się wydawać powtarzalne, ale to wszystko jest tylko atrakcyjnym opakowaniem, w którym dostarczono bardzo istotny w dzisiejszych czasach przekaz; o samoakceptacji, o relacjach międzyludzkich, o funkcjonowaniu społeczeństwa i to wszystko bez niepotrzebnego zadęcia, z odpowiednią dozą autoironii. ONE jest naprawdę świetnym pisarzem! I Mob Psycho 100 zdecydowanie nie jest kalką One Punch Mana.
Osobiście nie mogę się doczekać na kolejny sezon, na finał całej historii i na drugie OVA, które wyjdzie za niecały miesiąc! A jeśli chodzi o trzeci sezon – mam jeszcze ogromną nadzieję (pewnie nierealną, ale pomarzyć można :p), że twórcy postanowią zanimować ten kliknij: ukryte mega creepy rozdział z Pożeraczem, który co prawda nie jest całkiem kanoniczny (bo choć narysowany przez ONE'a, to jednak zainspirowany inną mangą), to jednak nadal jest wspaniały i przedstawienie go w anime byłoby absolutnie fantastyczne! xD
Re: Arifureta Shokugyou de Sekai Saikyou po 1 odcinku
Gdzie jesteście, randomowi hejterzy? :D
Hm, pewnie dlatego, bo ostatnie epizody skutecznie zamknęły usta tym, którzy uwielbiają czepiać się najdrobniejszych szczegółów – (podobno) kiepskiej animacji, kilku momentów z CGI (osobiście uważam, że były w większości dopracowane i dobrze dopasowane do reszty), wolniejszych scen, dłuższych dialogów, okazjonalnej nudy – jednocześnie ignorując wszelkie zalety, których jest bez porównania więcej – znakomitych sekwencji walk, dopracowanej animacji, pięknych krajobrazów, świetnie napisanych dialogów, momentami wybitnej gry aktorskiej seyuu, kilku naprawdę wzruszających i zaskakujących momentów i zwrotów fabularnych, wspaniałej muzyki z kilkoma hitami, które obecnie rządzą internetem (np. Barricades) – i wylewać wiadro pomyj na fabułę, której w tym sezonie pokazano zaledwie UŁAMEK, zaś nie mają kompletnie pojęcia o tym, jak niesamowicie rozbudowana i złożona jest całość, która wciąż kryje w zanadrzu wiele tajemnic do odkrycia. Ci, którzy mówili, że ta fabuła jedzie tylko na tajemnicach, które pewnie nigdy nie zostaną racjonalnie wyjaśnione – umilkli. Ci, co twierdzili, że paplanina trzeciorzędnych postaci jest miałka i nie ma większego znaczenie dla całości, bo jest tylko typowym fabularnym zapychaczem – umilkli. A ci, którzy jeszcze spodziewają się, że fabuła nie ma do zaoferowania nic poza absurdalnym mordobiciem w absurdalnym, hermetycznym światku, rządzącym się absurdalnymi, wygodnymi dla autora mangi zasadami… – umilkną :). Kto z uwagą śledzi mangę i jest w stanie zrozumieć i docenić mnogość wątków, postaci, OGROMNEGO świata przedstawionego i jest także świadomy głównego konfliktu, jaki nam się obecnie kroi, ten nie będzie narzekał na fabułę tegorocznego sezonu Tytanów.
Ale oczywiście rozumiem, że nie każdy czyta mangę, więc nie każdy musi być świadomy tej „góry lodowej”, której zaledwie czubek widzieli w tym sezonie. Niemniej jednak, każdy myślący osobnik powinien dostrzec, że fabuła się rozwija, tajemnice są stopniowo wyjaśniane i nic nie zapowiada, żeby całość pękała w szwach. Kto prześledzi sekcję komentarzy na tym forum, ten szybko dostrzeże ślady pozostawione po osobach, które nie oglądały serii z zaangażowaniem, a z uprzedzeniami, „bo nierealne założenia fabularne”, „bo hektolitry krwi”, „bo dzieci się tym teraz podniecają”, „bo durne nastolatki w roli głównych bohaterów”... To ostatnie teraz mnie zwłaszcza śmieszy ( kliknij: ukryte tu pokłon w stronę Armina :)). Zawsze byłam daleka od takich konkretnych określeń na temat tego anime, mimo że pierwsze dwa sezony (25 odcinków) pod wieloma względami średnio mi się podobały, między innymi pod wyżej wspomnianymi. Jednak nigdy nie powiedziałabym, że cała fabuła, cała manga tworzona przez Isayamę jest od początku ułomna i nie ma prawa być spójną, głęboko przemyślaną historią dotykającą różnorodnej problematyki. Nie twierdziłam tak, ponieważ nie czytałam mangi na bieżąco, znałam tylko wydarzenia, które przedstawiono teraz, w trzecim sezonie anime.
Ale teraz jestem na bieżąco z mangą i mogę z czystym sumieniem zapewnić wszystkich, którzy oglądają tylko anime – fabuła rozrosła się do niespodziewanych (jak dla mnie) rozmiarów, podaje zaskakujące odpowiedzi i konsekwentnie spaja wszystko ze sobą w całość. Jeśli twórcy anime będą tak odwzorowywać mangę, jak do tej pory, bez wprowadzania własnych pomysłów (czyli tak, jak do tej pory), to bez obaw – też zobaczycie na ekranach animowaną wersję tego, co teraz można podziwiać w mandze. Twórca tej mangi (chłopak młodszy ode mnie :p) udowodnił mi, że ma pełną kontrolę nad tym, co tworzy i jego historia jak najbardziej zasługuje na uznanie, nawet jeśli nie jest się fanem tego typu fabuł.
Mogę zrozumieć tych, którzy krytykują te 12 odcinków, którym przeszkadzają niektóre wolniejsze epizody, którzy narzekają na zbyt długie dialogi, z których nie wszystko da się (jeszcze) zrozumieć – oni nie znają mangi, więc to proste, oceniają to, co widzą. Nie mogę jednak zrozumieć tych, którzy totalnie mieszają całą fabułę z błotem, bądź pokazują swoją ignorancję, mieszając z błotem ten fragment fabuły, który właśnie przedstawiono. Pewnie, że do wielu rzeczy można się przyczepić, tłumacząc to nieznajomością oryginału, ale mówić, że coś jest kompletnie do niczego? Taka postawa jest niczym innym jak czystą złośliwością, moim zdaniem.
Też podchodziłam do tego anime pięć lat temu z przymrużeniem oka, widząc ten powszechny hype i założenia fabularne, które na początku wydawały się mocno niedorzeczne. Nie jestem nastolatką, która „jara się pięknymi chłopcami” i ze względu na to bezkrytycznie zachwyca się całą resztą. Nie uważam, żeby AoT było „najwspanialszą historią na świecie”. Na pewno nie jest to idealne anime (wszystkie trzy sezony), ma ono swoje wzloty i upadki. Mangę obecnie oceniam znacznie wyżej, lecz też nie uważam jej za dzieło sztuki. Po prostu uważam, że warto poszerzyć nieco swoją skalę oceniania danego tytułu i jeśli coś według ciebie np. zasługuje na ocenę 5/10, to opisz to tak, żeby inni wiedzieli, że jest to ocena 5, a nie 1. A tymczasem wygląda na to, że niektórzy podchodzą do tego tak: „ta seria nie powala mnie na kolana, więc nie ocenię jej sprawiedliwie, wyolbrzymię jej wszystkie wady, przemilczę zalety i postawię 1/10”. Nie mówię tu o osobach, które zwyczajnie trollują, bo chcą zwrócić na siebie uwagę i mieć ubaw, tylko o tych, którzy faktycznie nie znoszą danego anime i będą robić wszystko, żeby dalej opisywać je tak, jakby nie było w nim nic wartościowego. Takich ludzi nie rozumiem, albo to są dzieci, które ze względu na swój wiek nie powinny jeszcze oglądać takich rzeczy, albo osoby, dla których nie liczą się opinie innych, lecz tylko ich własne. Takie osoby nie napiszą użytecznego komentarza, one tylko wyrażą swoje silne, negatywne odczucia, psując innym pozytywne wrażenia wyniesione z seansu. Już jakiś czas temu chciałam podyskutować tutaj o AoT, opisać swoje wrażenia po bodajże 6 odcinku, gdzie kliknij: ukryte odkryto tożsamość Kolosalnego i Opancerzonego Tytana. Widząc falę jadu, jaka wylewała się wtedy w komentarzach, zwyczajnie zrezygnowałam. Nie wiem jak inni, ale mnie złośliwość bijąca ze słów innych skutecznie odrzuca. Zastanawiałam się wtedy, czy jestem może jakaś nienormalna, bo tak jak oni nie widzę tego, jak „beznadziejna” jest ta fabuła? To oczywiście była wina tego, że negatywne emocje bardzo łatwo przenoszą się z osoby na osobę, nawet poprzez ekran komputera.
To wszystko powyżej chciałam wyrazić już dużo wcześniej, ale obawiałam się zalewu hejterów. Teraz, po zakończeniu sezonu, chyba będzie tu spokojniej… Jeśli doczytałeś wszystko do tego momentu, gratuluję :) Po prostu miałam ochotę wyrzucić z siebie te wszystkie przemyślenia i jeśli komuś również dadzą one do myślenia, to nic tylko się cieszyć :).
Sam sezon oceniam na mocne 7/10; mimo że znałam większość tych wydarzeń z mangi, to i tak anime było dla mnie bardzo przyjemnym zaskoczeniem :)
Dobry przykład dla Japonii
Plusy (jak dotąd):
- główny bohater (z trochę irytującym uśmiechem), który mimo oczywistego podobieństwa do Kirito z SAO już wydaje się być intrygującą i przede wszystkim naturalną postacią, podobnie zresztą jak i inne postacie, np. kliknij: ukryte „szefowa”, która jest całkiem zabawna :) ;
- efekty graficzne, które sprawiają, że naprawdę masz wrażenie, jakbyś oglądał coś ekskluzywnego i „jedynego w swoim rodzaju”;
- muzyka – ost świetnie oddaje klimat wydarzeń, opening jest spoko, a piosenka z endingu już mi wpadła w ucho :) ;
- aktorzy – wykonują bardzo dobrą robotę, są naprawdę na wysokim poziomie, tak jak zazwyczaj seyuu w japońskich anime
- szczegółowa animacja i piękne tła, zwłaszcza nieboskłony xD
Lekkie minusy (bardzo subiektywne):
- kreska postaci – jak dla mnie troszkę za bardzo przesłodzona, taka, która mogłaby dobrze pasować do shonen‑ai, ale w sumie nie ma tragedii;
- język chiński – na początku troszkę dziwnie się go słuchało, ale szybko przywykłam; piszę o tym tylko dlatego, bo dla wielu słuchanie tego języka zdaje się być wielkim problemem, osobiście uważam, że warto się postarać i do niego przekonać, żeby móc doświadczyć czegoś oryginalnego :) ja nie mam już problemu ze słuchaniem tych dialogów, zwłaszcza, że aktorstwo nie jest ani trochę drewniane.
Jak na razie to ta seria ma ode mnie mocne 8, ciekawa jestem jak dalej rozwija się fabuła i relacje między postaciami. Warto oglądać, polecam!
Re: Świetne anime!
Rozumiem powody, dla których komuś ta seria może się nie podobać, bo np. widział starszą odsłonę lub miał do czynienia z nowelkami, ale serio, jeśli piszesz RECENZJĘ dla OGÓŁU, musisz brać pod uwagę grupę odbiorców, do jakich dane anime teoretycznie ma trafiać. Tu przecież na pierwszy rzut oka widać, że seria ma być przeznaczona dla przeciętnych odbiorców anime, dla młodzieży/dzieci, którzy lubią średnio skomplikowane przygodówki. Bardzo duża to grupa. Nie można zatem sugerować, że ta seria jest słaba, bo nie odpowiada wymaganiom, nie oszukujmy się, nielicznych osób, które miały nadzieję na klimat rodem ze starszego filmu, na „poważniejsze” projekty postaci itd. Nic przecież nie zapowiadało, że twórcy chcą robić seinen na poziomie Monstera.
Równie dobrze można by np. pisać recenzję o Death Note, że ma tak świetne, dojrzałe założenia, ale wykonanie jest takie „pod publiczkę”, żeby podobało się mało wymagającej młodzieży. W pewnym stopniu DN nawet zasługuje, by tak o nim mówić. Ale czy ktoś widział recenzję do DN, w której autor skupia się tylko na tych negatywnych wnioskach, a na koniec wystawia ocenę 2/10? Wyobraża sobie ktokolwiek taką ocenę w recenzji do DN?!
Ktoś mógłby powiedzieć, że „recenzja zawsze jest subiektywna” i owszem, to prawda, ale recenzja musi też brać pod uwagę, że ludzie na jej podstawie wyciągają wstępne wnioski i dlatego recenzja różni się od zwykłego, subiektywnego komentarza – ma większą, ważniejszą rolę do spełnienia. Recenzja do Arslan Senki jest po prostu krzywdząca i niesprawiedliwa, subiektywna na poziomie wręcz absurdalnym, sprawiająca, że ludzie odrzucają możliwość zobaczenia tej serii na własne oczy, bo widzą czerwone gwiazdki, co od razu kojarzy się z Mars of Destruction i tym podobnym badziewiem. Sugeruje wnioski w stylu „no tak, wykorzystali znane nazwisko Arakawy i jakąś dobrą nowelkę, żeby wypromować swoje zmoderowano", co jest kompletną nieprawdą. Dobrze chociaż, że wielu jest tego świadomych i że niektórzy przynajmniej mają tyle chęci, żeby jeszcze poczytać komentarze i zapoznać się z innymi punktami widzenia.
cgi coraz lepsiejsze...?
Przemęczyłam pierwszy odcinek nowego Berserka i szczerze, z czystym sumieniem nie mogłabym dać temu 0/10, dałabym najwyżej 3/10 – ale serio, w przypadku takiej legendarnej już chyba historii mamy chyba prawo oczekiwać porządnej, dopracowanej adaptacji? Kreska jeszcze może ujdzie, większość rysunków jest naprawdę całkiem ładna (Gats trochę dziwnie momentami wygląda, ale co tam), lecz gdy tylko wkracza komputerówka… pojawia się zabójcza sztuczność. Takie lipne są te sceny akcji, to obracanie kamerą wokół postaci itp., że aż nie da się patrzeć na to bez krytyki. Pod tym względem pojedyńcze, lecz mocne obrazki z 1997 roku wygrywają bezapelacyjnie. Muzyka w trakcie odcinku… momentami może i pasowałaby świetnie, gdyby nie rozpraszające swoją sztucznością sceny. No i coś, co jest nawet jak dla mnie, kogoś niewiele obeznanego, widoczne jak na dłoni – dziwne przechodzenie z lokacji na lokację, urywanie scen, jakoś to wszystko nie ma swojego zrównoważonego tempa. Gdybym pierwszy raz poprzez ten odcinek natknęła się na historię o Gatsie, nie miałabym zielonego pojęcia, co się dzieje – kliknij: ukryte najpierw karczma, wątek z Puckiem, jakiś dzieciak, zaraz pojawia się dziadek z dziewczynką, mamy naparzankę ze szkieletami i na koniec znowu nagły skok i Gats zostaje otoczony przez rycerzy. Koniec odcinka. Sorry, ale jak na pierwszy odcinek to powinno być jakoś rozsądniej rozplanowane, patrz odcinek 1 w wersji z 1997, gdzie owszem, nadal nie wiedzieliśmy zbyt wiele, o co chodzi, ale można się było jakoś odnaleźć w tamtych wydarzeniach, a tu? Poszarpane sceny, wyraźnie widać ze trzy‑cztery wątki, które nie powinny być tak od razu wepchnięte razem na siłę. Nienaturalnie to wygląda, i mówi to osoba, która tylko trochę mangi przejrzała (rysunki!), a raczej nie wgłębiała się w fabułę.
Jedynie sceny retrospekcyjne, choć też często popsute animacją, są w miarę zadowalające… to ujęcie tego kliknij: ukryte Piekła, czy jakkolwiek inaczej to miejsce się nazywa, ładne, mocne kolory – ale już kreskowanie nie bardzo mi pasuje, choć rozumiem, że komuś innemu może się spodobać. I żeby nie było, że uważam 100% cgi do dupy – w tłach wygląda fajnie, tylko na Boga, po cholerę szpecić nim postacie, skoro da się zrobić ładną, rysowaną sekwencję (retrospekcja pokazująca kliknij: ukryte nieżyjących towarzyszy Gatsa) bez psucia jej nadmierną komputerówką?! Odrobina cgi może i by pasowała, ale nie w momencie, gdy patrzymy na Gatsa „ślizgającego się” podczas chodzenia po ziemi czy na jego drewnianą twarz podczas scen akcji. Litości!
Pozostałe aspekty wymienione już przez innych, jak np. „pusty” miecz Gatsa, gorsze głosy postaci czy niezbyt trafione piosenki do opu i endu – cóż, dla mnie to mniej znaczące sprawy. Trudno tu mówić o ewidentnych błędach, bardziej można uznać, że to są kwestie subiektywne (bo mnie np. piosenka z opu nawet zaczęła się podobać :3).
Chyba jedyne, co się nie zmieniło, to Puck. Jak w mandze wydał mi się wkurzającą i nie‑wiadomo‑do‑czego‑potrzebną postacią, tak tutaj wywołuje we mnie to samo wrażenie :p.
Myślę, że za jakiś czas zerknę na dalsze odcinki i zobaczę, czy twórcy postanowili pójść po rozum do głowy i przystopować z tą nowomodą na sztuczną animację… i czy dopracują scenariusz i montaż. Na razie zapowiada się dość biednie, niestety.
Re: co to za ocena??
Wiele bym chciała napisać, ale powtórzyłabym w większości to, co już napisano, więc powiem tylko: niech nikt się nie obawia czerwonej gwiazdki! :)
Seria ma swoje wady i błędy, nieraz naprawdę głupie, ale która właściwie ich nie ma? Arslan Senki to typowy, średnio‑dobry animiec, który jednak podobnie jak FMA, potrafi wzbudzić emocje. Moim zdaniem to właśnie im dalej, tym lepiej (początkowe odcinki zresztą też nie są najgorsze), fabuła może i rozgrzebana, ale ewidentnie zapowiada się kontynuacja, więc nie ma co narzekać, wszystko powinno się stopniowo wyjaśniać. Postacie średnie, ale zdecydowanie sympatyczne – czasami potrafią nawet nieźle zaskoczyć (np. kliknij: ukryte bracia spierający się o tron w sąsiednim kraju). Sam główny bohater jest interesujący, choć nie ma łatwej roli do odegrania w tej historii. Ostatecznie kupił mnie i dołączył do grona moich „ulubieńców”, gdy wreszcie kliknij: ukryte wyraził przed Daryunem swoje obawy, że najpewniej nie jest on prawdziwym synem swoich rodziców – sama wcześniej zaczęłam się tego domyślać (wcześniej myślałam, że chłopak po prostu odziedziczył całą urodę po matce). Wbrew temu, co mówi recenzja, Arslan wcale nie jest taki naiwny i pobłażliwy, owszem, stara się jak najwięcej spraw rozwiązać pokojowo, ale już np. kliknij: ukryte nie zrobił nic, żeby nie dopuścić do bratobójstwa. Chłopak kliknij: ukryte nie stroni też od zabijania, gdy jest to absolutnie konieczne, co mnie osobiście zaskoczyło – patrząc na drugi odcinek sądziłam, że będzie z tym poważny problem. Plus jest on po prostu ujmujący, miły i czasem też zabawny, a do tego ten jego sposób na prowadzenie rozmów z wrogiem! – nieźle rozbawiła mnie sytuacja, gdy kliknij: ukryte on i Narsus straszyli księcia, że wezmą go do niewoli na lata, a tymczasem jego ojczyzna legnie w gruzach :) ta, akurat by tak zrobili :D). Uważam, że sztuką jest postępować tak, by nie szafować śmiercią na prawo i lewo, tylko trwać wiernie przy swoich przekonaniach, nawet jeśli niesie to ze sobą jakieś negatywne konsekwencje – nie ma to nic wspólnego z naiwnością czy głupotą.
Resztę pominę już milczeniem, bo musiałabym pisać drugą recenzję :p. Seria ani trochę mnie nie zanudziła, a momentami wręcz wzruszyła, jest też ogromna ciekawość, co będzie dalej. Szykuje się pierwszy „tasiemiec”, który zacznę śledzić z zainteresowaniem :). Oby tylko było coraz lepiej i żeby nie powielano już tych głupawych błędów, czy to technicznych, czy w fabule…
Ode mnie z dużą sympatią 8/10 i tytuł ląduje do ulubionych. Polecam, warto obejrzeć!
co to za ocena??
Ale było mi mało, pomyślałam, że zobaczę chociaż pierwszy odcinek. Trochę zmartwiło mnie, że to ma być heroic fantasy (nie znam za dobrze tego typu fabuł, chyba z założenia wieje od nich sztampą? Czy to coś jak np. filmowy Spiderman?) i że historia jest osadzona w bardzo dawnych czasach – od razu przyszły mi do głowy Chiny, samurajowie itd. Jakie było moje zdziwienie (pozytywne), gdy zobaczyłam, że to jest jednak wzorowane na Bliski Wschód! Nie oglądałam jeszcze anime w takich „okolicznościach przyrody”, więc zainteresowanie znowu poszło w górę.
Miał być jeden, ale skończyło się na trzech. Wciąga, to pewne.
Wymienię może parę uwag, którymi nawiążę też do tego, co można przeczytać w recenzji, bo takiego „rozjazdu” pomiędzy tym, co przeczytałam, a co zobaczyłam na własne oczy, dawno już na Tanuki nie uświadczyłam.
kliknij: ukryte - „monarcha daje się podejść jak dziecko i posyła swoje oddziały w najbardziej oczywistą zasadzkę, jaką znała historia” i "...zaślepienie Andragorasa przy posyłaniu kawalerii wprost w niezbadaną mgłę, ignoruję pułapki wykopane przez wroga ciężkim sprzętem…” – czyli odcinek 2 – oni zostali ZDRADZENI. Monarcha nie spodziewał się tego, bo niby czemu? Wierzył, że wszyscy jego poddani są mu bezgranicznie lojalni. Sama wzmianka Daryuna o tym, że ktoś (nie pamiętam, kto, ktoś chyba wygnany) mógłby być przewodnikiem ich wrogów, doprowadziła króla do szewskiej pasji. A teraz zasadzka. Najpierw wszystko wydawało się oczywiste. Potem dopiero nadeszła mgła, Daryun chciał przekonać króla do odwrotu, bez skutku. A później było mówione, że wróg stoi od nich o jakieś 2 km, teren był sprawdzony przez jednego z ważniejszych gości (Kharlan, który potem okazał się właśnie zdrajcą by the way), no ale raczej nie mogli zbliżyć się do wroga na tyle, by ich zauważył: więc tych, dajmy na to, ostatnich stu metrów odległości nie mogli sprawdzić. Niestety, tam właśnie tkwiła pułapka. Co do machin, z których do nich potem strzelano – nie wiem, czy to absurd, że ich wcześniej nie wykryli i że pojawiły się tak szybko – ale to podkreśla sytuację, jaką zamierzono przedstawić – przez nieostrożność króla cała armia wpada w pułapkę. Sprawa jest jednoznaczna, nie znaczy to jednak, że przez to kompletnie niedorzeczna.
- „na całego leży także przygotowanie merytoryczne, którym Arakawa zabłysnęła przy okazji Silver Spoon” – już poza tematem anime: myślę, że Arakawa nie miała wielkiego wpływu na sposób przedstawienia szczegółowych wydarzeń, jak np. absurdalny atak sokoła. Może się mylę, ale musiałabym zobaczyć, jak ta konkretna scena wygląda w mandze, którą sama rysowała (rysuje?). Jeśli to znajdę, to na pewno dam o tym znać.
Poza tym, nawet jeśli faktycznie da się znaleźć parę przykładów, przy których twórcom zabrakło elementarnej wiedzy, to nie można zapominać, że nadal cała reszta pozostaje logiczna.
W każdym anime można znaleźć jakieś sceny czy sytuacje, które trącą niezamierzonym absurdem – nikt nie jest nieomylny. Może autorzy tego anime sądzili, że da się przyuczyć sokoła do takich zachowań?
- „Anime ani na moment nie stara się przekonać odbiorcy, że wypędzenie sił Lusitanii to lekka i przyjemna robota” – to chyba dobrze? :) Wiem, pewnie wkradł się tu babol.
- a propos braku rozwinięcia problematyki niewolnictwa i że jakoby to wina Arakawy – coś takiego można by stwierdzić w recenzji do mangi. Np. w przypadku FMA wiadomo, że zarówno anime, jak i manga są praktycznie takie same, jeśli chodzi o rozwinięcie różnych problematyk (chociaż w anime jest o wiele mniej na temat anihilacji Ishvaru, ale who cares), więc Arakawie trudno by zarzucać w recenzji do anime, że za mało się postarała w mandze. W przypadku Arslan Senki nie wiem, jak jest z mangą, nie przeczytałam ani jej samej, ani żadnej na jej temat recenzji. Ba, nie obejrzałam jeszcze anime! Nie wiem w takim razie, czy anime jest bardzo dokładną adaptacją tej mangi, czy bardziej „na luzie”. Na logikę – może i tak, ale nawet jeśli: skoro nie zna się 12 tomów oryginału, to jak można narzekać, że w 25 odcinkach anime nie udało się pokazać bardziej złożonych intryg? Twórcy miewają problemy z zaadaptowaniem jednej książki, to co tu mówić o 12? Może i chciano, by wyszło łatwiej i przystępniej. Czy to naprawdę tak poważny błąd?
Kto chce szczegółowego rozwinięcia wątków, niech sięga do oryginału. Po co oczekiwać, że 25‑odcinkowe anime zawrze w sobie treść ok. 12 pełnometrażowych filmów (mówiąc hipotetycznie)?
- „Arakawa nigdy nie zachwycała wybitnym talentem plastycznym, jej projekty postaci są do siebie bardzo podobne…” – no nie. Pewnie, że do sztuki jej daleko, ale niezaprzeczalnie jest mistrzynią rzemiosła. Projekty postaci? Owszem, widać podobieństwa (np. praktycznie każda ma w sobie coś z wyglądu bohaterów z FMA), ale bez przesady, nie da się ich pomylić z tamtymi. Widać, że Arakawa nie chciała stworzyć kalek. Jak dla mnie to na razie tylko Daryun mocno przypomina Kimblee'ego, jest jeszcze Shampur – Roy z warkoczykami :D, no i może ten blondynek trochę podobny do Eda, ale bez przesady, nie aż tak bardzo, żeby mówić o kalce. Już bardziej Hero Tales zasługuje na takie zarzuty, a Silver Spoon jest chyba pod tym względem najbardziej oryginalne (nie jestem pewna, bo widziałam tylko kilka odcinków). No ale w sumie rozumiem krytykę, bo to rzuca się w oczy. Styl Arakawy jest bardzo charakterystyczny, ale czy to źle? Widać przynajmniej jak na dłoni, kto jest odpowiedzialny za te projekty.
Moim zdaniem wygląd postaci zapada w pamięć. Może i bez sensu porównywać, ale w np. Corpse Party to dopiero są chodzące kalki. Pewnie, nie ma tu takiej różnorodności i np. rozrzutności w gabarytach (maleńka Pinako vs. umięśniony Armstrong), ale i tak nie ma problemu z rozpoznaniem, kto jest kim.
- „dziedziniec niewiele większy od boiska piłkarskiego, a w teorii zapewniający miejsce dla tysięcy ludzi” – powierzchnia ok 10 000 m2, więc teoretycznie jakieś 5 tysięcy mogłoby na nim stanąć ;)
- „komputerowa animacja prezentuje się szkaradnie” – powszechnie znana bolączka. Od razu zwróciłam na to uwagę, patrząc na trailer i opening, ale szczerze – takie kiepskawe wstawki nie zrujnowały mi przyjemności z oglądania odcinków. Po prostu, nie jest to rysunek i tyle. I w filmach często wygląda to szkaradnie, choć twórcy mają przynajmniej rok czasu na produkcję, a co tu mówić o serialowych odcinkach, które powstają przez tydzień? Lepiej potraktować to z przymrużeniem oka, przynajmniej głowa mniej boli.
- „odgłosy zderzających się mieczy i wypuszczanych z łuków strzał są gorszej jakości niż w kiepskiej grze komputerowej” – oj, z tym to się mogę nawet zgodzić, może nie konkretnie dźwięki strzał i mieczy, ale np. przy śmierci tego siwego dziadka, zaciskanie zębów czy ściskanie rękojeści miecza… nie wiem, jak mogli popełnić takie dziwactwa O_o .
- „Niezłą jakość openingów i endingów pomijam” – ale one też są częścią anime i też zasługują na bycie częścią oceny recenzenta :p.
- no i ostatni akapit – wydawałoby się, anime niemal totalnie do bani. Bo „miało predyspozycje”, a wyszło średnie. Aha.
Tyle wrażeń z trzech odcinków. Serię na pewno będę kontynuować, bo pomimo pewnych niedociągnięć (grafika, efekty dźwiękowe) nie nudzi, potrafi zaangażować emocjonalnie, główny bohater jest spoko (tak, idealiści nie wyginęli!:p), podoba mi się jego seiyuu – i ogólnie wszystko wskazuje na to, że będzie interesująco. Zobaczymy, co potem, bo według recenzji właśnie początek jest najlepszy, a potem wszystko leci na łeb, na szyję. Cóż, chętnie sprawdzę.
Jak na razie wszystko wskazuje na to, że ocena 2/10 jest krzywdząco niesprawiedliwa, no ale recenzent ma prawo. Dobrze, że są pokazane oceny innych użytkowników, no i można poczytać komentarze, bo tylko ta ogromna rozbierzność poglądów sprawiła, że zainteresowałam się Arslan Senki na tyle, aby zacząć je oglądać. Osobiście pierwsze trzy epizody oceniłabym w skali 6‑8 punktów na 10 możliwych. Uważam, że na mniej jak 5 – przy najbardziej surowej, lecz obiektywnej krytyce – absolutnie nie zasługują.
(trochę długo mi wyszło, ale mam nadzieję, że uwagi przydatne ;p)
???
Dno bez cenzury
To tania sensacja, powiedziałabym nawet, że dla dzieci (bo jakie nastolatki oglądają coś tak słabego?), gdyby nie to, że flaki przedstawione są dość szczegółowo i bez cenzury – no właśnie, ale to żaden plus w tym przypadku. Drętwa historia, nieciekawe postacie (pierwszy raz, swoją drogą, zobaczyłam zestaw bohaterów, narysowanych dosłownie „na jedno kopyto”). Fanserwis, elementy yuri i wkur… siostrzyczka. Denerwujące, dziecinne dialogi o du..ie Maryny praktycznie. Wielgachne emocje wciskane odbiorcom na siłę. Zero klimatu, zaledwie jego imitacja. Idiotyczne zachowania bohaterów i takie łopatologiczne pokazywanie, jakie to kliknij: ukryte konflikty mogą zrodzić się pomiędzy, wydawałoby się, wiernymi przyjaciółmi (tutaj leży wybebeszony truposz, ale bohaterka myśli tylko o tym, by zrugać koleżankę i strzelić focha – takie to naiwne, dziecinne i oderwane od realizmu!)
Najbardziej jednak zaskoczyła mnie tutejsza recenzja. Widząc wysoką ocenę, pomyślałam: „Ok, pewnie fabuła jakoś dalej się rozkręca, postacie nabierają wyrazu itd), potem patrzę: tylko cztery odcinki. Co jest? No i czytam: „może konkurować z Hellsing Ultimate”, „świetny klimat”, „Święty Graal animowych miłośników gore”... WTF?! Ktoś tu ma naprawdę niskie wymagania. Ten tytuł z daleka wieje nudą i tandetą, to zdecydowanie słabiutka reklamówka gry (zresztą, jak tylko zobaczyłam, jak rozwija się fabuła – grupa nastolatków trafia w dziwne, ponure, chyba nawiedzone miejsce – od razu pomyślałam, że to typowy wstęp do jakiegoś średniego survival horror. No i czytam, że na podstawie gry. Aha :p).
Recenzja podkreśla wiele minusów, jakimi szczyci się ta seria, lecz o dziwo, na koniec i tak uznaje ten tytuł za coś świetnego. Nie, nie i jeszcze raz nie. Jeśli ktoś widział wspomniane już HU, pierwszy Hellsing, Elfen Lied czy jakikolwiek inny serial z pomysłową fabułą i dobrym, ciężkim klimatem – choćby taki Fullmetal Alchemist – ten w życiu nie powie, że ten tutaj serialik przykuwa uwagę (nawet oprawa techniczna: grafika, animacja, projekty postaci, są boleśnie słabiutkie). Niestety, nie zachęca do dalszego oglądania. Za dużo dobrych historii się wcześniej obejrzało.
Nie polecam – polecam za to tytuły wymienione wcześniej… i całą masę innych, lepszych historii. Nie nakręcajcie się brakiem cenzurki. To żaden wyróżnik jakości. To tani chwyt na młodych, niewymagających odbiorców. Bądźcie ambitniejsi.
Re: Aż się człowiekowi niedobrze robi
A co do jego treningu, wszyscy zdają się zapominać o jeszcze jednym, ważnym elemencie: kliknij: ukryte oszczędzać kasę i ogrzewanie, żeby „wytrenować umysł” :P W polskich realiach to nawet nietrudne :))
super!
Re: Aż się człowiekowi niedobrze robi
Re: Aż się człowiekowi niedobrze robi