Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Komentarze

swobby

  • Avatar
    swobby 21.11.2015 00:33
    Re: Aż się człowiekowi niedobrze robi
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik"
    Przeczytałam twoją odpowiedź i aż głupio mi się zrobiło, że śmiałam uważać pierwszą serię FMA za świetną historię.
    Żartuję.

    Mamy odmienne hierarchie wartości. Ty widzisz nierówności fabularne i są one dla ciebie tak irytujące, że przesłaniają ogólny przekaz i przesłanie, ja, pomimo tej świadomości, że historia jest nierówna, a niektóre sceny czy rozwiązania wątków (bardziej sposób ich przedstawienia niż same pomysły, np.  kliknij: ukryte ) wręcz z d… wzięte, lecz nie przeszkadza mi to w docenianiu całości jako czegoś zdecydowanie wyjątkowego. U ciebie takie niedociągnięcia są bardzo ważne, u mnie już trochę mniej.

    Jeśli chodzi o recenzję do Brotherhood'a – moja pomyłka, miałam na myśli recenzję do mangi. Nieraz traktuję mangę na równi z FMA:B i zdarza mi się, że odwołuję się nie do tego, co powinnam. A tu stwierdzenie, o którym mówiłam: „Już ze wstępu widać, że Arakawa nie stroni od doroślejszych wątków, dorosłych w ścisłym sensie, nie tylko dramatycznych. Dramatu w shounenach zwykle jest mnóstwo – walki na śmierć i życie, mszczenie rodziców, zwalczanie wielkiego zła itd. itp. Dojrzałości natomiast zwykle jest niewiele, tzn. błędnych decyzji, trudnych i niejednoznacznych wyborów, postaci, które trudno zaszufladkować i jednoznacznie ocenić. O tym, że można całkiem sporo takich elementów wpleść w dany tytuł i ciągle dobrze go sprzedać, nawet dzieciom i młodzieży, wiedziano już wcześniej (np. studio Ghibli). Trzeba tylko mieć kogoś z umiejętnościami. Choćby taką Arakawę. Nie czyni z nich głównego tematu (trochę szkoda), a właśnie uzupełnia nimi dominujący, określmy go „rozrywkowy” motyw”.

    Co do „cudu narodzin”...
    To, że czegoś nie doświadczyłam nie oznacza, że nie mam prawa się na ten temat wypowiadać – tak samo, jak wszelkie inne „smarki” na tym świecie. Nie mówię, że sam proces rodzenia w bólu jest „cudowny”, chodzi o efekt, o pojawienie się nowego życia. Ty zdajesz się zupełnie nie zwracać uwagi na ten fakt i demonizujesz narodziny, wręcz stwierdzasz, że to „tortury” – tylko kto je zadaje? Może Bóg?
    Totalnie nie rozumiem twojej interpretacji słów Eda.
    Przywołajmy tamtą scenę.  kliknij: ukryte Naprawdę dziwne…
    Ten ból jest taki straszny, on nigdy nie mija, prawda? Przeciętna kobieta wręcz z przerażeniem myśli o urodzeniu kolejnego dziecka!
    Tak, tylko ciekawe, dlaczego kobiety nadal rodzą, a posiadanie dużej rodziny wcale nie jest rzadkością.
    Są kobiety, które rodzą szybko i bez bólu, są i takie, które męczą się z tym godzinami. Nie doznałam tego na własnej skórze, ale słyszałam od własnej matki. Nie miała szczęścia do porządnej opieki w szpitalu. Dziecko mogłoby i wylądować na podłodze, a i tak nikt by go nie podniósł. Bagatelizowano jej cierpienie i zostawiono ją; mojego najmłodszego brata urodziła praktycznie sama, bez niczyjej pomocy. Okropne, prawda? Nadal uważam, że zdarzył się wtedy cud. Pojawił się mój czwarty z kolej brat, teraz sześcioletni. Są sprawy, dla których mimo wszystko warto cierpieć.
    „Matce udało się to w niecały rok” i to jest według ciebie subtelność czołgu? Jestem kobietą, ale w życiu nie poczułabym się takimi słowami potraktowana przedmiotowo. Poza tym, Ed po chwili konkretnie to tłumaczy; po prostu mówi tak, jak myśli, przez pryzmat alchemii (w mandze jest to, zdaje się, „zboczenie zawodowe” :p), więc nie rozumiem, czego tu się tak nadmiernie czepiać. On mówi o stworzeniu, nie o „wyprodukowaniu” człowieka.
    Autorka w tych scenach bez wątpienia chciała ukazać cud narodzin – o śmierci nie było w tamtym epizodzie ani słowa. O „one is all, all is one” było w 12 odcinku.

    Teraz o Winry.
    Zauważ, proszę, że te sceny, w których dziewczyna zachowuje się jak tsundere i tłucze Eda (czasem też Ala) po łbie – te sceny są HUMORYSTYCZNE. Nie można traktować ich dosłownie, to celowa deformacja jej reakcji. Robi tak tylko w sytuacjach, gdy wkurza się na „tych idiotów”, dlaczego tylko na nich? bo tak naprawdę martwi ją ich nowe życie, chciałaby jakoś pomóc, ale oni wolą jej nic nie mówić. U nastolatków impulsywność jest zwykle standardem. Scena w odcinku bodajże dziewiątym, gdy rozmawia z Hughes'em – wyraźnie mówi, że martwi się o nich jak siostra, że czuje się przez nich „wykluczona”. Nietrudno to chyba zrozumieć?
    Gdyby była rzeczywiście jak tsundere, jej zachowanie nie byłoby logiczne, rzucałaby kluczem w kogo popadnie, byle żeby się rozładować i zademonstrować swoją złośc – a czasem, również bez oparcia w logice, grałaby przed byle kim „słodką­‑idiotkę”. Winry zdecydowanie taka nie jest.

    A teraz o Edwardzie (wersja Brotherhood).
    Przyznaję, że nie uważam go za postać bez skazy. Są takie elementy w jego charakterze, które mi się na serio nie podobają, ale jest ich niewiele. Jedna z nich to właśnie relacja z ojcem. Ale od razu mówię – to da się ładnie­‑pięknie usprawiedliwić i zaraz to zrobię.
    Straszliwa trauma? Tak, bez wątpienia. Nie powiesz chyba, że nie? Człowiek i całe życie może nosić w sobie ból po stracie rodziny; to akurat coś, co mogę potwierdzić własnym doświadczeniem. Tego nie można ot tak zignorować, nie da się zapomnieć, że ktoś nas zostawił – nawet, jeśli wiesz, że to było konieczne. Moi rodzice rozwiedli się, niby lepiej, niż żeby mieli się dalej nawzajem wyniszczać, ale logika nie rozwiązuje problemu, ból nadal jest żywy.
    Dziwisz się Edowi? On i tak dużo rozumie. Jego „nienawiść” do ojca to oficjalna wersja, a prawda jest nieco inna. Sypnę przykładami.  kliknij: ukryte  I skąd wiesz, że mu nie przebaczył? Trzeba koniecznie konkretne ujęcie pokazywać, żeby się tego domyślić?
    Jak się nie patrzy na każdy, najdrobniejszy kadr czy scenę ze zrozumieniem, to tak potem jest: „Winry to lolita­‑tsundere, a Ed ma ADHD”.

    Praktycznie wcale nie krytykuję mangi, stwierdzam tylko, że „nie ma nic idealnego, manga też taka nie jest”.

    Trudno mi ciebie zrozumieć. Irytują cię rzeczy jak cytowane co jakiś czas dwa słowa tak, że urasta to do niemal kluczowego błędu. Są ważniejsze rzeczy, do których można się z takim zaangażowaniem przyczepiać, jak np. wspomniane wcześniej nierówności fabularne (w pierwszej serii). Nie, „tołka kołka” nie było z rękawa czy skądinąd wzięte; wszystko się kręci wokół tej Równoważnej Wymiany. Nie jest to jak „Eren…” wypowiadane przez Mikasę we wszelki możliwy sposób i kiedy tylko się da. To idea, w którą bracia przez cały serial wierzyli (zauważ, że to Al jest narratorem). I potem na koniec Al stwierdza, że  kliknij: ukryte  Ta­‑dam! wniosek taki, że człowek MA MOC zmieniania rzeczywistości. Faktycznie, zupełnie pozbawione to toku myślowego i niepoparte doświadczeniem bohaterów…

    Co do twoich wątpliwości, że Ed jest zdolny do „skomplikowanych procesów myślowych”... Nie mówisz o pierwszej serii, prawda?
    „Człowiek czynu” jest w Brotherhood – przez znaczną część czasu. Tam dowcip krążący wokół wybuchowej natury Eda nie umiera i ma się świetnie do samego końca. W FMA następuje przemiana charakteru. Nie nazwiesz tam Eda chłopakiem, który „najpierw bije, potem pyta” ( kliknij: ukryte ), nie jest on jak bohater typowego shounena.
    Powiedzieć, że tamten Ed nie jest zdolny do przemyśleń? Na pewno oglądałaś FMA? NAPRAWDĘ jest to, twoim zdaniem, kiepskie anime?

    Hughes lecący jako aniołek do nieba = żart ze śmierci? No chyba nie.
    Żarty z krwi są i to dość częste. Nie wiem jak w mandze, bo mam dopiero 9 tomów, ale w Brotherhood zdarzają się i są prędzej niesmaczne, niż śmieszne. Krew nie jest co prawda samym tematem żartów, ale towarzyszy im, np (naprawdę tego nie chcę, ale dobra, przytoczę):  kliknij: ukryte  Tyle mi w pierwszej chwili przyszło do głowy, pewnie jest tego więcej (tak, mam traumę :p). To jest ten szczególny rodzaj humoru, którego chyba nigdy nie załapię.
  • Avatar
    swobby 15.11.2015 13:28
    Re: Aż się człowiekowi niedobrze robi
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik"
    Dawno nie uśmiałam się tak z czyjegoś komentarza ;).

    lasagna777 napisał(a):
    tak się wszyscy do tego modlą, że bałąm się, że jestem osamotniona…

    Dziwne, bo ja z kolei odnoszę wrażenie, że wręcz przeciwnie – to Brotherhood jest faworyzowany przez zdecydowaną większość widzów. O ile kiedykolwiek „modlono się” do pierwszej serii, to było to w latach, gdy nie powstał jeszcze Brotherhood. Wiem, czytałam komentarze z tamtych lat, na różnych portalach. Ludzie zachwycali się FMA. Nie bez powodu uznano ją za najlepszą serię 2004 roku. Samego Eda uznano za najlepszą postać męską, także tamtego roku. Lecz z czasem powstawały kolejne rozdziały mangi, w końcu zrobiono wierną adaptację i wtedy ludzie jakby uznali, że skoro historia mangowa okazała się taka dobra, a pierwsza seria wypada przy niej słabiej (zaznaczmy, że przede wszystkim technicznie), to nie ma już czym się zachwycać w tej pierwszej odsłonie. Totalne nieporozumienie, bo przecież seria FMA posiada fabułę oderwaną od oryginału już od kilkunastego odcinka, więc dlaczego po czasie zaczęło się porównywanie tego do mangi, która wtedy dopiero nabierała rumieńców? To, że coś jest od czegoś słabsze nie znaczy, że jest już całkiem złe – zwłaszcza, że na początku twierdzono inaczej.

    lasagna777 napisał(a):
    Ten, kto to tworzył, chyba opił się laudanum i przelał na ekran swoje majaki…

    Mnie bardziej przypomina to „fanowską twórczość” na wysokim poziomie :P. Naprawdę, tak to ostatnio zaczęłam odbierać. Twórcy chyba zdecydowali się sprawdzić, ile jeszcze można przywalić bohaterom (zwłaszcza braciom) i ile z tego wytrzymają. Taki masochizm wobec tworzonej fabuły :p. Wielu może uważać, że ociera się to o absurd lub już nim jest, ale jak dla mnie solidne założenia (zaczerpnięte oczywiście z mangi) sprawiają, że taki zabieg jest do przyjęcia, a efekt – wystarczająco przekonujący.
    W recenzji do Brotherhood autor wyraża żal, że Arakawa nie odważyła się na mocniejsze położenie nacisku na dramatyczną sytuację braci oraz innych bohaterów, że nie zrobiła z tego „głównego tematu” fabuły. Przecież to jest właśnie proszenie się o takie podejście, jakie zastosowano w przypadku pierwszej serii!

    Krytyka Brotherhooda wydaje mi się w komentarzu wyżej co najmniej dziwna. Nie twierdzić, że cud narodzin jest cudem tylko dlatego, że rodzenie boli? Całe życie jest bolesne, ktoś tu chyba marzy o utopii. Winry lolitką? W życiu bym nie pomyślała :). Pewnie, że jej zachowanie jest mocno skontrastowane, ale na pewno nie da się przypiąć do niej etykiety „lolitka” czy „tsundere”, bo jej reakcje są różne, zależne od danej sytuacji. Z pewnością nie ma fałszu w jej zachowaniu czy jakiejkolwiek próby przypodobania się innym. To samo można powiedzieć o pozostałych postaciach – są po prostu rozbudowane i dopracowane. Co do rysunku mogę się zgodzić – są opinie, że nie każdemu się podoba, zwłaszcza częste zabiegi super­‑deformed. Mnie też nie wszystko tam odpowiada, np. żarty z krwi wcale mnie nie śmieszą.

    Wątki sklecone „byle jak”, „fillery”, wymyślone postacie… Czyli jak mówiłam, fabuła różniąca się od mangi. Nie da się zrobić fabuły innej, a jednocześnie zawierającej wszystkie elementy „oryginału”, to sprzeczność. FMA musiało się różnić i różni się od momentu  kliknij: ukryte , czyli dużo wcześniej niż w połowie całej serii i nie ma w tym nic złego. No, chyba że Arakawa postanowiłaby narysować mangę zgodnie z wydarzeniami z serialu i wyszłoby lepiej, co oczywiście nie nastąpiło. Dlatego mamy dwie, odmienne historie.

    Wszelkie nieścisłości owszem, są i pisałam o tym w recenzji. Nie ma nic idealnego, manga też taka nie jest. Twórcy niejako sami usprawiedliwiają się przed odbiorcą, korzystając ze słów Mustanga:  kliknij: ukryte . Takie zabiegi doceniam, bo to pokazuje, że twórcy są świadomi wad, które ich historia zawiera. A filozoficzne banały? Kłamstwo powtarzane sto razy może zostać uznane za prawdę, ale prawda nigdy nie będzie kłamstwem, nieważne, ile razy powtarzana. Dana kwestia staje się banałem, jeśli postać rzuca nią jak z rękawa, bez uprzedniej refleksji. W FMA z całą pewnością tego nie ma. Weźmy przykładowo rozmowę Eda z Mustangiem w 48 odcinku. To, o czym mówi Ed, nie jest banalne, a jak najbardziej prawdziwe – chłopak nie ma w zwyczaju rzucać słów na wiatr, a jeśli już decyduje się na wygłoszenie „mądrości”, to jest to poparte własnym doświadczeniem i głębokimi przemyśleniami. Także o banałach nie ma tu mowy.
    Ironizowanie z brzmienia języka japońskiego nie jest merytoryczne :). Rozumiem, że nie każdemu musi pasować ciągłe powtarzanie pewnych formułek, np. to wprowadzenie Ala do chyba każdego odcinka, ale jaki problem przewinąć? Ja nie przewijałam, bo to dobre wprowadzenie w sedno historii, w główny wątek i mnie akurat nigdy nie znudziło :). Projekty postaci brzydkie? To już sprawa subiektywna. Moim zdaniem pasują do cięższego klimatu tej historii. Pamiętajmy też, że minęło już 11 lat.

    lasagna777 napisał(a):
    Pani Arakawa pewnie zapłakała rzewnymi łzami, widząc swoje ukochane, wypieszczone dziecko – zgwałcone, wykastrowane, poddane lobotomii i wypruciu flaków – bo to zrobili twórcy anime z mangą…

    Najgłupsze stwierdzenie, serio. Po pierwsze – manga powstała w znakomitej większości PO wyemitowaniu serialu. Po drugie – twórcy z Bones konsultowali swoje pomysły z Arakawą, więc nie, z całą pewnością nie płakała, a wręcz przeciwnie, była zadowolona. Gdzieś czytałam, że FMA przedstawia alternatywną historię zawierającą sporo pomysłów samej Arakawy. Ona nieraz sama rysowała pewne sceny, by zobrazować twórcom, jak chce, żeby je przedstawiono. Także można uznać Arakawę za współtwórcę dzieła, „ducha” czuwającego nad projektem. Można o tym przeczytać w mandze, w formie dwustronicowego komiksu. Ile w tym prawdy, wiedzą zapewne tylko sami zainteresowani, ale chyba bez wątpliwości można uznać, że sporo.

    Uwielbiam mangę i Brotherhood, dostrzegam ich wady, lecz nic nie przeszkadza mi w uwielbianiu również pierwszego FMA. Także to, że komuś spodoba się manga, nie oznacza z miejsca, że nie polubi też starszej wersji. Amen.
  • Avatar
    swobby 15.11.2015 11:17
    Re: zastanawia mnie...
    Komentarz do recenzji "Tokyo Magnitude 8.0"
    Bardzo realistyczne :P
  • Avatar
    swobby 15.11.2015 03:06
    Re: zastanawia mnie...
    Komentarz do recenzji "Tokyo Magnitude 8.0"
    I właśnie o takie podejście mi chodzi. Lubię np. filmy typu „Pojutrze”, który co prawda jest już daleko idącą fantazją, ale wszystkie katastrofy mają tam swoje przyczyny i są przekonująco wyjaśnione. Ciekawiło mnie, czy zdarzają się też takie historie w anime – jeśli nie, to cóż, trudno :(.

    Widziałam już dwa epizody z TM. No i to jest to! :) Nie wiem, jak sądzą inni, ale jak dla mnie obciążenie bohaterów realnymi do zaistnienia w rzeczywistości problemami, od których rozwiązania zależy nawet przetrwanie, skutkuje natychmiastowym, emocjonalnym zaangażowaniem widza w fabułę:). Rany, tak się martwiłam, że  kliknij: ukryte  Zgadza się, łezki były :p. Medium rysunkowej animacji dodatkowo potęguje wrażenia, tak przynajmniej uważam.

    Anime typu Attack on Titan niby też ma w sobie coś z katastrofizmu, ale każdy głupi z miejsca widzi, że to sama fikcja. Dlatego najbardziej chciałabym poznać tytuły, które choć częściowo mierzą w realizm, z motywami przetrwania, ratowania poszkodowanych, traum bohaterów itd. I najlepiej z klęskami żywiołowymi. TM zapewne spełni te oczekiwania, ale fajnie byłoby dla mnie poznać jeszcze inne pomysły. Moim zdaniem przy takiej tematyce pole do popisu dla scenarzysty jest ogromne.

    Ktoś na dole polecał OAV; brzmi zachęcająco, więc na pewno i do niej zerknę :).
  • Avatar
    A
    swobby 14.11.2015 19:22
    zastanawia mnie...
    Komentarz do recenzji "Tokyo Magnitude 8.0"
    W recenzji czytam, że to anime jest „jedynym w swoim rodzaju”. Znaczy, że nie ma innych realistycznych anime o tematyce katastroficznej? Bardzo lubię takie tematy i swego czasu nawet szukałam trochę w animowanym światku, lecz bez skutku… a dziś zupełnie przypadkiem trafiłam na ten serial. Jeszcze nie widziałam go, ale zamierzam. Ciekawi mnie tylko, czy zna ktoś jeszcze inne tytuły o podobnej tematyce? Chętnie obejrzałabym…
  • Avatar
    A
    swobby 17.08.2015 08:13
    Komentarz do recenzji "JoJo no Kimyou na Bouken: Stardust Crusaders - Egypt Hen"
    Mam pilne pytanie, czy można ten serial spokojnie obejrzeć bez poprzednich serii/OVA i połapać się w fabule?
  • Avatar
    A
    swobby 25.04.2015 10:44
    Komentarz do recenzji "Watashi ga Motenai no wa Dou Kangaete mo Omaera ga Warui!"
    Po pierwszym odcinku mogę na razie stwierdzić, że zapowiada się ciekawie. Główną bohaterkę można z miejsca polubić lub znienawidzić – ja na szczęście zapałałam sympatią. Spodobał mi się głos seyuu. Opening to chyba jakaś pomyłka, kojarzy się z czymś w rodzaju Shiki i z początku myślałam, że o jakiejś psychopatce będzie tu mowa. Ale na razie co i rusz widzę jakiś powód do uśmiechu, jakieś parodie „mhrocznych” klimatów i emocji. Myślę, że twórcy dobrze zrobili z tym humorem. Trzeba umieć śmiać się z siebie, żeby nie zginąć. Jednocześnie rozumiem, że ktoś, kto utożsami się z problemami bohaterki, bo sam takowe przeżywa bądź przeżywał, może poczuć się dotknięty taką „profanacją” tychże problemów. Mnie akurat to pasuje, choć znam ten ból z doświadczenia.
    Ale to wszystko po pierwszym odcinku. Zobaczymy co będzie dalej, bo chyba pokuszę się o obejrzenie tej króciutkiej serii do końca :)
  • Avatar
    swobby 12.10.2013 23:17
    Re: Aż się człowiekowi niedobrze robi
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik"
    No tak. Nie ma to jak odradzać wszystkim wokoło oglądanie jakiejś serii tylko dlatego, bo przedstawia ona alternatywną wersję oryginalnej historii z mangi. Rozumiem, widziałaś Brotherhood, więc odmienne przygody Stalowego w pierwszej serii faktycznie mogły ci się nie spodobać – ale żeby tak od razu przekreślać tą serię? Moim zdaniem to naprawdę świetna historia (choć nierówna i ze słabiej rozbudowanymi wątkami pobocznymi), o ile spojrzy się na nią jak na samodzielny twór, nie jak na adaptację mangi. FMA już od samego początku nie miało być wierną kopią wydarzeń z mangi, bez sensu więc jest ją za to krytykować.

    nanayuu napisał(a):
    na początku anime nie różniło się niczym od Brotherhood

    No więc różniło się, bo  kliknij: ukryte , co zapowiada fabułę zupełnie odmienną od oryginalnej.

    Zamiast odradzać wszystkim oglądanie tego serialu, lepiej zaznaczyć, że jest to anime nieprzedstawiające fabuły z mangi, niemal od początku idące własnym torem – fani mangi i Brotherhooda (ci fanatyczni i bezkompromisowi) mogą sobie z tego względu to anime darować, ale cała reszta chyba może zaryzykować – raczej nie przeżyją „głębokiego rozczarowania”.
  • Avatar
    swobby 11.10.2013 21:11
    Re: fullmetalbadziewist
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik: misja braci"
    Jeśli chcesz wiedzieć – poczytaj komentarze na dole. Jest ich naprawdę mnóstwo.
    Ja natomiast chciałabym (jeśli wolno) zapytać, co takiego fajnego jest w naruto, bleach i dragon ball, czego nie ma w fma?
  • Avatar
    A
    swobby 4.10.2013 10:00
    Komentarz do recenzji "Kill La Kill"
    Świeżo po pierwszym odcinku: bijatyka, super moce, oryginalny świat przedstawiony, konflikt dwóch super­‑herosek, plejada indywidualności, zboczony mundurek, golizna – świetnie! Kreska, animacja, muzyka na wysokim poziomie (wiadomo, pierwszy odcinek…). Całość obficie okraszona niewybrednym humorem, jest do czego się pośmiać XD. Szykuje się niezła parodia gatunku; oby tylko twórcy tego nie schrzanili ;p
  • swobby 29.07.2013 20:01:17 - komentarz usunięto
  • Avatar
    A
    swobby 27.02.2012 23:02
    8/10
    Komentarz do recenzji "Fullmetal Alchemist: Święta Gwiazda Milos"
    Z przykrością muszę stwierdzić, że zgadzam się z większością słów z poniższych komentarzy. Na film oczekiwałam z niecierpliwością, ale również i nie nastawiając się na nic nadzwyczajnego. Niestety, zawodzi kreska – choć momentami wygląda całkiem fajnie, kolory również. Nie można jednak nie zwrócić uwagi na niedopracowane projekty postaci w dalszym tle, czasem nawet na pierwszym planie. Całość z wyglądu jest nierówna – wielkie sceny akcji są starannie dopracowane, te spokojniejsze fragmenty potraktowane „na odwal”. Niedociągnięcia stara się tuszować animacja – bardzo fajna i płynna, choć trafiają się dłuższe chwile „przestoju” – jednak widać, że twórcy więcej czasu poświęcili właśnie jej, zamiast kresce. Za to komputerowe wstawki o wiele lepsze niż w CoS (no, to chyba oczywiste :P). Muzyka, opening, ending i OST – bardzo fajne, lecz nie powalające. Zresztą, to kwestia gustu :).

    Co do fabuły, to faktycznie nic odkrywczego, niemal powtórka z Ishval, tylko bardziej napakowana dramatyzmem – który prawie wcale nie porusza. Jeszcze przed wycieknięciem filmu do Internetu w licznych komentarzach obiecywano wartką akcję i mnóstwo krwi; co do akcji, to nie przeczę (pod koniec musiałam kilka razy zatrzymywać, żeby zobaczyć, co się właściwie stało :P), zaś krew, owszem była, ale mnie osobiście nieszczególnie poruszyła (już w CoS krwawe sceny, choć mocno przesadzone, robiły większe wrażenie). Charakterystyczny humor został okrojony – w CoS doczekaliśmy się paru całkiem zabawnych scenek, tutaj choć niby możemy uśmiechać się częściej, to jednak porządnego gagu nie znajdziemy. Wszystko, jak już zauważono opiera się na schematach i do samej historii FMA nie wnosi nic nowego – ot, jedna z wielu przygód braci Elric na drodze do osiągnięcia celu. Takie historyjki można mnożyć w kółko, i tak będą tylko fillerami.

    Jeśli chodzi o postacie… Julia i Ashley  kliknij: ukryte  są najlepiej opracowani. O pozostałych „nowych” niewiele można powiedzieć, nie zostają zbyt długo w pamięci. Roy, Riza i Winry? Moim zdaniem najlepiej wyglądające postacie w filmie :> – jednak wiele do roboty w nim nie mają. Zwłaszcza Roy – aż żal było patrzeć na jego bezradność wobec potęgi posiadaczy  kliknij: ukryte . A Winry została ponownie potraktowana, jak w CoS – brak słów po prostu :(. Ludzie z Bones chyba naprawdę nie znoszą tej postaci. Scena, gdy Ed przebiega obok, nawet jej nie zauważając – chyba lepiej nie mogli pokazać, jak bardzo jest tu zbędna. Riza jako cień Roya poradziła sobie świetnie – momentami zapominałam o jej obecności. Na koniec Ed i Al – niby biorą udział w całym zamieszaniu, lecz nie można oprzeć się wrażeniu, że na siłę próbują być zauważalni. Z całą pewnością nie są głównymi bohaterami tej historii. Choć więcej niż zwykle dzieje się wokół Ala (plusik za to), to jednak razem z Edem mają niewielki wpływ na rozwój wydarzeń – niby coś robią, ciągle gdzieś biegają, ale jakby ich nie było – historia spokojnie mogłaby potoczyć się bez nich. Jeszcze Edowi dano pod koniec powalczyć z głównym „bossem”, coby nikt się nie czepiał, że nie jest tu taki ważny :P.

    Czy warto zabierać się za te „popłuczyny”? Myślę, że tak, choćby po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Całość mimo wszystko wciąga, animacja i efekty robią swoje, fajnie też popatrzeć na Elriców w akcji :). Nie ma co nastawiać się na oryginalną opowieść, jednak choć schematycznie, nie jest tragicznie. Ja tam z przyjemnością obejrzałam całość (dziś oglądam drugi raz :P) i bynajmniej nie uważam, żeby to była strata czasu. Trochę szkoda, że fabuła jest mniej wyszukana, a nasze ulubione postacie odsunięte na dalszy plan – cóż, można to przeboleć ;). Cieszę się, że pomimo tylu wad zdołałam obejrzeć ten film (ACTA), poza tym byłam nastawiona na to, że będę musiała czekać jeszcze parę miesięcy :P. Tak więc zamiast narzekać – lepiej po prostu obejrzeć.

    A nawiasem mówiąc: jeśli chodzi o to, w którym momencie historii z mangi zaczyna się film… Tak się składa, że wiem :). Jest dodatkowy rozdział, 45.5 (jakieś 20 stron), przedstawiający wydarzenia na krótko przed ucieczką Ashleya z więzienia. Wszystko zaczyna się wtedy, gdy Ed i Al próbują sprowokować Scara do ataku. Bynajmniej nie jest to końcówka mangi, więc wydaje mi się, że Ed pod względem wieku wygląda dobrze (jeszcze wyraźnie kurduplowato :P) Co nie zmienia faktu, że w tym filmie ma najbrzydszy design, niestety :(.
  • Avatar
    swobby 25.12.2011 01:21
    Re: Gniot...
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik"
    Co to znaczy „bardziej wyrobionym”? To, że kogoś „te momenty” chwytają za serce oznacza, że nie może się poznać na dobrym anime? A może nie ma w sobie tak wielkich pokładów cynizmu, jak ty? X/
    Powtarzam – nie wszystko musi się wszystkim podobać. Że tobie się nie spodobało nie znaczy, że to nic niewarty gniot. Ciebie nie rusza, innych wręcz przeciwnie. Dlatego bez sensu jest odradzanie innym jakiegoś tytułu tylko na podstawie swoich subiektywnych odczuć. I od razu pisać „gniot”... X/
  • Avatar
    swobby 24.12.2011 21:50
    Re: nuda, nuda, nuda
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik"
    Zarzucać, że tylko dwa ważne wydarzenia na odcinek… O.O Dla mnie akcja nie musi pędzić na łeb, na szyję (trochę mi się to przejadło po CG :P), po prostu przyjemnie spędza się czas, patrząc na wygłupy bohaterów (Ed XD). Główny wątek nie narzuca się odbiorcy, co uważam za plus. Jeśli dalsze odcinki będą takie, jak pierwsze dziewięć (tyle obejrzałam), to będę zachwycona. Zgadzam się z Mr.Jackiem – od czasu Death Note nie natknęłam się na coś tak zajmującego – nie mogę doczekać się kolejnych odcinków i zaraz się za nie zabieram ;). Chyba zmienię ocenę na dziewięć, jak przy DN, naprawdę :D
    I parę słów o grafice – z początku wydawała mi się bardzo skromna, teraz uważam ją za wyjątkowo „konkretną” . Świetne projekty postaci, pomimo skromności kreski bardzo realistyczne (no, może nie wszystkie :P). Ciepłe barwy kontrastują z „mhrocznością” fabuły :P.
  • Avatar
    swobby 24.12.2011 21:07
    Re: -
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik"
    Nie no, jak to przeczytałam, to stwierdziłam, że muszę odpowiedzieć :). Mój pierwszy koment :P
    Jak można nie poczuć dreszczyku emocji przy tym anime? Jestem po ósmym odcinku i nie wyobrażam sobie, żeby kogoś on choć odrobinę nie poruszył – a mam 21 lat ;). Nie wiem, jak dalej z serią (podobno im dalej, tym gorzej), ale jak na razie jestem mocno poruszona. Chciałam odpocząć sobie trochę od zawiłości Code Geass i obejrzeć coś lekkiego. Pomyślałam, że FMA będzie miłą shounenową odskocznią, jednak zostałam pozytywnie zaskoczona – odcinki są mieszanką humoru i horroru (tak, nie boję się tego stwierdzić :)), co mnie totalnie zaskoczyło (choćby wspomniany odcinek). Na pewno nie jest to seria dla dzieci (a tak myślałam i dlatego długo się za to nie zabierałam, bo spodziewałam się czegoś w stylu Pokemonów, Bakuganów czy innych gadów :P – choć kreska już dawno zwróciła moją uwagę). Główny wątek i sam pomysł na fabułę naprawdę fascynuje; poza tym cieszy fakt, że Ed i Al nie są jakimiś super­‑mocarzami, mają swoje słabości i są po prostu ludzcy :).
    Obejrzałam dopiero 8 odcinków, więc pewnie moje spostrzeżenia nie odnoszą się do całości, jednak jak do tej pory nie nudziłam się ani przez chwilę i nie miałam problemów z dotrwaniem do końca epizodu. Nie wiem, czy 51 to za dużo, zobaczy się ;).
    Aha – nie, nie czytałam mangi FMA :P.