Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 5/10 grafika: 6/10
fabuła: 4/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 3
Średnia: 7,67
σ=0,94

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Shin Seiki GPX Cyber Formula

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 1991
Czas trwania: 37×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Future GPX Cyber Formula
  • 新世紀GPXサイバーフォーミュラ
Widownia: Shounen; Miejsce: Afryka, Ameryka, Europa, Japonia; Czas: Przyszłość
zrzutka

Młody, zdolny i niedoświadczony kierowca na torze wyścigów przyszłości, Cyber Formula – ujęcie pierwsze.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Suisho Kasumi

Recenzja / Opis

W niedalekiej przyszłości (czyli w roku 2015, czyli za trzy lata… No dobrze, zostańmy przy „niedalekiej przyszłości”, wszak seria pochodzi z początku lat 90. i jest prawie moją równolatką) jednym z najpopularniejszych sportów stają się wyścigi tzw. Cyber Formula. Co odróżnia ją od tradycyjnej Formuły 1? Samochody wyposażone są w sztuczną inteligencję, która ma pomagać kierowcom w trakcie zawodów. Mimo oczywistych zagrożeń, zawodników i fanów przybywa z każdym wyścigiem. Do udziału w kolejnym z nich szykuje się czekający na nowy bolid niewielki zespół Sugo. Dzięki tej maszynie, zwanej Asuradą, być może uda im się awansować do Grand Prix Japonii, a potem… Problem polega na tym, że pojazd jest łakomym kąskiem dla tajemniczych napastników, próbujących wykraść go w trakcie transportu na tor. Bezpieczne dostarczenie Asurady zostaje powierzone czternastoletniemu Hayato Kazamiemu, który nie ma jednak pojęcia, że siadając za kierownicą, zostanie zarejestrowany przez system pokładowy jako pierwszy i jedyny kierowca. Przeprogramowanie nie wchodzi w grę, bo zajęłoby więcej niż tydzień, a nie ma tyle czasu. Aby uniknąć wykluczenia z rozgrywek, członkowie Sugo podejmują ryzykowną decyzję, która zaważy na przyszłości zespołu, i do wyścigu zgłaszają praktycznie niedoświadczonego Hayato…

Jest to typowa historia z cyklu „chłopiec spotyka X i tak zaczyna się jego przygoda” – w tym przypadku „X” jest wyposażonym w sztuczną inteligencję samochodem wyścigowym. Seria ma już swoje lata i nie potrafi tego ukryć, ale jej wiek ma również dobre strony. Niestety, łatwiej wskazać wady, więc od nich zacznę. Z dzisiejszego punktu widzenia zaprezentowana wizja przyszłości może wydawać się nieco naiwna i mało przypomina to, jak wszystko wygląda obecnie, ale to można jeszcze przełknąć. Co do realiów trudno mi się wypowiedzieć, jednak kolejne odcinki prezentują tak niewiarygodne wyczyny kaskaderskie, że nawet kompletnemu laikowi trudno w nie uwierzyć. Tak, można wziąć pod uwagę rozwój technologiczny i tak dalej, ale nadal większość numerów pokazowych bezczelnie łamie prawa fizyki i można by to wybaczyć, gdyby pociągały za sobą efektowność wyścigów. Ale tej, niestety, zabrakło. Sam scenariusz też pozostawia wiele do życzenia. Owszem, fabuła dzielnie trzyma się tematyki sportowej, wyruszamy wraz z bohaterami w podróż po całym świecie, ale trudno powiedzieć, żeby kolejne zmagania były choć odrobinę wciągające. I wcale nie jest to spowodowane ich przewidywalnością, raczej nieumiejętnością budowania napięcia. Mimo akcji spokojnie przekraczającej 400km/h, całość z czasem zaczyna nudzić i wydaje się po prostu za długa.

Złym posunięciem okazało się również wzbogacenie fabuły o elementy, które miały znacznie podnieść poziom dramatyzmu: zaczynając od naiwnych i infantylnych historyjek przez przypadek spotkanych ludzi, które mają za zadanie wzruszyć, a na wielkiej i poważnej intrydze kończąc. Szczególnie ta druga wypada tragicznie, gdyż niepotrzebnie wcina się w sportowe rozgrywki, a jej kruche i mało wiarygodne podstawy w połączeniu z brakiem należytego rozwinięcia i konkluzji zostawiają jedynie niepotrzebne dziury.

Z drugiej jednak strony twórcy ładnie wyłamali się ze schematu młodego geniusza, który zanim dotknie kierownicy, ma wszczepiony talent do prowadzenia bolidu. Owszem, Hayato potrafi prowadzić, ale jego specjalnością są wyścigi motocyklowe, a nie Formuła 1, a oprócz posiadania nowoczesnego samochodu, kierowca musi mieć jeszcze odpowiednie umiejętności i doświadczenie. Dlatego też minie trochę czasu, zanim chłopak poczuje się pewnie i zacznie odnosić coraz większe sukcesy, bo nie oszukujmy się, nieważne jak powolne, ale wejście na szczyt jest nieuniknione. Szkoda tylko, że nie potrafiono tego pokazać w ciekawszy sposób.

Hayato ma czternaście lat, a seria należy do gatunku shounen, więc mniej więcej wiadomo, czego się po nim spodziewać. Chłopak jest obowiązkowo nieco narwany, uparty i odrobinę buntowniczy, rzadko kiedy się poddaje i stara się iść cały czas naprzód. Brakuje mu jednak charyzmy i przebojowości, która mogłaby uczynić go nieco ciekawszą postacią. Jego partnerem na dobre i na złe jest, jak zwykle nazbyt uczłowieczona, sztuczna inteligencja, czyli Asurada, który (ma męski głos) stanowi przeciwieństwo gorącokrwistego protagonisty i często mu docina. Brakuje mu jednak uroku (bo jak już robić inteligentny samochód, to przynajmniej z charakterem…), czasami zaś zachowuje się nazbyt ludzko i można mieć wątpliwości, czy instalacja takiego oprogramowania jest aby na pewno bezpieczna. Do kompletu dostajemy zespół Sugo, z którego na pierwszy plan wybija się przyjaciółka Hayato i córka właściciela, Asuka Sugo. Dziewczyna jest sympatyczna, nieco naiwna, ale równie zdeterminowana. Jest jeszcze zespół mechaników i menadżer. Spece od technologii to dojrzała i poważna Miki, zupełnie nijaki pan od komputerów, Maki, oraz irytujący i niesamowicie dziecinny Pei.

Rywale? Ależ oczywiście! Jest ich całkiem spora liczba, ale tylko kilku otrzymuje nieco więcej czasu antenowego. Niestety, większość z nich można podsumować w dwóch­‑trzech słowach. Ambitny, ale nieco zarozumiały i obsesyjnie pragnący zwycięstwa Naoki Shinjou, snobistyczny i denerwujący Karl Randoll oraz tajemniczy Knight Shoemach (choć w zależności od pisowni może być również… Schumacher). Tych panów trudno polubić, ale nie martwcie się, z czasem przechodzą obowiązkową metamorfozę. Tylko czy to wystarczy? Miłym wyjątkiem jest natomiast trochę narwany i lubiący ryzyko Joutarou Kaga, którego Hayato poznaje przypadkiem, a potem spotyka jeszcze kilka razy. Ten sympatyczny dziewiętnastolatek nawiązuje z protagonistą bezpretensjonalną i przyjacielską rywalizację, stanowiącą chyba jedyny jasny punkt w całej serii. Obaj bardzo lubią wyścigi, pragną zwyciężać, ale nie za wszelką cenę, i najważniejsza jest dla nich uczciwa walka. Po drodze pojawiają się również różne postaci poboczne, mniej lub bardziej unieszczęśliwione, które muszą mieć swoje pięć minut, by spotkanie z Hayato jakoś ich zmieniło. Szkoda też, że twórcy obdarzyli antagonistę (mroczny pan w czarnych okularach o nazwisku Smith, który co jakiś czas znikąd wyciąga helikopter i próbuje zdobyć Asuradę…) wyjątkowo małym rozumkiem i całkowitym brakiem osobowości, co sprawia, iż stanowi on jedynie narzędzie w rękach scenarzysty.

Trudno ocenić grafikę serii, która jest prawie w moim wieku, ale mając porównanie z innymi produkcjami z tego okresu, mogę powiedzieć, iż bez wątpienia jest ona bardzo, bardzo przeciętna, ale generalnie trzyma równy poziom przez wszystkie odcinki. Czas odcisnął swoje piętno na projektach postaci, jednak w większości nie zostały one przesadnie udziwnione (pomijając zielone włosy Kagi…) – są bardzo typowe (nieco kanciaste i nieproporcjonalne) dla starszych produkcji, ale w nowszych też mogłyby się znaleźć… ot, kwestia konwencji. Kolorystyka jest momentami strasznie wyblakła, dotyczy to głównie tła, które nie zawsze grzeszy szczegółowością, chociaż zdarzają się również sceny, kiedy barwy są wystarczająco wyraziste. Animacja miewa wzloty i upadki, ale jak na brak komputerowych udogodnień, trzyma się całkiem nieźle. Ruchy są w miarę płynne, choć często pojawiają się stopklatki, a w tych dynamiczniejszych chwilach obraz ma zwyczaj nieprzyjemnie migać, niestety na biało… Jeszcze trudniej mi się wypowiedzieć na temat muzyki, która jest praktycznie niezauważalna, a zapamiętałam tylko pojawiający się pod koniec każdego odcinka irytujący i kiczowaty motyw elektroniczny. Piosenki to natomiast najbardziej pospolity j­‑pop, który raczej nie zostanie na długo w pamięci. Z bardziej znanych seiyuu usłyszymy m.in. Hikaru Midorikawę, Shou Hayamiego i Toshihiko Sekiego.

Cóż, pomysł na serię był całkiem wdzięczny i miał spory potencjał. Czego zabrakło? Na pewno wyważenia i konsekwencji w prowadzeniu fabuły, a w efekcie widz dostaje anime sportowe z ogryzkami melodramatu, kryminału oraz sensacji. Ten ostatni element został tak mocno niedopracowany, że poważnie osłabia fabułę i niepotrzebnie odciąga od sportowej rywalizacji. Niestety, ta z kolei pozbawiona jest polotu i większych emocji, które w tego typu produkcji są kluczowe, by widz mógł poczuć klimat. Oglądać czy nie oglądać? Oto jest pytanie. Dość trudno ocenić to anime, szczerze przyznaję, gdyż lepszych serii sportowych ukazało się naprawdę sporo, jednak mało która traktuje o wyścigach bolidów. Niewykluczone, że skuszą się na to wygłodniali fani gatunku, obejrzawszy już wszystko, co aktualnie było pod ręką. Jednak by cieszyć się seansem Cyber Formula, potrzeba nieco cierpliwości i tolerancji, gdyż seria ma już swoje lata i niektóre rozwiązania fabularne mogą się wydać zbyt sztampowe i staromodne. Cóż… serial mimo wszystko musiał być całkiem popularny, skoro doczekał się kilku kontynuacji.

Enevi, 9 lutego 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Autor: Hajime Yatate
Projekt: Kazunori Nakazawa, Mutsumi Inomata, Takahiro Yoshimatsu
Reżyser: Mitsuo Fukuda
Scenariusz: Hiroyuki Hoshiyama
Muzyka: Kou Ootani