Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 10 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,30

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 413
Średnia: 8,05
σ=1,33

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Chihayafuru

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 25×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ちはやふる
Widownia: Josei; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Go, shougi? Nie, tym razem karuta! Czyli kolejna japońska gra, dla odmiany w wydaniu spokojniejszym i wzbogaconym o ciepłe okruchy życia.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Chihaya to pogodna i energiczna chłopczyca, która żyje w cieniu starszej siostry, początkującej modelki. Nie ma wielkich ambicji, do czasu, kiedy poznaje Aratę Watayę, chłopca zakochanego w starej japońskiej grze karcianej, karucie. Chihaya, zafascynowana nietypową grą oraz pasją, jaką żywi do tejże gry Arata, postanawia spróbować swoich sił. Wkrótce kyougi karuta (czyli karuta „turniejowa”) staje się całym jej światem – dziewczynka postanawia dogonić Watayę i zdobyć tytuł Królowej, czyli najlepszej zawodniczki. Lata mijają, przyjaciel z dzieciństwa wyprowadza się, podczas gdy drugi, Taichi Mashima, trafia do tego samego liceum co Chihaya, która postanawia stworzyć klub, oczywiście skupiający miłośników jej ukochanej gry.

Jak to zwykle bywa, początki nie są łatwe, zwłaszcza że kyougi karuta to mało popularna rozrywka, a bohaterka, chociaż śliczna jak z obrazka, jest nieco ekscentryczna. Jedynie Taichi daje się namówić na członkostwo, ale bardziej ze względu na przyjaciółkę niż chęć do gry. Jednak dziewczyna nie poddaje się i klubowiczów szybko przybywa – w sidła Chihayi wpada urocza, zakochana w kimonach i japońskiej poezji Kana, znajomy z dzieciństwa Nishida oraz klasowy kujon, Tsutomu. Jako że pięć osób wystarczy, by oficjalnie założyć klub, jego istnienie zostaje przypieczętowane, a młodzi członkowie rzucają się w wir treningów i turniejów.

Chihayafuru to wyjątkowo zgrabne połączenie serialu obyczajowego z klasyczną turniejówką. Emocje, przeżycia i interakcje bohaterów są równie interesujące i wciągające, co zmagania sportowe. Istotny jest fakt, że kyougi karuta ma bardziej przejrzyste zasady od na przykład go czy shougi, dzięki czemu nawet widz niezaznajomiony z grą po kilku pierwszych odcinkach rozumie, co się dzieje na ekranie i nie musi ciągle szukać informacji w internecie. Kolejną zaletą tematyki jest to, że mecze odbywają się wolniej, a stosowane przez zawodników strategie są stosunkowo proste i logiczne. Kyougi karuta to gra, w której wykorzystuje się karty z nadrukowanymi fragmentami poematów, gracze układają je przed sobą, a trzecia osoba czyta z osobnej talii właśnie owe fragmenty, podczas gdy zadaniem zawodników jest zabranie przeciwnikowi wyczytywanej karty, co wcale nie jest tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Liczy się refleks, słuch, dobra pamięć, a także kondycja fizyczna oraz odporność psychiczna. Co prawda mogę się założyć, że na żywo kyougi karuta jest znacznie mniej interesująca i dynamiczna, ale anime rządzi się swoimi prawami.

Problemem okazało się to, że seria została nakręcona na podstawie wciąż publikowanej mangi. Chociaż nie mamy do czynienia z reklamą, brak konkluzji jest aż nadto oczywisty, mimo dwudziestu pięciu odcinków. Widzimy zaledwie pierwszy etap kariery Chihayi i jej przyjaciół, wypełniony pewną ilością mniej i bardziej istotnych sukcesów, ale i porażek, często bardzo dotkliwych. Ponieważ mamy możliwość obserwować także najlepszych graczy, przepaść dzieląca bohaterów od znaczących zawodników jest widoczna jak na dłoni. I tak, to jest frustrujące, gdyż widz oczekuje po nazywanej geniuszem Chihayi szybkiej ewolucji, której niestety nie dostaje. W tym przypadku zawodzi psychika, gdyż mimo wyśrubowanych warunków fizycznych, bohaterka jest wyjątkowo niedojrzała emocjonalnie. Chwilami zastanawiałam się, czy nie zatrzymała się ona na poziomie szkoły podstawowej. Pomijając już straty dla jej kariery, cierpi przede wszystkim wątek obyczajowy, kręcący się wokół trójkąta Arata­‑Chihaya­‑Taichi. Ten pierwszy jest dla dziewczyny niedoścignionym wzorem i poniekąd „bóstwem” bez skazy, na co miała wpływ długa rozłąka, ten drugi to przyjaciel, zawsze gotowy pomóc i ewidentnie zakochany po uszy, czego nasza heroina nie dostrzega, zaślepiona Watayą i karutą.

Chihayafuru to seria ze sporą ilością wad – mamy więc poniekąd urwane zakończenie (acz dla mnie to po prostu zamknięcie pewnego ważnego etapu w życiu bohaterów) oraz sympatyczny wątek obyczajowo­‑romantyczny, który nie drgnie nawet o centymetr. Na szczęście anime ma również dużą zaletę w postaci prowadzonego gdzieś na trzecim planie wątku cichego współzawodnictwa między Taichim a Aratą. Panowie nie tylko podświadomie walczą o względy przyjaciółki, ale przede wszystkim o możliwość zagrania kiedyś razem w oficjalnym meczu. Taichi przechodzi wspaniałą przemianę z osoby, która wstąpiła do klubu tylko ze względu na Chihayę, w chłopaka chcącego nie tylko rywalizować, ale przede wszystkim wygrywać. Ponowne spotkanie z Watayą, obserwowanie kolejnych meczy i udział w turniejach, obudziły jego uśpioną ambicję. To postać z największym potencjałem, przechodząca wspaniałą metamorfozę i będąca jedną z najciekawszych w serialu. Wielka szkoda, że anime skończyło się, zanim się tak naprawdę zaczęło, a na kontynuację chwilowo nie ma co liczyć i widzom pozostaje zapoznanie się z wersją papierową. Jestem zawiedziona, ponieważ mimo niedociągnięć, seria wyjątkowo przypadła mi do gustu i ani razu nie poczułam się znudzona. Wręcz przeciwnie, po zakończeniu seansu każda komórka mojego umysłu wołała „więcej!”, acz zdaję sobie sprawę, że zarówno tematyka, jak i pozbawiony podsumowania wątek obyczajowo­‑romantyczny mogą zniechęcać i wywoływać złość.

Najmocniejszą stroną Chihayafuru pozostają bohaterowie i relacje między nimi. Przy czym główna bohaterka zdecydowanie nie należy do osób, które od razu budzą sympatię. Oczywiście, Chihaya jest urocza, śliczna i pełna energii, ale ma także klapki na oczach i jest „społecznie upośledzona”. Kyougi karuta zawsze stoi u niej na pierwszym miejscu i chociaż uwielbia przyjaciół, zawsze patrzy na nich przez pryzmat gry, często nie dostrzegając rzeczy oczywistych, jak chociażby uczucia Taichiego. Na początku może to bawić, ale po dwudziestu pięciu odcinkach raczej irytuje, bo na bogów, ile razy można popełniać te same błędy?! Pal licho, gdyby tylko życie uczuciowe dziewczyny przypominało pustynię, ale przez swoją dziecinność i brak zdrowego rozsądku częstokroć marnuje ona szanse na zwycięstwo w grze, a z całym szacunkiem, nawet najsympatyczniejszy główny bohater, który nie potrafi wziąć się w garść, w końcu zostanie uznany za, za przeproszeniem, dupę wołową, nie bohatera. Owszem, lubię Chihayę, ale było mnóstwo momentów, kiedy miałam ochotę zdzielić ją czymś ciężkim przez pusty łeb. Sytuację ratuje Taichi, inteligentny, pewny siebie, ale i szukający własnej drogi w życiu. Gdyby nie jego obecność, seria straciłaby wiele ze swojego uroku. Krew człowieka zalewa, kiedy widzi, jak bardzo chłopak się stara, zarówno podczas meczów, jak i w życiu prywatnym, a tutaj jak na złość, nic mu nie wychodzi. To nie jest życiowy nieudacznik, ale osoba, która mimo talentu musi bardzo ciężko pracować, by osiągnąć upragniony cel.

Równie sympatycznie prezentuje się reszta postaci, z członkami klubu na czele. Każdy z nich także przechodzi małą metamorfozę i zyskuje sporo wiary we własne możliwości. Szalenie przyjemne było obserwowanie, jak między zupełnie różnymi ludźmi rodzi się przyjaźń, taka prawdziwa i ciepła. Nawet rywalizacja zawsze przebiega w sportowej, zdrowej atmosferze i raczej nikt nie ma potem żalu do kolegi lub koleżanki o przegraną. Jedynym zgrzytem okazała się postać Araty, którego można uznać za motor wszystkich wydarzeń, ponieważ to on zainteresował Chihayę karutą. Niestety szybko schodzi gdzieś na piąty plan, pojawiając się okazjonalnie i nie pełniąc istotnej roli. Dużo się o nim mówi, z pewnością jest on najsilniejszą motywacją dla Taichiego, ale fizycznie to statysta, osoba odległa i enigmatyczna, chociaż z punktu widzenia fabuły niesamowicie istotna. Trochę jakby autorka nie wiedziała, co z nim zrobić po kilku pierwszych rozdziałach, więc co jakiś czas rzuca informację, że żyje i zaczyna odnosić sukcesy, mobilizując tym samym przyjaciół.

Audiowizualnie seria prezentuje się bardzo dobrze. Projekty postaci są zróżnicowane i dopracowane, i chociaż para głównych bohaterów (Taichi i Chihaya) to modelowe przykłady bishounena oraz bishoujo, reszta postaci wymyka się tym schematom. Na szczęście wszelkie defekty figury i braki w urodzie nie są jednoznaczne z brakami umysłowymi, co jest dosyć częstym zjawiskiem w anime i mandze. Poza tym na uwagę zasługuje śliczna, jesienna paleta barw zastosowana w serii przy projektowaniu tła oraz oświetlenia. Dużo uwagi poświęcono strojom bohaterów, a konkretnie tradycyjnym ubiorom, w jakich grają mecze. Szczególnie efektownie prezentują się kimona pań, pokryte pięknymi klasycznymi motywami floralnymi, oddanymi z ogromną precyzją. Nie gorzej ma się sprawa animacji, bo chociaż kyougi karuta nie jest tak dynamiczna jak piłka nożna czy tenis, też wymaga odpowiedniego przedstawienia, choćby po to, aby była atrakcyjna dla widza. Ruchy bohaterów podczas rozgrywek są płynne i szybkie, a zbliżenia pełne energii i wyczucia. Z pewnością nie jest to artystyczne arcydzieło, ale solidna robota, naprawdę godna pochwały. Takoż prezentuje się ścieżka dźwiękowa, niekoniecznie wybitna, ale zawierająca kilka wyjątkowo udanych kompozycji, wprowadzających odpowiednie napięcie, lecz nie przesadzonych. To idealne tło dla wydarzeń, które towarzyszy widzowi podkreślając nastrój, jednocześnie nie narzucając mu się zbytnio. Spodobał mi się również ciepły i optymistyczny opening, YOUTHFUL, zaśpiewany przyjemnym, głębokim głosem wokalistki 99RadioService. Nieco gorzej prezentuje się piosenka towarzysząca napisom końcowym, głównie przez nijaki wokal Asami Seto, chociaż zarówno linia melodyczna, jak i animacja zasługują na uznanie. Osobne dwa słowa należy poświęcić seiyuu, którzy spisali się na medal. Po raz kolejny będę wychwalać Mamoru Miyano, który cudownie zagrał Taichiego, idealnie oddając wszystkie niuanse jego osobowości, bez popadania w przesadę. Całkiem dobrze poradziła sobie także wspomniana wyżej Asami Seto jako główna bohaterka, mimo iż lista jej ról nie jest szczególnie imponująca, a zdolności wokalne pozostawiają sporo do życzenia. Na prośbę koleżanki (w sumie dziękuję za przypomnienie) zwracam także uwagę na mruczny głos Yoshimasy Hosoyi (Arata Wataya), który ze względu na niewielką ilość czasu antenowego, nie mógł w pełni popisać się swoimi umiejętnościami, a szkoda, bo zdecydowanie jest czego słuchać.

Właściwie nie muszę się zastanawiać, czy warto polecić Chihayafuru, gdyż moim zdaniem to seria jak najbardziej godna uwagi. Pytanie brzmi, czego się spodziewać? Osoby poszukujące następcy genialnego Hikaru no Go na pewno poczują się rozczarowane, ponieważ kyougi karuta jest jednak mniej widowiskowa, a i seria nie ma ambicji stania się klasyczną turniejówką. Natomiast widzowie oczekujący okruchów życia zapewne będą narzekać na brak jakichkolwiek postępów w relacjach bohaterów. Cóż, Chihayafuru to ni pies, ni wydra – serial interesujący, ale naznaczony niezdecydowaniem autorki pierwowzoru. Mimo wszystko warto, ale trzeba być świadomym, iż manga cały czas jest publikowana, a anime to zaledwie wstęp do właściwych perypetii Chihayi i jej przyjaciół. Już nie reklama, ale jeszcze nie pełnoprawne, samodzielne dzieło.

moshi_moshi, 2 maja 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Madhouse Studios
Autor: Yuki Suetsugu
Projekt: Kunihiko Hamada
Reżyser: Morio Asaka
Scenariusz: Naoya Takayama
Muzyka: Kousuke Yamashita