Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 10/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 12 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,92

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 271
Średnia: 7,51
σ=1,56

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Easnadh)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Free! Eternal Summer

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • フリー!Eternal Summer
Postaci: Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Tęskniliście za pływającymi chłopcami od KyoAni? Ja też! I powiem jedno – warto było czekać.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Ostatni odcinek pierwszego sezonu zakończył się ilustracją z optymistycznym napisem „See you next summer…”. KyoAni dotrzymało obietnicy i tego lata pływający chłopcy z liceów Iwatobi i Samezuka powrócili, by rozpocząć kolejny, dla niektórych już ostatni, rok nauki i rywalizacji.

Pierwsze odcinki Free! Eternal Summer subtelnie kreślą kwestie i problemy, wokół których w tym sezonie kręcić się będzie fabuła. W bardzo wielkim skrócie można je zamknąć w dwóch słowach: „ostatni rok”. Będącym w trzeciej klasie Haruce i Makoto, do tej chwili myślącym wyłącznie o radości, jaką daje im pływanie, zostają wręczone arkusze, które powinni wypełnić planami na przyszłość. Sądząc ze wszystkich obejrzanych przeze mnie anime i przeczytanych mang, jest to niezwykle ważny i stresujący punkt w życiu każdego Japończyka, dla którego czasy liceum to beztroskie chwytanie dnia, jedyna okazja na chwilę oddechu przed dorosłością. Jako że trzecioklasiści pod koniec roku odejdą, trzeba by było zwerbować nowych członków, bo trzy osoby (licząc Gou) to za mało na działający klub, a już na pewno za mało na sztafetę pływacką. Jednak pomimo niezwykle efektownej i przezabawnej prezentacji, mającej zachęcić i zwabić „świeżaki”, jakoś nikt nie chce dołączyć (i tutaj, podobnie jak Haru, z ponurym wzrokiem utkwionym w przestrzeń mogłabym zapytać: „CZEMU?”, jako że pomysł Gou był całkiem niezły – ja po zobaczeniu wystąpienia kapitana drużyny w te pędy poleciałabym się zapisać, chociaż pływam w podobny sposób jak kamienie, czyli wcale). Do tego dochodzą wątpliwości jak zawsze odpowiedzialnego i racjonalnie myślącego Reia – jak za rok może być godnym zaufania senpaiem dla ewentualnych nowych członków, skoro jedyny styl, jaki opanował, to motylkowy? Problemów przysporzy także nowa postać, Sousuke Yamazaki, osiągający świetne wyniki pływak i dawny przyjaciel Rina z czasów podstawówki, który przejmuje od niego pałeczkę antagonisty, mrożąc bohaterów lodowatym spojrzeniem turkusowych oczu i wkurzając się na wszystkich nie wiadomo dlaczego przez pół sezonu. A jeśli do tego wszystkiego dodamy zbliżające się kwalifikacje do regionalnych, a potem krajowych zawodów pływackich… Będzie się działo, oj, będzie!

Generalnie rzecz biorąc, sezon drugi Free! ma nieco poważniejszy klimat od poprzedniego. Chociaż fazowe, zabawne i głupkowate tak, że macki opadają, wstawki (w typie znanego z poprzedniego sezonu kupowania kąpielówek) nadal się pojawiają, jest ich mniej; odcinki nieskupiające się na zawodach czy treningach dotyczą raczej bohaterów jako takich i ich motywacji oraz wewnętrznych przeżyć. Spora ilość nagich muskułów w odcinku pierwszym to lekka zmyłka, dalej jest zdecydowanie mniej zrywania z siebie ubrań i błyskania bi- i tricepsami, a fabuła skupia się na dojrzewaniu chłopców (chociaż w przypadku tego konkretnego studia wydawało się to niemożliwą niemożliwością), znajdowaniu celu w życiu i, jakże by inaczej, spełnianiu swoich marzeń. Z większością postaci taki zabieg się KyoAni udaje i wszystko przedstawia się, jak na anime, całkiem logicznie i realistycznie, ale żeby nie było za pięknie, w jednym przypadku studio przedobrzyło i poniosło całkowitą, w moim odczuciu, porażkę.

Jasną stroną tego wszystkiego jest to, że mamy okazję bliżej poznać bohaterów i dostrzec ich rozwój. Palmę pierwszeństwa należy tu oddać Rinowi, z którego, po zrzuceniu pancerza agresywnej dupkowatości, wylazł rozsądny, odpowiedzialny, opiekuńczy, choć nieco szorstki w obejściu chłopak o skrystalizowanych planach na przyszłość. Niespodziewanie niejakiej głębi nabiera też postać Nagisy. W poprzednim sezonie nigdy nie zwróciłam uwagi na to, że chłopcy wiecznie przesiadywali albo u Haru, albo u Makoto, albo u Reia, więc tak naprawdę nie mieliśmy ani przez chwilę wglądu w życie, rodzinę i dom czwartego członka klubu pływackiego. Zmienia się to we Free! Eternal Summer, a otoczka beztroskiej radości otaczająca Nagisę nieco blednie. W razie gdyby widzom po obejrzeniu Free! nie dość było traum z udziałem Makoto, twórcy postanowili dźgnąć ten balonik szpileczką z innej strony i tym razem poruszyć całkiem poważną kwestię przyjaźni z tak utalentowanym pływakiem, jakim jest Haruka, oraz narastającą świadomość, jaka jest różnica pomiędzy dobrze wyćwiczonym rzemiosłem a samorodnym, błyszczącym talentem. Z kolei z „rozwojem” Haru w drugim sezonie anime zaszło moim zdaniem jakieś wielkie nieporozumienie. We Free! śledziliśmy, jak z dość obojętnej makreli myślącej tylko o pływaniu przeistacza się w nie tak bardzo obojętną istotę ludzką, ciągle myślącą o pływaniu. I zamiast logicznie i spokojnie pociągnąć rozwój jego charakteru, twórcy postanawiają, że fajniej będzie, jeśli po prostu w niektórych momentach osobowość i wartości Haru zrobią nagle obrót o sto osiemdziesiąt stopni – tak, o. Z mimochodem rzuconej w drugim sezonie uwagi o jego rodzicach, możemy domyślić się, że Haruka, przez nieco lekkomyślnych rodzicieli zostawiany często, żeby radził sobie sam i jak chce, nigdy nie był naciskany i nie były mu stawiane żadne wymagania typowe dla japońskich dzieci. Dlatego dość zrozumiały jest jego strach i panika, kiedy wszyscy dookoła domagają się od niego, do tej pory spokojnie dryfującego sobie w zatoczce dzieciństwa, sprecyzowanych planów na przyszłość. Bezsens pojawia się dopiero wtedy, gdy dochodzimy do kwestii jego dziwnej filozofii życiowej, do której wszyscy zdążyliśmy się już przyzwyczaić, a mianowicie pływania dla samego pływania. Nie chciałabym nadmiernie spoilerować, ale według mnie tak nagłe „objawienie”, jakie mamy okazję zobaczyć w którymś momencie w anime, przejdzie tylko w Biblii tudzież innej świętej księdze. Generalnie członkowie klubu Iwatobi przez te wszystkie problemy w drugim sezonie, nabierają pewnej głębi jako postaci, ale wypadają dość przygnębiająco, i dlatego, prawem kontrastu, na pierwszy plan wysuwa się bardzo żywo przedstawiona relacja pomiędzy Rinem a Sousuke. Sam Sousuke, podobnie jak Rin w poprzednim sezonie, przez większość odcinków jest gburem o złotym sercu i dużej ambicji, tyle że jego dobry charakter jest ukryty dość głęboko – oczywiście istnieje na to logiczne (w miarę) wytłumaczenie, a wszystko wyjaśnia się z czasem. Bardzo łatwo uwierzyć w prawdziwą przyjaźń tej dwójki, jako że jest przedstawiona całkiem realistycznie – chłopcy są jednocześnie kumplami i rywalami, razem się śmieją i pływają, ale potrafią się też zdrowo pokłócić.

W drużynie Samezuka pojawia się jeszcze jeden nowy nabytek – pierwszoroczniak Momotarou Mikoshiba, młodszy brat byłego kapitana. Nie odgrywa on jednak w anime większej roli, poza zamęczaniem Nitoriego, wzdychaniem do Gou (to chyba rodzinne) i byciem elementem komediowym, o czym przekonujemy się już w pierwszych sekundach jego obecności na ekranie – jest on bowiem tak niepokonany w stylu grzbietowym, że rywale nadali mu przerażający przydomek… „Legendarna Wydra Morska”. Ku mojemu rozczarowaniu (wiem, złudna to była nadzieja…) KyoAni nie zrezygnowało niestety z postaci Nitoriego, który, ponieważ Rin już pozbierał się do kupy, nie ma teraz właściwie nic do roboty poza szwendaniem się za swoim idolem jak piesek i irytowaniem recenzentki piskliwymi okrzykami. No, ale w fandomie Free! para Rin/Nitori była bardzo popularna wśród fujoshi, więc rozumiem, że twórcy nie chcieli zarzynać kury znoszącej złote jaja. Pojawiająca się całkiem często Gou jak zwykle jest uroczym żeńskim dodatkiem do tej bardzo męskiej ekipy, co więcej, w przeciwieństwie do reszty pobocznych postaci, odgrywa w anime konkretną rolę – bardzo serio podchodzi do bycia menadżerką klubu, a KyoAni wcale nie uchyla się od pokazywania tego.

Jeśli już jesteśmy przy pokazywaniu różnych rzeczy, to czas przejść do omówienia tego, w czym Kyoto Animation jest najlepsze, czyli bardzo wysokiego poziomu graficznego produkcji. O płynnym przedstawieniu pływania pisałam w poprzedniej recenzji – w tej kwestii nic się nie zmieniło, te sceny nadal są bardzo dopracowane. Podobnie zresztą jak i wszystko inne. Wystarczy popatrzeć na wnętrza i tła. Stadion z pełną widownią podczas mistrzostw naprawdę robi wrażenie, z kolei podczas wycieczki do Australii wiernie odwzorowane zostają nie tylko miejskie krajobrazy, ale także… australijscy pływacy, Eamon Sullivan i Andrew Lauterstein. Wspominałam wcześniej, że bohaterowie rozbierają się w tym sezonie rzadziej, ale to wcale nie znaczy, że studio zrezygnowało z fanserwisu. Nie, jest go jeszcze całkiem sporo. Zazwyczaj dobrze wyważonego, nieco cliché, choć i tak sprawiającego masę radości (jak na przykład scena z Makoto wychodzącym spod prysznica; z całego serca dziękuję za nią twórcom), chociaż zdarzały się i chwile, kiedy odniosłam wrażenie, że twórcy serwują nam nie dość, że coś zbyt banalnego, to jeszcze na siłę.

Ścieżka dźwiękowa Free! Eternal Summer to zawarte na dwóch płytach ponad dwie godziny porządnie wykonanej muzyki. Twórcy trzymają się klimatu poprzedniego sezonu, czasami bezpośrednio nawiązując do melodii znanych już fanom Free! – Iwatobi Swim Club. W anime utwory świetnie się sprawdzają, idealnie wpasowując się bądź uwydatniając nastrój danej chwili, ale słuchane osobno też wpadają w ucho. Sama ścieżka zawiera dość różnorodny repertuar – od spokojnych melodii przywodzących na myśl pogodne, leniwe dni, pełne słońca błyszczącego na grzbietach morskich fal, przez nieco ostrzejsze brzmienia wzbogacone wokalem, aż po dubstep i kawałki tak bardzo rytmiczne, że nie wiedzieć kiedy zaczynałam mimowolnie kiwać się na boki. W przypadku piosenek otwierających i kończących anime twórcy także postanowili być tradycyjni. Openingowi, ponownie wykonywanemu przez grupę OLDCODEX, także i tym razem nie do końca udało się do mnie przemówić, chociaż jest on całkiem energiczny i obdarzony przyciągającą wzrok animacją. Niestety, blednie on w porównaniu ze śpiewanym przez seiyuu endingiem, który, choć prosty, niesamowicie wpada w ucho, niczym kot wydeptuje sobie w mózgu gniazdko i nie chce się stamtąd ruszyć, tak więc siedzi w głowie przez czas dłuższy. KyoAni nie mogło sobie oczywiście odpuścić dołączenia do piosenki fazowej animacji. Jedyny minus jest taki, że w momencie, kiedy ostatnia minuta odcinka zawiera wydarzenia dramatyczne, traumatyczne bądź wzruszające, a tu nagle sekundę później w uszach widza rozlega się radosny okrzyk: „HEY FUTURE FISH!!!”, zaś przed oczami pojawia się klip zawierający dziką jazdę bez trzymanki, trudno jest jakoś zbalansować kotłujące się w środku przeciwstawne uczucia, a na twarz mimo woli wypływa wyraz konsternacji, bo nie wiadomo, śmiać się czy płakać. Na sam koniec anime ending zostaje zastąpiony przez śpiewaną przez seiyuu pożegnalną piosenkę Clear Blue Departure, która, chociaż nie przedstawia sobą niczego niezwykłego, w moim przypadku faktycznie podniosła mnie na duchu po rozstaniu z, było nie było, lubianymi bohaterami.

Skoro już o seiyuu mowa, muszę wspomnieć o jednej rzeczy, za którą KyoAni mogłabym się pokłonić do ziemi. Może to takie moje zboczenie anglistki, ale dostaję ciarek, kiedy jakaś postać, w zamierzeniu twórców będąca gaijinem, stuprocentowym Amerykaninem bądź Brytyjczykiem, wydobywa z siebie dźwięki, których angielskim nie nazwałabym nawet po wypiciu sześciopaku Guinnessa. Na szczęście studio postanowiło nie katować nas okropnym „engrishem” i do roli Australijczyków zatrudniło aktorów anglojęzycznych (jeden z podkładających głos aktorów naprawdę pochodzi z Australii, chociaż większość to Amerykanie). Ponownie mój podziw wzbudził Mamoru Miyano, którego angielski był nie tylko całkiem płynny, ale i zrozumiały. Do starej obsady dołączyło kilku nowych członków, między innymi obdarzony charakterystycznym głosem Ken’ichi Suzumura (Hikaru z Ouran High School Host Club, Murasakibara z Kuroko no Basket) jako Momotarou oraz Yoshimasa Hosoya (Hyuuga z Kuroko no Basket, Asahi z Haikyuu!!, Sentarou z Sakamichi no Apollon), którego głęboki, męski głos idealnie pasował do postaci Sousuke.

Podsumowując – we Free! Eternal Summer KyoAni zrobiło malutki krok do przodu. Albo może w bok. W każdym razie nie stoi w miejscu i do serii, która bardzo często skupiała się na różnych powodujących „fazę” wydarzeniach (zabawnych, choć niemających tak naprawdę znaczenia dla głównej osi fabuły) oraz dużej ilości błyszczących męskich muskułów, studio stworzyło kontynuację, która, zachowując wszystkie zalety sezonu pierwszego, ma też kilka nowych. Anime nadal zapewnia przednią rozrywkę dzięki lekkiemu humorowi i emocjonującym, przynajmniej dla mnie, zawodom pływackim, ma trochę męskiego fanserwisu, sympatyczne postaci oraz świetną oprawę muzyczną i graficzną, jest jednak ogólnie bardziej stonowane i skupione na głównym wątku – czyli dorastaniu kilku przyjaciół i relacjach między nimi. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy Free! Eternal Summer jest lepsze od poprzedniczki. Jest po prostu ciut inne, tak samo dobre, ale z trochę innych powodów. Tak więc jeśli chodzi o oglądane przeze mnie tytuły z sezonu letniego 2014, miałam naprawdę duże szczęście – jest to bowiem kolejna kontynuacja, która łamie schemat „…bo sequele zazwyczaj są gorsze” i którą mogę z czystym sumieniem gorąco polecić.

Easnadh, 14 grudnia 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Kyoto Animation
Projekt: Futoshi Nishiya, Saiichi Akitake
Reżyser: Hiroko Utsumi
Scenariusz: Masahiro Yokotani
Muzyka: Tatsuya Katou

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Free! Eternal Summer - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl