Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 3/10 grafika: 5/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 13
Średnia: 6,15
σ=1,92

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

12-sai ~Chicchana Mune no Tokimeki~ [2016]

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2016
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 12歳. ~ちっちゃなムネのトキメキ~ [2016]
Widownia: Shoujo; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Kontynuacja losów dwóch zakochanych par z podstawówki? Lepsza? Nie, za to z bardziej widocznymi wadami.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Hanabi Ayase i Yui Aoi, szkolne przyjaciółki, jako pierwsze w klasie mają chłopaków, ale oczywiście całe to chodzenie jest jeszcze bardzo, bardzo niewinne. Jednak czy to, że są jeszcze prawie dziećmi ma oznaczać, że ich uczucia są mniej prawdziwe? Tak samo jak każdy przeżywają chwile radości i zwątpienia, chcą być z ukochaną osobą i obawiają się niepewnej przyszłości. Jakie perypetie tym razem przygotował dla nich los?

Cóż, odpowiedź brzmi – niezbyt porywające. 12­‑sai ~Chicchana Mune no Tokimeki~ to seria, która swoje szanse zmarnowała całkowicie na własne życzenie. Pierwszą i podstawową rzeczą, jaką należy o niej wiedzieć, jest informacja o grupie docelowej: shoujo. To anime to 150% shoujo w shoujo i szybko można się przekonać, że poza powielaniem kolejnych bardzo już wysłużonych schematów nawet nie próbuje dodawać niczego od siebie. Miałam nadzieję, że druga seria może się okazać lepsza choćby dlatego, że pierwsza „odpracowała” już sporo obowiązkowych punktów programu z początków związku romantycznego i na logikę nadszedł czas na wprowadzenie jakichś nowych wątków. Nic z tego: w planach na ten sezon mamy kolejnego rywala (tym razem do serca Yui, a nie Hanabi), zazdrosną intrygantkę (Cocoa), liczne przeszkadzajki (trio klasowych idiotów), a nawet zmierzenie się z dezaprobatą kogoś z rodziny (w tej roli brat Hanabi). Nie umiałabym wskazać ani jednego odcinka, który bazowałby na jakimś odrobinę świeższym pomyśle.

Irytujące naprawdę jest to, że w gruncie rzeczy nawet na schematach dałoby się oprzeć udaną opowieść, gdyby były one wykorzystywane po prostu jako szkielet fabularny – ot, żeby się coś działo. Nie wymagam od takiej serii szczególnego realizmu, wystarczy, żeby była zabawna i urocza, a sporo będę w stanie jej wybaczyć na zasadzie, że przecież to produkcja dla dzieci. Ale jednak – bez przesady. W pewnym momencie uświadomiłam sobie na przykład, że o bohaterach (ba, także o bohaterkach, będących przecież narratorkami tej historii) nie wiemy praktycznie nic. Nie mają żadnych upodobań ani antypatii, żadnych zainteresowań, są całkowicie obrani ze wszystkiego poza romantycznym uczuciem, jakie ich połączyło. W efekcie to uczucie, szczególnie w przypadku pary Hanabi – Takao, wygląda okropnie sztucznie, bo nie jest poparte absolutnie niczym, co by ich miało łączyć. Nie po raz pierwszy wprawdzie widzę w shoujo wielką miłość do osoby, z którą nie ma się literalnie ani jednego tematu do rozmowy, ale też za każdym razem tak samo źle to odbieram. Yui i Hiyama wypadają pod tym względem trochę lepiej, ale też właściwie nie mają żadnej wspólnej płaszczyzny. Pomijając już brak realizmu (czego ja wymagam od anime…), to się przekłada na poważniejszy problem, polegający na tym, że bohaterów poza perypetiami romansowymi kompletnie nie ma czym zająć. Stąd scenariusz poszczególnych odcinków dość przypadkowo podejmuje i porzuca różne motywy, żeby działo się cokolwiek.

Właściwie wynika to już z poprzedniego akapitu, ale im dalej w fabułę, tym większym problemem serii stają się jej bohaterowie. To, że są schematyczni, dałoby się spokojnie wybaczyć. To, że są pozbawieni podstawowych ludzkich reakcji zaczyna w pewnym momencie przeszkadzać bardzo poważnie. Na uwięzieniu w schematach shoujo cierpią oczywiście przede wszystkim chłopcy – zarówno Takao jako chodzący ideał, jak i Mikami, podstawówkowy uwodziciel i kandydat do serca Yui, są skrajnie papierowi, podobnie zresztą jak zepchnięty całkowicie w tło Tsutsumi. Tak jak poprzednio, tylko Hiyama się jakoś broni jako postać. Hanabi i Yui, główne bohaterki, nie zmieniają się ani odrobinę, chociaż cały czas śledzimy ich rozterki i rozważania. Ostatecznie nie umiałabym wskazać żadnych zasadniczych różnic między Hanabi z pierwszego odcinka pierwszego sezonu i ostatniego odcinka tej części.

Kiedy jednak pisałam o braku ludzkich reakcji, miałam na myśli co innego. Otóż w drugiej serii zdarzają się sceny i całe wątki, które po prostu trudno oglądać. Są one związane albo z intrygami Cocoy, albo też z występami klasowych idiotów. Są to oczywiście obowiązkowe w romansach „przeszkadzajki”, zaś chłopcy dodatkowo reprezentują niedojrzałą męską część społeczności klasowej, co właściwie powinno być akurat akcentem realistycznym. W praktyce ich działania bardzo daleko przekraczają granice dopuszczalności i niewinnych dziecięcych intryg, a słowa, jakimi należałoby je określić, to odpowiednio „podłe” i „chamskie”. Nie tylko jednak nie interesuje się tym nikt z dorosłych (w takiej serii to nie zaskakuje), ale też nikt z rówieśników nie reaguje ani w części adekwatnie – Takao z reguły kwituje to miłym i obojętnym uśmiechem i nawet porywczy Hiyama właściwie nic nie robi. Nie wspomnę już o tym, jak szybko cała sytuacja się „resetuje” i wszyscy zapominają o tym, że Cocoa właśnie przed całą klasą wyszła na wredną intrygantkę. Poświęcam temu tyle miejsca, bo naprawdę psuło mi to seans i sprawiło, że seria nie bardzo sprawdza się jako „porcja słodyczy” po ciężkim dniu.

Pod względem wizualnym jest mniej więcej tak samo, jak było, czyli bardzo ubogo i oszczędnie. Nie robiłabym z tego poważnego zarzutu – seria wprawdzie wygląda jak sprzed piętnastu lat, ale od takiej opowieści właściwie nie wymagam szczególnie starannej oprawy graficznej. Jasne, byłoby miło, gdyby w tle się cokolwiek ruszało i gdyby wnętrza były odrobinę ciekawsze, ale ostatecznie nie to było dla mnie czynnikiem decydującym o ogólnej ocenie. To samo można powiedzieć o muzyce, szczególnie że czołówka i ending były bardzo podobne z charakteru do poprzednich, a w tle słychać było chyba z grubsza to samo. Do seiyuu trudno mieć pretensje, bo grali tak, jak im kazano, ale panowie, w szczególności Souma Saitou jako Takao oraz Shinnosuke Tachibana jako Mikami, brzmieli okropnie sztucznie jak na wiek, w jakim teoretycznie powinni być bohaterowie. Dotyczy to szczególnie Takao – kiedy go słuchałam, miałam wrażenie, że mam do czynienia z lektorem w jakimś samouczku, nieskończenie cierpliwym i wypowiadającym każdą kwestię z identyczną intonacją.

Nie skreślałabym tego anime całkowicie właściwie chyba tylko dlatego, że podejrzewam, iż grupie docelowej, czyli dziewczętom trochę młodszym od bohaterek, będzie się ono podobać. Jednak raczej odradzałabym seans – wprawdzie podobnych serii shoujo w tym momencie powstaje niewiele, ale jeśli sięgnąć do starszych ekranizacji, z łatwością znajdzie się wśród nich o wiele lepsze pozycje.

Avellana, 11 lutego 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: OLM
Autor: Nao Maita
Projekt: Shouko Hagiwara
Reżyser: Kumiko Habara, Masaki Oozora
Scenariusz: Fumi Tsubota
Muzyka: Motoyoshi Iwasaki