Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 42
Średnia: 7,26
σ=1,59

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Sakura Quest

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 25×24 min
Tytuły alternatywne:
  • サクラクエスト
Postaci: Pracownicy biurowi; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Opowieść o młodej ambitnej kobiecie, która zamiast robić karierę w Tokio, musi ratować podupadające miasteczko gdzieś na końcu świata. Niezgorsze okruchy życia o tym, jak młodzieńcze marzenia odbijają się od twardej rzeczywistości.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Yoshino Koharu ma dwadzieścia lat, zero doświadczenia zawodowego, puste konto i z całych sił próbuje podbić miasto marzeń, czyli Tokio. Powoli jednak zaczyna do niej docierać, że młodzieńcze plany rzadko wygrywają w zderzeniu z szarą rzeczywistością, a podobnych do niej marzycieli jest w japońskiej stolicy na pęczki. Mimo to dziewczyna biega z rozmowy kwalifikacyjnej na rozmowę, byle tylko oddalić wizję powrotu na prowincję do rodziców. W końcu pojawia się niewielki promyczek nadziei – z Koharu kontaktuje się agencja, do której kiedyś aplikowała, z informacją, że mają dla niej zajęcie. Otóż włodarze pewnej zapomnianej przez świat mieściny potrzebują osoby, która na lokalnej imprezie odegra rolę królowej. Puste konto to świetne lekarstwo na wygórowane ambicje, toteż Yoshino szybko zgadza się na propozycję, zwłaszcza że jeden dzień nawet w najodleglejszej dziurze nie wydaje się czymś strasznym. Pamiętajcie drogie dzieci, żeby dokładnie czytać umowy przed podpisaniem… Na miejscu szybko wychodzi na jaw, że oprócz wspomnianej uroczystości kontrakt obejmuje też roczną współpracę z lokalnym biurem promocji turystyki. Siłą rzeczy, zamiast robić karierę w Tokio, Yoshino zmuszona jest zostać w Manoyamie (bo tak zwie się miasteczko) i wraz z pozostałymi pracownikami biura stawać na rzęsach, by wypromować lokalną „atrakcję”, czyli Królestwo Czupakabry.

Sakura Quest to kolejna wersja historii o słodkich młodych kobietach, które zamiast zajadać ciastka, pracują. Piszę o kobietach, ponieważ do Yoshino szybko dołączają równie urocze koleżanki: pracująca w biurze Shiori Shinomiya, jej przyjaciółka interesująca się zjawiskami paranormalnymi, Ririko Oribe, niespełniona aktorka, Maki Midorikawa oraz informatyczka z Tokio, Sanae Kouzuki. Niestety schemat z powodzeniem wykorzystany w Shirobako, w opisywanej serii się nie sprawdził. Niby wszystko jest na miejscu – grupa ślicznych i pełnych dobrych chęci kobiet, a także interesująca i pełna wyzwań praca. Problem polega na tym, że zamiast względnie realistycznego, podlanego humorem ujęcia tematu, otrzymujemy zabawę w biuro promocji. Zanim jednak wytłumaczę, dlaczego tak sądzę, przyda się krótkie wprowadzenie. Otóż Manoyama to dziura zabita dechami i to całkiem dosłownie. Większość młodych ludzi, podobnie jak główna bohaterka, ucieka do dużych miast i nie ma zamiaru wracać. Dzielnica handlowa straszy pustką, ponieważ trzy czwarte sklepów stoi zamknięte na cztery spusty, a wspomniane we wstępie Królestwo Czupakabry, to modna kilkanaście lat temu lokalna atrakcja, o której duża część mieszkańców wolałaby zapomnieć. Pozostałością po niej jest wielki budynek, koszmar architektów, także pozostawiający wiele do życzenia. W miasteczku nie dzieje się absolutnie nic, a nieliczne oznaki życia da się zaobserwować tylko w niewielkiej rodzinnej restauracji, prowadzonej przez nieco ekscentryczną Angelicę.

Sytuacja jest o tyle trudna, że Manoyama nie ma nic, co mogłoby przyciągnąć turystów i ludzi zainteresowanych osiedleniem się tu. Jedną z nielicznych rzeczy, z których słynie miasto, jest charakterystyczna odmiana snycerki, ale że grono odbiorców tej odmiany sztuki kurczy się, nie bardzo da się ją szeroko rozreklamować. Dla biura promocji jest to pewien kłopot, ale z drugiej strony Manoyama to malowniczo położone miasteczko z jakąś tam historią, co przy odrobinie dobrych chęci dałoby się twórczo wykorzystać. Problem polega na tym, że ekscentrycznego szefa placówki interesuje tylko kiczowate Królestwo Czupakabry, które zresztą sam wymyślił. Wiekowy pan Kadota chce wskrzeszać przysłowiowego trupa, byle tylko pokazać, że jego dziwaczny twór ma sens. Dlatego też zmusza bohaterki do różnych nieprzemyślanych akcji promocyjnych i z uporem godnym lepszej sprawy idzie w zaparte mimo widocznego braku wyników. Co gorsza, nikt nie próbuje mu wyjaśnić, że popełnia błąd, tylko ślepo wypełnia polecenia, ewentualnie pozostaje biernym obserwatorem. Sytuacji nie ratują główne bohaterki, które nie mają zielonego pojęcia o pracy w podobnej branży. Większość ich pomysłów byłaby nie do zrealizowania nawet w dużym mieście z pokaźnym budżetem, a co dopiero w małej rolniczej mieścinie. Chociaż twórcy podkreślają, że oglądamy dorosłe osoby, w ogóle tego nie czuć – zarówno pomysły, jak i sposób ich wykonania wskazują raczej na dziewczynki w wieku gimnazjalnym. Ogólnie cały koncept rewitalizacji miasta nie ma cienia sensu, wszystko jest robione na żywioł, bez konsultacji z mieszkańcami. Pracownikom biura brak jest podstawowej wiedzy i kompetencji, nie potrafią przewidzieć konsekwencji swoich działań, a głupotę ich genialnych w założeniu planów muszą im uświadamiać przypadkowi ludzie.

Jako osoba z zewnątrz, Yoshino jeszcze się broni, ale też nie do końca. Chyba logiczne jest, że kiedy rozpoczynam gdzieś pracę, to najpierw staram się czegoś o tej pracy dowiedzieć. Tymczasem główna bohaterka długo ignoruje fakt, że jako oficjalnie zaprzysiężona królowa powinna mieć przynajmniej minimum wiedzy o miejscu, które ma promować. Jeszcze gorzej wypadają jej koleżanki, z wyjątkiem Sanae pochodzące z Manoyamy. Nie mają pojęcia, co myślą o mieście i co chcieliby zmienić ich przyjaciele i sąsiedzi, nie próbują się tego nawet dowiedzieć. Do tego dochodzą ich prywatne problemy i rozterki, często śmieszne lub niepotrzebnie rozdmuchane. Przy czym ja naprawdę zdaję sobie sprawę, że Sakura Quest nigdy nie pretendowało do miana dokumentu i dlatego pewne sprawy ukazuje z przymrużeniem oka.

Pierwsze odcinki nie zapowiadają porażki, a nawet zachęcają do sięgnięcia po ciąg dalszy. Niestety anime szybko traci rozpęd, a wymienione przeze mnie wady coraz bardziej rzucają się w oczy i zaczynają irytować. Gdyby seria traktowała o szkolnym klubie, nie byłoby problemu – jest różnica między grupką nierozgarniętych nastolatek, próbujących ożywić miejsce zamieszkania, a kobietami robiącymi to zawodowo. Żeby oddać im sprawiedliwość, przyznaję, że oprócz Shiori żadna z nich nigdy w podobnym miejscu nie pracowała, ale przecież naprawdę nie trzeba skończyć odpowiednich studiów, żeby dostrzec czystej wody głupotę i absurd. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że druga połowa anime jest znacznie lepsza, tyle że wiele osób zdąży do tego czasu serię porzucić. Tymczasem pod wpływem mieszkańców i wydarzeń bohaterki zaczynają faktycznie robić coś dla miasta, uczą się na błędach, pytają o opinię innych i starają się wykorzystać to, co oferuje Manoyama. Nareszcie widz dostaje serię, na którą czekał.

Oczywiście, oprócz wymienionych wad, produkcja ma także kilka zalet. Po pierwsze, twórcy wyjątkowo zgrabnie sportretowali małe miasteczko i jego mieszkańców. Pokazali autentyczne problemy, z jakimi borykają się takie miejsca. Udało im się uchwycić ten unikalny, kameralny i rodzinny nastrój, a także pewną stagnację, to specyficzne poczucie, że czas płynie tu wolniej niż w dużych metropoliach. Po drugie, postaci drugoplanowe to prawdziwy majstersztyk – ożywiają one widowisko i nadają mu charakteru. Mieszkańcy Manoyamy, w przeciwieństwie do głównych lukrowanych bohaterek, wydają się prawdziwi i nieodrysowani od jednej sztancy. Ich problemy kręcą się wokół codziennych spraw, cieszą ich małe rzeczy. Są to drobiazgi, ale szalenie ważne i decydujące o odbiorze widowiska. Szczerze mówiąc, perypetie bohaterów drugoplanowych angażowały mnie znacznie bardziej niż przerysowane i udziwnione rozterki protagonistek. Między innymi dlatego uważam, że druga połowa anime była lepsza – skupiała się ona właśnie na społeczności Manoyamy, pełnej naprawdę uroczych i miłych ludzi, dalekich jednak od ideału. Poza tym wielką frajdę sprawiało mi obserwowanie, jak dziewczyny nareszcie wykonują swoje obowiązki profesjonalnie, a ich zaangażowanie zaczyna przynosić efekty.

Wiąże się to z faktem, że bohaterki zamiast roztrząsać osobiste niepowodzenia, po prostu biorą się do pracy. Nareszcie ewoluują (chociaż to trochę za duże słowo) w dorosłych ludzi i zaczynają dostrzegać coś więcej niż czubek własnego nosa. Inna sprawa, że nie wychodzą przy tym poza przypisaną przez scenarzystów rolę – ich osobowości da się określić kilkoma przymiotnikami, podobnie zresztą jak relacje je łączące. Jak już wspomniałam, o atrakcyjności serii decyduje drugi plan, pełen wyjątkowo barwnych bohaterów. To naprawdę interesujące, że twórcom udało się nadać każdej z tych postaci odmienny rys, połączyć ją z kimś innym specyficzną więzią, podczas gdy protagonistki łączy jedynie coś na kształt płytkiej przyjaźni i nawet najpoważniejsze rozmowy o życiu nie są w stanie zatrzeć tego przykrego wrażenia.

Wracając jednak do zalet, na pewno zalicza się do nich bardzo przyjemna oprawa graficzna. Wystarczy rzucić okiem na zamieszczone obok kadry, żeby zobaczyć, jak ładne są projekty postaci. I niech nie zmylą Was śliczne buzie głównych bohaterek, oprócz nich anime wypełnia pokaźna grupa naprawdę różnorodnych postaci – nie brakuje tu osób starszych czy dzieci, których fizjonomia niekoniecznie należy do atrakcyjnych. Tła również przykuwają wzrok pięknymi kolorami i sielskimi krajobrazami, a ponieważ akcja anime obejmuje cały rok, widz ma okazję podziwiać wspomniane scenerie w aż czterech odsłonach. Do tego dochodzi umiejętne operowanie światłem i płynna animacja. Owszem, zdarzają się słabsze odcinki, niedoróbki i niezaplanowane krzywizny, zwłaszcza pod koniec, ale w ogólnym rozrachunku trudno zarzucić produkcji coś poważnego pod względem technicznym.

Nieco słabiej prezentuje się ścieżka dźwiękowa, pełna prostych i zupełnie bezbarwnych utworów. Coś tam w tle gra, czasem nawet całkiem zgrabnie, da się wychwycić dominujący instrument, ale jeszcze przed końcem odcinka melodia ulatnia się z głowy. Nie inaczej ma się kwestia czołówek (Morning Glory, Lupinus) i piosenek towarzyszących napisom końcowym (Freesia,Baby's Breath), wykonywanych przez (K)NoW_NAME – to „milutki”, nieźle zaśpiewany j­‑pop, ale bez rewelacji. Ot, standardowy zestaw kompozycji do anime, wyłowiony z morza podobnych i zupełnie niezapadający w pamięć. Seiyuu głównych bohaterek spisały się dobrze, ale jako że nie pałam miłością do szczebioczących dziewuszek, nie bardzo jestem w stanie docenić ich wysiłek. Tak naprawdę zapamiętałam tylko Mikako Komatsu jako Sanae, i to tylko dlatego, że jako jedyna nie brzmiała infantylnie. Podobnie jak w przypadku obsady, dużo ciekawiej wypadli aktorzy grający role drugoplanowe, szczególnie Atsushi Ono jako pan Kadota i Maki Izawa w roli babci Ririko, Chitose.

Sakura Quest okazało się serią wyjątkowo nierówną, ale mimo wszystko uniknęło łatki ładnej wydmuszki. Przede wszystkim dlatego, że anime porusza kilka istotnych kwestii związanych z wyludniającymi się i starzejącymi miasteczkami i wsiami. Co prawda, nie oferuje ono cudownego leku na bolączki mieszkańców, ale pokazuje, że nawet przy użyciu prostych środków da się te przykre „dolegliwości” złagodzić. Uświadamia także, jak ważny jest udział lokalnej społeczności w rewitalizacji terenów wiejskich. Szkoda tylko, że główne bohaterki potrzebowały aż pół serii, by zrozumieć te oczywistości i zauważyć, że zabierają się do pracy od złej strony. Przed zwolnieniem i ostracyzmem uratowało je tylko to, że mamy do czynienia z anime, a nie z prawdziwym życiem. Naturalnie jest to w dużym stopniu wina scenarzystów i reżysera, niepotrzebnie rzucających bohaterkom zbyt wymyślne fabularne kłody pod nogi. Pomysł był dobry, ale zawiodło wykonanie – twórcy zmarnowali mnóstwo czasu na rzeczy zbędne i nie potrafili pokazać przemiany protagonistek w sposób przekonujący. Yoshino i jej koleżanki zaczynały jako irytujące, bezużyteczne laleczki drepczące w kółko i chociaż pod koniec odrobinę dorosły i udowodniły, że potrafią zdziałać coś dobrego, zarówno ich przemiana, jak i dalsze losy były mi obojętne. Co innego los szalenie sympatycznych mieszkańców Manoyamy. Cóż, mimo wielu wad zachęcam do sięgnięcia po Sakura Quest. Z pewnością nie jest to dzieło wybitne, ale dzięki dość wnikliwemu przedstawieniu małomiasteczkowej codzienności i bardzo udanym postaciom drugoplanowym produkcja pozostawia po sobie miłe wrażenie, a zawarty w niej ładunek ciepła skutecznie poprawi nastrój nawet po bardzo nieudanym dniu.

moshi_moshi, 30 września 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: P.A. Works
Projekt: Bunbun, Kanami Sekiguchi
Reżyser: Souichi Masui
Scenariusz: Masahiro Yokotani

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Sakura Quest - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl