Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Komentarze

Farathriel

  • Avatar
    A
    Farathriel 25.06.2014 16:10
    Komentarz do recenzji "Sankarea"
    Normalnie to anime oberwałoby ode mnie oceną 5/10 – niemniej wyjątkowo dałem tą 6­‑tkę – i to tylko przez wzgląd na dość niecodzienne podejście do tematyki zombie.

    Generalnie nie ma co się po tym anime spodziewać czegoś szczególnego – ot – taka sobie wariacja nt. dziwaka i jego lubej. Miałem się zabrać za mangę – niemniej to wszystko cierpi na syndrom nijakości – raz jest poważnie, by za chwilę napięcie opadało do poziomu wręcz sielanki. I prawdę mówiąc nie wiem co mam o tym myśleć – czy to jest po prostu defilada głupoty autorów, czy faktyczny zamysł. Tak więc z powodzeniem można powiedzieć, że potencjał niewykorzystany.

    Pomijam absurdy fizjologiczne pokroju –  kliknij: ukryte 

    Ciężko też coś więcej powiedzieć o oprawie audiowizualnej. Nie ma tragedii, postacie są ładnie narysowane, gra kolorów całkiem przyzwoita – ale to wszystko – jak na standardy technologiczne, w którym zrobiono Sankareę animacja mogła być o wiele lepsza. I to tym bardziej, że całość anime nie wydaje się iść w stronę jakiejś bardziej zaciętej akcji, a właśnie atmosfery i uroku całości.

    Szczerze? Nie wiem komu mógłbym to polecić. Może po prostu amatorom niecodziennych podejść do sprawy zombie…
  • Avatar
    A
    Farathriel 13.06.2014 20:20
    Komentarz do recenzji "Ano Natsu de Matteru"
    W gruncie rzeczy to całkiem dobra seria. Jakby nie patrzeć – wszystko przygotowane całkiem sprawnie. Z pewnością co można temu anime zarzucić to nieznaczny przerost pewnych treści stricte dramatycznych. Bohaterowie drugoplanowi uganiają się za sobą jak wariaci – jeden drugiemu naprzemienne mówi o swoich uczuciach. Trochę się z tego robi galimatias. No i miejscami wręcz przesyt moe w wykonaniu głównej bohaterki.

    Poza tym sympatycznie to wszystko poprowadzili, fabularnie domknęli (oby nikomu nie strzeliło do głowy zrobić sequela –  kliknij: ukryte ). Najważniejsze, że nic szczególnego człowieka już przy tym anime nie trzyma bo naprawdę nie ma nic gorszego niż stek niedopowiedzeń. Chociaż po prawdzie jako klon Onegai Teacher miło byłoby mi zobaczyć właśnie wspomnianą uzupełniającą ovę.

    W sumie to warto to obejrzeć…
  • Avatar
    Farathriel 8.06.2014 19:41
    Re: ambiwalentnie
    Komentarz do recenzji "Sakasama no Patema"
    O właśnie o tu uderzyłeś w sedno – rzec można – problemu realizmu tego anime. Ale nic idziemy po kolei dla zachowania porządku:

     kliknij: ukryte 

    Warto też podkreślić, że jest to tylko film – i to tym bardziej o wydźwięku bardziej symbolicznym, filozoficznym niżeli naukowym. Tak więc można też się zastanowić, czy próba wyjaśniania mechaniki świata Sakasama no Patama przez pryzmat znanej nam mechaniki naszego świata jest w ogóle poprawna i możliwa.
  • Avatar
    Farathriel 6.06.2014 22:58
    Re: ambiwalentnie
    Komentarz do recenzji "Sakasama no Patema"
    Odpowiedzi na twoje pytania:
     kliknij: ukryte 

    Mam nadzieję, że pomogłem.
  • Avatar
    A
    Farathriel 6.06.2014 18:13
    Komentarz do recenzji "Sakasama no Patema"
    Jedno muszę przyznać – Sakasama no Patema jest pod względem symboliki, poruszanego tematu jak i klimatu wręcz wyjątkowe. Mamy tu wspaniale przedstawione mechanizmy manipulacji, tworzenia dystopii, a na tych podstawowych ideach jak wolność kończąc. Wspaniale przedstawiona historia, w zalewie całkiem sympatycznej abstrakcji. Nie widzę sensu rozwodzić się na tym jakoś przesadnie – to anime po prostu warto obejrzeć przez wzgląd na czystą przyzwoitość wobec pomysłu twórcy.

    Opowieść jest bardziej symboliczna niż popularnonaukowa, więc już po 20­‑30 minutach seansu przestałem zwracać uwagę na irracjonalne wręcz mechanizmy grawitacji jakie tam funkcjonują.
  • Avatar
    A
    Farathriel 5.06.2014 13:41
    Marność nad marnościami
    Komentarz do recenzji "R-15"
    Tak w ramach poluzowania sobie pokładów stresu jakich się ostatnio nabawiłem, uznałem, że mogę sobie pozwolić na nieco głupoty w postaci R­‑15. Z tym, że te 5 odcinków, które byłem zdolny zmordować w zasadzie mnie tylko zmęczyły. Bo litości – ileż można oglądać gołych tyłków, animowanych cycuszków i kawaii­‑panienek oraz 15 letniego porno pisarza, który na dodatek wygląda jak chłopiec z podstawówki. Nie powiem – jak to mam w zwyczaju, że było to błoto i gówno – o nie nie. Paradoksalnie bowiem błoto i gówno nie męczy, a jedynie odrzuca – natomiast R­‑15 tylko męczyło.

    Co na plus? Może ewentualnie niektóre projekty postaci oraz pomysł z samym głównym bohaterem i jego talentem. Gdyby nie chora wręcz nawała ecchi oraz dzieciaczkowaty charakter samego bohatera – może by i to było zjadliwe. A tak R­‑15 skończyło w moim mniemaniu jako rodzaj flaków z olejem jedzonych na trzeci dzień.
  • Avatar
    A
    Farathriel 5.06.2014 11:15
    Komentarz do recenzji "No Game, No Life"
    Są takie anime do oglądania których oglądania wstyd się przyznać. I gdyby nie to, że No Game, No Life było zaplanowanym z góry majstersztykiem fabularnym z całkiem niezłymi postaciami – powiedziałbym śmiało, że jest to kolejne głupawe anime w dodatku z przerysowaną – przesadnie cukierkową oprawą graficzną.
  • Avatar
    A
    Farathriel 28.05.2014 18:41
    Nic specjalnego
    Komentarz do recenzji "Mikakunin de Shinkoukei"
    Wielkiej rewelacji nie ma – tj. – anime nie uwodzi, nie ma w sobie tego czegoś co miały w sobie Toradora czy Usagi Drop. Z drugiej strony – nie mogę zarzucić jakichś pokaźnych błędów. To jest po prostu zwyczajna, kapkę banalna historyjka opowiedziana z przyjemnym, ciepłym akcentem oraz całkiem sympatycznymi postaciami.

    Dla relaksu i odprężenia się seria idealna, ale nic poza tym.
  • Avatar
    Farathriel 2.05.2014 20:14
    Re: Szczerze, nie polecam
    Komentarz do recenzji "Toaru Hikuushi e no Koiuta"
    Możliwe, że by tak było. Niemniej – jeśli mówimy tu o jakiejś formie realizmu, czy przynajmniej wiarygodności to warto uwzględnić też te sprawy, o których wspomniałem.

    Oczywiście – to tylko anime, film jakich wiele – musieli jakoś wypełnić czas antenowy. Zresztą nie o realizm w THenK chodziło (chociaż ze względu na dużą ilość walk powietrznych mógłby być on na wyższym poziomie).
  • Avatar
    Farathriel 2.05.2014 19:33
    Re: Szczerze, nie polecam
    Komentarz do recenzji "Toaru Hikuushi e no Koiuta"
    Były – jak najbardziej było to możliwe. Jednakże nie zdarzało się to zbyt często. Przy ostrzale z dział okrętowych dochodziło tak wiele czynników, że w zasadzie bardzo rzadko co do joty wszystkie pociski przychrzaniały z impetem zostawiając po przeciwniku tonący wrak. Dolicz sobie jeszcze fakt, że bananowe towarzystwo w anime było w powietrzu, całe kilometry nad ziemią – więc nie wiadomo jak silne dokładnie były tam wiatry, które znosiły te pociski. I to tym bardziej gdy protagoniści strzelali praktycznie na ślepo i tylko na podstawie koordynatów podawanych przez zwiadowcę.

    Zresztą – o co mi chodzi – chcę zwrócić uwagę, że takie sprawy jak ostrzał w tym anime przybrały klasyczny filmowy charakter. Nie było tam charakterystycznej losowości, przypadkowości trafień. Ot takie sobie – nie mogą trafić i nie mogą, ale jak już trafią to oczywiście ze skutkiem spektakularnym i ostatecznym.
  • Avatar
    Farathriel 2.05.2014 16:37
    Re: Szczerze, nie polecam
    Komentarz do recenzji "Toaru Hikuushi e no Koiuta"
    Jako ze namiętnie storpedowałeś najgorsze głupoty tego anime z przyjemnością podepnę się pod ten post. Otóż zastanowiła mnie jeszcze jedna rzecz – jeden z końcowych odcinków kiedy to ukochany pancernik tych dobrych ostrzeliwuje się z jakimś paskudztwem tego całego klanu. Tam po raz kolejny zadziałała jakaś magia nieco głupkowatego scenariusza. Przeciwnik miał bohaterów jak na dłoni, a na domiar tego sam był za zasłoną dymną. Pomimo tego pudłował jak ostatni kretyn. Tymczasem – jakże by inaczej – ci dobrzy jedną celną salwą posłali złych i niedobrych do piachu. Bo przecież chrzanić fizykę wraz rozrzutem przy ostrzale i granicę błędu matematycznego, która jest zawsze – nawet przy tych tzw. najlepszych koordynatach.

    Sprawa inna – przeto, że cenię sobie dobrze napisane relacje pomiędzy bohaterami – to tu jak zwykle będę miał na co psioczyć. Z jednej strony nie było tragedii – z drugiej – tradycyjnie jak na japońszczyznę przystało, z ekranu wylewa się niepotrzebny patos przemieszany z jakąś taką… sztuczną i wydumaną bohaterskością. Claire Cruz jako de facto młoda nastolatka ma do wyboru dwie opcje – odlecieć z ukochanym albo dać się ofiarować wrogowi w zamian za pokój z Islą. Wybiera oczywiście bohaterskie poświęcenie, bo przecież jako nastolatka jest na tyle wiarygodna i dojrzała emocjonalnie, że potrafi to zrobić. Ot i co mało wiarygodne. Zresztą to jest przypadłość już tak znana w anime, że zaczynam na to poważnie machać ręką.

    Poza tym z grubsza nie mogę się do niczego szczególnego tu przyczepić bo jak na shounena i tak to anime odstaje od przeciętności. Co nie zmienia faktu, że rację 100% Ci przyznać muszę. Twórcy totalnie pogwałcili jakąkolwiek wiarygodność. Zresztą te samoloty latają tam tak jakby przeciążeń nie było.
  • Avatar
    A
    Farathriel 30.04.2014 20:31
    Komentarz do recenzji "Shakugan no Shana III (Final)"
    Na początek trochę psioczenia. Więc jako, że stare sezony Shany oglądałem… no, dość powiedzieć, że dawno – byłem zmuszony do rewatchu dwóch mimo wszystko nierównych i mocno przeciętnych sezonów. I o ile jedynka była w miarę wyważona pod względem akcji i prozy życia, to dwójka kompletnie przegięła pałę serwując wręcz żenujący poziom tych nieszczęsnych akurat dla tej serii okruchów życia.

    Ale do rzeczy. Trzeci sezon to z grubsza taki miszmasz najlepszych, najbardziej emocjonujących momentów z jedynki i dwójki. Ma się poczucie, że autorzy wreszcie wiedzieli w co chcą pójść i w to też poszli. Tak więc finalna wersja Shany jest w miarę spójna i nie ma dziur fabularnych pomiędzy poszczególnymi odcinkami. Oczywiście wciąż jest tam kilka nieścisłości uniwersum świata Shany, niemniej – da się to przełknąć. Co ważne na znaczeniu wreszcie zyskał Sakai Yuji. Wcześniej postać jak dla mnie mocno nijaka, matowa – teraz stał się bardziej wyrazisty, szorstki – niemniej wciąż jak dla mnie rażącym jest jego wręcz naiwny utopijny sposób rozumowania i pragnienie uszczęśliwiania wszystkich. Ale nie mieszam się – taki był zamysł autorów – tak mają. Chociaż wciąż nie sposób oprzeć mi się stwierdzeniu, że Sakai Yuji z niewyraźnego i nijakiego gościa, stał się idealistą­‑dziwakiem.

    Oprawa dźwiękowa i graficzna – tu chyba wiele mówić nie trzeba. Wszystko piękne, ładne, świeci się i błyszczy, nie trąci kiczem czy jakąś koślawością. I o to chodzi.

    Oczywiście komuś może nie przypaść do gustu naprawdę zawrotne tempo akcji, dużo wydarzeń i ogólna intensyfikacja przekazywanej treści. Brakuje też poprzedniego klimatu Shany. Nie ma tego poczucia z pierwszego sezonu, gdzie prawda o świecie jest faktycznie czymś niezwykłym, a samo uniwersum bardzo tajemnicze. Tutaj na porządku dziennym jest ostra jatka, bitwy i masowe, walne starcia pomiędzy Flame Haze, a armią Tomogar. Tak więc nie jest to już można rzecz ta sama Shana, z którą mieliśmy do czynienia szczególnie w pierwszym sezonie. Na co by tu jeszcze ponarzekać – a no tak – może na to, że niektóre postacie drugoplanowe mają bardziej naturalne i wyraziste wątki romantyczne, a niżeli główni bohaterowie. Już nawet pomiędzy Sydonay'em, a Hecate zdaje się czuć większy rodzaj ciepła, a niżeli Sakai'em i Shaną – gdzie ma miejsce jakieś takie dziwne, wręcz wymuszone w moim odczuciu – „Będę z tobą na zawsze”.

    Tak drogą podsumowania – czy warto to oglądać? Tak. Zdecydowanie tak. Trzecia część Shany jest naprawdę dobra, niemniej jeśli oczekujesz klimatu z poprzednich serii – zawiedziesz się – to zupełnie inna, bardziej dynamiczna Ognistooka Shana. 7/10 jak mniemam to w miarę rozsądna ocena.
  • Avatar
    A
    Farathriel 15.04.2014 12:16
    Przeciętniak
    Komentarz do recenzji "Ao no Exorcist [2012]"
    Dziś tak w ramach odskoczni od dłuższych rozważań pójdę drogą lakoniczną. Film nie jest jakoś wybitnie dobry, niemniej – z drugiej strony – tragedii też nie ma. To trochę taka w gruncie rzeczy ciepła wariacja nt. relacji międzyludzkich. I nie można mieć tego autorom za złe, bo w porównaniu do oklepanego schematu jaki zaserwowano w serii TV, film raczej nie stara się na siłę upchnąć wszystkiego po trochu, lecz koncentruje się na jednym aspekcie – i to trzeba przyznać cieszy. Widz wie na czym ma się skupić, nie czuje niepotrzebnego rozdźwięku treściowego.

    Graficznie też nie sposób się przyczepić. Niby niektóre kadry i widoki są zbyt toporne i nienaturalnie powyciągane, to warto potraktować to jako indywidualny styl Ao no Exorcist. To samo w kwestii dźwiękowej – miejscami odnoszę wrażenie przesadnej pompatyczności aż do poziomu kiczu. Aczkolwiek można i na to przymknąć oko bowiem nie szczególnie owa wada razi.

    Jak komuś przypadła do gustu seria TV i ma ochotę na nieco cieplejsze wydanie Ao no Exorcist – to ten przeciętny mimo wszystko film kinowy jest wart obejrzenia. Ot tak sobie – nawet dla chwili rozrywki.

    6/10 – bo nie było tragedii, ale fajerwerków też nie uświadczyłem.
  • Avatar
    A
    Farathriel 28.03.2014 10:10
    Komentarz do recenzji "Golden Time"
    Zmordowałem do końca to anime. Seria jest naprawdę chaotyczna, od początkowych do końcowych odcinków tak naprawdę ciężko określić co ci autorzy chcieli pokazać. Golden Time cierpi na tą przypadłość do wszystkiego, do niczego. Trochę tam szkolnej komedii, przeciętnego jak dla mnie romansu (de facto z irytującą, próżną bohaterką w roli głównej), na dobrą sprawę ukręcili tam też wątek psychologiczny, a na zwyczajnej, choć lekkostrawnej haremówce kończąc. Generalnie rzecz biorąc nie ma tragedii – to wszystko oglądało się w miarę przyzwoicie.

    Zasadniczo rzecz biorąc to nie jest to złe anime, nie trąci jakąs wybitną głupotą czy pospolicie kiepskim wykonaniem. To po prostu przeciętna, średnia seria – wraz z do bólu wręcz oklepanym zakończeniem. Ma swoje wady, ma kilka zalet – jak chociażby przystępność i lekkość w odbiorze.

    Oglądać? Szczerze – jak kto chce – jeśli masz ochotę na odskocznię w postaci średniego jakościowo i fabularnie romansu – to oglądaj – w innym wypadku, jeśli po głowie chodzą ci klasyki poważnego kina japońskiej animacji – omijaj to szerokim łukiem, zawiedziesz się, to nie jest poważna seria, a prędzej taka, która w małym stopniu chce pretendować do takiej.

    6/10 – to chyba zasłużona ocena. Mniej dać nie mogę, ze względu na w miarę wiarygodne wykonanie, a więcej… cóż… zabrakło tego przysłowiowego miodu.
  • Avatar
    Farathriel 24.03.2014 11:00
    Re: Mieszane uczucia
    Komentarz do recenzji "Steins;Gate: Fuka Ryouiki no Déjà vu"
    Z tych jak to określiłaś – perełek – ostatnio jedyne co mógłbym doń zaliczyć to… było chyba Psycho­‑Pass. Tam to wszystko było ujęte tak całkiem zgrabnie i sensownie, a przy tym nietuzinkowo. Nie czuć było tego schematu. Z takich porażek tego sezonu z powodzeniem mógłbym wpisać na listę Nisekoi: False Love. Oklepana i z grubsza słaba seria.

    A tak poza pesymizmem – jako lżejsza seria – Log Horizon w sumie nie był najgorszy. Chyba, że kojarzysz jakieś inne serie z ostatnich sezonów, które są warte uwagi…
  • Avatar
    A
    Farathriel 24.03.2014 09:22
    Z opóźnieniem ale...
    Komentarz do recenzji "Full Metal Panic! The Second Raid"
    W sumie to po dość długim czasie w końcu obejrzałem ten nieszczęsny Second Raid. Strasznie to wszystko treściowo skondensowali, przez co nie jest to już to samo FMP co za czasów pierwszego sezonu. Niemniej udana seria, nie powiem.

    Słusznie recenzent zauważył, że niektórym może nie przypaść do gustu rezygnacja z humorystycznych treści na rzecz poważniejszych. Natomiast ja odczułem wyraźne zaniedbanie ukazywania relacji pomiędzy Chidori, a Sagarą. Ale to tylko moje standardowe narzekanie.
  • Avatar
    Farathriel 23.03.2014 18:37
    Re: Mieszane uczucia
    Komentarz do recenzji "Steins;Gate: Fuka Ryouiki no Déjà vu"
    Powiem tak – wolę rzucić o jedno dobitne zdanie za dużo i uniknąć nieporozumienia, niż później się po stokroć tłumaczyć z powodu jakiejś żołnierskiej wręcz lakoniczności. No ale nic – miło mi to słyszeć, wróć – czytać.

    W każdym razie – na dobrą sprawę twórcy anime mogliby czasami oszczędzić starszej widowni niedojrzałych zachowań bohaterów. Czasami naprawdę człowiek ma ochotę od tego odetchnąć i obejrzeć coś pokroju „Usagi Drop” czy „Monster”. Gdzie wręcz dobitna realność świata jest atutem.

    Z resztą ja do pewnego stopnia te infantylne zachowania akceptuję – tak było z Toradora (chociaż tam to to jeszcze jest wyważone), tak było z… dajmy na to klasykiem pokroju Oh My Goddess. Niemniej to są klasyki, którym można to wybaczyć ze względu na nietuzinkowe postaci, fabułę i ogólną atmosferę jaką dana seria tworzy. Tylko, że Steins;Gate jest stosunkowo nową produkcją i nie ma wyrobionego respektu w dziedzinie bycia klasykiem.

    Poza tym, odnoszę wrażenie, że od pewnego czasu w anime króluje wręcz tendencja do przypodobania się możliwie każdej widowni. Weźmy to sobie na przykładzie filmu kinowego S;G – przepakowanie treściowe, tu trochę filozofii, tu trochę popularno­‑naukowego bełkotu o liniach czasoprzestrzeni i atraktorach, na boku nieszczęsny wątek romantyczny, i przy okazji jeszcze złośliwe poczucie humoru Rintarou – czyt.  kliknij: ukryte 

    Także jak dla mnie – coś się dzieje z rynkiem anime, bowiem ma on tendencję do infantylizacji treści pomieszanej ze skrajną komercjalizacją treści pod kątem oglądalności. W sumie to chyba ostatnio jeśli dobrze pamiętam Psycho­‑Pass odbiegło koncepcją od schematu współczesnego anime.

    No… Ależ sobie mogłem popsioczyć, aż mi lżej się zrobiło.
  • Avatar
    Farathriel 23.03.2014 16:22
    Re: Mieszane uczucia
    Komentarz do recenzji "Steins;Gate: Fuka Ryouiki no Déjà vu"
    Tak swoją drogą – wiesz… powiem ci, że taka tendencja, w której główni bohaterowie są niedorozwojami emocjonalnymi w relacjach z kobietami jest cholernie powszechna. Nie wiem z czego to wynika, ale coś takiego jest ewidentnie piastowane w większości anime. A nie sądzę, by męska widownia chciała oglądać na ekranie miłosne awanse gościa, który zachowuje się jakby był wyprany z naturalnego instynktu pożądania i zachowywał się jak podrzędny gówniarz na poziomie 2­‑3 gimnazjum. I to tym bardziej kiedy mamy do czynienia z dorosłym facetem.

    To są sporadyczne przypadki bardziej poważnych serii lub filmów kinowych albo mang (pokroju chociażby Ai­‑Ren), w których postaci zachowują się naturalnie jak czynią to przeciętni ludzie. W innych sytuacjach to jest niekiedy żałosna wręcz mieszanina błota i gówna, w której dwójka zakochanych nie jest zdolna wyjść poza fazę spacerków, kawy i herbatki. I też nie mówię tu o wprowadzeniu elementów stricte erotycznych – seksualnych – nie. Idzie tu raczej o uświadomienie widza, że dwójka ludzi, która mówi sobie, że rzekomo się kocha dawała temu jakiś sensowny wyraz w postaci czynów, a nie obmierzłych już sytuacji, w których nie wiedzieć czemu facet na widok kobitki się od tak czerwieni.

    Przełknę takie wyjątki jak Full Metal Panic, gdzie Sagara autentycznie jest kompletnie aspołecznym gościem. Ale tutaj – w przypadku chociażby Rintarou gdzie facet w zasadzie w miarę normalnie żyje… Nie. To jest mniej lub bardziej jakieś dowartościowywanie nieudaczników, a nie tworzenie w miarę sensownej serii anime.
  • Avatar
    A
    Farathriel 15.03.2014 21:01
    Przebrnąłem...
    Komentarz do recenzji "Mirai Nikki"
    I powiem szczerze, że choć czasu na tą serię nie żałowałem, to jednak… anime czegoś brakuje. Niby wciągnęło, zainteresowało, a jednak to nie było to. Gdzie więc jest pies pogrzebany? Chyba w przekombinowanej fabule. Tam jest tego zbyt wiele, miejscami jako widz odniosłem takie wrażenie, że ktoś chciał na siłę wprowadzić jak najwięcej zwrotów akcji i wyszedł z tego niezły galimatias. Oczywiście narzekał już na denerwującą postać Yukiteru, czy wręcz absurdalną ilość zachowań i wydarzeń w tej serii nie będę. Wszystko to zostało powiedziane czy to w recenzji, czy w komentarzach.

    W ogóle… wiecie co, ja odniosłem takie wrażenie, że ilość absurdu w kilku miejscach była na poziomie dorównującym miejscami takiemu klasykowi jak „Proces” Franza Kafki. Tam było to wszystko bardzo podobne, czyli szara rzeczywistość, która jednak była kompletnie świrnięta. I to samo tutaj. Rzeczywistość w krzywym zwierciadle, jak w jakimś złym śnie.

    Tak więc… jeżeli komuś odpowiada szurnięte anime z mimo wszystko ciekawym pomysłem to… warto oberzjeć. Tym bardziej, że seria jest kompletna i ukończona zgodnie z mangą, więc nie będzie tam żadnych niedomówień jak to było w przypadku Elfen Lied, gdzie trzeba było doczytać resztę w mandze.
  • Avatar
    Farathriel 14.03.2014 15:47
    Re: Niet...
    Komentarz do recenzji "Accel World"
    A fakt. Racja. Tak czy inaczej żadne to „leczenie”, ale tylko pogłębianie stanu nieudacznictwa życiowego.
  • Avatar
    A
    Farathriel 14.03.2014 10:25
    Niet...
    Komentarz do recenzji "Accel World"
    Po prostu nie byłem w stanie przebić się przez tą serię. Zwyczajnie nie. Możliwe, że to moja upierdliwość względem upodobań, ale… litości – ile razy jeszcze będziemy raczeni głównymi bohaterami, którzy są ślamazarni i nieudani w życiu codziennym – za to są wielkimi bohaterami w rzeczywistości wirtualnej. Możliwe, że po prostu marudzę, ale fakt faktem – pokazuje się brzydotę i słabość jako coś normalnego i w gruncie rzeczy fajnego. Co się stało z anime pokroju Monster, czy Darker than Black gdzie bohaterowie byli stanowczy, wiedzieli co robią, byli porządnymi i odpowiedzialnymi ludźmi? Serwowana jest papka kompletnie ogłupiających i wręcz absurdalnych, nieżyciowych sytuacji. Ja rozumiem historię nieudacznika, który do czegoś dochodzi – tego przykład mamy chciażby – banalnie – w shounenach pokroju Erementar Gerad czy Naruto. Z tym, że jeżeli całość tego tzw. sukcesu bohatera opiera się o jego zwycięstwa w świecie wirtualnym… to to trochę tak mija się z celem.

    Zapewne to tylko moja bzdurna teoria, ale wygląda to wszystko tak, jakby niektórzy twórcy tych serii anime leczyli sobie własne kompleksy nieudacznictwa życiowego robiąc tego typu „dzieła”.
  • Avatar
    A
    Farathriel 13.03.2014 13:53
    Jest nieźle
    Komentarz do recenzji "Toaru Hikuushi e no Koiuta"
    Zatem obejrzałem sobie te 6 odcinków, i… powiem szczerze, że jestem tym anime mile zaskoczony. Faktycznie początek – szczególnie pierwszy odcinek był dość drętwy, a sam główny bohater sprawiał wrażenie dość ciapowatego. Niemniej to się zmieniło i na dobrą sprawę zarówno relacje między postaciami jak i sama fabuła jest naprawdę dobra. Twórcy pokusili się o całkiem przyzwoite zwroty akcji oraz stopniowe uwalnianie informacji o bohaterach czy świecie. I to jest naprawdę dobre. Seria jest przez to tym bardziej żywa, zachęca do dalszego oglądania.

    Do czego mogę się przyczepić to tylko do powtarzalności. Wyjątkowi fabularnie są tylko główny bohater i jego koleżanka Claire. Reszta jest mocno schematyczna, od siostrzyczki, po nieco pulchnego maniaka lotnictwa i ogólno pojętej mechaniki, a na kujonie i ponuraku kończąc. Jednakże są to tylko drobne uszczerbki, które nijak mają się do ogółu, który jest po prostu dobry i warty obejrzenia. W sumie, oklepany jest też wątek romantyczny, niemniej… kto by się tym przejmował jeśli kryje się to wszystko w cieniu przemyślanej fabuły, niezłej kreski i sympatycznych postaci.
  • Avatar
    Farathriel 10.03.2014 16:34
    Re: Rzeź...
    Komentarz do recenzji "Elfen Lied"
    Deontologiczne spojrzenie na Lucy i jej wybryki jest w tym przypadku mało trafne, bowiem choć przedmiot czynu – czyli masowa zbrodnia – jest istotnie zła, to jednak nie to jest tematem tego anime. Tu króluje przedstawiona historia i uczucia, swego rodzaju egzystencjalizm. Ale w jednym muszę się zgodzić – z Lucy ciężko się solidaryzować. Jej osobowość jest wytworem zła, więc… cóż…
  • Avatar
    A
    Farathriel 7.03.2014 12:05
    Krótkie i...
    Komentarz do recenzji "Kyou no Asuka Show"
    Krótkie to i głupiutkie co miara. Ale przy tym zabawne. Wiecie… czasami takie odmóżdżające show też jest potrzebne, chociażby po to, by w natłoku codziennego trudu zwyczajnie uśmiechnąć się widząc banalne reakcje wyniesione do poziomu jakiejś formy gagu sytuacyjnego.
  • Avatar
    A
    Farathriel 28.02.2014 14:36
    Komentarz do recenzji "Chobits"
    Jedno z tych anime, które w zalewie całkiem niezłego romansu porusza bardzo fajny temat natury etycznej i filozoficznej. Warto było zrobić rewatcha, choćby dla przywołania starych wspomnień.