Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Komentarze

hitsujin

  • Avatar
    hitsujin 19.07.2012 16:53
    Komentarz do recenzji "Aoi Bungaku Series"
    No właśnie ten jej wizerunek był jedną z głównych przyczyn, dla których podczas oglądania Kokoro miałam ochotę cisnąć monitorem za okno^^'
  • Avatar
    hitsujin 19.07.2012 15:26
    Komentarz do recenzji "Aoi Bungaku Series"
    W powieści to chyba było najlepsze, że nikt nikogo nie uwodził: Ojousan była zwyczajnie miła dla K., on zaś – zgoła mimo woli, a nawet: wbrew woli – zakochał się. Choć, z tego co pamiętam, wszystkie te dwuznaczne sceny z pierwszego odcinka pojawiły się w powieści (jak chociażby ten wspólny powrót K. i Ojousan), nie zostały wyjaśnione i służyły właściwie jedynie rozbudzeniu się zazdrości Sensei'a, już wcześniej mającego pewne kompleksy wobec K.
  • Avatar
    hitsujin 19.07.2012 12:01
    Komentarz do recenzji "Aoi Bungaku Series"
    Co do Kokoro – ono po prostu nie ma niemal nic wspólnego z oryginałem, więc chyba lepiej odbierać je jako samodzielną historię, nie będąc „skażonym” znajomością pierwowzoru. Poza tym, o czym wspomniała Enevi w recenzji (pominięcie 2/3 powieści i wyssany z palca drugi odcinek), postać K. została przez twórców potraktowana tak paskudnie, że płakać się chce. W oryginale był przystojniejszy (!) i inteligentniejszy (!!) od głównego bohatera, a także – był idealistą, poświęcającym wszystko dla kształcenia swego umysłu i ducha. Sensei szanuje go i podziwia – i tym bardziej jest zazdrosny… tak samo motyw  kliknij: ukryte  jest inny: czyni to nie z powodu postępowania Ojousan (<łapie się za głowę> co oni z niej zrobili ?!) czy nawet głównego bohatera, ale z powodu własnej „słabości” (uległ w końcu uczuciom, którymi pogardzał). No i wymowa całości też jest inna… powieść (a przynajmniej ja tak ją zrozumiałam) z grubsza mówi o człowieku, który,  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    hitsujin 17.07.2012 12:14
    O związkach mażeńskich słów kilka...
    Komentarz do recenzji "Chouyaku Hyakunin Isshu: Uta Koi"
    Komentarz do trzeciego odcinka

    Podobał mi się ten odcinek – spokojny, nastrojowy, kameralny – ale jednocześnie dość hermetyczny: bez podstawowej wiedzy odnośnie związków małżeńskich w tamtej epoce, zachowania i słowa bohaterów mogą się wydać dość dziwaczne… a więc po kolei:

    Kobiety (szlachetnie urodzone) całe swe życie spędzały w czterech ścianach domostw, bacznie strzeżone przed oczami mężczyzn. Codzienną monotonię rozpraszały przede wszystkim jednak poprzez czytanie, przepisywanie i tworzenie opowieści i wierszy, kształcąc w sobie zdolności przyciągające ówczesnych mężczyzn: wyrafinowany smak i styl. Kobiety na zazwyczaj nie były wyedukowane w tym, co stanowiło domenę mężczyzn: piśmiennictwie chińskim, na ogół też nie posługiwały się importowanymi z kontynentu znakami, a utworzoną od nich kaną – pismem sylabicznym, przy pomocy którego utrwalano m.in. japońskie wiersze waka (czyli to, co zawiera Hyakunin Isshu). Na początku odcinka padła informacja, że Ki no Tsurayuki napisał dziennik podając się za kobietę – powodem nie był transseksualizm, a fakt, że napisał Tosa nikki właśnie po japońsku i kaną, co nie przystawało wykształconemu w języku chińskim arystokracie… A wracając jeszcze do kobiet: mimo skarg Yoshiko na dyskryminację jej płci, w okresie Heian akurat panie cieszyły się jeszcze prawami, które później na wiele wieków utraciły – m.in. prawem do dziedziczenia (po matce) i posiadania własnego majątku.


    Nocne odwiedziny były typowym w tamtych czasach sposobem zawierania małżeństw. Cały proces odbywał się na ogół następująco: ponieważ kobiety pozostawały w ukryciu, młodzi arystokraci oczywiście wyprawiali się je podglądać – nie, nie w kąpieli, tylko przez płot, gdy akurat przechadzały się po grodzie lub werandzie. Jeśli po ewentualnych oględzinach wciąż byli zainteresowani, wysyłali list z wierszem – na który z kolei ona mogła odpowiedzieć lub nie, jak jej się spodobało. Jeśli odpowiedziała, on mógł (lub nie) ją odwiedzić, ale tylko w nocy i „sekretnie” (czyli wszyscy wiedzieli, co się święci, ale ze względu na obyczaj udawali ślepych i głuchych – w tradycyjnym japońskim domu naprawdę trudno o prywatność) – uciekał zaś przed świtem, by powróciwszy do domu wysłać posłańca z listem (znów wiersz). Jeśli odwiedzał wybrankę przez trzy noce z rzędu, za ostatnim razem zostawał aż do świtu, po raz pierwszy witany był przez rodziców dziewczyny, odprawiana też była krótka ceremonia zaślubin, po czym… nie zmieniało się zgoła nic – on nadal mieszkał u siebie (lub z główną żoną), ona u rodziców, tyle że teraz mógł ją odwiedzać kiedy tylko chciał. Właśnie takie „czekanie” miała na myśli Yoshiko – nie to codzienne na męża z obiadkiem, lecz conocne wyglądanie czy tego akurat wieczoru raczy się do niej pokwapić i rozwiać na chwilę monotonię szaro upływających dni… jeśli była to żona poboczna, jego nie pojawienie się przez trzy lata oznaczało po prostu rozwód.

    Deszcz tradycyjnie powstrzymywał od nocnych odwiedzin, które w trakcie ulewy były z przyczyn tak zwyczajowych, jak i praktycznych zaniechiwane… lub nie – przybycie podczas deszczu stanowiło dowód najwyższego poświęcenia i miłości, w literaturze zaś roi się od obrazów przemoczonych bohaterskich arystokratów – takie to były czasy, że o heroizmie nie świadczyła niedźwiedzia skóra i szramy na piersi, a mokre rękawy szat…
  • Avatar
    hitsujin 16.07.2012 18:51
    Re: Nie jestem nigdy w stanie...
    Komentarz do recenzji "Colorful [2010]"
    Ja zaś nie jestem w stanie pojąć upartego oddzielania religii katolickiej od „kultury zachodu”, cokolwiek ten ostatni termin ma oznaczać… Sam sobie przeczysz:

    Drugim nieciekawym elementem, było skrajne stanowisko wobec samobójstwa, właśnie ultrakatolickie wręcz. (...) Zanegowanie przez podmiot własnej egzystencji, jest nierzadko w kulturze zachodu związane z wolnością człowieka i odpowiedzialnością za jego własne czyny i jako takie stanowi niezbywalne prawo naturalne, które tak naprawdę nie może ograniczyć żadna doktryna, czy instytucja. (...) Jak już zapożyczają coś od nas, to niech to robią z głową i konsekwentnie.


    „Ultrakatolickie” powiadasz… niech będzie, ale skoro ten cały „zachód” to Europa, a Chrześcijaństwo to też jak najbardziej tradycja europejska, to czerpiąc z doktryny katolickiej Japończycy bynajmniej nie popełniają niekonsekwencji – znacznie większą bezmyślnością byłoby umieszczenie w sztafażu religijnym myśli oświeceniowej czy ateistycznej. W katolicyzmie samobójstwo jest grzechem i zostaje potraktowane jako grzech w filmie po trosze chrześcijaństwem inspirowanym – w czym więc problem? (Poza tym, że zapewne nie zgadza się to z Twoimi poglądami…)

    Co do samsary – prawdę mówiąc, nie widzę tu wielkiej sprzeczności z myślą buddyjską. Samobójstwo Makoto nie było w żadnym wypadku wyzbyciem się przywiązania do tego świata, wręcz przeciwnie, ostrym buntem i negacją przeciwko temu, co odbiegało od jego wyobrażeń. Bohater nie był pozbawiony pragnień doczesnych – wręcz przeciwnie, jak najbardziej przywiązany był do życia (takiego, jakim je sobie wyobrażał). Trzymając się doktryny zenistycznej, droga ku oświeceniu wiedzie poprzez pozbycie się złudzeń, uświadomienie sobie świata jakim jest w istocie i akceptację, za którą dopiero przychodzi prawdziwe miłosierdzie. Spójrzmy teraz na Makoto: pozbywa się złudzeń i uświadamia sobie, jaki w istocie jest świat, jednak nie akceptuje go – zamiast tego ucieka w samobójstwo, czyli pierwotną nieświadomość nienarodzonego, odległą od nirwany jak to tylko możliwe (w filmie zostaje to przedstawione jako perspektywa całkowitej anihilacji). W tym momencie otrzymuje szansę dokończenia procesu: wraca, ponownie uświadamia sobie jaki jest świat, jednak tym razem – po krótkotrwałym buncie – zaczyna akceptować fakt, że ludzie są, jacy są. I dopiero w tym momencie gotów jest przebaczyć matce czy Hiroce, nawet na swój sposób, choć w drobnym zakresie, pomóc im. Jak dla mnie jest to niemal modelowa ilustracja procesu prowadzącego do oświecenia, tak jak rozumiane jest ono w zen i prawdziwej wolności…
  • Avatar
    hitsujin 13.07.2012 23:42
    Re: czerwony
    Komentarz do recenzji "Chouyaku Hyakunin Isshu: Uta Koi"
    A ja właśnie trochę tęsknię za starszymi seriami – owszem, grafika takiego Sakamichi jest piękna, ale tamte anime też miały urok leżący właśnie w sztuczności, czy raczej – braku realizmu, przez co paradoksalnie potrafiły osiągać lepszy – głębszy – efekt. Ponieważ postaci miały ubogą mimikę, seiyu pospołu z widzem wspólnie tworzyli cała głębszą warstwę emocjonalną, a że odbywało się to na płaszczyźnie wyobraźni i empatii odbiorcy, głębia ta właściwie nie podlegała ograniczeniu – warstwa wizualna stanowiła jedynie sztafaż, zewnętrzny teatrzyk dla oczu, podczas gdy widz sam z założenia wiedział, że ma sięgać głębiej. Może to tylko moje odczucia, ale mam piękniejsza, bardziej realistyczna kreska i bogatsza mimika, tym bardziej odbiorca zatrzymuje się jedynie na warstwie powierzchownej, szukając emocji bohaterów jedynie w wyrazach ich twarzy, mniej zaś natężając własną wyobraźnię i empatię – a to, co podane na tacy, z założenia coś traci. Dobrą analogią jest tutaj nowożytny teatr japoński – przez długi czas to w teatrze lalkowym (bunraku) grano sztuki poważne i dramatyczne, podczas gdy teatr aktorski kabuki oferował tanią rozrywkę. W sumie, nie będę dyskutować ze stwierdzeniem, że serie – nawet te niskobudżetowe – prezentują się coraz lepiej i że jest to tendencja korzystna dla oczu widza. Niewątpliwie właśnie tak jest. Po prostu można spojrzeć na ten proces także i z innej strony, trochę mniej optymistycznej.
  • Avatar
    hitsujin 13.07.2012 22:29
    Re: czerwony
    Komentarz do recenzji "Chouyaku Hyakunin Isshu: Uta Koi"
    Hm, co do tej tendencji, to sama nie wiem… ta seria raczej nie należy do wysokobudżetowych, projekty postaci są też dość standardowe, ale czy aż tak podobne do innych? Hyouka czy Tari tari, żeby nie szukać daleko, są z zupełnie innej bajki (graficznie i nie tylko). Nie mówiąc już o tym, że ówczesne ideały urody obecnie odebrane zostałyby jako, no nie wiem – otaku i brzydula ze standardowej komedii szkolnej. Absolutne zaprzeczenie bishounena i bishoujo^^'
  • Avatar
    hitsujin 13.07.2012 10:19
    Re: czerwony
    Komentarz do recenzji "Chouyaku Hyakunin Isshu: Uta Koi"
    Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale zapowiadają się 43 odcinki?


    43 to liczba poematów miłosnych zawartych w Hyakunin Isshu – już w pierwszym epizodzie mieliśmy dwie historie, więc raczej nie będzie 43 odcinków, chyba że kilka opowiastek będzie dłuższych – osobiście przypuszczam, że zamkną całość w dwudziestu sześciu epizodach.

    Animacja jest urokliwa, choć przeszkadzają mi grube kontury postaci i ruchome wzory szat.Dziwnie się patrzy na ruch postaci, bo czasem wygląda to jak przesuwanie papierowych sylwetek w teatrzyku. Zwłaszcza gdy chodzą i ujęcie jest z oddali. Potęgują to np. owalne „papierowe” chmury ;) Ale jest to dość ciekawy pomysł.


    To jest pewnie spowodowane inspiracją zaczerpniętą z ówczesnego malarstwa – emaki, choć w sumie tam też nie było wyraźnego konturu…
    Swoją drogą, zaniechali odwzorowywania ideałów urody z epoki: mężczyzna – okrągły jak księżyc z bródką, kobieta: o oczach jak kreseczki i nosie jak haczyk. ;p

  • Avatar
    A
    hitsujin 12.07.2012 15:01
    Cesarz Yozei
    Komentarz do recenzji "Chouyaku Hyakunin Isshu: Uta Koi"
    Komentarz do drugiego odcinka

    Zastanawiałam się, jak to jest z prawdą historyczną w tym anime i poszperałam trochę na temat cesarza Yozei'a – jak się okazuje, seria zdecydowanie wybieliła jego obraz… Cesarz rzeczywiście miał gwałtowny charakter, jednak zdaje się, iż nie poprzestawał na karmieniu żabami węży, dla rozrywki zabijał także ludzi (wg niektórych wersji był częściowo obłąkany) – w anime zostało to przedstawione trochę tak, jakby jego zachowania stanowiły jedynie pretekst do zmuszenia do abdykacji, jednak jeśli nawet istotnie tak było, pretekst był naprawdę dobry. Nie można zapominać o specyfice okresu: w epoce Heian nie było jeszcze „samurajów” ani właściwej im etyki siły, ówczesne społeczeństwo – a właściwie dwór i arystokracja – składało się z poetów, dla których najwyższymi cnotami moralnymi była wrażliwość i empatia. Dodatkowo, cesarz był najwyższym kapłanem religii shinto i jako taki, raczej nie powinien przeciwstawiać podstawowemu dla tego wierzenia, bardzo silnemu tabu krwi…
    Jeszcze w nawiązaniu do abdykacji – to nie był przypadek odosobniony: od czasów Yozei'a istotną władzę w państwie sprawowali tzw. sesshu (regenci) i kanpaku (kanclerze) – pierwszy władał zamiast małoletniego cesarza, drugi w zastępstwie dorosłego (tu pierwszym przykładem był następca Yozei'a, Koko). W odsuwaniu cesarzy od władzy już wtedy wyspecjalizował się ród Fujiwara (z niego to pochodziła matka naszego bohatera), którego kolejni członkowie obejmowali urzędy sesshu i kanpaku, dla dodatkowego zaciśnienia więzów swatając cesarzy z własnymi córkami, skłaniając ich do abdykacji na rzecz małoletnich synów – pół­‑Fujiwarów – i tak w kółko przez stulecia.

    Wracając do Yozei'a – w anime jest dość istotne przekłamanie – Sadaakira ponoć, mimo swego okrucieństwa, rozmiłowany był w poezji, urządzał także liczne spotkania poetyckie, tak że wiersz ułożony przez niego dla Yasuko (Suishi – inne czytanie tego imienia) nie był aż takim wyjątkiem, choć rzeczywiście jako jedyny się zachował do czasów współczesnych.

    To w sumie tyle, jeśli chodzi o moje uwagi, a zainteresowanych zgłębianiem tematu odsyłam do:

    Zbiór z Ogura – po jednym wierszy od stu poetów, tłum. Anna Zalewska
    Ivan Morris, Świat księcia Promienistego (świetna książka o epoce Heian, szczerze polecam)
    wikipedia
  • Avatar
    A
    hitsujin 8.07.2012 23:15
    Po 2 odcinku.
    Komentarz do recenzji "Jinrui wa Suitai Shimashita"
    Zwariowana komedia… tylko czy aby na pewno tylko to?
    Jinrui.. jest niewątpliwie szalone, zarazem jednak niepokojąco celnie oddaje rzeczywistość. Stanowiący zagadkę etap pośredni między kurą a potrawką z drobiu, produkty „identyczne z naturalnymi” (czyt. ani identyczne, ani naturalne), bajki dla dzieci nafaszerowane przemocą… seria dotyka tych i innych codziennych absurdów współczesnego świata, z lekkością poruszając się między uroczą bajką a makabreską, nieodmiennie zaś bawiąc widza. A więc: zwariowana komedia? Tak, jak najbardziej. Aż włos się jeży na głowie…
  • Avatar
    hitsujin 5.07.2012 09:39
    Komentarz do recenzji "Hourou Musuko"
    Hm… jest tylko jeden problem: podczas festiwalu, Yuki przychodzi do szkoły w męskim garniturze. Domyślam się, że jest to jego/jej dawna szkoła, z dobrodziejstwem inwentarza w postaci znajomych nauczycieli, nie mniej to zastanawiające. Co więcej, w tej scenie ma krótkie włosy, co oznacza, że na co dzień nosi perukę, a to z kolei sugeruje, iż woli pozostawić sobie furtkę umożliwiającą w każdej chwili powrót do oryginalnej płci… tak że nie jestem pewna, czy ta identyfikacja rzeczywiście jest taka pełna – ale to tylko takie rozważania na boku ^^'
  • Avatar
    hitsujin 4.07.2012 23:30
    Komentarz do recenzji "Hourou Musuko"
    Przepraszam, to ja w pierwszym rzędzie jestem tym nieuświadomionym itd. ^^"

    Ale to ciekawe, swoją drogą. Rozumiem, że „tranwestyta/ transseksualista” to osobnik fizycznie będący kobietą, a uważający się za mężczyznę, zaś „tranwestytka/transseksualistka” to fizycznie mężczyzna uznający siebie za kobietę? Prawdę mówiąc, przed przeczytaniem Twojego wyjaśnienia z założenia uznawałam, że jest na odwrót. Hm, zastanawiam się tylko, na ile wynika to z prawidłowego użycia języka polskiego, a na ile wymuszone zostało właśnie przez aktywistów, co by zmienić sposób postrzegania…
  • Avatar
    hitsujin 4.07.2012 22:04
    Komentarz do recenzji "Hourou Musuko"
    Niby tak, ale gdybym napisała „tranwestytka/ transseksualistka”, czytelnik prawdopodobnie nie wiedziałby, o kogo chodzi, czy o mężczyznę czującego się kobietą, czy odwrotnie… Tak to od razu skojarzenie jest prawidłowe ^^

    A co do „pojechania”, to… hm, tak już jest, że ludzie pozbawieni elementarnej kultury szkodzą przede wszystkim sobie.
  • Avatar
    hitsujin 4.07.2012 20:04
    Komentarz do recenzji "Hourou Musuko"
    Dziękuję za troskę, ale sądzę, że jakoś się jednak pozbieram ;p

    A tak serio, przyznaję się bez bicia, że nie interesuję się tym tematem, mylę „tranwestycyzm” z „transseksualizmem” i popełniam inne zbrodnia przeciw ludzkości – ale wiem jedno: w języku polskim wyraz „tranwestyta” jest rodzaju męskiego (a przynajmniej nie zdarzyło mi się dotąd słyszeć tego słowa odmienionego wg rodzaju żeńskiego). Tak że niestety, nie zamierzam zmieniać zasad gramatyki tylko ze względu na poprawność polityczną ^^'
  • Avatar
    hitsujin 2.07.2012 23:04
    Re: Zespół zgrany ;P
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    Wiesz, na ogół dokonuje się przeskoku X lat w przód na to, by wyjaśnić dalsze losy bohaterów, a nie zostawić całość w zawieszeniu…

    A ciąg dalszy, to sobie same napiszcie ;P


    hmm… to może tak:  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    hitsujin 2.07.2012 22:34
    Re: Zespół zgrany ;P
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    Przyłączam się do pochwał – bardzo ładnie ujęte^^

    Co do Ricchan to nie do końca się zgadzam – tylko czemu miała  kliknij: ukryte Brakuje mi odpowiedzi… :<
  • Avatar
    hitsujin 2.07.2012 10:07
    Re: Zespół zgrany ;P
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    hm… nie do końca rozumiem Wasz zachwyt nad  kliknij: ukryte  Dla mnie sprawiała wrażenie dość mocno naciąganej i wprowadzonej jedynie po to, by potem panowie mogli razem uciec. No bo, skoro  kliknij: ukryte  Na siłę zrobili z wszystkich tam obecnych idiotów, a takie zagrania dość mocno mnie niestety irytują.
  • Avatar
    hitsujin 28.06.2012 22:22
    Re: Zespół zgrany ;P
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    Hmm… mnie się końcówka podobała raczej tak sobie – wcześniej seria starała się być realistyczna (choć z różnym skutkiem), a tu takie coś, w co nijak nie idzie mi uwierzyć :/

    ps.
    A ja wygrałem orzechy! ^^

    To wcale nie jest takie oczywiste… Chrześcijaństwo nie odegrało tu roli większej niż ładnego, egzotycznego sztafażu ^^'
  • Avatar
    hitsujin 24.06.2012 11:35
    Re: Odcinek 11
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    Mam podobne odczucia –  kliknij: ukryte 

    (PS. Dlatego, że Ippiki zamiast na swój komentarz „odcinek 7” odpowiedział na mój ^^')
  • Avatar
    A
    hitsujin 22.06.2012 19:05
    Komentarz do recenzji "Ojii-san no Lamp"
    Prawdę mówiąc, sama nie wiem, jak ocenić ten film. Początek bardzo mi się spodobał – tak gdzieś do połowy seans sprawiał mi prawdziwą przyjemność, z gatunku tych, jaką przynoszą znakomicie zrealizowane, spokojne historie osadzone w dawnych czasach i/lub najlepiej na wsi, jak Mushishi czy Natsume Yuujinchou, na przykład. No a potem zaczęły się schody – już sama scena, w której bohater dowiaduje się o istnieniu  kliknij: ukryte , wydała mi się trochę nieprawdopodobna – no bo jak to, bez przerwy uczęszczał do miasta, choćby po lampy, a tu ni z tego ni z owego okazuje się, że cała dzielnica  kliknij: ukryte  Po drugie, jego charakter – z tego, jaki był pod początek filmu, można by się spodziewać, że pierwszy podchwyci nowy wynalazek, dlatego też jego nagła zachowawczość wypadła (wedle mojego przynajmniej odczucia) niezbyt wiarygodnie i dość małostkowo. Żeby jeszcze to dłużej trwało, był starszy (tak po czterdziestce) lub prowadził handel na szeroką skalę… ale nie. Inaczej mówiąc, zdaję sobie sprawę, że taka była idea filmu, coś w rodzaju „postęp zjada własne dzieci”, czyli: technologia nie baczy na jednostki, daje różne szanse, ale i je odbiera, oraz że „unowocześniania” nie da się uniknąć, można jedynie wolniej lub szybciej płynąć z nurtem. Wszystko to wiem, ale jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że na konsekwentnym realizowaniu konceptu mocno ucierpiała konstrukcja i wiarygodność postaci, a przez to także i klimat w drugiej połowie filmu.
  • Avatar
    hitsujin 22.06.2012 18:42
    Re: Odcinek 11
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    No proszę, czyżbyś krytykował? Choć jeszcze odcinek temu broniłeś serii niczym lew? (Nie, żebym się dziwiła…) – w takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak przejść do obrony…

    No więc tak, pomijając rozwinięcie sytuacji, ze wszystkich możliwych Deus ex Machina wypadek jest najlepszy, bo i najbardziej prawdopodobny (wielkie trzęsienie ziemi raczej odpada ze względów historycznych, no i to nie te rejony Japonii – owszem, małe trzęsienia czasem są, ale zupełnie niegroźne).

    A co do motorynki, czy też – skutera, to pojawił się on już wcześniej, w tym samym odcinku, gdy Sen i Kaoru mijają się na ulicy. Ale że nie kojarzę, by ten element uposażenia występował w poprzednich epizodach, w niczym to autorki (?) nie usprawiedliwia.
  • Avatar
    hitsujin 22.06.2012 13:59
    Re: Odcinek 11
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    Za to właśnie lubię SnA – wszelkie telenowelowe pomysły dziewczyn spaliły na panewce


    Faktycznie, autorzy mają tak wspaniałe pomysły na ubarwienie akcji, że my o skromnej wyobraźni nawet stupek niegodneśmy całować… ^^

    Natomiast, jeśli chodzi o wypadki, same w sobie nie są złe – wręcz przeciwnie, wypadki mają to do siebie, że zupełnie nieoczekiwanie wkraczają w ludzkie życie, uświadamiając, na jak wątłych podstawach budujemy swe plany na przyszłość. Tak że sam motyw nie był aż tak znowu naciągany, jednak  kliknij: ukryte  i dalsze pociągnięcie sytuacji przeniosło całość niebezpiecznie w rejony kiczu.

    A jeśli chodzi o muzykę, to… zgodzę się, i to nawet bez śladu ironii. Pierwsza połowa odcinka bardzo mi się podobała, szczególnie „rozśpiewywanie się” Ritsuko. Słychać było, jak początkowa trema w jej głosie stopniowo znika, jak zaczyna łapać melodię i cieszyć się śpiewem, wspólnym tworzeniem muzyki, nawet jeśli nie ma się genialnego głosu. Naprawdę ładnie zostało to pokazane.
  • Avatar
    hitsujin 22.06.2012 09:00
    Re: Odcinek 11
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    Widać nie wszyscy są podatni na działanie metafor… mnie jakoś się upiekło, choć z tych dwóch muszę przyznać, iż Twoja była bardziej przejrzysta.

    Bo mnie się paradoksalnie podobało – Sakamichi przekroczyło taką granicę, za którą już straciłam wszelkie wymagania tudzież własne wyobrażenia i cieszę się serią, jaką jest. Mam nawet własną teorię, że  kliknij: ukryte . Ale tak ogólnie to do doceniam ironię pomysłu: jak nie kijem go, to pałką, czyli  kliknij: ukryte .

    Tak że, Draczeksie, San­‑san san – przyznaję wam rację, Sakamichi to jakość sama w sobie, nie do porównania z innymi seriami, pionier i przecieracz szlaków.
  • Avatar
    hitsujin 21.06.2012 21:49
    Re: Odcinek 11
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    Całkiem akuratny komentarz…^^

    A z mojej strony – wystarczy cytat: „jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna” (copyright by Miłosz)
  • Avatar
    hitsujin 19.06.2012 20:23
    Re: Odcinek 10.
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    tu nawet proces doskonalenia muzycznego został ograniczony do niezbędnego minimum


    No i właśnie o to chodzi – nie doskonalą się, nie muszą, już tacy genialni są. A muzyczny sukces połączony z Happy Endem raczej jednak będzie (i tym razem zbiegnie się całe miasto posłuchać ^^')

    Czyli brakuje Ci wypraw nad morze, motywu z randką i zabaw na jakimś japońskim festiwalu, jednym słowem schematycznego, japońskiego stylu tworzenia tego typu serii :p


    Akurat wyprawa nad morze była – i był to jeden z lepszych odcinków, dobrze go wspominam. Właśnie doskonale pokazywał nawiązywanie się nici przyjaźni między młodymi ludźmi, może nie rozpieszczanymi przez los, jednak pełnymi chęci życia.

    dramaty tu nie wyskakują jeden po drugim, masz tutaj chociażby z ostatnich odcinków scenkę wspólnej nauki z Sentarou, scenkę zdejmowania obrazu, spędzanie czasu Sentarou z dzieciakami w rodzinie…


    A właśnie ten fragment odcinka mi się podobał ^^ – jak napisałam w komentarzu wyżej, pozytywne wrażenie wyniesione z pierwszej połowy epizodu popsuła dopiero udramatyzowana końcówka.

    A że przejaskrawiam… przejaskrawiam, nie będę się wypierać. Seria ogólnie mi się podoba, to jedynie boli, że tak marnują znacznie większy potencjał. Tylko i li.