x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Odcinek 8
Co do tych telenoweli, to już sama nie wiem – słyszałam, że właśnie określenie „brazylijskie” jest krzywdzące, bo właśnie te wcale nie są aż takie złe… nie wiem, nie orientuję się w tym temacie za dobrze (określenia użyłam raczej ze względów stylistyczno‑skojarzeniowych)^^"
Problem w tym, że mnie ten film nie wciągnął… być może rzeczywiście nie jestem „targetem”, ale żeby coś naprawdę dobrze mi się oglądało, muszę choć trochę lubić postaci lub/i dać się porwać nastrojowi. Tu nic takiego nie miało miejsca… co nie znaczy, że źle mi się oglądało, po prostu gapiłam się na ładne obrazki i słuchałam cieszącej ucho muzyki, a od czasu do czasu na ekranie przemknęło coś bardziej intrygującego – największy żal mam właśnie o te najciekawsze, a pozostające bez rozwinięcia fragmenty.
Nie to miałam na myśli^^' – inaczej mówiąc, będąc w gimnazjum/liceum czytałam ambitniejsze książki i oglądałam ambitniejsze filmy niż teraz, więc ostatnim z moich zamierzeń było „przypinanie łatek infantylizmu” – po prostu pamiętam, że wtedy znacznie mniej drażniły mnie schematy i znaczenie łatwiej dawałam się zaczarować atmosferze dźwięku i obrazu. Teraz już niestety się postarzałam i aby zapomnieć o świecie, potrzebuję czegoś w rodzaju Millennium Actress-.-'.
Grafika prześliczna (te krajobrazy! Większość kadrów obejmujących góry czy las można by spokojnie wstawić jako tapety…), muzyka takoż, pisanie o niej inaczej jak w superlatywach byłoby poważnym uchybieniem. Niestety, pod wspaniałą powłoką kryje się historia do bólu wręcz typowa. Może i zgrabna, ale to wszystko już było, nie raz i nie dwa – podobnie rzecz ma się z postaciami. Głównych bohaterów o tyle nie polubiłam, że właściwie ich losy były mi doskonale obojętne – zamiast nich na ekranie widziałam rysuneczki z podpisami: „Wybitny szermierz z traumą”, „Prześladowany chłopiec z silnym charakterem” czy „genialny wojownik szukający godnego siebie wroga”. Zdecydowanie lepiej prezentują się postaci w tle – jedyne, które polubiłam (chiński sokolnik, sama nie wiem czemu, wydawał się znacznie rozsądniejszy od reszty) oraz które mnie zaintrygowały (stary przywódca chińczyków, kliknij: ukryte „zdrajcy” pod koniec filmu, mnich, kliknij: ukryte który nie ochronił chłopca i sam wymierzył sobie karę) – niestety wszyscy oni dostają minimalną ilość czasu ekranowego, a potem kliknij: ukryte giną szybko i krwawo. Lekkim nieporozumieniem wydaje mi się ilość wylanej w filmie posoki – gdyby nie ona, polecałabym to dzieło przede wszystkim osobom w wieku około gimnazjalnym/licealnym, jeszcze nie zaznajomionym z wszystkimi schematami, im bowiem ma szansę naprawdę się spodobać.
Ode mnie zaś – 7/10.
Re: Odcinek 7.
... nie lubię rodzynek T‑T.
To może: Jun‑ni jako super‑słodki tort śmietankowy z truskawkami, a Sen – drożdżówka?^^" Hmm… Kaoru porównałabym wtedy do tarty z czarną porzeczką;)
Re: Odcinek 7.
Myślę, że miłość nie jedno ma imię – Jun‑ni była zauroczona, to na pewno, poza tym był studentem ze stolicy, a to zapewne imponujące dla licealistki. Tak ze nic dziwnego, że ją onieśmielał – Sen z drugiej strony może nie zachwycał na pierwszy rzut oka, ale za to miał wiele pozytywnych cech, które dostrzec można w trakcie znajomości. Jakby to ująć… Jun‑ni był niczym bajeczna bombonierka, a Sen – paczka pumpernikla^^ Jedno zachwyca (jednak zawartość jest często taka sobie), drugie można jeść bez końca – sądzę, że ich relacja mogła by się rozwinąć właśnie w coś takiego, z pozoru mało zajmującego, nie obfitującego w romantyczne porywy, a jednak trwałego. No ale to tylko moje „myślenie życzeniowe” -.-".
Re: Odcinek 7.
Re: Odcinek 7.
I sam miał żonę „z ludu”. Ale nie sądzę, by Prus opisał zjawisko całkiem wtedy nieobecne… w końcu arystokratów łasych na pieniążki pewnie trochę było^^ Coś podobnego miało miejsce w Koi monogatari Emma – z tego co pamiętam, ojciec głównego bohatera swego czasu „wkupił się” w kręgi wysoko urodzonych… w każdym razie, tam były mezalianse w obie strony^^'
Co do tego kliknij: ukryte uderzenia Jun‑ni przez Sena – nie sądzę, by była to oznaka „rezygnacji” z Yuriki. Ja bym to określiła jako coś w rodzaju: kliknij: ukryte „jak mogłeś ją (i mnie) tak zawieść” – dodałam „i mnie”, ponieważ Sen też w końcu wielbił Jun‑ni, a ten nie dość, że wrócił jako degenerat, to jeszcze zdawał się szczególnie tego nie wstydzić – już raczej radośnie taplał się w swym bajorku samoupokorzenia.
Re: Odcinek 7.
Ja też bym chciała^^ (w końcu w tym wszystkim to z Kaoru się najbardziej utożsamiam). A skoro tak, to trzeba Senowi na pociechę „opchnąć” Yurikę…
A Wokulski? (ten to co prawda źle skończył…) A ci wszyscy błędni rycerze od swych księżniczek i pół‑królestw? A Szewczyk Dratewka wreszcie?
Wniosek: w literaturze wszystko jest możliwe.^^
ps. Nazo no Kanojo X – skoro tak polecasz, może zerknę w wolnej chwili…
Re: Odcinek 7.
Ja stawiam jednak, że przystał do socjalistów a potem dopadło go poczucie ogólnego bezsensu egzystencji… (choć być może zamieszana była w to i jakaś urocza studentka, kto wie^^)
Mimo to, chciałabym, by tak się skończyło – może to naiwne i sentymentalne z mojej strony, ale cieszę się, gdy bohaterom, których lubię, czasem udaje się niemożliwe. A co do „to nie to”... w anime bardzo rzadko miewam odczucie, że „to jest to”. Na ogół między postaciami nie ma chemii, a w to, że do siebie coś czują, trzeba uwierzyć na słowo. Hmm… jedyne wyjątki, jakie mi teraz przychodzą do głowy, to Turn A Gundam i Full moon wo sagashite^^"
San – kouhai… kliknij: ukryte Tanoshimi ni shite imasu – w wolnym przekładzie: „czekam z niecierpliwością”, w nieco bardziej ścisłym: „cieszę się na (tę perspektywę)"^^
Re: Odcinek 7.
A więc jednak tak jak przewidywałam – 楽しみにしています~
Dziękuję Ci, Enevi, za wyjaśnienie, ale niestety chyba na razie nie przeczytam ukrytej części wypowiedzi. Nie chcę popsuć sobie przyjemności gdybania^^
Re: Odcinek 7.
Chyba raczej sobie? ;]
Jeśli chodzi o Sena, to już po ptakach, chłopak od drugiego odcinka zakochany^^'
To San‑san san ma tego typu przeszłość? W sumie, ja też znam taki przypadek… ale w każdym razie, tacy szczęśliwcy nie zdarzają się za często, mam wrażenie-.-'.
Re: Odcinek 7.
Jeśli chodzi zaś o realistyczne rozwiązanie, nie rodem z shoujo czy telenoweli, to wszystko powinno rozejść się po kościach. No bo kto niby odnajduje miłość życia w liceum? Przyjaźń, to może…
Re: Odcinek 7.
Mam nadzieję, że jednak nie… wystarczająco już w tej serii komplikacji uczuciowych, przydałoby się coś innego dla odmiany. Tak czy owak, Yurice pewnie minie zauroczenie^^ Końcówka na 95% będzie Kaoru x Ricchan i Sen x Yurika.
Re: Odcinek 7.
ps. kliknij: ukryte Ciekawe, co właściwie było przyczyną degrengolady Jun‑ni – rzeczywiście jakaś kobieta (zgodnie z przypuszczeniami Sa‑san san), czy może kryje się za tym coś bardziej złożonego…
Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
Matka zginęła w czasie nalotu, to zupełnie co innego, niż śmierć głodowa. Co jak co, ale chłopiec dobrze schronił się przed nalotami, trudno natomiast by przewidział dopiero rozpoczynającą się klęskę głodu.
To jej nie tłumaczy. Jeśli już się upierasz, że chłopiec powinien orientować się w sytuacji, tym bardziej powinna orientować się ona – jako osoba dorosła, chociażby. Jeżeli postanowienie chłopca było samobójstwem na raty, to fakt, że ciotka pozwoliła dzieciom odejść, powinno się potraktować jako morderstwo z premedytacją…
Poza tym, jeśli chodzi już o ciąg dalszy – chłopiec być może powinien był choć spróbować wrócić do ciotki (innego sposobu na ocalenie siostry nie miał), jednak może nie tylko duma powstrzymała go od tego kroku? Może po prostu przegapił właściwy moment, długi czas wciąż jeszcze miał nadzieję, że sam sobie poradzi, potem zaś okazało się, że jest już za późno? Nie wiem, gdybam^^
Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
Była o tyle, że ponoć Japończycy nie mieli surowców (zostali objęci embargo) – mogli albo atakować, albo zwinąć się z Azji Wschodniej z powrotem na wyspy. Na własne nieszczęście wybrali to pierwsze…
Tak a propos, odnośnie końca wojny w Japonii jest b. ciekawa książka, „Suzuki Kantaro” Patrycji Niedbalskiej‑Asano (wydawnictwo Trio) – ukazuje polityczne kulisy końca konfliktu (z niej dowiedziałam się między innymi, że wojna przeciągnęła się do sierpnia przez… nieporozumienie^^'). A odnośnie sierot wojennych poczytać można w publikacji „Brat Zeno Żebrowski” Iwony Merklejn – o polskim mnichu, który m.in. podróżował po całej Japonii i zbierał bezdomne dzieci, zwożąc je do sierocińca utworzonego przy klasztorze w Nagasaki.
Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
Po pierwsze, widział zjawiska w skali lokalnej, nie mógł znać rozmiarów klęski Japonii ani nie mógł wiedzieć, że kraj czeka długi okres głodu. Do tej pory, jako syn żołnierza, pochodził z rodziny dość dobrze usytuowanej, tak że przełykanie dumy z założenia, bez posmakowania najpierw głodu i ubóstwa, byłoby w jego przypadku równie mało prawdopodobne.
Po drugie, miał pieniądze – rodzaj zasiłku po matce, a także jej majątek: kimona, naczynia i inne rzeczy zabrane z domu – ciotka sprzedawała ubrania (jego matki, dodajmy) na czarnym rynku, więc czemu sam nie miałby tego robić? Jako kilkunastoletni chłopiec, nie musiał być upośledzony, by nie myśleć zaraz w perspektywie kilku miesięcy na przód i to w ujęciu geopolitycznym. W dodatku, z tego co pamiętam, nie brał pod uwagę śmierci (?) ojca i liczył na jego rychły powrót.
Nieodmiennie odnoszę wrażenie, że krytykujesz go z perspektywy skutków, które co prawda nie były „nie do przewidzenia”, jednak w żadnym stopniu nie były także jedynymi możliwymi – nie z jego ówczesnej perspektywy, w każdym razie.
Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
Choć w sumie, sądząc po Twoim komentarzu, chyba nie uda mi się nikogo przekonać, że chłopiec miał wszelkie racjonalne podstawy, by opuścić dom ciotki (po pierwsze: abstrahując od dalszych jego działań i ich konsekwencji, po drugie: racjonalne na miarę kilkunastoletniego dziecka, nie będącego skrzyżowaniem Light'a z Kasparowem)...
Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
Secundo: właśnie od początku tej dyskusji staram się wykazać, że łatwo jest krytykować chłopca z wygodnej pozycji siedzenia przy komputerze… choć może piszę mętnie, to fakt. W każdym razie nie zamierzałam poruszać kwestii ciotki (jej postawę mniej‑więcej rozumiem, choć w niczym nie zmniejsza to mojej niechęci do tego typu kobiet), jakoś tak to wyszło.
Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
Nie za to, że nie dostarczała ich dzieciom, ale za to, że jakoś dostarczała je innym domownikom – również za pieniądze głównych bohaterów, zresztą… podałam to jedynie jako uzasadnienie, dlaczego z początku decyzja o opuszczeniu domu krewnej mogła się wydawać chłopcu ze wszech miar usprawiedliwiona. Po drugie, dzieci nie uciekły – kiedy stwierdziły, że odchodzą, ciotka nawet nie próbowała ich zatrzymać, potem też nie interesowała się ich losem, choć mieszkali niedaleko. Po prostu jeśli kogoś mam tu winić za brak wyobraźni i odpowiedzialności – dorosłą kobietę czy chłopca – moja krytyka z założenia kieruje się ku osobie dorosłej.
Zgadzam się natomiast z Twoim punktem widzenia o tyle, że chłopiec powinien opamiętać się i choćby spróbować wrócić, gdy już wszelkie inne sposoby zdobycia żywności zawiodły.
Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
Oczywiście, tylko ciekawe, czemu tym „najbliższym” jest niespokrewniony lokator.
Film oglądałam dawno, więc pozwolisz, ze odniosę się na podstawie opowiadania: ciotka sprzedawała ubrania ich matki, a kupionym za nie jedzeniem obkarmiała przede wszystkim córkę i zięcia in spe. Na protesty chłopca ustalili, że każde żywić się będzie samodzielnie i za własne środki – tak więc w momencie wyprowadzki z domu nie było praktycznie żadnej różnicy, czy mieszkali u ciotki, czy w ziemiance. Po drugie, skoro już krytykujemy chłopca – kim trzeba być, by pozwolić dwójce dzieci od tak się wyprowadzić? Jej nie zależało na ich losie, przypuszczam, że w okresie powojennej biedy dziewczynka i tak zapewne by zmarła (sądząc po tym, czym ciotka ich karmiła… nie, nie zagłodziłaby jej, skądże. Wystarczyłoby osłabienie organizmu).
Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
Przepraszam, nie wiedziałam (ponieważ książka była wydana dawno, zadziałałam na zasadzie „domniemania niewiedzy”).
Postaci bohatera w opowiadaniu wcale nie odebrałam jako jakoś wybitnie dwuznacznej. No i określenie:
jest krzywdzące. Ciotka najbezczelniej w świecie ich okradała, w dodatku wyraźnie przedkładając dobro własnej córki i lokatora ponad ich. Na początku tak naprawdę nie było dla nich większej różnicy między mieszkaniem u niej, a samodzielnie.
Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
Akcja Grobowca Świetlików może się wydawać mało prawdopodobna – niemniej, jest to wierna ekranizacja opowiadania Nosaki Akiyukiego (ur. 1930) (zostało ono przełożone na polski i umieszczone w zbiorze „Tydzień świętego mozołu”), który z kolei oparł je na wątkach autobiograficznych – jego młodsza siostra zmarła w trakcie wojny z niedożywienia. Tak że jeśli chodzi o to, kto lepiej – my czy autor – zna realia tamtych czasów i zachowania dzieci podczas konfliktu, to chyba jednak to jemu należałoby tu przyznać pierwszeństwo. Co nie zmienia faktu, że każdy ma prawo do własnej opinii o jego utworze, a także ekranizacji.