Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Komentarze

Salva

  • Avatar
    A
    Salva 23.02.2008 23:09
    Kolejny przykład na to, że wszystko zależy od interpretacji... i poczucia humoru odbiorcy...
    Komentarz do recenzji "Meine Liebe"
    No więc właśnie…


    Meine Liebe. Seria odrzuciła mnie na początku gatunkiem (dobrowolnie i w pełni władz umysłowych nie dotykam niczego oznaczonego słowem „dramat”, ale po Meine Liebe chyba dokonam weryfikacji poglądów, bo seria ta pokazała, że dramat może być znacznie bardziej ciekawy i bogatszy w groteskę od komedii) oraz niemieckojęzyczną nazwą, bo niemieckiego nie znoszę namiętnie i konsekwentnie. Ale ! Po obejrzeniu serii ostatnia rzecz, która by mi przyszła do głowy to wrażenia związane z nazwami (pewnie kwestia praktyki… jak się już widziało te kilka serii z imionami nie do zapamiętania – do brzmiących nieco mniej obco nazw człowiek przywyka zdecydowanie szybciej…). Zaczęłam ją oglądać dokładnie 21 lipca 2007 roku. To znaczy wówczas obejrzałam pierwszy odcinek. Drugi przypadł na… przedwczoraj. Razem z ponownym obejrzeniem pierwszego w wyniku szalenie intrygujących ale może niekoniecznie znaczących dla fabuły, wspomnień. Oglądanie Meine Liebe po raz pierwszy w towarzystwie było nienajlepszym pomysłem. Owszem, dawno się tak nie śmiałam jak na pierwszym odcinku ale mam wrażenie, że twórcom nie o to chodziło (jak teraz oglądałam resztę sama to też – przyznaję się – zdarzało mi się chichotać i obawiam się, że mój stosunek do tego anime jest daleki od tego jakiego spodziewaliby się autorzy po kimś, kto twierdzi, że mu się podobało). Oglądanie tego ciągle mając w pamięci Get Backers nie było najlepszym pomysłem. Po pierwsze zakwikiwaliśmy się wyglądem postaci (a nad wyglądem to ja jeszcze sporo się będę rozwodzić, nie przepuszczę okazji), po drugie jak usłyszałam głos Camu spadłam (a tak, nieprzyjemna trauma a'la Kazuki… Przy czym teraz już dokładnie nie pamiętam czy obstawiałam babę czy nie), po trzecie ach te emocje, te rozemocjonowane twarze…, po czwarte Marmelade, Orpherus von Marmelade. I nie, NIE uwierzę żadnemu Polakowi, który powie, że nie zachichotał jak Ludwig tym swoim nosowym niskim głosem z pełną powagą wypowiadał jego nazwisko… A to dopiero początek niezamierzonego komizmu, na którym nota bene opiera się cała moja nieskalana złośliwością (acz podszyta pewną pobłażliwością) sympatia do tego anime. Poza tym nazwa Rosenstolz, też kojarzy się z wieloma rzeczami, wśród których duma plasuje się na szarym końcu. Ale przejdźmy do konkretów. Wszak cały czas uparcie utrzymuję, że mi się podobało, więc może teraz to udowodnię.


    Zacznę może od fabuły. Tak, te emocje, te trzymające w napięciu momenty na których chce się wyć… żeby przypadkiem nie zasnąć. Ewentualnie można założyć, że obcuje się z autoparodią i cieszyć się naprawdę ciekawym anime. Dobrze, tym razem już naprawdę koniec z kopaniem leżącego. Przejdźmy więc może do postaci. Moim faworytem był Ludwig. Nie tylko dlatego, że jednym z moich ulubionych psich imion jest Ludwig von Erikson (nie, to nie jest obelga wobec Lui) i zawsze imię Ludwig uważałam za imię pełne godności, chłodu, wyniosłości. Lui jest dokładnym odzwierciedleniem swojego imienia. Generalnie lubię takie postaci. Postaci, które nie podchodzą do wszystkiego emocjonalnie, a raczej na zimno. Które są generalnie obojętne i zazwyczaj są ciężką opozycją dla głównego bohatera. A jednak w razie czego potrafią pokazać co potrafią. Oj lubię takie momenty. A co tu dużo mówić, Lui miał swoje pięć minut i to kilka razy w całej serii. Miałam jedną chwilę zwątpienia przy jego reakcji na zniknięcie Orphereusa von Marmelade… ale generalnie był postacią, która interesowała mnie najbardziej. Poza (jak to zwykle ma miejsce przy tego typu seriach, gdzie zachwycają mnie postacie czwartoplanowe) Albertem. Co ciekawe główny bohater wcale nie wydawał mi się aż taki zły. Co wiem na pewno to, że pierwszy raz nie czułam niechęci do głównego bohatera niejako z urzędu. Orphe prezentował się całkiem nieźle. Poza tym nie można zapomnieć wręcz cudownych rozmów między nim i Luim. Chyba za to najbardziej lubię tę serię. To było przepiękne, dwie kamienne twarze, wyprane z emocji głosy (chociaż ogółem ja tam do głosów się nie mogłam przyczepić, podobały mi się) i treść która mogłaby robić za wszystko ale nie za wypływające prosto z serca argumenty. Innym groteskowym momentem była np. rozmowa w płonącym domu. No ja przepraszam, ale to pobiło wszelkie rekordy. To co oni do siebie mówili i fakt, że Lui ruszył się dopiero po dłuższym czasie i po wyraźnym przekonywaniu przez Orphe… Chyba od tego momentu polubiłam Ludwiga i naszego blond rycerza. Nie wiem co się ze mną stało, ale zdaje się że głupota twórców przelazła na mnie i ja autentycznie lubię anime za jego błędy !!! Może dlatego, że jakby zlikwidowano te niedociągnięcia seria byłaby nie do przyjęcia. Absurd niektórych scen bił na głowę wszystko co widziałam. Vide rozmowa Orphe i Edka, pod fontanną w odcinku z jego siostrą. To lakoniczne i puste „so ka” Orphego mnie dobiło. Pomijam kwestię stosunków międzyludzkich ogólnie. Bo tam relacje między postaciami (żeby tylko ludzkimi…) od normalności oddalone były o lata świetlne. Już miłosiernie pomijam Camu, ale reszta mnie zdegustowała. Fascynacja Lui – Orphe była co prawda całkiem nieźle pokazana (i żeby nie było nieporozumień, nienawidzę yaoi nienawiścią czystą i szczerą). Byli rywalami, ale jednak sprzymierzeńcami. Uzupełniali się (no dobra, zakochałam się w ich kłótniach, ale to trzeba zobaczyć, dwaj zażarcie [a przynajmniej tak należałoby wnioskować z treści] kłócący się młodzi panowie, którym pod względem ekspresji uczuć bliżej do krzeseł niż do ludzi…). Relacji Lui – Naoji nie tykam. Wkurzał mnie nieziemsko tamtejszy Urahara w osobie Isaaca, który wiedział wszystko i był wszędzie gdzie był potrzebny. Irytujący typek. I to by było na tyle jeśli chodzi o znęcanie się nad postaciami.


    Fabuła nie była przepełniona akcją (chociaż pod koniec nieco przyspieszyła) ale jednak wciągająca. Taka spokojna, płynna i – co ważne – z naprawdę dobrym zakończeniem. Prócz tego cała seria miała swój niepowtarzalny klimat. Tworzony przez piękne ciemne kolory (chociaż niektóre ujęcia były ZA ciemne, ale ja uwielbiam czerń i mnie nie przeszkadzało), sposób w jaki rozplanowywano poszczególne sceny (ach ta fontanna…), przez oświetlenie. Naprawdę szkoła miała swój nastrój, coś nieuchwytnego. Mało widziałam serii z charakterystycznym klimatem, takim, który zapamiętuję się na tyle, że po zobaczeniu jakiegoś drobiazgu wraca w pełnym natężeniu przywołując wszystkie wrażenia z oglądania. Meine Liebe dla mnie posiada ten klimat, nieco mroczny ale jednak. No i oczywiście piękna muzyka, co prawda te przejmujące partie skrzypiec czasem wywoływały niekontrolowane podskoki kiedy wyprzedzały pewne wydarzenia i następowały nagle po relaksującym, cichym i spokojnym utworze, ale jako że skrzypce bardzo lubię – podobały mi się. Zresztą i inne melodie dawały się zauważyć i czemu jak czemu, ale muzyce naprawdę niewiele można zarzucić. Tylko mały zgrzyt był przy openingu i endingu, po tych nadętych i wzniosłych treściach przemycanych w odcinkach zobaczyć ending (a raczej usłyszeć) to był mały szok. Jakby to ująć ? Klimatycznie to to pasowało jak Orphe do Ourana. Chociaż same w sobie obie piosenki jak i animacje również zadowoliły mój gust. Pod koniec oglądałam obydwa z prawdziwą przyjemnością.


    Jeśli chodzi o stronę graficzną. Jak już pisałam kolory i rozplanowanie niektórych ujęć były naprawdę bardzo dobre. Raził mnie tylko rysunek oczu i sposób mrugania postaci. Nie wiem co brał Lui i Edek (pewno to samo) ale mieć aż tak małe tęczówki i źrenice to nie jest normalne. To mi nieco przeszkadzało bo czasami wyglądali upiornie (zwłaszcza Lui razem z tym swoim trupim kolorem twarzy). No i ten sposób mrugania, normalni ludzie nie mrugają zamykając oczu na całą sekundę. Aż dziw, że oni się tam nie pozabijali wpadając na słupy albo spadając ze schodów. Była też jedna scena jak Orphe wychodzi z jakiegoś pomieszczenia, widzi Luiego. Najazd na twarz Orphe – mrugnięcie (dłuuuugie mrugnięcie), najazd na twarz Lui, jego lekki uśmiech – mrugnięcie (też dłuuugie). I ja mam być poważna ?! To wyglądało jak jakiś tajny kod, alfabet Morse'a oczami czy tam inny wymyślny sposób porozumiewania się… Znęcanie się nad długością włosów Lui to już byłoby naprawdę kopanie leżącego. Nie o to przecież w tej serii chodzi. Albo pytanie czego używał Orphe, że włosy mu się zachowywały tak jak się zachowywały, ja stawiam na wplecione druciki. Może dlatego ciągle taki zdegustowany chodził ? Chociaż Lui w robieniu niezadowolonych i pełnych pogardy grymasów wygrywał bezapelacyjnie.


    Podsumowując, mimo że ten komentarz nie stroni od sarkazmu seria naprawdę mi się podobała. Postaci wcale nie były aż tak wyprane z emocji, czasem zdarzało im się lekko uśmiechnąć… Klimat Meine Liebe miało niepowtarzalny, cała intryga również mi się podobała. Grafika to kwestia gustu (zasadniczo tylko Camus – ze względu na kolorystykę – i czasem Orphe zaspokajali moje poczucie estetyki), muzyka była bardzo dobra. Jak w temacie wspomniałam, jeśli ktoś podejdzie do tej serii z lekkim dystansem i z poczuciem humoru nie pożałuje tych 4 godzin. Ja na pewno nie żałuję i, mimo że planowałam obejrzeć Meine Liebe li i jedynie po to, żeby nie zostawiać już raz zaczętych serii właśnie mam zamiar zabrać się za drugą. Niezamierzony komizm serii i osiągnięte dzięki temu złagodzenie wszechobecnego patosu (przemowy Orphego, czy kłótnie z Luim oraz cała fabuła, która wszak obraca się wokół wątków poważnych) wyszły tej serii na dobre. Grupy docelowej nie podam, wszystko zależy od nastroju i charakteru odbiorcy. Mnie się podobało, acz mogę po prostu mieć zły gust.

    PS. Brawa za brak wątków romantycznych, mimo że anime powstało na bazie eroge.
  • Avatar
    A
    Salva 5.02.2008 13:24
    Niech żyją haremy ! Niech żyją kwarteciki ! Niech żyją skrzypce ! i niech piekło pochłonie fioletowowłosych panów !!!
    Komentarz do recenzji "La Corda d'Oro ~primo passo~"
    Wczoraj, a raczej dzisiaj tylko hmm nieco wcześnie rano skończyłam serię.

    Przyznam się, że na początku byłam zachwycona. Pierwszy odcinek (a raczej pierwsze zobaczenie openingu) zwalił mnie z nóg, bo nie wiedziałam że może istnieć AŻ tak intensywny fanserwis, to był dla mnie niezły szok. Ale seria niesamowicie mi się spodobała i pierwsze odcinki były w mojej opinii świetne. Ale im dalej w las tym nieco mniej pięknie, a już zakończenie mi się nie podobało. Ale to nie zmienia faktu, że jestem wdzięczna za serię, która (jak niegdyś Ouran) zmuszała mnie do codziennych seansów. Sama myśl, że będę oglądać La Cordę wieczorem była dla mnie ogromną przyjemnością. Chociaż seria zwłaszcza od 10 odcinka wywoływała we mnie również intensywne negatywne emocje  kliknij: ukryte 

    Może najpierw o muzyce, kwiczałam z radości niemal na każdym odcinku bo niemal w każdym było coś co bardzo lubiłam (Mozart ! Mozart ! Mozart!). I tak jak totemowi również niesamowitą przyjemność sprawiła mi Polka Fuyuumi. Jakby to ująć ? Nieco niespodziewane to było… No i Chopin, chyba za to jedno nie znielubiłam Ryou do końca. Chociaż i tak moim bezwzględnym faworytem był Ren i jego skrzypce. Coś pięknego. Generalnie mam hopla na punkcie skrzypiec i może dlatego uwielbiałam zarówno Rena jak i Shinobu. Ano właśnie do moich ulubionych postaci należeli wszyscy tworzący nasz kwartet smyczkowy !  kliknij: ukryte  Chociaż nic, NIC nie pobije najpiękniejszej sceny w anime ever – sceny balkonowej. Może tylko ja tak reaguję, nie wiem. Ale było to jedna z najpiękniejszych scen jakie widziałam. Pominąwszy że Ave Maria samo w sobie bardzo mi się podobało. Ale coś w tej scenie było, coś niesamowitego. Mnie urzekła całkowicie. Dla mnie miała niesamowity ładunek emocjonalny. Chyba nie trzeba się domyślać kogo typowałam na parę dla Hino ? Tylko Ren był z całego haremiku znośny i odpowiedni dla niej (ach to pokrewieństwo duchowe, te same instrumenty itd.). Może swój wpływ miało dla mnie skojarzenie z Ghost Huntem (identyczne jak moshi), chociaż Hino Mai pięt nie była godna całować, a i Ren był nieco bardziej ludzki od Naru (aż ZA ludzki pod koniec, ale nad końcówką to ja się osobną poznęcam). Zresztą pełno było przeróżnych scen/gestów/sugestii (no dobra, ja lubię coś takiego, szukanie romansu którego nie ma) na korzyść Rena chociaż tak naprawdę to ona kochała tylko te swoje skrzypce. Co do reszty panów, Shimizu zwalał z nóg za każdym razem jak został użyty komediowo. Jego reakcja na słowo kwartet, albo jak się przylepił Renowi do drzwi, coś pięknego. Był przeuroczy i wbrew pozorom nie aż taki nierealny jak by się wydawało. Bohaterem którego lubiłabym najbardziej gdyby było go więcej był Shinobu, facet strasznie mi się spodobał (skrzypce, skrzypce !), było w nim coś strasznie sympatycznego. Nie umiem określić co to było ale spodobało mi się szalenie. Myślę że wychodzi tu moja mania na tle skrzypiec. Hihara był dla mnie infantylny w stopniu urągającym wszelkim normom. Ryoutarou był dla mnie zbyt… nie chcę go nazwać gburem ale nie lubiłam go, żeby nie Chopin to by mógł (nomen omen) konkurować z  kliknij: ukryte  jako najbardziej antypatyczny bohater serii, ale jednak nic nie pobiło  kliknij: ukryte 

    Bardzo podobała mi się kolorystyka serii, co ciekawe zabójcze tęczowe włoski wcale nie raziły (a był to jeszcze jeden plus Shinobu, uwielbiam czerwień) a bardzo ładnie się komponowały z pełnymi słońca tłami i tworzyły klimat i nastrój serii. Właśnie taki bardzo ciepły, słoneczny, pełny czaru i magii (Lili się w to nie wlicza). O muzyce nie mówię, bo jak już pisałam wcześniej każdy odcinek to była przynajmniej chwila czystego zachwytu nad muzyką, trochę mnie irytowało to jak bohaterowie się ekscytowali ponad miarę utworami, ale w pewnym sensie jestem w stanie zrozumieć.

    Naciągany był dla mnie za to motyw samych magicznych skrzypiec. Pod koniec bohaterka działa już sama ale nieco mnie te jej rozterki egzystencjalne dobijały. Cały ten wpływ na wszystkich panów również mnie nieco rozstrajał. Zwłaszcza pod koniec, ano właśnie, koniec.  kliknij: ukryte  Ale, ale zapomniałam o jednej irytującej rzeczy, oni chyba dmuchali w te instrumenty siłą woli, ani nie ruszały im się policzki ani grdyki, nic. Zazwyczaj jednak coś tak się człowiekowi na twarzy rusza jak gra np. na trąbce. Chociaż nadęci panowie to byłby na pewno niezamierzony efekt komiczny exemplum Yunoki z wydętymi policzkami… Chyba bym go polubiła jakby się tak ponadymał trochę… Polubię wszystko co ma poczucie humoru, albo jest obiektem żartów ze strony twórców.

    Sama Hino na początku bardzo mi się podobała, stwierdziłam, że nareszcie będzie jakaś znośna bohaterka i żeby nie sytuacja z [uktyj]Yunokim[/ukryj] i to jej przesadne czerwienienie się przy jednoczesnym braku jakiegokolwiek zainteresowania którymś z panów podobałaby mi się nadal. Na pewno jest lepsza od niektórych bohaterek ale brakowało mi nieco więcej charakteru w niej.  kliknij: ukryte O reszcie panów pisałam, najbardziej podobał mi się nasz kwartet i nic tego nie zmieni.

    Ogółem seria jest niesamowicie ciepła, delikatny humor bardzo mi się podobał (chociaż powinni byli użytkować Rena nieco częściej), kreska jest całkiem niezła (po kilku odcinkach zupełnie przestałam zwracać uwagę na fanserwiśność postaci, teraz jestem zaskoczona, że ich wygląd mógł mnie kiedyś zaskoczyć), muzyka… tu nie potrzebuję nic mówić. Sposób poprowadzenia historii też mi się bardzo podobał, to jak od każdego z nich czegoś nowego się o muzyce uczyła, naprawdę świetnie to zrobiono. Poza kilkoma wadami w fabule i czasem sporej niekonsekwencji w prowadzeniu bohaterów seria jest naprawdę świetna. Urzekła mnie całkowicie. Dla kogoś kto lubi takie ciepłe historie, z piękną muzyką w tle i kogoś kto (jak ja) lubi takie delikatnie zarysowane wątki romantyczne na pewno będzie to jedna z ulubionych serii. Ja na pewno do La Cordy wrócę i to nie jeden raz. I Eine Kleine Nachtmusik już NIGDY nie będzie takie samo, mój kwartecik ukochany…
  • Avatar
    A
    Salva 25.01.2008 16:32
    Film inny niż wszystkie.
    Komentarz do recenzji "Szept serca"
    Długi, długi czas nie chciałam oglądać filmów Miyazakiego bo bardzo przeszkadzały mi projekty postaci (tak, wiem że byłam niesprawiedliwa). Pierwszy mój film to była Mononoke Hime i nie spodobało mi się. Potem trafiłam na Laputę i to nie był bynajmniej film, który urzekał i wywoływał mój zachwyt. Aż przyszedł czas na Howla. Tutaj zostałam porwana bezpowrotnie przez klimat i urok świata Miyazakiego. Do dzisiaj jestem niesamowicie zakochana w tym filmie. Jest moim bezwzględnym faworytem. Tutaj przełamały się pierwsze moje obawy w stosunku do tych filmów. Aktualnie dochodzę do wniosku, że nie mogłabym oglądać tego z innymi projektami postaci, bo nie to tu jest najważniejsze ! Nie sposób narysowania, a sposób przedstawienia. Celowy zabieg czy nie, nie ma znaczenia. Doceniłam. I mnie by już piękniejsze postaci (obiektywnie, bo subiektywnie one dla mnie są naprawdę śliczne) nie pasowały. W każdym razie po Howlu jakoś mniej miałam uprzedzeń (rany, jakby można było mieć uprzedzenia do tych przepięknych filmów…). Ale nadal byłam nieprzekonana do reszty. Pogląd zaczął mi się zmieniać po przypadkowym obejrzeniu Spirited Away (dotąd uważałam sposób rysowania Chihiro za zdecydowanie najmniej pociągający), przypadkowym, bo nie sięgnęłabym sama po ten film gdyby nie emisja w telewizji. Mimo że powstało wcześniej od Ruchomego Zamku tak bardzo przypominało mi Howla, że z miejsca się zachwyciłam. Każdy film oczarowywał mnie swoistym klimatem, ciepłem i siłą jaka z niego płynęła. Było w nich coś co nie pozwalało zapomnieć o bohaterach. Każdy z filmów dawał nieco do myślenia. Jednak zawsze pojawiała się tęsknota za tamtym „lepszym” (zawsze widzowi wydaje się, że główni bohaterowie mają lepiej od niego i że w anime jest zdecydowanie prościej, piękniej itd) światem. A tutaj, w Whisper of the Heart po raz pierwszy po seansie radosnym i szczęśliwym wzrokiem popatrzyłam na to, co mnie otacza. W tym filmie nie było ani trochę nadprzyrodzonych rzeczy, nawet ten kot był tak realny ! (osobiście znałam takiego psa, który sobie mieszkał w kilku domach) Nie było ani cienia żalu, że zostaje mi szara rzeczywistość. Bo przez Whisper ta rzeczywistość zrobiła się bardzo barwna i ciekawa. Bo ostatnio życie przekonało mnie, że jednak ludzie są zdolni do wielu rzeczy i nie trzeba być bohaterem anime żeby tego doświadczyć. Po raz pierwszy film upiększył rzeczywistość. Po raz pierwszy poczułam się po pięknym filmie zwyczajnie szczęśliwa, że jest tak jak jest. Bo Whisper pokazał, że życie właśnie takie jakie jest, samo w sobie, jest piękne. Te małe drobne rzeczy, których nie zauważamy na co dzień czyni nasze życie znacznie ciekawszym, milszym. I nawet nie zdajemy sobie sprawy jak piękne i dużo bardziej atrakcyjne od najwymyślniejszych nadprzyrodzonych mocy mogą być zwykłe czynności. Bo najpiękniejsze jest to, co potrafimy stworzyć własnymi siłami, sami. Może to wina mojego nastawienia (mylący kadr), ale znalazłam w Whisper po raz pierwszy coś, czego nigdy nie udało mi sie odnaleźć w żadnym utworze ani filmie. Że nasze życie, ta szara codzienność również może być piękna.

    Nie wiem czy wynika to jasno z mojego komentarza, ale bezwzględnie polecam. Ogromny plus za brak nadprzyrodzonych mocy, a jednak stworzenie naprawdę magicznej opowieści. Prostej, krótkiej, nieskomplikowanej, ale naprawdę pięknej. Już zapomniałam, że anime to nie tylko cuda na kiju, potwory, mechy itd. Już za sam fakt, że mamy tu czyste realia należą się brawa. Bo nie każdy z realnego świata potrafi zrobić coś tak uroczego i trafiającego do serca jak uczynił to Miyazaki. Mogłabym pisać o tym filmie jeszcze długo, ale lepiej zobaczyć go samemu. Coś w nim jest. Poza tym że mam ogromny żal o długość (chciałoby się więcej i więcej), nie mam nic do zarzucenia. Podchodzę też do tego filmu osobiście bo jestem identyczna jak Seiji i w podobnej sytuacji (u progu matury). Też chcę robić coś niecodziennego i ten film (jak cały czas powtarzała Harada, co prawda u mnie zamiast ukochanego połówka, ale jednak jako substytut sprawdził się świetnie) dodał mi odwagi i nieco wiary w siebie. Bo można, jeśli się tylko chce…
  • Avatar
    A
    Salva 3.01.2008 22:25
    "The fate decides who falls in love"... ka ?
    Komentarz do recenzji "Saiunkoku Monogatari"
    Jak zapowiedziałam recenzentce perfidnie zrzekłam się recenzji żeby móc napisać ten komentarz. Kilka minut temu skończyłam ostatni odcinek i…  kliknij: ukryte  Wszak jest druga seria, zobaczymy jak to się dalej potoczy. Tymczasem…

    Po kolei. Teraz wszystko widzę w innym świetle po tych ostatnich odcinkach. Jako że równocześnie powtarzam sobie serię na Hyperze (dzisiaj będzie 4 odcinek) mogę sobie porównywać. Na początku klimat podobał mi się znacznie bardziej, więcej było wspaniałego humoru (Ryuuki, jego podchody oraz kompletny brak obycia, wbrew pozorom), ogółem dla mnie seria powinna była nieco pozostać w tym klimacie. I NIE, ja wątku z  kliknij: ukryte  zdecydowanie NIE traktuję w ten sposób. Cholera o tylu rzeczach chcę naraz napisać.

    Może najpierw o Shuurei. Na początku mi nie przeszkadzała, aż się zdziwiłam że jest taka sympatyczna i konkretna jak na bohaterkę żeńską. Pewnie jak większości, po jej wyjeździe mi przeszło. Ale od początku bo znowu lecę w dygresje. Podobało mi się jak traktowała cesarza (nie, nie chodzi mi o jej twardą rękę…^^) tzn widać było że jest coś ważniejszego dla niej (nic to, że mi to potem wyszło bokiem…). To była jakaś odmiana. Szczerze mówiąc do teraz najbardziej podoba mi się wątek archiwalno­‑toaletowy. Dostawałam piany na ustach jak widziałam tego ich „trenera”, ale podsumowując był zdecydowanie najlepszy (no i ON wyskakujący zza krzaków, że mu pozwalali tak się szlajać, a biedny Kouyuu dostawał wścieku). Shuurei mi się podobała. Było tu więcej wątków politycznych, mniej humoru ale jakoś najbardziej wrył mi się w pamięć. Pierwszy łuk też był niezły ale jednak taki troszkę bardziej oklepany (chociaż to co wyprawiał nasz zamaskowany pan… ale o nich później). No właśnie jedną z największych wad i zalet tej serii jest ilość bohaterów. Dlaczego wad ? Bo jest ich tam za dużo żeby tych najulubieńszych mieć przez dostateczną ilość czasu (chyba że się kocha nad życie Shuurei), ale jest i zaletą bo jest mnóstwo postaci które można polubić. Wracając do Shuurei, na początku nawet bardzo mi się podobała. Co prawda kibicowałam z całego serca Ryuukiemu ale nawet przez pewien czas podobała mi się jej powściągliwość. Przeszło mi jak doszło do  kliknij: ukryte  Nie wiem co prawda dlaczego wszyscy darzą go taką nienawiścią, ja spodziewałam się Bóg wie kogo tymczasem zasadniczo nie był jakiś specjalny. Co prawda poznałam drania od razu, ale i tak się zdziwiłam, że to było „tylko” coś takiego. Jedyne co mnie drażniło to to, że był potwornie narysowany ! Ale charakterowo nie był aż tak zły jak go sobie wyobrażałam,  kliknij: ukryte  A chodzi o scenę z Ryuurenem. Ten facet ma niesamowitą klasę. On mi przypomina nieco Bou z Ghost Hunta. Kompletnie wyprana z nieodpowiednich podtekstów (bo ja przepraszam ale nawet Reishin się zachowuje jak… ale o nim również za chwilę) czysta przyjaźń. Był po prostu przeuroczy w tym momencie. Ma klasę, już wcześniej bardzo go lubiłam (i szkoda, że było go tak mało, swoją drogą to jest szczególna osoba w tym anime, naprawdę) ale po tej scenie zyskał sobie mój szacunek. Poza tym w tym uczesaniu zwalił mnie z nóg. Już wcześniej za każdym razem gdy ściągał okrycie głowy reagowałam jak ludzie, którzy widzieli pana w masce – bez maski, ale tu przeszedł samego siebie. Oczywiście nakrycia głowy miał… interesujące a faktycznie ptak na końcu zabija, ale i tak tutaj pobił wszystko… Dla mnie był najlepszy pod względem aparycji z całej serii (może dlatego że tak rzadko go takim widzieliśmy, jak zobaczyłam go pierwszy raz bez nakrycia głowy to byłam w szoku). I pod względem charakteru również. Facet szalenie barwny i tylko on jeden umiał doprowadzić do rozpaczy Shuueia, co było dla mnie wielkim plusem ^^ Poza tym zawsze ta sama reakcja „To Lan Ryuuren? TEN geniusz Ryuuren?” i identyczne miny na jego widok… Coś pięknego. Strasznie mi przypadł do gustu, przez styl bycia (ach to wchodzenie przez okno…), zwyczaje (taaak, granie na flecie w środku nocy nie może być czymś dziwnym prawda ? Pominąwszy już zupełnie, że się na nim grać nie umie, ale to szczegóły szczegóły…), to że nikt nie mógł go kontrolować z braciszkiem na czele ( a tak, lubię takie postaci ^^ co prawda Przyjaciel od serca 1 i Przyjaciel od serca 2 oraz Przyjaciel 2,5 mogli ale to akurat nie przeszkadzało). Na początku mnie zirytował ale potem zapałałam do niego ogromną sympatią. Ale przejdźmy może teraz do Ryuukiego. On dopiero od drugiego wejrzenia został moim ulubionym bohaterem, ale teraz Tamaki ma autentyczną konkurencję. Ryuuki też miał ogromną klasę. Jego zachowanie na początku, te podchody, to wszystko zwalało z nóg. Na tym głównie opierał się humor serii. On jest jednym z najbardziej rozbrajających i uroczych bohaterów jakich widziałam. I jego podejście do miłości, to jak z rozpieszczonego dzieciaka zmienia się w dojrzałego cesarza. Ma klasę. Zdecydowanie. I za końcową scenę należą mu się wielkie brawa.  kliknij: ukryte  Ale wracając do Ryuukiego. Naprawdę rzadko się zdarza żeby ktoś wzbudzał we mnie tak ciepłe uczucia. Tak czystą, nieskalaną sympatię. Co do reszty postaci (rany boskie, ja jestem dopiero w połowie tego co chciałam napisać…) to mam jeszcze kilka uwag do Reishina i Seirana, najpierw Reishin. Ten facet razem z pozostałą dwójeczką (swoją drogą powiązania między postaciami są godne bez mała Code Geass, sama intryga polityczna właśnie przez CG mi się spodobała ^^) pod koniec przypominali mi trójeczkę z Fruits Basket. Uwielbiałam wszelkie interakcje pan z maseczką – Reishin. Ale poza tym opętańczym uwielbieniem do Shuurei (kto jej tam zresztą nie uwielbiał ? ale ciekawostka ! oni MIELI powody ! Była pierwsza bohaterką która autentycznie zasługiwała na uwielbienie jakim ją darzono) ten facet miał charakter. I umiał to okazać. Co do Seirana nieco mnie drażnił, ale w rozmowie z  kliknij: ukryte  pokazał charakter. Zdaje się że mniej mi potem przeszkadzał (chociaż ten pomysł z pojedynkiem był naprawdę idiotyczny, coś na miarę gier w Spiral). Na początku bardzo lubiłam też Shuuei i Kouyuu ale tak mało pokazywano ich potem, że inne postacie nieco ich przyćmiły (choć jak teraz robię sobie powtórkę to nie mogę ich NIE lubić, z tych początkowych odcinków, jakie one były beztroskie ! i jacy oni byli świetni ^^). Chociaż sama poczułam się jak w domu jak Shuurei wróciła i znowu mogłam zobaczyć starą obsadę. To była ulga. Rzeczą która szczególnie zapadła mi w pamięć jeśli chodzi o postaci jest fakt, że każda osoba w Saiunkoku (z pokojówkami włącznie!) nie była wolna od Tragicznej Przeszłości. Wszyscy, jak leci… Chyba tylko Ryuuren jako taki nie miał, dlatego pisałam że jest bohaterem szczególnym. Ale co ciekawe zamiast stada Sasuków mieliśmy w miarę normalnych ludzi. To mi się bardzo podobało, że nie oddziałało to na ich psychikę w większym stopniu przez co nie było to nieznośne.

    Podsumowując, nie jest to anime głębokie i brać je za takie to błąd, ale mnie się bardzo podobało. Dużym plusem było, że każdy tytuł łączył się z odcinkiem i prawdę mówiąc Saiunkoku jest drugim anime w którym tytuły odcinków naprawdę mi pasowały i bardzo mi się podobały. Zresztą nie tylko pod tym względem Saiunkoku się wyróżnia. Przepiękne dwa openingi, przy czym jeden lepszy od drugiego oglądałam ZA KAŻDYM razem, 39 razy (co najmniej, bo czasami włączałam sobie sam). Graficznie przepiękny, zwłaszcza przy wejściu na „hajimari” na początku i w drugiej części piosenki, gdzie w pierwszym był Kouyuu i Shuuei na tle przepięknego kwiatu i Ryuukiego, a w drugim miecze i moje ulubione rodzeństwo.^^ Piosenka niesamowicie mi się podobała, bardzo pasowała do serii. Grafika była prześliczna, nie mogłam się napatrzeć na zbliżenia oczu Shuurei (ale raczej pod koniec serii, na początku oczka nie były tak pięknie dopracowane). Panowie… Mnie się podobało tylko dwóch, reszta była mi obojętna, za długie te pyski mieli. Ale ogółem była dobra.

    Co do fabuły generalnie, pięknym zagraniem było zatoczenie pewnego rodzaju koła. Mieliśmy okazję zobaczyć jak bardzo dorośli i zmienili się, zarówno Shuurei jak i Ryuuki. A razem z nimi reszta postaci. Wątek polityczny był ciekawy, ale brakowało mi humoru pod koniec serii. Takiego w stylu uczesania Sakujuna w 32 odcinku. Spadłam z krzesła jak zobaczyłam co ona mu zrobiła na głowie. Może dlatego nigdy nie umiałam naprawdę zapałać gorącą niechęcią do niego ? Jaki by nie był, poza tym że powinien dostać po facjacie i to porządnie za kilka rzeczy niespecjalnie mnie obchodził. No i ta  kliknij: ukryte 

    Anime naprawdę godne obejrzenia. Nieprzeciętny humor (jak nie przymierzając problemy z orientacją Ryuukiego czy spostrzeżenia na ten temat Shuurei, herbatka Shouki, orientacja, ale tym razem w terenie, Kouyuu itp…) zwala z nóg, ilość bishounenów na metr kwadratowy zadowoli każdą fankę. Generalnie kreska jest piękna, seiyuu (kwik !!! Ten mały z głosem Ishidy i aparycją Shiro­‑podobną, zresztą prawie wszyscy moi ukochani seiyuu się zebrali w tym anime ^^ zapewne ktoś kto oglądał Fushigi Yuugi może mieć na początku pewne problemy z przekonaniem się do głosów, vide ja bo FY nie lubię, nota bene pierwszy odcinek bardzo pod pewnymi względami FY przypomina, ale FY się do Saiunkoku nie umywa) również odwalili kawałek dobrej roboty, muzyka zasadniczo nie wyróżnia się, ale opening jest piękny. Polecam. Niesamowicie ciepła seria. Po każdym odcinku nie mogłam nie czuć czegoś ciepłego w środku, te kolory, klimat, postaci. Anime nie oryginalne (sporo schematów) ale na pewno jedyne w swoim rodzaju ^^
  • Avatar
    Salva 1.01.2008 13:49
    Re: Co najmniej 8/10
    Komentarz do recenzji "Black Cat"
    I ja się z kolegą zgadzam !

    Jestem dopiero po 10 odcinkach ale anime bardzo przypadło mi do gustu. Nawet jeśli ostatnie odcinki będą skopane jestem w stanie polecić tę serię. Eve od razu zyskała moją sympatię ze względu na skojarzenia z Ren z Eremenmtar Gerad, Train mi się nie podoba ale sytuację ratuje zarówno Sven jak i nasza złodziejka (chociaż nieco przypomina to Get Backers, ale Get Backers to było coś potwornego, tutaj mimo wrażenia wtórności ogląda się całkiem przyjemnie, ba ! być może właśnie PRZEZ to wrażenie). Chwyt a'la Kakashi nieco mnie zniechęcił, spodziewałam się nieco lepszego wyjaśnienia czym jest Vision Eye, ale jest to pierwsza rzecz, która mnie nastawiła w jakiś sposób negatywnie. Poza tym, że faktycznie brak tu jakiejkolwiek fabuły. Ale ja jak kolega wyżej, nie jestem pod tym względem specjalnie wymagająca. To naprawdę jest dobre anime dla kogoś kto lubi jakąkolwiek akcję, interesujący humor, bardzo ładną kreskę i muzykę.
  • Avatar
    Salva 19.12.2007 19:32
    Re: Bardzo dobre
    Komentarz do recenzji "Code Geass: Lelouch of the Rebellion"
    Nashimi napisał(a):
    Postacie. Mam być szczera? Może są realistyczne, ale osobiście żadnej z nich poza Lelouchem jakoś szczególnie nie darzyłam sympatią. C.C. objawiła się dla mnie niezbyt przyjaźnie ze względu na to, że poniekąd mam już dość tych nieludzkich, tajemniczych dziewczyn o dziwnym kolorze włosów (akurat Rei Ayanami jest wyjątkiem w moim przypadku). Moją negatywną postawę do niej przypieczętowała akcją w ostatnim odcinku (chyba jestem tutaj jedyną, która za nic nie toleruje tego pairingu).


    To nie jesteś sama. Też nie lubiłam CC i nie toleruję żadnych par z Code Geass. Sytuacja z ostatniego odcinka również bardzo mi się nie podobała.

    Przy czym im dalej zagłębiam się w Lulu tym mniej mnie interesuje. Bo ciężko tak naprawdę lubić takiego człowieka. A Suzaku wbrew pozorom nie mam ochoty utłuc, jako jedna z nielicznych.
  • Avatar
    Salva 9.12.2007 18:02
    Re: Bardzo dobre.
    Komentarz do recenzji "Code Geass: Lelouch of the Rebellion"
    mikolajp napisał(a):
    Ach, i twórcy oczywiście zadbali głównie o męską część publiczności ukazując nam naprawdę sporo pięknych Pań w miniówkach i ogromnych dekoltach. Są też sceny całkowitej nagości. Więc fanserwis jest naprawdę mocno natężony w tym anime, jednakże jakoś mi to nie przeszkadzało.


    Jako jednostka płci żeńskiej pozwole się z kolegą nie zgodzić ^^ Dla panów to pewnie nie jest oczywiste ale tam było od groma fanserwisu dla pań. Dla mnie wizualno­‑głosowego nawet ^^
  • Avatar
    Salva 22.11.2007 22:21
    Re: Perfekcyjne na zimowe wieczory.
    Komentarz do recenzji "Kanon [2006]"
    Przeczytałam komentarz kolegi i na nowo rozpłynęłam się nad Kanonem. Chyba sobie to znowu powtórzę… Ale jak ponownie spadnie śnieg. Kanon jest jednym z tych anime, które za każdym raem pozwalają widzowi odkryć coś nowego, na co innego zwrócić uwagę…

    Ciekawa rzecz co w tym jest, że tak duże wrażenie to anime robi na osobnikach płci męskiej ? Mój osobisty nii­‑chan, starszy ode mnie 20 letni facet, też rozpływał się nad Kanonem. Co prawda w umiarkowany sposób bo rodzinne u nas jest bycie powściągliwym ale naprawdę Kanon uwiódł nas całkowicie klimatem, magią, czarem. To anime ma sobie „coś”.

    I humor również faktycznie zwala z nóg. Dlatego ja optowałabym za oznaczeniem tego jako komedii, aczkolwiek nie dla wszystkich. Wzruszyć to ja się szczerze mówiąc nie wzruszyłam ale jestem Kanonem oczarowana. Tak jak kolega (zresztą widać to w moim komentarzu nieco niżej). ^^

    Pozdrawiam kolejnego fana wspaniałej serii ^^
  • Avatar
    A
    Salva 22.11.2007 13:01
    Moje pierwsze anime, poważne anime...
    Komentarz do recenzji "Zorro"
    O rany ! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom jak zobaczyłam ten tytuł na głównej stronie. Ponad rok temu we wrześniu powtórzyłam sobie znaną z dzieciństwa bajkę i od tego się zaczęła cała moja przygoda z anime, a ostatnio nawet z mangą. Kochałam to anime jako dziecko i teraz też mam ogromny sentyment. Cudo to to nie jest ale od jednego z piękniejszych wspomnień w zakresie animacji nie wymagam żeby było wspaniałe… Wystarczy że jest. Ach ten polski lektor, od którego teraz szlag trafia a który wtedy kojarzył się z najprzyjemniejszymi wówczas „bajkami”.
  • Avatar
    R
    Salva 11.11.2007 18:34
    A ja chciałam powiedzieć komplement recenzentowi
    Komentarz do recenzji "Brama piekieł"
    Seval jedna z lepszych recenzji jakie czytałam na Tanuki, a czytałam ich już mnóstwo, z niecierpliwością czekam na kolejne Twoje teksty. Naprawdę fantsatyczna recenzja świetnej serii ^^
  • Avatar
    A
    Salva 3.11.2007 12:37
    Anime piękne, dla kogoś kto potrafi je zrozumieć...
    Komentarz do recenzji "Air"
    Właśnie przed chwilą skończyłam 13 odcinek. Nie wzruszyłam się bardziej w żadnym momencie. Nawet nie o to chodzi, że nie mam w zwyczaju się wzruszać i płakać przy oglądaniu czegokolwiek (raz mi się zdarzyło, że miałam mokre oczy, jeden jedyny raz). Po prostu zbyt byłam zajęta przeżywaniem faktu, że kompletnie nie rozumiem fabuły. Nie rozumiałam i nie rozumiem nadal. Pytania standardowe oczywiście (kruk). Co do tego które wątki podobały mi się najbardziej, też uważam, że ten z Kanną był zdecydowanie najlepszy. Anime pełne jest symboli choćby rzeczony już wcześniej kruk, trzeba się zainteresować co twórcy chcieli przekazać. Ja nie bardzo lubię operowanie na symbolice. Dla mnie końcówka była kompletnie zaplątana, niejasna i naprawdę 12 odcinek zupełnie mnie nie poruszył. Ale zauważyłam, że jak komuś podobał się Kanon, Air podoba się nieco mniej i vice versa. Ja jestem oczarowana do teraz klimatem i samą fabułą Kanon 2006, podobał mi się znacznie bardziej i doszłam do wniosku, że zima ma nieco więcej uroku. Kreska w Air strasznie mnie drażniła. Nie podobała mi się, a już do szaleństwa dorpowadzało mnie patrzenie na Yukito, nie wiem jak on miał te włosy ułożone, nigdy nie mogłam dojść. Ale to jest nieznaczny szczegół.

    Kanon był zdecydowanie zgrabniej opowiedziany. Historia była bardziej zrozumiała i może bierze tu górę moja skłonność do happy endów, ale Kanon jest moim zdecydowanym faworytem. Nie uważam żeby zakończenie Air było smutne, po tylu męczarniach poczułam wręcz ulgę, że kończy się tak jak się kończy. Tylko kwestia tego cholernego kruka, już nawet nie o to mi chodzi dlaczego, jak, i jak mam rozumieć paradoks czasowy. Czuję się po prostu dziwnie, nic z tego nie rozumiem. A owszem, biorę pod uwagę że może jestem za głupia na tego typu serie. Dlatego nie napiszę, że nie polecam, ale lepiej dokładnie zapoznać się z okolicznościami tworzenia Air żeby lepiej serię zrozumieć. Może to był błąd, że obejrzałam najpierw Kanon. W każdym razie nie był to stracony czas zwłaszcza początkowe odcinki, w których było nieco humoru. Ktoś tu napisał że to nie jest komedia, nie jest a troszkę szkoda, że nie zrównoważono tego patosu nieco lżejszymi elementami. Ja nie jestem zachwycona Air, cieszę się że miało to tylko tyle odcinków. Po prostu nie jestem w grupie docelowej tego typu anime.
  • Avatar
    Salva 29.10.2007 16:34
    Re: ...
    Komentarz do recenzji "Notatnik Śmierci"
    Dla mnie warto było oglądać nawet te odcinki dla podziwiania samego kunsztu aktorskiego Mamoru. Pokazał niesamowitą klasę, zwłaszcza w ostatnim odcinku.
  • Avatar
    R
    Salva 21.10.2007 19:43
    Wspaniała recenzja niezłej serii.
    Komentarz do recenzji "Tengen Toppa Gurren Lagann"
    Autorka naprawdę bardzo dobrze określiła wszystkie wady i zalety Gurren Lagann i to nawet nie ujawniając spoilerów ! To jest sztuka.

    Seria naprawdę nietypowa i warta obejrzenia mimo że pod koniec faktycznie poiom ulega zmianie.

    Ale dla samego Virala… ^^
  • Avatar
    A
    Salva 3.09.2007 19:26
    Ciepłe po prostu cholernie ciepłe...
    Komentarz do recenzji "Ruchomy zamek Hauru"
    Na żaden inny komentarz mnie nie stać. Jestem po prostu zachwycona ! Podobało mi się absolutnie wszystko. Nie umiem znaleźć innego słowa, po prostu szalenie ciepła i sympatyczna opowieść. Choiaż jak dla mnie powinno to albo trwać dłużej, albo powinnien być drugi film. Za mało było tego pierwszego Hauru (ja liczę od zmiany koloru włosów… ^^), który był tajemniczy. Ja rozumiem że film i że jest krótki, a mimo to brakowało mi czegoś. Jednak i tak byłam zachwycona !

    No i zgadzam się z zarzutem co do recenzji, Sophie nie poszła szukać Hauru, poszła szukać jakiegoś czarnoksiężnika, wszak zdziwiła się jak go zobaczyła.
  • Avatar
    Salva 26.08.2007 22:06
    Re: kocham Bou-san i całe Ghost Hunt ;D
    Komentarz do recenzji "Ghost Hunt"
    Też byłam podobnie entuzjstycznie nastawiona. I też uwielbiam Yasuharę i Bou ^^ Co do jednego się tylko nie zgadzam, to wcale grafiki aż tak świetnej nie ma. Zobacz Kanon czy Darker than Black. TAM jest grafika ^^
  • Avatar
    A
    Salva 24.08.2007 09:54
    Żeby wszystkie harmówki miały TAKIEGO głównego bohatera życie byłoby piękniejsze...
    Komentarz do recenzji "Kanon [2006]"
    No właśnie. Yuuichi był zdecydowanie najlepszym bohaterem haremówki jakiego widziałam. Kyon się może utopić. Yuuichi jest zdecydowanie od niego lepszy. Przeszkadzało mi w nim tylko kilka rzeczy. Przy każdej historii zadawał nie te pytania które powinien. Nie będę się posługiwać przykładami, ale za każdym razem byłam zdziwiona że pyta o właściwie nieważne rzeczy, istotę sprawy niejako pomijając. Najbardziej by mi to przeszkadzało przy Ayu ze względu na szczególny jego do niej stosunek gdyby nie to, że przez wcześniejsze historie zdołałam się przyzwyczaić. O tę ostatnią z Ayu mam ciężką pretensję do twórców bo została potraktowana szalenie zdawkowo. No i nie bardzo wiem co tak naprawdę się stało. Owszem mogę się domyślać, nawet dosyć dużo się domyślam ale wolałabym wiedzieć bardziej na pewno. Chociaż muszę szczerze przyznać, że byłam rozczarowana zakończeniem. Nie, nie zakręconym jak świński ogon wyjaśnieniem hitorii z Ayu, ale happy endem. Takim normalnym. Odcinki mniej więcej do 21 były fantastyczne. Sposób w jaki przedstawiano wydarzenia, klimat, ogólny nastrój. Wszystko podobało mi sie szaleńczo tymczasem potem to oklapło. A już nie podobało mi się to co robił Yuuichi pod koniec z Ayu. Nie pasowało mi to do niego. Zachowywał się… dziwnie. Zbyt nagłe to było dla mnie. Mogli nieco obciąć wątek z Makoto na rzecz rozbudowania nieco tego z Ayu. Nie przymierzając dla mnie bardziej był zżyty z chociażby Mai. Irytowało mnie trochę to jak się zachowywał w stosunku do Nayuki. Aporpos Nayuki jestem szczęśliwa, że to ją sobie wybrałam na ulubioną bohaterkę. Ona mi się bezgranicznie spodobała (i nie, dżem truskawkowy nie ma tu NIC do rzeczy ^^), jak puściła oko do Yuuichiego zaraz w początkowych odcinkach od razu wiedzałam którą z nich będę lubić najbardziej. Na początku byłam pewna że nikogo tam nie polubię. Oj myliłam się. Nayuki była jedną z najbardziej uroczych postaci jakie zdarzało mi się widzieć. Byłam i nadal jestem nią zachwycona. Między innymi za jej zwyczaje jeśli chodzi o spanie, za budzik (za każdym razem jak słyszałam nagranie z budzika, który mu dała wrażenia miałam identyczne…), za dżem truskawkowy, za Kerupi (on był nawet na jej fartuchu…). I generalnie coś w sobie miała. Mai też mi sie podobała. Odcinek z balem oglądałam kilka razy przez nią. O samym Yuuichim nie wspominam, bo jak już pisałam był fantastyczny. Nie dawał sobą pomiatać, miał zabójcze poczucie humoru, bardzo fajnie się zachowywał. Pierwszy raz miałam wrażenie że oglądam normalnego osobnika płci męskiej, inteligentnego bo z poczuciem humoru. Po prostu normalny, zwyczajny chłopak. Wszędzie spotyka się przerysowane postacie z cechami charakteru co najmniej dziwnymi. Dlatego cały czas jestem Yuuichim zachwycona. Taka ciepła postać. Chociaż jak dla mnie trochę za szybko się zaprzyjaźniał z każdą napotkaną jednostką płci żeńskiej. Jakiś nieurodzaj tam na panów panował. Nie wiem, może ja się nie znam na męskiej psychice i panowie są skłonni do takich zachowań jak spotkają urocze dziewczęta… Co nie znaczy, że mi się nie podobało. To też było coś innego. On się praktycznie nie czerwienił. Pod koniec dopiero nadrabiał zaległości… Chyba to mi nie pasowało przy końcowych odcinkach, nagła zmiana zachowania. Azkolwiek nie miał różnych głupich zahamowań jakie zwykli posiadać nieudacznicy z haremówek.

    Co do fabuły tak ogólnie. Bardzo mi się podobała, podobał mi się sposób w jaki snuto całą opowieść. Nie wiem jak to opisać ale cała historia prowadzona była płynnie, powoli. Trochę się to popsuło pod koniec ale i tak mi się podobało. Mam tylko zastrzeżenia, co dla mnie samej jest dziwne bo wszak wolę happy endy i Yuuichiego polubiłam na tyle żeby mu życzyć jak najszczęśliwszej przyszłości, do końcówki, mam takie dziwne uczucie, że czegoś nie powiedziano, coś pominięto i generalnie zrobiono to nie tak jak powinno być zrobione. Ale podobało mi się umiejętne preplatanie wątków poważniejszych z elementmi komediowymi. Przez to Kanon nie był mdły, oglądało się go bardzo przyjemnie.

    Co do strony technicznej to waham się czy pisać. Grafika była absolutnie prześliczna i po raz kolejny (po Darker than Black) przekonałam się co to znaczy grafika na 10. I jak wielka jest różnica między 10 a 9 w ocenie. Nie mogłam się napatrzeć na drzewa, zatrzymywałam sobie poszczególne ujęcia tylko po to żeby patrzeć na tła albo padający śnieg, wszystkie sceny z padającym śniegiem wywierały na mnie duże wrażenie… To było przepiękne. Na początku przeszkadzały mi oczy i uproszczone włosy, ale teraz dochodzę do wniosku że właśnie w swojej prostocie były ładne. Nie jakoś specjalnie udziwnione. Co do muzyki, także piękna. Nie mam nic do zarzucenia. Przepiękny, klimatyczny opening i ending bardzo mi pasowały do ogólnego klimatu serii.

    Jakby to ująć ? Zdaje się że mam kolejną serię, którą bardzo wysoko cenię. Na ten moment trzecią. Ale Kanon coś w sobie ma. Przepiękna opowieść. Magiczny klimat. Naprawdę nie zobaczyć tego to byłaby wielka strata. I wbrew pozorom jak dla mnie to więcej ma z komedii niż dramatu. Wszak kończy się optymistycznie. Słowem, gorąco polecam.
  • Avatar
    Salva 19.08.2007 18:59
    Re: nie tak żle jakby się mogło wydawać
    Komentarz do recenzji "Tokko"
    khonsu napisał(a):
    Ech, pomimo że z częścią zarzutów się zgadzam, chciałbym, tylko przypomnieć autorowi recenzji, że ta nie powinna być wyrazem jego prywatnej opinii


    Serii nie znam, ale czym innym wobec tego jest recenzja ?
  • Avatar
    A
    Salva 6.08.2007 12:27
    A mnie się nie podobało.
    Komentarz do recenzji "Spiral ~ Suiri no Kizuna ~"
    Nie zostaje wyjaśnione nic. Końcówka jest bardzo dziwna.  kliknij: ukryte 

    Owszem anime czasem trzymało w napięciu, tu się zgodzę. Ale jak sobie uświadamiałam idiotyczność sytuacji w jakiej się znajdowali bohaterowie to mi przechodziło. Wiem że Ayumu miał kompleks brata. Ale na litość, to ma swoje granice ! Te wszystkie „gry”, narażanie się chyba tylko dla samej przyjemności i satysfakcji… Proszę mi powiedzieć jaki sens miała cała sytuacja  kliknij: ukryte  Dlaczego tylko Ayumu zawsze musiał ryzykować swoje życie i to w wyjątkowo idiotyczny sposób. Pominę już tok ich rozumowania. Nie wiem co oni brali że dochodzili do TAKICH wniosków… Nie porwała mnie ta seria. Całkiem możliwe, że jestem na nią za głupia i niedojrzała. Wszystko być może. Ale dla mnie jak się chce kogoś zabić to się bierze broń i strzela, koniec. Jeśli się tego nie robi to znaczy że się zabić nie chce. A jak sie zabić nie chce to po co do cholery robić takie idiotyzmy ?  kliknij: ukryte  I nikt mi nie wmówi, że oni wszyscy są normalni i dobrzy. Rio… Mała dziewczynka, biedna sierotka która nie może znaleźć sobie miejsca w świecie. Opłakuje sobie swoich przyjaciół, szuka pomocy i morduje z zimną krwią i uśmiechem na ustach. Motyw morderstwa cały czas jest dla mnie kompletnie niejasny. W pewnym momencie kompletnie zapomniano, że to są mordercy, których nie obchodzi życie innych. Którzy myślą tylko o sobie. I którzy oczekują psiej wierności i pomocy od kogoś kogo usiłowali zabić. A, zapomniałam o szwagierce Ayumu. Pominę że mówiła o swoim mężu per san co wydawało mi się dosyć dziwne. Ale Kanone podsumował ją bardzo dobrze. Zresztą Kanone to jest jedyny bohater, który wzbudził jako taką sympatię we mnie. On chciał zabić. I próbował zabić. Nie wyszło mu przez głupi przypadek. Przynajmniej był szczery. On miał rację, że ona była potworną egoistą. Mało było tam rzeczy tak pewnych jak właśnie to. Nie rozumiałam tego anime. I nie rozumiem nadal. Miłym zaskoczeniem było dla mnie zachowanie Hyono w 6 odcinku, kliknij: ukryte  Wtedy po raz pierwszy pokazała, że nie jest głupia. Od tamtego momentu zaczęłam ją trochę szanować. Mogłabym też powiedzieć coś o humorze. Był, na początku nawet niezły, zazwyczaj z udziałem Kousuke. Ale to za mało.

    Ja jestem za głupia na to anime. Zdecydowanie za głupia.
  • Avatar
    Salva 31.07.2007 15:38
    Re: zajefajne
    Komentarz do recenzji "Inuyasha"
    Całkowicie się zgadzam z kolegą. Lepiej że to się kończy tak jak się kończy, mnie to teraz satysfakcjonuje (stosunkowo dawno temu skończyłam Inu). Każde zakończenie jakie próbowałam wymyslić było w jakiś sposób kulawe. Nie. Niech zostanie tak jak jest. A od kinówek to ja się trzymam z daleka i nie tylko ze względu na incydent (cholernie fanserwiśny) z 2 kinówki pomiędzy naszą główną parą…
  • Avatar
    A
    Salva 29.07.2007 12:56
    Powiedzieć o tym tragiczne to niemal komplement...
    Komentarz do recenzji "Yamato Nadeshiko Shichihenge"
    Jedno z najgorszych anime jakie widziałam. Nieudana próba naśladowania Ouran, zakończona kompletnym fiaskiem. Mangi nie czytałam i powiem szczerze że nie zamierzam, choćby była przecudowna. Projekty postaci odrzucały i dopiero pod koniec mogłam powiedzieć, że jako tako się przyzwyczaiłam (aczkolwiek Sunako należy przyznać, że nie zSDeczona wyglądała bardzo ładnie, ale SD miała p o t w o r n e). Postaci pod względem charakteru leżą kwiczą i dostają konwulsji. Fabuła… Jaka fabuła ?! Mogłam sobie oglądać odcinki w dowolnej kolejności i nie przeszkodziłoby mi to w nienawidzeniu tej serii nienawiścią kryształowo czystą, szczerą i namiętną. NIE POLECAM. Zdecydowanie NIE POLECAM. Jakiekolwiek słowa porównania to profanacja w stosunku do serii do których sie Yamato porównuje. Jeszcze raz szczerze NIE POLECAM. Brr… Podziwiam się, że doszłam do końca. Chyba za dużo we mnie optymizmu…
  • Avatar
    Salva 16.07.2007 16:12
    Re: Projekty postaci, niech szlag trafi męskie projekty postaci...
    Komentarz do recenzji "Ghost Hunt"
    moshi_moshi napisał(a):
    Zauważyłaś Salva jakie genialne stosunki łączyły ją z Bou – on był dla niej takim duchem opiekuńczym i starszym bratem jednocześnie, zero podtekstów, niczym nie skażona braterska troska. Bardzo podobał mi się moment  kliknij: ukryte  wspaniała reakcja Bou, niesamowita postać i tak jak napisałaś praktycznie zawsze kiedy pojawiał się na ekranie, miałam napad śmiechu.


    No ba… że zauważyłam. Byłam zachwycona ich wzajemną relacją. Bou i Mai to byli prawdziwi przyjaciele. Nie było żadnych wątpliwości co do tego jak można by ich stosunki określić. Bardzo podobało mi się jak on się wobec niej zachowywał. Stąd było to ciepło, seria jest naprawdę ciepła i podtrzymuje na duchu mimo zachowania np Masako. Nie bardzo ją lubiłam, ale bez niej to już nie byłoby „to”. Za to John wydawał mi się szalenie sympatyczny, szkoda, że więcej go nie eksploatowano. Był tylko skuteczny, a zasadniczo nie wiemy o nim nic.

    Reakcja Bou była faktycznie urocza… ^^ Ale wiesz co mnie zafascynowało? Do głowy mi nie przyszło, że tak to wygląda. Ani jednym słowem się nie zdradziła, chociaż zasadniczo dziwiło mnie czemu nigdy nie robi tego o co ją prosił wówczas Bou. Ale nie zastanawiałam się nad tym. Pierwsza bohaterka z  kliknij: ukryte  Fantastyczna wesoła i żywa dziewczyna. Ale stało się jasne dlaczego tak bardzo oni wszyscy byli jej bliscy i dlaczego tak się o wszystkich troszczyła, ze szczególnym uwzględnieniem Naru… ... ... Nota bene najbardziej uroczą sceną pomiędzy nimi było podanie przez niego herbaty Mai, zdaje się że po tym jak ją wyciągali nieprzytomną po kontakcie z formaliną. Rozbroiła mnie kompletnie. Ogólnie bałam się, że to będzie właśnie typowa bohaterka i bałam się wątku romantycznego. Tymczasem tu ten wątek był kapitalny. Gdybym była złośliwa i gdybym nie lubiła Mai tak bardzo zaczęłabym się zastanawiać po jaką cholerę Naru ją w ogóle zatrudnił. Nie wierzę, że odkrył w niej potencjał… Chociaż… Po tym co wyszło w ostatnim odcinku nic mnie nie dziwi.

    Yasuhara… Dziękuję Ci bardzo ^^. Powalił mnie na ziemię jak powiedział, że w siebie wierzył. Pokochałam go od pierwszego momentu jak go zobaczyłam. Miał absolutnie fantastyczne poczucie humoru, śmiałam się bardziej niż na Ouran (a u mnie fakt, że się w ogóle śmiałam to już wielki komplement dla twórców, ciężko mnie rozśmieszyć). Popałakałm się jak mówił, że ma więcej lat niż na to wygląda. Chociaż jak się nabijał z Bou też był fanastyczny. Zabójcza postać…

    Wiesz może założymy temat na forum ? Podejrzewam, że zaraz nas moderatorzy stąd wywalą. Ja bym mogła o Ghost Hunt godzinami…

    Jeśli kontynuowano by to co było w pierwszej serii nie ma problemu. Seria została otwarta i właśnie teraz doceniłam już ostatecznie tego typu serie. Ja jednak wolę otwarte zakończenia. Jakby to ująć ? Mniej boli rozstanie z bohaterami ze świadomością (czasem bardzo nikłą…),że być może się jeszcze z nimi spotka. Poza tym nie wszystko musi być powiedziane do końca. Czasem lepiej zostawić coś niedokończonego. Ja cały czas będę żyć nadzieją, że jeszcze ich zobaczę.
  • Avatar
    A
    Salva 16.07.2007 00:23
    Projekty postaci, niech szlag trafi męskie projekty postaci...
    Komentarz do recenzji "Ghost Hunt"
    Owszem, ze względu na płeć dochodziły mi dodatkowo do fabuły także i inne walory, dla których warto było oglądać to anime, aczkolwiek ze wszystkich bohaterów zdecydowanym faworytem w tej serii była dla mnie Mai. Pierwsza postać kobieca która mnie zachwyciła bez zarzutów. Kompletnie nie przejmowała się poniewieraniem swojego przedmiotu uwielbienia (słownie) kiedy jej się coś nie podobało. Bardzo często działała impulsywnie i zgodnie z tym co czuła, nie czekała jak słup soli aż wszyscy wszystko zrobią za nią. Nie latała też przy każdej możliwej okazji na męskie klatki piersiowe… Szczerze mówiąc w ogóle nie latała, za co ją niesamowicie szanuję. A miała sporo okazji. Naprawdę szalenie interesująca postać, z charakterem. Co do Johna to zgadzam się, nie wiemy o nim nic poza tym, że był chyba najbardziej skuteczny z całej grupy, pominąwszy Lina acz i Lin czasem miał problemy. Masako też pozostała do końca tajemnicza… Nie zgadzam się tylko z jednym, gdyby mi ubyło chociaż jednego bohaera byłaby to niepowetowana strata… /Pominąć milczeniem Bou czy nie ? Oto jest pytanie !… Nie mogłam wytrzymać ze śmiechu za każdym razem gdy on zabierał się do roboty, po prostu nie mogłam, jego wygląd, głos, zachowanie i TAKIE hmm… metody… Może jestem infantylna ale on mnie doprowadzał niemal do łez za każdym razem jak wypowiadał te…hmm… to co wypowiadał/ Co do fabuły, zgadzam się z jednym z poprzedników w jednej historii był po prostu aż rażący własnym światłem ślad, a oni ciągle lecieli na nikłych poszlakach. Inna rzecz że jakby nie lecieli to historia nie miałaby sensu i zostałaby zakończona szybciutko, a tego to ja bym nie chciała. Najbardziej niepokoiły mnie sny Mai. Kim był tamten Naru ? Dlaczego Mai zachowywała się w tych snach tak dziwnie ? I /tak ja wiem, że w kontekście całej serii, a zwłaszcza tego co wyprawiał Naru pod koniec jest to pytanie głupie/ skąd miała te prorocze sny ? Od początku pojawiał się w nich Naru (swoją drogą śliczne przezwisko i faktycznie mnie nie zdziwiło, że on jej na to pozwala, mnie zdziwiło jego pytanie skąd ona to wie…) więc musi być to z nim związane… A raczej to nie były sny tylko ona znajdowała się w kilku miejscach naraz, ciałem w jednym, duchem w innym.

    Ale zasadniczo jestem zachwycona serią. Specjalnie rezerwowałam 6 wieczorów na to anime. Każdy na każdą historię, dobrze że czekałam z rozpoczęciem serii do ukazania się wszystkich odcinków bo bym umarła z niecierpliwości mając jeden tygodniowo. Bohaterowie mnie zachwycili, tylko Naru mnie odrzucał, aczkolwiek jak go zabrakło pod koniec serii to było pusto. Przy czym w kilka sekund po tym jak znowu zaczął się wymądrzać podzieliłam uczucia Mai… Najbardziej zachwycił mnie ten uczeń, który przyplątał im się bodaj w 4 historii. Miał fantastyczne poczucie humoru i bardzo mi się podobał. Poza tym lubię takich okularników… Naprawdę najsympatyczniejsza męska postać z całego anime, no może konkurencyjna dla Bou. Innym ogólnie nie ma się nic do zarzucenia, poza nadętym i dumnym Naru. Irytował mnie w pewnych momentach i nie mogłam zrozumieć co mu w głowie siedzi. Zirytowała mnie najbardziej sytuacja,  kliknij: ukryte  Mam ochotę rozwodzić się dłużej nad Mai bo to przez nią niecierpliwie czekałam każdego seansu, ale mam wrażenie, że biorąc pod uwagę fakt zakończenia serii przed 15 minutami mogę być średnio obiektywna i zbyt entuzjastyczna.

    Co do strony technicznej, zachwycała mnie muzyka. Opening i ending tworzyły charakterystyczny nastrój Ghost Hunt, muzyka towarzysząca była, i wspaniale budowała napięcie ale słuchanie jej dla jej samej nie sprawdziło się. Grafika mnie oczarowała, świetne projekty postaci, wspomniana zmiana ubrań, czy uczesania (Bou), animacja też raczej bez zarzutu. Bardzo podobały mi się niektóre ujęcia, poza tym nie mogłam się napatrzeć na ruchy postaci, zwłaszcza chód Naru wywierał na mnie duże wrażenie, nie wiem dlaczego. Cieszę się też, że nie eksplowatowano wątku Mai­‑Naru. Gdzieś przeczytałam, że Ghost Hunt może być zaliczony do romansu, ale ja tu tego nie widziałam. Tzn owszem jakoś tą dwójkę ciągnęło do siebie, z wyraźnym zainteresowaniem ze strony Mai, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Jeszcze co do humoru, FANTASTYCZNY był. Zwłaszcza w tym jednym „lżejszym” odcinku z laniem wody. Ten odcinek zostawił we mnie także bardzo ciepłe i pozytywne uczucia. Relacje postaci na mnie podziałały. Bardzo lubiłam patrzeć na ich zachowanie wobec siebie. Za każdym razem towarzyszyło mi uczucie miłego ciepła.

    Słowem bardzo sympatyczna seria, ja jestem zachwycona. Naprawdę anime warte obejrzenia, aczkolwiek osoby o słabszych nerwach faktycznie nie powinny kilku historii oglądać po nocy. Osoby o mniej słabszych nerwach mogą sobie zafundować tę rozrywkę i nie będą rozczarowane (vide ja, naprawdę dla mnie Ghost Hunt miał ten charakterystyczny klimat tylko wieczorem i tylko raz zdarzyło mi się popełnić ten błąd i obejrzeć serię jak było jeszcze jasno). Słowem, świetna seria. Mam nadzieję, że powstanie druga. Ja sobie zdecydownie nie życzę żeby Ghost hunt zostawić tak jak jest ! Ja chcę Mai !

    Tylko jeden mankament ma dla mnie ta seria. Do końca nie zapamiętałam wszystkich imion. Zbyt byłam zafascynowana fabułą…
  • Avatar
    Salva 29.06.2007 10:00
    Re: ^^
    Komentarz do recenzji "Ouran High School Host Club"
    Sama nigdy nie napisałam tutaj komentarza, bo stwierdziłam, że pisać o swojej ukochanej serii mogę gdzie indziej, a tutaj nikogo nie zainteresują moje zachwyty. Ale jeśli miałabym napisać komentarz to wyglądałby właśnie tak jak kolegi wyżej.

    Jestem naprawdę zaskoczona, że komuś płci męskiej (komu z racji płci odpada jeden z zasadniczych powodów dla których się to anime ogląda, prócz humoru…) może być tak zachwycony tą serią. A jednocześnie cieszy mnie, że seria którą ja tak lubię innym także się podoba.
  • Avatar
    A
    Salva 26.06.2007 17:26
    Znowu ja, tak... długie będzie...
    Komentarz do recenzji "Scrapped Princess"
    Zacznę od tyłu. I tak wszystko pójdzie w spoiler ale gdzieś napisać to muszę, a gdzie jak nie na Tanuki ?

     kliknij: ukryte 

    W pewnym momencie dylematy Pacifici zaczęły mnie nieco irytować. Ja rozumiem, że musiało ją to męczyć, ale i tak jak dla mnie za dużo było tych dylematów. Jednego byłam cholernie ciekawa, czy Shannon naprawdę odważyłby się ją zabić (mówię o tym co jej proponował, że jeśli chce przestać żyć on ją zabije).  kliknij: ukryte  Aczkolwiek każde interakcje Pacifici z osobnikiem odmiennej płci podobały mi się szaleńczo. Kłótnie jej i Furet, jak mu dawała po facjacie. Śliczne. Ale  kliknij: ukryte  Wada SC – mało rozbudowane postaci, o Chrisie, o Winii, nawet o Leo tak naprawdę nic nie wiemy ! O Raquel także stosunkowo niedużo. Strasznie mi się podobało jak ona używała magii i żałuję, że nie robiła tego częściej. Nie wiem czemu wszyscy tak szaleją za Zefiris. Powaliło mnie na ziemię „join us Zefy” i jej reakcja potem, ewentualnie to co robiła w ostatnim odcinku, ale zasadniczo nie prezentowała sobą nic szczególnego. Ale jak ktoś już tu napisał. Wszyscy dawali sie lubić. Peacemakerzy też mi się podobali. Cz na przykład.  kliknij: ukryte  Dziwiła mnie za to trochę jego relacja z Zefiris, strasznie długo chował do niej urazę.

    Co do samych głównych bohaterów, troszkę mnie Pacifica irytowała na początku ale potem polubiłam ją. Raquel już na wieki pozostanie moją ukochaną postacią kobiecą. Ogólnie o głównych postaciach nie będę pisać bo by mi wyszedł potworny panegiryk, ale jedno muszę powiedzieć. Tak doskonale przedstawionych uczuć pomiędzy rodzeństwem nie widziałam. Zwłaszcza pomiędzy Raquel i Shannonem. kliknij: ukryte Strasznie mi się podobał też brak praktycznie w ogóle wątków romantycznych. Nie pasowały do tego anime. A te delikatne były poprowadzone w taki sposób że kompletnie nie przeszkadzały. Jaki Furet był do Shannoni podobny… Swoją drogą komiczne to było. Prawie 16­‑latka i 18­‑latek mieszkający razem i pierwsze słowa Furet jak zobaczył Leo „nie robiliśmy nic nieodpowiedniego”...

    Graficznie seria bardzo mi się podobała. Nie mam prawie nic do zarzucenia.

    Natomiast ani opening ani ending nie przypadły mi do gustu. Nie mój typ, chociaż opening jeszcze bym przeżyła ale ten jeden charakterystyczny głos w endingu zabijał cały jego urok…

    Poleam, polecam, polecam z całego serca.
  • Avatar
    Salva 20.05.2007 20:49
    Re: Komentarz do D.N.Angel
    Komentarz do recenzji "D.N.Angel"
    marcin.knight napisał(a):
    Moim zdaniem serial ten jest nie do końca zrobiony. Można to zauważyć, odglądając 4 bądź 5 raz.


    Proszę mi wybaczyć, ale naprawdę są ludzie, którzy są to w stanie obejrzeć choćby 2 razy ?! Rany, ja ledwo dociągnęłam do końca pierwszego. Podziwiam, podziwiam.

    Co do kolorów. To jest jednak anime… I jednak gatunek w którym nie do końca chodzi o dziedziczenie kolorów. Swoją drogą dziwi mnie wybiórczość. Na kolor włosów i jego dziedziczność zwraca się uwagę, ale na potężne kratery (bo dziury to za delikatne słowo) fabularne już nie. Dziwne.