Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 8/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,50

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 49
Średnia: 8,12
σ=0,96

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Melmothia
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Dan Da Dan [2025]

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2025
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ダンダダン [2025]
Tytuły powiązane:
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Shounen; Postaci: Duchy, Obcy, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Supermoce
zrzutka

Kontynuacja wielkiego hitu z 2024 roku. Na szczęście równie udana co poprzednik.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Tworzenie recenzji sequeli cechuje się tym, że wypadałoby zgrabnie wyjaśnić, jak dobrze należy znać wydarzenia z poprzedniej odsłony, by zorientować się w fabule. Na szczęście tym razem mam zdecydowanie ułatwione zadanie, bowiem drugi sezon Dan Da Dan to niemalże powrót do seansu po reklamach, a nie nowe otwarcie. Krótko mówiąc, niezaznajomionych z tytułem odsyłam do znakomitego (choć bardzo specyficznego) pierwszego sezonu, zaś pozostałych informuję, iż bez spojlerów do poprzedniej odsłony się nie obędzie. Zresztą, podejrzewam, że ci, którzy znają historię Momo i Okaruna, nie spodziewali się innej deklaracji.

Drugi specyficzny aspekt tworzenia kolejnej recenzji tej samej serii (w portalu znajduje się także mój tekst dotyczący pierwszego sezonu) to rozważania, jak dużo nowych informacji wniesie tekst i na ile moja opinia wobec serii uległa zmianie. Choć zdecydowanie podtrzymuję pozytywną ocenę, to kolejne dwanaście odcinków dostarczyło mi bardzo konkretnych przemyśleń, które mają wpływ nie tylko na notę drugiego, ale i pierwszego sezonu.

Żeby zredukować natężenie spojlerów, w kilku miejscach będę opisywać niektóre wydarzenia zdawkowo (by naprowadzić tych, którzy anime znają). Nie chcę ich szczegółowo objaśniać, bowiem nieprzewidywalność, wręcz szaleństwo scenariusza stanowi jego kluczowy atut. Przed seansem nieco się bałem, czy uda się utrzymać niezwykle satysfakcjonujący sprint po shounenowych schematach, ale na szczęście również drugi sezon nie zamierza rozmieniać się na drobne. Fabuła mknie z imponującą prędkością, jednak scenarzysta wie, kiedy zrobić przerwę, by dać nam czas na przyswojenie informacji i przyzwyczajenie się do kolejnych zmian.

Na tym znakomitym wyczuciu tempa, będącym nie tylko gwarantem udanej sensacyjnej rozrywki, ale też głównym źródłem humoru, opiera się charakter Dan Da Dan. W tym konkretnym tytule źródłem komizmu nie są gagi, slapstickowa zgrywa ani aluzje do określonych serii. Według mnie mocą napędzającą humor jest ciągłe wprowadzanie znanych schematów, ale bez typowej dla anime ekspozycji. Nie dostajemy długich monologów wewnętrznych, kiedy pojawia się jakaś bestia lub klątwa, nie bawimy się w rozlazłe wyjaśnienia i przede wszystkim – gdy ewidentnie zmierzamy do kliszy (zwłaszcza typowej dla shounenów), Dan Da Dan zwykle odpuszcza sobie bawienie się w jakiekolwiek wstępy. Takie okrojenie „nudnych brzegów” pozwoliło stworzyć intensywny splot wydarzeń, bez poczucia, że coś zostało pominięte. Dzięki temu na ogromnej płaszczyźnie scenariuszowej określone wątki gęsto ścierają się, tworząc barwną i właśnie humorystyczną mozaikę, w której kolejny schemat nie zaburza, a wzbogaca narastający purnonsens.

Znakomitym przykładem tej metody jest płynne przejście pomiędzy sezonami. Zamiast standardowego zakończenia i rozpoczęcia kolejnej odsłony z odpowiednią ekspozycją, przygoda z przyjacielem Momo, Jijim, zostaje urwana w dramatycznym momencie. Czy to tania zagrywka, byśmy czekali z niecierpliwością na dalsze wydarzenia? Albo jeszcze lepiej – kupili mangę, by odkryć, co było dalej? Moim zdaniem absolutnie nie. Uważam, że to właśnie nieustanne podkręcanie tempa, by od nadmiaru wydarzeń nawet nie kończyć sezonu „jak Bóg przykazał”. Oczywiście może to też być zabawny hołd dla starych japońskich animacji, gdzie pierwsza odsłona kończyła się w dziwnym miejscu, zaś potencjalna kontynuacja pojawiała się późno albo wcale (częściej to drugie). Za lekko humorystycznym ukłonem w stronę przeszłości przemawia zachowanie producentów, gdyż błyskawicznie ogłoszono prace nad drugim sezonem. Pozostaje tylko kwestia, czy w drugim sezonie postąpiono podobnie? Cóż…

Choć drugi sezon ani myśli rezygnować z szaleńczej robinsonady, szczęśliwie nie uczyniono tego kosztem postaci. Jak w dobrym sequelu, Dan Da Dan trzyma się sprawdzonych formuł, ale nie pozwala bohaterom tkwić w miejscu. Pośrodku scenariusza wypełnionego czarnym humorem i bezwstydną parodią chaosu Momo i Okarun powolutku budują swoją romantyczną relację. Paradoksalnie, im bardziej świat rzuca im pod nogi kolejne kłody (czy w postaci kolejnych upiorów, czy atrakcyjnych kandydatów i kandydatek do związku), tym bardziej ich to zbliża, trochę jakby ich uczucie było jedynym normalnym punktem na scenariuszowej mapie. Pod tym kątem Dan Da Dan kojarzy mi się (pewnie trochę na wyrost, ale co tam) z głośnym filmem Yorgosa Lantimosa Homar. W obrazie greckiego reżysera główny bohater co rusz trafia do sfery wpływów innych frakcji polityczno­‑społecznych, choć tak naprawdę szuka w tej utopijnej przyszłości dobrej, zrównoważonej kobiety, z którą mógłby stworzyć związek.

Poszukiwanie normalności dobrze wybrzmiewa w nielicznych, ale wciąż podkreślanych scenach obyczajowych. Dan Da Dan tworzy drużynę marzeń i oczywiście dokooptowuje kolejnych członków (w końcu to shounen), budując coś na kształt patchworkowej rodziny. To właśnie w krótkich chwilach przerwy między kolejnymi absurdalnymi konfliktami autor tworzy więzi, dbając o codzienne rytuały, a czasami w ogóle się nie spiesząc. Gdy wziąć pod uwagę, że według internetowych doniesień sytuacja finansowa w domu rodzinnym mangaki nie była najlepsza, szczególnie mocno prezentują się sceny kryzysowe. Wtedy, pomimo oczywistych problemów, ekipa decyduje się na chwilę zapomnieć o troskach i po prostu cieszyć się wspólną obecnością.

Skoro już wspomniałem o patchworkowej rodzinie, to seria dysponuje w większości prostymi, ale przyzwoicie napisanymi postaciami. Seiko Ayase ma więcej do roboty w tym sezonie, co zdecydowanie jej pomaga. Turbobabcia może już tak nie błyszczy jak wcześniej, lecz nadal ma sceny, w których potrafi wzbudzić moje zainteresowanie. Wprowadzony pod koniec poprzedniej odsłony Jiji wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Nawet koleżanki Momo dostały kilka całkiem dobrych linijek.

Mimo to moim absolutnym faworytem wśród postaci drugoplanowych (nie tylko w tym serialu, ale wśród anime tego roku w ogóle) jest wprowadzony pod koniec sezonu Kinta Sakata. Z oczywistych powodów nie mogę za dużo o nim opowiedzieć, ale chętnie wysłałbym kwiaty mangace z podziękowaniami za tak odważne wprowadzenie bohatera, którego prawie każde zdanie to czysty destylat poczucia żenady. Jest niczym ten kłopotliwy gość na przyjęciu, nad którym litujecie się, bo nikt nie chce z nim zamienić choćby słowa. Jednak po wymianie kilku zdań szybko orientujecie się, że był powód tej samotności i rozpaczliwie szukacie sposobu, by jak najszybciej się od niego oddalić. Od czasu Odd Taxi (czyli czterech lat) nie trafiłem na tak dobrze wymyśloną celowo irytującą i jednocześnie wiarygodną postać.

Ponieważ drugi sezon demonstruje bardzo dużo cech poprzednika, chciałbym odnieść się do pewnych obaw i przemyśleń, które umieściłem w recenzji pierwszej odsłony. Przede wszystkim, od początku moich prac nad tekstami towarzyszą mi komentarze, że Dan Da Dan poza komediową zgrywą całkiem dobrze pokazuje problem współczesnego konfliktu pomiędzy młodym a starym pokoleniem, gdzie to drugie wyraźnie dąży do autodestrukcji społeczeństwa, byleby zadowolić swoje zachcianki. Skoro już mogę sobie pozwolić na spojlery i używać mniej zagadkowych stwierdzeń, to wśród argumentów za taką tezą wskazuje się na kosmitów przypominających japońskich salarymenów w średnim wieku, żądnych przywłaszczenia sobie „młodych samic”. W przypadku pań jest równie ciekawie, bowiem dostajemy pożerającą męskość Turbobabcię, która symbolizuje albo tłamszącą potrzeby związkowe despotyczną matkę, albo „ryczącą czterdziestkę” rozsmakowaną w młodych mężczyznach. Choć faktycznie trudno mi zignorować tę tezę, to na etapie pierwszego sezonu aż tak mocno tego nie odczuwałem. Jednak sytuacja zmieniła się nieco po drugiej odsłonie, w której przez długi czas bohaterowie mierzą się z przeciwnikami chętnie stosującymi wobec młodych zasadę lorda Farquada („Wielu z was polegnie, ale jest to poświęcenie, na które jestem gotów”). Oczywiście, to wciąż może być po prostu typowa dla shounenów metafora próby wyzwolenia się spod rodzicielskiej kurateli, gdzie japońska młodzież chce sama wykuwać swój los. Tym bardziej że w kontraście do szwarccharakterów niemało miejsca poświęca się babci Momo, która z kolei symbolizuje przyzwolenie na decyzyjność młodej generacji. Natomiast przyznaję, że zwolennicy wspomnianej teorii konfliktu pokoleń dostają w tej odsłonie solidne argumenty.

Inną kwestią, w której akurat nie miałem racji, jest moja nieuzasadniona obawa na temat ewentualnego zestarzenia się konkretnych elementów parodystycznych. Owszem, Dan Da Dan żeruje na obecnie popularnych schematach aż miło, ale w kontekście już dwóch sezonów odnoszę wrażenie, że seria chętniej stosuje typową dla swojego gatunku mnogość zdarzeń oraz bardzo powszechne schematy uniwersalne dla anime. W tym przypadku istnieje prawdopodobieństwo, że nawet jeśli jakieś nawiązanie nie będzie tak oczywiste za wiele lat, sama klisza bazuje na tak podstawowych prawidłach shounenów, że tytuł powinien wciąż bawić.

Podobnie jak w pierwszym sezonie, i tutaj pojawia się dość ciekawy technicznie epizod w środku odsłony, tym razem skupiony na wydarzeniach w sali muzycznej. Pomijając detale, studio Science Saru wciąż potrafi stworzyć intrygującą sekwencję, posługując się dość nietypowymi metodami. Co więcej, to świetny przykład, że ekipa wie, kiedy może sobie pozwolić na artystyczne fajerwerki, a kiedy nieco zaoszczędzić pracy. Bez względu na sprytne chwyty produkcyjne, zwłaszcza w kolorystyce, całość jest wyśmienitym spektaklem, który pozwala zapomnieć o kilku drobnych mankamentach (na przykład portret Bacha w pewnym momencie staje się portretem Händla). Do tego pointa jest znakomita.

Było o uczcie graficznej, czas zatem na aspekty techniczne. Dan Da Dan wciąż może pochwalić się świetną grafiką, jednak bardziej imponuje mi spryt studia niż animacyjne łakocie. Uwielbiam sposób prowadzenia narracji, cwane sztuczki, by nieco przyoszczędzić pracy (wspomniane sekwencje, które nie bez powodu przerobiono na czarno­‑białe, ale też świetne uzasadnienie powtórek w animacji) oraz funkową paletę kolorów. Muzyka nie robi już niestety aż tak wielkiego wrażenia, jak w poprzedniej odsłonie (zwłaszcza piosenki), ale wciąż prezentuje się co najmniej solidnie. Do pierwszej ligi seiyuu z poprzedniej odsłony dołączyli Daichi Fujiwara i Hiroyuki Yoshino, świetnie dopasowując się do zespołu.

Czy są jakieś elementy, które mi nie odpowiadają? Tak. Przede wszystkim mam pewien problem z kilkoma postaciami. Jak wspomniałem, ekipa gromadząca się wokół Momo i Okaruna budzi moją sympatię, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Aira została nieco zmarnowana. A to przecież jedna z ważniejszych bohaterek poprzedniego sezonu. Dostaje imponujące sceny akcji, czasem zdarza się jej zrobić coś zabawnego, lecz w ogólnym rozrachunku prezentuje się nieco bezbarwnie. Trochę jakby była haremetką bez szans na związek z bohaterem ze starego anime. Wiecie, taka, która ma być cudowną dziewczyną­‑wieczną panną, by miłośnicy serii chętniej kupowali gadżety z jej podobizną. Zaczynam mieć obawy (oby nieuzasadnione), że kiedy efekt nowości wyczerpie się w przypadku Jijiego, on też może zostać relegowany do nieco nudnawego tła… Co do innych postaci, uważam, że nowe czarne charaktery nie są tak zajmujące jak w poprzedniej odsłonie (z wyjątkiem wspomnianego epizodu w sali muzycznej). Moim zdaniem pierwsza przygoda jest nieco przeciągnięta. W dodatku rozpoczyna się ona jeszcze w poprzednim sezonie, co tylko potęgowało moje poczucie zmęczenia pod koniec tego segmentu.

Mimo to, zdecydowanie nie obniżam oceny kontynuacji i cieszę się, że studio utrzymało wysoki poziom serialu. W trakcie seansu bawiłem się znakomicie, choć zdaję sobie sprawę, że to seria specyficzna i jeśli komuś nie podobał się pierwszy sezon, to raczej nie ma tu niczego, co przekonałoby sceptyków. Z drugiej strony co dla niektórych będzie „odrażające” i „nieprzyzwoite”, dla mnie jest „oryginalne” i „artystycznie odważne”. Nie mówiąc o poczuciu humoru, zwykle bardzo subiektywnym, a tu wręcz „skrajnie subiektywnym”. Kiedy stawiam ostatnie znaki w tym tekście, mamy już grudzień, więc chyba mogę stwierdzić, że ta seria otrzyma mój głos w plebiscycie na najlepsze anime roku. Pozostaje mi tylko zachęcić Was do kontynuacji i mieć cichą nadzieję, że sezon trzeci również będzie trzymać fason.

Sulpice9, 25 grudnia 2025

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Science Saru
Autor: Yukinobu Tatsu
Projekt: Naoyuki Onda, Yoshimichi Kameda
Reżyser: Abel Gongora, Fuuga Yamashiro
Scenariusz: Hiroshi Seko
Muzyka: Kensuke Ushio