Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 6/10
fabuła: 7/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 24 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,21

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 660
Średnia: 7,57
σ=2,08

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (wa-totem)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Lucky Star

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2007
Czas trwania: 24×24 min
Tytuły alternatywne:
  • らき☆すた
Postaci: Nauczyciele, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Seria, którą można kochać, nienawidzić lub przechodzić obok niej obojętnie… Recenzent wybrał zasadniczo tę trzecią opcję.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

W gatunku artystycznym, jakim niewątpliwie jest komiks, istnieje forma, którą najprościej nazwać komiksowym paskiem. Są to krótkie (najczęściej mające formę kilku klatek) opowieści, zakończone zwykle zabawną pointą. Przykładem tego typu formy mogą być np. komiksy z Dilbertem publikowane w dodatku „Praca” do „Gazety Wyborczej”. Jak nietrudno zgadnąć, ta odmiana komiksu jest popularna również w Japonii. Podobnie jak jej zachodni krewniacy (np. Garfield czy właśnie wymieniony już Dilbert) szczególnie popularne paski bywają często ekranizowane. Przykładami takich serii mogą być Azumanga Daioh, Seitokai Yakuindomo czy właśnie Lucky Star.

Fabuła przenosi nas do zdawałoby się zwyczajnego japońskiego liceum. Szkoła wyróżnia się jedynie tym, że uczęszcza do niej Konata Izumi, główna bohaterka tego anime. Nonszalancka, nieco dziecinna, lekko zdziwaczała fanka gier MMO, mangi i Haruhi Suzumiyi (bohaterki innej produkcji Kyoto Animation), bez większych trudności nawiązuje kontakty z innymi dziewczętami z tej samej szkoły, w tym z poważną i dość zasadniczą Kagami, jej nieco fajtłapowatą bliźniaczką Tsukasą oraz jeszcze bardziej fajtłapowatą okularnicą Miyuki, w których towarzystwie przeżywa szereg zakręconych przygód.

Konstrukcja fabuły Lucky Star jest dość typowa dla ekranizacji komiksowych pasków. To znaczy, że poszczególne odcinki nie stanowią spójnej całości, a raczej klamrę spinającą przenoszone na ekran historyjki. Zwykle zawierają też wspólny temat akcji w rodzaju „jedziemy na konwent”, „praca tymczasowa Konaty”, „dzień sportu” etc. Tak naprawdę więc tym, co się liczy, są pojedyncze sceny i kończący je gag. Taka odziedziczona po pierwowzorze konstrukcja może niektórym widzom przeszkadzać, jest bowiem lekko chaotyczna i daleko jej do płynności typowej serii telewizyjnej. Wada ta niestety pojawia się regularnie w ekranizacjach pasków… Tak naprawdę jednak nie ona najbardziej mi przeszkadzała podczas seansu, a uczciwie muszę przyznać, że w związku z Lucky Star mam mieszane uczucia. Gdy oglądałem serię po raz pierwszy, robiłem to na fali małego „hype”, jaki towarzyszył jej pojawieniu się. Wywarła ona na mnie podówczas duże wrażenie. Było ono na tyle pozytywne, że niedawno postanowiłem obejrzeć ją jeszcze raz i tym razem było gorzej. Być może zabrakło tej atmosfery uwielbienia, jaka towarzyszyła emisji, być może przeszkadzało mi to, że widziane po raz drugi żarty nie były już zaskakujące i świeże, jednak nawet mimo tego, że zdążyłem już pozapominać większość z nich, rzecz zwyczajnie już mnie aż tak nie śmieszyła.

Przyczyną jest po części styl prezentowanego humoru. Ten ma dwa oblicza: kawaii-słodziutki pyszczek panienki z anime i zapryszczoną twarz geekowsko­‑nerdowską. Dowcipy z pierwszej kategorii, polegające na słodkim zachowaniu się dziewcząt, strawny jest chyba tylko dla Japończyków i osób o mózgach zlasowanych od nadmiaru anime. Patrzenie, jak infantylne lasencje jedzą rożki z czekoladą, czy słuchanie dyskusji o tym, od której strony należy to robić, jest poniżej godności prawdziwego mężczyzny. Druga kategoria, strojąca sobie żarty z subkultur czytelników mangi, z zachowań fanów anime, haruhizmu, miłośników gier MMO i całej reszty środowisk wyrosłych wokół współczesnej popkultury, nawiązuje wprawdzie bardzo mocno do sytuacji w Japonii, ale mimo to jest czytelna także dla Polaków, a jednocześnie przezabawna. Satyra, a momentami wręcz autosatyra twórców jest bezbłędna i stanowi jeden z najmocniejszych elementów serii. Niestety to tylko połowa dowcipów. Reszta to rożki z czekoladą…

Prawdopodobnie jeszcze bym je strawił, gdyby nie silne niedopasowanie bohaterek. To właśnie ono najbardziej uwierało mnie podczas seansu. Tak naprawdę bowiem postacie (w szczególności Konata i Kagami) nie mają żadnych powodów, żeby z sobą w ogóle rozmawiać. Powiedzmy sobie szczerze: cała przyjaźń tych dziewcząt opiera się na tym, żeby Konata miała od kogo odpisywać zadania domowe, z zemsty za co Kagami non stop jej dokucza. Z kolei Konata (demonstrując, nawiasem mówiąc, okropny brak wdzięczności) w rewanżu poniża Kagami lub w jakiś pseudosprytny sposób wystrychuje ją na dudka. Koleżanka natomiast zamiast przestać się do niej odzywać, cały czas jej pomaga, wiedziona naiwną dobrodusznością. Po kilku odcinkach zamiast rozbawiony, poczułem się lekko przygnębiony, bo zrobiło mi się żal biedaczki, która owszem, lekko zadziera nosa, ale w zasadzie ma dobre serce, chce pomóc, stara się, ale tylko za to obrywa. Scena w kinie była gwoździem do trumny. Przedstawione w anime relacje są strasznie toksyczne, a morał z nich jest prosty „możesz cały czas grać na komputerze, szkołą się nie martw i tak zgapisz od jakiegoś frajera”. Jeśli miałbym się z tego śmiać, to musiałby to być bardzo gorzki śmiech.

Szata graficzna Lucky Star jest trudna do oceny. Na pierwszy rzut oka projekty postaci i wszystkie związane z nimi elementy są bardzo proste i nieskomplikowane. Jeśli jednak przyjrzeć im się bliżej, okazuje się, że nie wynika to z niestaranności twórców, a raczej ze świadomego zamysłu i stylu grafiki. Zarówno postacie, jak i wszelkie obiekty narysowane są w sposób uproszczony, ale jednocześnie bardzo staranny i przemyślany. Trudno byłoby im cokolwiek zarzucić, gdyby nie jeden element: projekt postaci. Ten jest przesłodzony. Ja rozumiem, że jest to celowy i zamierzony efekt, jednak skrajnie dziecinnie wyglądające bohaterki (Konata i jej przyjaciółki są licealistkami, ale wyglądają najwyżej na późną podstawówkę, dorośli natomiast sprawiają wrażenie w najlepszym razie środkowego liceum) zwyczajnie przeszkadzają w odbiorze serii.

Tym, co natomiast bardzo mi się podobało w kresce, jest niesamowita ilość tzw. „Easter eggs”, upchniętych w kadrze. Nawiązania do licznych mang, seriali telewizyjnych czy gier dosłownie biją po oczach (i nie mówię tu tylko o wszechobecnym haruhizmie). Przyglądając się kadrom można dostrzec ogromną ilość rekwizytów, a wyszukiwanie ich sprawia chyba więcej przyjemności niż śledzenie gagów.

Muzyka również stanowi dobry temat do dyskusji. Z jednej strony akurat to anime posiada bardzo fajną, choć nieco oszczędną ścieżkę dźwiękową. Z drugiej: opening przewinąłem już w trakcie pierwszego odcinka, bo działał mi na nerwy, a ending wyłączyłem podczas drugiego. Płyty ze ścieżką dźwiękową nie odsłuchałbym natomiast nawet, gdyby mi płacono. Nie dlatego, że jest jakoś szczególnie okropna. To zwykły japoński popik, jak w większości anime, tylko trochę bardziej słodki. Oczywiście – każdy japoński popik z anime jest słodki. Jednak w tym przypadku już od obejrzenia czołówki rozwinęła mi się próchnica w zębie trzonowym i pilnie potrzebowałem leczenia kanałowego, a od ścieżki dźwiękowej w trakcie odcinków wypadła mi plomba, tyle było w niej cukru. Oglądając Lucky Star z nadmiernie podkręconymi głośnikami człowiek ryzykuje wizytę na chirurgii szczękowej.

Przejdźmy do podsumowania. Zasadniczo czytelnik recenzji oczekuje od jej autora, że ten powie mu, czy dany tytuł jest dobry, zły, czy też może średni, i czy warto go oglądać. Moim zdaniem zwerbalizowanie tego typu opinii nie jest w tym przypadku możliwe… Wybaczcie kulinarne porównanie, ale moim zdaniem Lucky Star jest jak lody o smaku malinowym. Lubię lody różnych smaków (jak chyba każdy), jednak malinowych i truskawkowych nie tykami, bo nie podoba mi się ich kolor, są zbyt nachalnie słodkie i brak im tej charakterystycznej nutki, jaką mają na przykład lody wiśniowe, kawowe, orzechowe czy pistacjowe. Nie znam też nikogo, kto by je lubił. Z drugiej strony gdzieś na świecie muszą istnieć zastępy ludzi, którzy jedzą lody truskawkowe chętniej niż jakiekolwiek inne (bo w końcu gdyby nikt ich nie kupował, to by ich nie produkowano). Podejrzewam też, że istnieje coś takiego, jak doskonałe, a nawet genialne lody malinowe, jednak jestem prawie pewien, że i tak by mi one nie smakowały.

Tak samo jest z Lucky Star. Tak naprawdę bardzo trudno w tej serii przyczepić się do jakiegokolwiek konkretnego elementu. Jest w niej wiele pozytywów, na przykład celne i odrobinę złośliwe poczucie humoru. Z drugiej strony jednak wiele elementów może być zwyczajnie męczących lub nie wzbudzić sympatii widza. Jest więc z nim tak, jak z lodami malinowymi: trzeba je lubić.

Jak wspomniałem: ja nie lubię i szczerze mówiąc, Lucky Star też mi nie smakowało. Owszem, kiedyś wywarło na mnie duże wrażenie, jednak myślę, że dałem się wówczas złapać na urok nowości i zwyczajną modę. Dziś już jednak seria ta do mnie nie przemawia. Dlatego też wystawiam taką ocenę, jaką wystawiam, i to z litości i po znajomości.

Zegarmistrz, 1 kwietnia 2011

Recenzje alternatywne

  • wa-totem - 26 kwietnia 2008
    Ocena: 10/10

    Yonkoma jako pierwowzór opowieści z życia stadka dziewcząt: brzmi znajomo? To wyśmienicie! Kyoto Animation rzuca wyzwanie pozycji, którą zdobyła Azumanga Daioh, i wygrywa przez nokaut. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Kyoto Animation
Autor: Kagami Yoshimizu
Projekt: Yukiko Horiguchi
Reżyser: Yasuhiro Takemoto, Yutaka Yamamoto
Scenariusz: Touko Machida
Muzyka: Satoru Kousaki

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Lucky Star - artykuł na Wikipedii Nieoficjalny pl
Podyskutuj o Lucky Star na forum Kotatsu Nieoficjalny pl