Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 4/10 grafika: 6/10
fabuła: 5/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,67

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 75
Średnia: 6,27
σ=2,08

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Grisznak)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Koharu Biyori

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 2007
Czas trwania: 3×30 min
Tytuły alternatywne:
  • Indian Summer
  • こはるびより
Tytuły powiązane:
Postaci: Androidy/cyborgi, Meido; Rating: Nagość; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Harem, Wielkie biusty
zrzutka

Nie najgorsza, ale też nienadzwyczajna parodia serii o automatycznych dziewczynach i ich właścicielach.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Czołówka tego anime wywołała we mnie jak najgorsze skojarzenia. Przed oczami przewijały się sceny łudząco podobne do tych, które zna się z takich produkcji jak Chobits, Mahoromatic czy Hand Maid May. Kolejna seria dla zakompleksionych japońskich nastolatków, która ma leczyć ich poczucie niższości i przekonywać, że aby znaleźć sobie dziewczynę, wcale nie trzeba wykazywać inicjatywy? W miarę jednak rozwoju pierwszego odcinka wyszło na jaw, że nie do końca o to tu chodzi.

Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Murata Takanori, nastolatek jakich wielu, przychodzi do sklepu, aby kupić sobie robodziewczynę – ot, nie od dziś wiadomo, że każdy Japończyk marzy o partnerce mającej kształty bohaterki hentajów i osobowość niewolnicy. Murata, po dokładnym zapoznaniu się z ofertą, wybiera lolitkowatą meido. Zapakowana w pudło robocica trafia do jego domu – no i się zaczyna. Nasz bohater bowiem nie ma problemów, które dręczyły np. bohatera Chobits, kiedy chciał on uruchomić swoją lalkę. Murata to typowy japoński otaku, który świata nie widzi poza figurkami panienek z anime. Jego szczególnym hobby jest ich przebieranie. A że znudziły mu się miniaturki, to i sprawił sobie większą.

Seria to krótkie, trwające około dziesięć minut, epizody przedstawiające trudne życie Yui (bo tak ochrzczona zostaje bohaterka) w roli własności Muraty. Choć teoretycznie powinna być uległa i posłuszna, zdarzają jej się gwałtowne emocje, od paniki po gniew. Zaprogramowana jest jako pokojówka, więc, chcąc nie chcąc, musi nosić charakterystyczny kostium (który uważa za poniżający) a jakby tego było mało, jej „pan” znajduje dziwną przyjemność w przebieraniu jej w najróżniejsze, nierzadko kuse wdzianka, których ma bogatą kolekcję. I o tym jest cała seria. Oczywiście, mamy tu kilka innych postaci, jak choćby właściciela nieodległej kawiarenki, nie ustępującego w zainteresowaniach głównemu bohaterowi, oraz galerię robotów prezentujących klasyczne typy związane z haremówkami. Znajdziemy tu zatem nieśmiałą okularnicę, pannę o biuście rozmiaru melonów, dwie siostrzyczki, lolitkę, catgirl itd.

Na pierwszy rzut oka Koharu Biyori to typowa parodia serii o kobiecych androidach. Wszystko tu jest przejaskrawione, przeładowane, bohaterowie wyglądają i zachowują się tak groteskowo, jak to tylko możliwe. Oczywiście lepsze to od kolejnej komedii romantycznej o nastolatku zakochanym w maszynie. Pytanie jednak brzmi – czy to się jednak da oglądać. Generalnie rzecz ujmując – da się. Zdarzają się fragmenty lepsze (jak choćby parodia Maria­‑sama ga Miteru), choć także i mniej udane. Pojawiają się ponadto mrugnięcia okiem do widza (plakaty z Dokuro­‑chan i Shakugan no Shana) w pokoju Muraty, nauczycielka wyglądająca jak Mizuho z Onegai Teacher). Humor oscyluje w okolicach dolnej części kobiecej garderoby, więc nie wymagajmy finezji. Pojawiają się, litościwie rzadko, ciut poważniejsze fragmenty, kończące się jednak zawsze komediową pointą. Angstu, dość popularnego w komediach romantycznych made in Japan, tu nie uświadczymy.

Koharu Biyori może nawet bawić – o ile lubi się takie klimaty i chce się z nich pośmiać. Znajdziemy tu bowiem sporo odniesień do stereotypów ecchi, a nawet hentai. Technicznie ten tytuł nie prezentuje się szczególnie. Grafika jest raczej prosta, a po OAV zwykle oczekuje się czegoś więcej niż po seriach telewizyjnych. Plusem jest opening, który, o ile mamy do dyspozycji tłumaczenie tekstu, jest całkiem zabawny. Trzy odcinki po pół godziny można w sumie potraktować jako dziewięć krótkich dziesięciominutówek. Oczywiście Koharu Biyori to mimo wszystko przeciętność, taka typowa sztampa produkcyjna, ale sztampa na nie najgorszym poziomie. Raczej do oglądania w towarzystwie niż solo.

Grisznak, 20 maja 2008

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Doumu
Autor: Takehito Mizuki
Projekt: Nariyuki Ogi
Reżyser: Takayuki Inagaki
Scenariusz: Takashi Aoshima
Muzyka: Takeshi Watanabe