Anime
Oceny
Ocena recenzenta
5/10postaci: 5/10 | grafika: 6/10 |
fabuła: 5/10 | muzyka: 4/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Hakushaku to Yousei
- Earl and Fairy
- 伯爵と妖精
- Hakushaku to Yousei (Komiks)
Doprawiony magią stylowy romans w wiktoriańskich dekoracjach, czy tandetna podróbka baśni rodem z dworcowego kiosku?
Recenzja / Opis
Lydia Carlton wiedzie spokojne życie na szkockiej prowincji, oczywiście o tyle, o ile może być spokojne życie dziewczyny, która widzi wróżki i inne niezwykłe istoty. Ze względu na swoje specyficzne umiejętności i zainteresowania, Lydia jest jednym z ostatnich „fairy doctors” – ludzi zajmujących się wszelkiego rodzaju magicznymi stworzeniami. Nie jest jej łatwo, zwłaszcza że w XIX‑wiecznej Wielkiej Brytanii już mało kto wierzy we wróżki. Tymczasem w wyniku pewnego spisku jej średnio uporządkowane życie zmienia się diametralnie i gdyby nie pomoc przystojnego, chociaż mocno podejrzanego młodzieńca, byłoby z nią krucho. Pytanie tylko, czy tajemniczy towarzysz, przedstawiający się jako earl Edgar J. C. Ashenbert, pomaga jej zupełnie bezinteresownie?
Kiedy zobaczyłam plakat reklamujący Hakushaku to Yousei, byłam pewna, że będę oglądać tę serię. Bo jak nie ulec pokusie, kiedy tak uroczo spogląda na nas klon Tamakiego z Ouran High School Host Club, gdzieś przemyka mówiący kot, a rzecz dzieje się w wiktoriańskiej Anglii? Po obejrzeniu pierwszego odcinka wydawało mi się, że czeka mnie kilka miłych wieczorów, spędzonych przy uroczej i ciepłej baśniowej opowieści. Niestety gdzieś w zakamarkach mojego umysłu słyszałam ciche „tup, tup, tup”, które wraz z drugim odcinkiem zamieniło się w przemarsz kolumny wojska… Musiała, po prostu musiała wyleźć paskudna i oklepana Tragiczna PrzeszłośćTM głównego bohatera! Optymistycznie założyłam jednak, że może nie będzie tak źle, ostatecznie fabuła dopiero się rozkręca, nie wszyscy bohaterowie zostali przedstawieni, a przede mną jeszcze ponad połowa serii. Cóż, fabuła również nie okazała się najmocniejszą stroną tej serii – sam pomysł był dobry i zdecydowanie pasował do baśniowego klimatu produkcji, ale po raz kolejny zawiodło wykonanie. Poszukiwanie legendarnego miecza, który pozwoli Edgarowi udowodnić swoje prawo do tronu krainy wróżek, niewielki, acz intrygujący wątek kryminalny, potężny i enigmatyczny antagonista głównych bohaterów – to wszystko dawało spore pole do popisu. Owszem, nakręcono już setki anime o poszukiwaniach zaginionych artefaktów, ale duża część z nich udowadnia, że nawet korzystając ze schematów i nie siląc się na oryginalność można stworzyć coś ciekawego i wciągającego. Tymczasem tutaj wyraźnie zabrakło pomysłu, fabuła wydaje się poszatkowana – skaczemy z jednego miejsca w drugie, część istotnych wątków pozostawiając bez rozwiązania. Czego najlepszym przykładem jest właśnie Tragiczna PrzeszłośćTM bohatera. Dostajemy informacje, gdzie był, co się z nim działo i kto go skrzywdził. Co więcej, osoba odpowiedzialna za jego nieszczęścia cały czas działa na jego szkodę i próbuje pokrzyżować mu szyki rękami swojego podwładnego. Problem polega na tym, że nie dowiadujemy się o tej osobie nic, oprócz tego, że jest nazywana Księciem – trochę jak bezimienne pradawne zło, czające się pod łóżkiem, o którym wiadomo tylko tyle, że istnieje i może kiedyś wypełznie. Podczas seansu miałam wrażenie, że gdzieś zawieruszyło się kilka odcinków i nie mogąc ich znaleźć, twórcy puszczali resztę jak popadnie.
Nie sposób zapomnieć o wątku romansowym, który jest przecież ważną częścią fabuły. Właściwie od początku wiadomo, kto jest najpoważniejszym kandydatem do serca Lydii. Twórcy sugerują to niezwykle wyraźnie, co jakiś czas umieszczając odpowiednie sceny we właściwej oprawie, że o animacji towarzyszącej napisom końcowym nie wspomnę. Tutaj również muszę się przyczepić. XIX‑wieczna Anglia, piękne rezydencje, wystawne przyjęcia: cała ta otoczka stanowi idealne tło dla wspaniałego romansu dwojga młodych ludzi. Na dodatek poruszamy się w baśniowej konwencji, gdzie wszystko jest możliwe! I znowu nie wykorzystano tej szansy. Zamiast uroczej historii prosto z bajki zaserwowano widzowi tanie, kioskowe romansidło z kiepskimi dialogami i scenami jakby rodem z harlequina. O wiele ładniej i sympatyczniej pokazano więzy łączące główną bohaterkę ze starym przyjacielem, Kelpim, również w niej zadurzonym.
Co mi się podobało, a czego także nie wykorzystano w pełni? Zestawienie świata realnego ze światem baśniowych istot, w którym wszystko może się zdarzyć i do którego nie mają wstępu zwykli śmiertelnicy. Trochę jak w książce Spisek w Królestwie Czarów autorstwa Diany Wynne Jones. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego zignorowano tak świetny wątek – był łącznik w postaci Lydii, była okazja w postaci historii pierścienia i niestety na okazjach się skończyło. Ale i tak duży plus za sam pomysł, który wyjątkowo przypadł mi do gustu.
Skoro zawiodła fabuła, to może chociaż bohaterowie w jakiś sposób się wyróżniają? I tutaj spotkał mnie zawód – większość z nich nie wychodzi poza utarte schematy. Lydia na początku wykazywała jakieś oznaki charakteru. Potrafiła przeciwstawić się Edgarowi i podejmować samodzielne decyzje, ale do końca towarzyszyła jej aura naiwnej i dobrej niczym matka Teresa dziewczynki, która nie skrzywdziłaby nawet muchy. Wszelkie próby pokazania czy udowodnienia jej mocnego charakteru kończą się niepowodzeniem i sprawiają, że wydaje się mało autentyczna. Nawet kiedy tupie nóżką i robi obrażoną minę lub strofuje któregoś z panów, robi to w tak nienaturalny sposób, że zamiast przyklasnąć i powiedzieć: „O, w końcu dziewczyna z charakterem!”, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Kiedy się złości, bardziej przypomina naburmuszone dziecko, niż zimną dominę, chociaż do konwencji pasuje idealnie. Z Edgarem mam ogromny problem. Podobnie jak w przypadku Lydii, starano się mu nadać cechy indywidualne i za wszelką cenę uniknąć schematów. Nie do końca się to udało. Stworzono bohatera z elementów kilku charakterystycznych typów, ale nie postarano się o cechy dominujące, które łączyłby jego charakter i osobowość w spójną całość. Dlatego też Edgar raz zachowuje się jak zimny drań, który nie zawaha się przed niczym, by dotrzeć do celu, nieważne czy będzie oznaczało to czyjąś śmierć czy zwodzenie Lydii, raz jak zagubiony, nieszczęśliwy i skrzywdzony chłopiec, który potrzebuje ciepła i miłości, a innym razem jak lew salonowy. Konia z rzędem temu, kto mi powie, która z twarzy Edgara jest tą prawdziwą. Wszystkie trzy? Niemożliwe, bo to oznaczałoby poważne problemy z tożsamością. Teoretycznie można próbować zgadywać, ale póki co, wszystkie wydają się równie autentyczne, a ja bardzo nie lubię niekonsekwencji w prowadzeniu postaci. Chociaż panów w tej serii nie brakuje, za jedyną sensowną postać uważam „męską wróżkę” w postaci konia – tak, wiem jak niedorzecznie to brzmi. Kelpie, bo o nim mowa, to jedyna postać, która faktycznie mi się spodobała. Zdecydowanie wyróżnia się wśród panów, ponieważ chyba jako jedyny nie rzuca słów na wiatr. Oprócz częstych zapewnień, że kocha Lydię i chce z nią być, robi wszystko, by tak się stało, czasami wbrew woli dziewczyny. Potrafi korzystać ze swojej mocy, jest pewny siebie i zamiast dużo mówić, woli działać. Poza tym, mimo zwichrowanego charakteru, wykazuje oznaki dojrzałości emocjonalnej, czego o innych bohaterach powiedzieć się nie da…
Od strony audiowizualnej seria prezentuje się przeciętnie. Patrząc na plakat i projekty postaci na oficjalnej stronie, spodziewałam się trochę więcej. Chociaż pierwsze odcinki nie były takie złe, dopiero później zaczęto oszczędzać na grafice i animacji. Ogólnie projekty postaci są całkiem ładne, zadbano o ich różnorodność, jak również o pełną garderobę, co zwłaszcza w przypadku Lydii ma duże znaczenie. Za to nie przypadł mi do gustu sposób rysowania oczu – owszem, w większości mają ładny, głęboki i ciekawy kolor, ale są okropnie „rozmazane”, wodniste, zamglone. Zdecydowanie przydałby się jakiś mocniejszy akcent w postaci ostrego konturu lub ciemniejszej o kilka tonów plamy. Jedyną postacią, u której udało się uniknąć tego przykrego efektu, jest Raven – służący Edgara. Ma absolutnie śliczne, intensywnie zielone oczy, które cudownie kontrastują z ciemną karnacją. Zawiodłam się również na projektach wróżek – na palcach jednej ręki można wyliczyć te, które się pozytywnie wyróżniały, a szkoda, bo nawet przy skromnym budżecie można było trochę zaszaleć i wprowadzić nieco urozmaicenia. Animacja jest oszczędna, co niestety wpływa na jakość pojedynków, które mają zazwyczaj miejsce w zaciemnionych pomieszczeniach lub w godzinach wieczornych i jedyne, co można wtedy dostrzec, to świecące oczka bestii, sługusa nieobecnego głównego złego, oraz Ravena. Muzycznie także seria nie zachwyca – tak naprawdę nie ma tu utworów, których człowiek chciałby sobie posłuchać w wolnej chwili. W oderwaniu od obrazu ścieżka dźwiękowa traci cały swój sens, chociaż jako akompaniament dla wydarzeń sprawdza się całkiem dobrze. Opening, czyli piosenka Feeling w wykonaniu AciD FLavoR, to utwór niezwykle żywiołowy i dynamiczny, ale ze względu na słaby wokal nieszczególnie mi się spodobał. Lepiej prezentuje się utwór My fairy, wykonywany przez seiyuu Edgara, czyli Hikaru Midorikawę. Tej nastrojowej balladzie kończącej każdy odcinek, towarzyszy interesująca animacja, będąca czystym fanserwisem, prezentującym bohaterów serii. Braki muzyczne, Hakushaku to Yousei nadrabia plejadą znakomitych seiyuu – możemy tu usłyszeć wcześniej wspomnianego Midorikawę, Mamoru Miyano czy Takehito Koyasu.
Pytanie zasadnicze: czy oglądać? Zależy, czego szukamy i czego oczekujemy. Jeżeli bawią was romantyczne historie w europejskich dekoracjach, doprawione słuszną szczyptą przygody i magii, a przy tym poszukujecie anime lekkiego, niewymagającego i nie przeszkadzają wam schematy oraz bohaterowie tylko sprawiający wrażenie innych niż zawsze, to spokojnie możecie zabierać się za seans Hrabiego i Wróżki. Jednocześnie warto zaznaczyć, że seria jest przeznaczona głównie dla nastoletniego widza. Sposób przedstawiania emocji, rozterki pary głównych bohaterów, mogą się wydać śmieszne osobom starszym czy gustującym w bardziej realistycznych ukazaniach związku dwojga ludzi. Nie uważam czasu spędzonego przy tej serii za stracony, ale nie ukrywam, że spodziewałam się nieco więcej, zwłaszcza że jestem wielką miłośniczką baśni. Hakushaku to Yousei jest serią bardzo przeciętną i niedopracowaną, chociaż posiada kilka plusów, które fani shoujo zapewne docenią.
Recenzje alternatywne
-
Mitsurugi - 3 marca 2009 Ocena: 8/10
Ona, on, magia, wróżki, intryga, XIX‑wieczna Anglia, romans i przygoda. Jakaż potrawa może wyjść z takiego połączenia tylu składników? Niezwykle wręcz smaczna! więcej >>>
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Artland |
Autor: | Mizue Tani |
Projekt: | Asako Takaboshi |
Reżyser: | Kouichirou Soutome |
Scenariusz: | Noriko Nagao |
Muzyka: | Takehiko Gokita |