Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 24
Średnia: 7,17
σ=1,93

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Chudi X)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Digimon Savers

zrzutka

Nie wiem, czy bójka to lek na całe zło świata, ale przynajmniej w tym przypadku udało się dzięki niej stworzyć naprawdę udaną i sympatyczną serię.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Chudi X

Recenzja / Opis

Kobiety to istoty skomplikowane, za to facetom niewiele potrzeba: oklepią sobie nawzajem fizysy, nabiorą wzajemnie do siebie szacunku i już mamy podwaliny pod piękną przyjaźń. Choć to stwierdzenie może wydawać się nieco seksistowskie (pytanie, dla kogo bardziej obraźliwe), Digimon Savers zaczyna się od bójki z udziałem niejakiego Masaru Daimona (lat czternaście, człowiek) oraz niejakiego Agumona (dokładny wiek nieznany, digimon). Masaru, młodzian krewki, nie przepuści żadnemu wyzwaniu, zaś to, że jego przeciwnik jakoś tak dziwnie wygląda, w niczym nie studzi jego bojowego ducha. Panom udaje się dojść do porozumienia i zawrzeć przyjaźń, jednak nie wszystkie problemy da się rozwiązać mordobiciem: Agumon uciekł z siedziby organizacji o nazwie DATS, której zadaniem jest łapanie digimonów rozrabiających w świecie ludzi i ekspediowanie ich z powrotem do ich własnego świata, Digital Worldu. Pozostać mogą jedynie te, które w ramach rzeczonej organizacji współpracują z ludźmi i pomagają zapobiegać incydentom z udziałem ich pobratymców. Cóż, w tej sytuacji Masaru może liczyć na ciekawszą pracę dorywczą niż większość jego rówieśników…

Piąta seria w cyklu Digimon nie wymaga do oglądania znajomości poprzednich – wykorzystuje z nich pewne elementy świata, ale stanowi całkowicie nową opowieść, osadzoną w nowej rzeczywistości. Jest też tym miłym momentem przełomowym, kiedy po coraz dalej idących eksperymentach z formułą postanowiono powrócić do wcześniejszych założeń, chociaż wykorzystano je w nowym kontekście. W efekcie powstała produkcja trochę bardziej dla młodzieży niż dla dzieci (co podkreśla choćby wiek głównego bohatera – czternaście lat zamiast dziesięć­‑jedenaście jak w dotychczasowych seriach), ale zdecydowanie lekka i przygodowa, oczywiście z obowiązkowo dramatycznym finałem polegającym na ratowaniu świata.

Jej główną i niepodważalną zaletą jest to, że fabuła została po prostu dobrze skonstruowana. Po pierwszych odcinkach można się spodziewać schematu „digimona tygodnia”, którego bohaterowie muszą dopaść i po krótkiej walce wyekspediować do rodzimego świata. Oczywiście wymaga wyjaśnienia, dlaczego w ogóle w świecie ludzi się pojawiają i co powoduje, że zachowują się tak niekulturalnie i prowadzą ogólną demolkę, jednakże takie atrakcje zwykle zostawia się na sam finał. Tymczasem tutaj komplikacje i zwroty akcji pojawiają się bardzo szybko i już w połowie seria robi się zupełnie o czym innym, niż wydawało się na początku. Żeby nie zdradzić zbyt wiele, powiem tylko, że motywem przewodnim jest tu spotkanie dwóch światów – okazuje się, że chociaż ludzie mają powody bać się silniejszych i niebezpiecznych digimonów, same digimony mają równie dobre powody, by uważać ludzi za zagrożenie. To zresztą nowość w tym cyklu – dotychczas, zgodnie z logiką produkcji dla dzieci, ludzie byli zawsze dobrzy. Jeśli pojawiał się ludzki antagonista (właściwie tylko w Digimon Adventure 02), jego zachowanie okazywało się spowodowane wpływem jakiejś mrocznej siły zewnętrznej. Tu dostajemy rasowy – aż za rasowy – czarny charakter z obłąkanymi ambicjami. Wprawdzie powoduje to, że konflikt z jego udziałem jest mocno czarno­‑biały, ale serii dla młodszego widza można to wybaczyć. Jeśli już, czepiałabym się nieco przekombinowanego finału, ale on akurat zawsze był najsłabszym punktem serii o digimonach. Tu trzeba docenić, że został przynajmniej rozegrany sprawnie, a scenarzyści starali się łatać najbardziej oczywiste dziury fabularne w rodzaju pytań, czemu jakaś potężna postać nie włącza się do akcji, tylko stoi z boku i czeka nie wiadomo na co.

Świat digimonów jest dość podobny do tego znanego z pierwszych dwóch serii – dziwny, pełen zaskakujących miejsc i konstrukcji, a przy tym naprawdę niebezpieczny dla ludzkich podróżników. Nie wspomniano tu o podziale digimonów na wirusy, dane i antywirusy, natomiast przypomniano sobie o ich poziomach rozwoju. Pod tym względem seria jest dość ortodoksyjna, nie wprowadza dodatkowych form, jeśli nie liczyć jeszcze jednego stopnia po „najpotężniejszym” znanym do tej pory – to pewnie było jednak nie do uniknięcia, bo widzowi trzeba pokazać coś nowego i efektownego. Zmienił się natomiast odrobinę mechanizm przemian. Bohaterowie (jak zawsze) mają urządzonka nazywane digivice, będące ogniwem łączącym ich z partnerem, jednak do przemiany ich digimona muszą rzeczone urządzonka zasilić za pomocą digisoul – czegoś w rodzaju energii duchowej, nad którą panowania bohater musi się dopiero nauczyć. Tak się jednak składa, że aż do samego końca, by „naładować” digivice i umożliwić Agumonowi przemianę, musi sam zadać pierwszy cios przeciwnikowi, jak trudny by on nie był.

Tu dochodzimy do jedynego – nie bardzo poważnego, ale wartego odnotowania – problemu, jaki miałam z tą serią. Jej motyw przewodni, czyli konflikt (żeby nie powiedzieć: wojna) światów, został pokazany ładnie, przede wszystkim dlatego, że obie strony są tu dość równorzędne. Natomiast drugim motywem przewijającym się od samego początku jest niezłomna wiara Masaru, że bijatyka jest najlepszym środkiem komunikacji nie tylko międzyludzkiej, ale i międzygatunkowej. Trzeba powiedzieć, że jego towarzysze nie podzielają tej opinii, jednak jako że Masaru jest głównym bohaterem, to jego metody okazują się zwykle najskuteczniejsze. O ile pasuje to doskonale do jego charakteru, o tyle jest powtarzane ciut za często jak na mój gust. Nie zamierzam tu biadać nad propagowaniem przemocy, po prostu ta monotonia wydaje mi się ciut wątpliwa, szczególnie gdy nie jest konfrontowana z żadną inną postawą. Nie zmienia to faktu, że Masaru jest bohaterem sympatycznym, którego łatwo da się lubić, a przy tym poprowadzonym bardzo konsekwentnie. Bardzo dobrze zrobiło mu dodanie tych kilku lat w stosunku do bohaterów wcześniejszych serii – oczywiście czternastolatek to z punktu widzenia osoby dorosłej nadal dzieciak, ale jednak ktoś w tym wieku ma już zarówno pewną samodzielność, jak i nieco inny ogląd świata. Masaru mimo swojej zapalczywości i ogólnie średniego rozgarnięcia bywa niezwykle odpowiedzialny, co z kolei pasuje do tego, że pod nieobecność zaginionego wiele lat wcześniej ojca do pewnego stopnia opiekuje się swoją rodziną.

Nie bez powodu pisałam wcześniej o „bohaterach” w liczbie mnogiej, choć jak na Digimony ekipa jest zaskakująco niewielka: zespół interwencyjny DATS składa się, poza Masaru, jeszcze z dwóch osób (oraz ich digimonów). Pierwsza para to Yoshino Fujieda i Lalamon – dziewczyna, starsza nieco od Masaru, jest równie sympatyczna, ale trochę niewykorzystana jako postać. Mam wrażenie, że znowu odzywa się tu shounenowa zasada, że postaci żeńskie powinny trzymać się na drugiej linii i ograniczać do wspierania mężczyzn, bo Lalamon ma umiejętności zdecydowanie bardziej defensywne, a i skuteczność nawet zaawansowanych form bojowych pozostawia wiele do życzenia. Przemycono też w jej osobie odrobinę fanserwisu – dwie najbardziej zaawansowane formy bojowe są niezwykle ponętne, a przemiana i stosowane ataki podkreślają to na każdym kroku. Dla odmiany Tohma Norstein, młodociany geniusz, to już równorzędny partner w boju dla głównego bohatera. Trzeba powiedzieć, że został dobrze dobrany – z jednej strony drą z Masaru koty, aż miło, z drugiej dzielące ich różnice nie są z gatunku „nie do przejścia”, dlatego nie dziwi, że zwykle udaje im się w końcu współpracować. Gaomon, towarzysz Tohmy, ma niestety ten sam problem, co i Lalamon. Ma to wprawdzie uzasadnienie fabularne, ale oboje praktycznie „od wyklucia” są związani ze swoimi ludzkimi partnerami i całkowicie im oddani bez żadnego powodu – nie ma tu żadnej dynamiki. Na tym tle bardziej interesujący okazuje się Agumon, którego sojusz z Masaru opiera się na dobrej woli obu stron. Celowo nie omawiam dokładniej czwartego z głównych bohaterów – jest to postać wprowadzona później, a ze względów fabularnych do samego końca pozostaje ciut zdystansowana do reszty i nie do końca może zostać uznana za pełnoprawnego członka zespołu. Związany z tą postacią wątek wydał mi się odrobinę przekombinowany, ale nie aż tak jak wątek Tohmy, skonstruowany do tego z nieludzko wręcz sztampowych chwytów. Na szczęście fabuła jest na tyle wartka i zgrabnie poprowadzona, że nie doskwiera to nadmiernie, ale od melodramatycznej katastrofy Digimon Savers dzielił dosłownie krok.

Postaci drugoplanowe są także – podobnie jak główna ekipa – łatwe do polubienia, ale potraktowane niezwykle skrótowo. Nie powinno to specjalnie dziwić, tu po prostu nie ma czasu i miejsca na rozwijanie charakterów i pokazywanie przeszłości. Zabawne może się wydać tylko to, że w sumie więcej dowiadujemy się o ważniejszych digimonach z Digital Worldu niż o personelu DATS pojawiającym się niemal w każdym odcinku. Nie do końca udane wydały mi się tylko dwie postaci. Po pierwsze, wspomniany wcześniej czarny charakter, obrzydliwie płaski i jednowymiarowy. Nie przepadam za chwytami typu „jest zły, ale miał smutne dzieciństwo, pożałujmy go”, więc nie chodzi mi o wprowadzanie jakichś usprawiedliwień jego postępowania. Po prostu aż prosiłoby się, żeby jego motywacja była po prostu cyniczno­‑materialistyczna, bez dorzucania do tego histerycznej (kseno)fobii. Drugą średnio udaną postacią była matka Masaru – wyidealizowana tak bardzo, że zamiast człowieka został kolorowy papierek.

Projekty postaci ludzkich są ładne, chociaż wydały mi się dość typowe – we wcześniejszych seriach miały jakiś rys niepowtarzalności, tu wyglądają jak z każdej nastoletniej przygodówki. Bardzo poprawił się natomiast rysunek digimonów – te zapożyczone z wcześniejszych serii zyskały na szczegółowości, a nowe pasują do nich stylem. Formy „dziecięce”, czyli podstawowe, są większe niż dawniej – pod tym względem bardziej przypominają Digimon Tamers niż Digimon Adventure – choć trzeba powiedzieć, że tu widać pewne niekonsekwencje. W szczególności Agumon i Gaomon zmieniają rozmiary dość swobodnie, a ich głowy stają się w niektórych ujęciach karykaturalnie olbrzymie. Warto zauważyć, że twórcy zadbali o zróżnicowanie „międzyseriowe”. Agumon, w odróżnieniu od Agumona towarzyszącego Taichiemu z Digimon Adventure, nosi niesprecyzowanego pochodzenia i przeznaczenia paski na łapach, a na przykład pojawiający się epizodycznie Piyomon został ozdobiony czymś w rodzaju ptasiej obrączki. Trochę szkoda także „recyklingu” pomysłów – jedna z form Lalamon to lekko zmieniona Lilymon z Digimon Adventure, jakby nie dało się wymyślić czegoś równie ładnego, a odmiennego, na kanwie motywów roślinnych.

W grafice zdarzają się oczywiście wpadki i krzywo rysowane ujęcia, szczególnie pokazujące bohaterów w oddaleniu, jednak i tak oceniłabym jako zdecydowanie lepszą od Digimon Frontier, czyli poprzedniej (i starszej o kilka lat) serii. Digital World jest dość pomysłowy (miasto na klifie mnie zachwyciło), zaś walki, szczególnie te bardziej istotne, bywają naprawdę dynamiczne. Szkoda tylko, że zabrakło – tak jak dawniej – odrębnych piosenek dla każdej z bojowych form digimonów. Tu od początku do końca słyszymy tylko jeden utwór, Believer – udany, ale ile razy można? Reszta ścieżki dźwiękowej jest na poziomie średnio­‑przyzwoitym, czyli tak jak zawsze. Niektóre melodie wpadają w ucho, ale to po prostu ścieżka dźwiękowa do przygodowej serii dla młodzieży, która musi spełniać reguły gatunku i zawierać stosowną mieszankę utworów podniosłych, energicznych i nastrojowych, odpowiednio do punktów kulminacyjnych, scen akcji i retrospekcji lub refleksji bohaterów. Właśnie, bohaterowie. Bardzo rzadko zdarza mi się narzekać na seiyuu, ale w tym przypadku nie mam wyboru. Souichirou Hoshi (m.in. Yamato Kira w Gundam SEED, Keiichi w Higurashi no Naku Koro ni, Sanada Yukimura w Sengoku Basara) doskonale sprawdza się jako porywczy Masaru, zaś Hirofumi Nojima (m.in. Ranmaru Morii w Yamato Nadeshiko Shichihenge, Yuujirou Hattori w Bakuman, Shun Izuki w Kuroko no Basket) bardzo pasuje do roli opanowanego Tohmy. Natomiast słychać boleśnie i wyraźnie, że wcielająca się w Yoshino Yui Aragaki to idolka, a nie aktorka głosowa – szczególnie w pierwszych odcinkach brzmi sztucznie, potem można się ciut przyzwyczaić, ale do samego końca sceny emocjonalne kompletnie jej nie wychodzą.

Wszystkie te wady są widoczne dopiero przy bliższej sekcji poszczególnych elementów Digimon Savers. Seria spełnia bowiem podstawowy warunek lekkich produkcji przygodowych: jest na tyle zgrabnie poprowadzona i wciągająca, że w trakcie oglądania nie ma się ani czasu, ani ochoty na analizę. Spokojnie może być oglądana jako „pierwsze digimony” i polecam ją szczególnie tym, którzy nie mają problemu z nastoletnimi bohaterami, ale nie interesuje ich śledzenie przygód małych dzieci. Nie jest szczególnie głęboka, na pewno brakuje jej wizjonerskości Digimon Adventure czy Digimon Tamers, ale zachowuje sporo z ich czaru i dobrych rozwiązań z konstrukcji świata, a przy tym nie zostaje przesadnie udziwniona dodatkowymi elementami. Jak widać – zdecydowanie polecam.

Avellana, 18 sierpnia 2015

Recenzje alternatywne

  • Chudi X - 29 maja 2010
    Ocena: 6/10

    Perypetie członków rządowej organizacji do spraw digimonów. Seria pozostawiająca mieszane uczucia. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation
Autor: Akiyoshi Hongou
Projekt: Sayo Aoi
Reżyser: Naoyuki Itou
Scenariusz: Ryouta Yamaguchi
Muzyka: Keiichi Oku

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Digimon na forum Kotatsu Nieoficjalny pl