Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 6/10
fabuła: 8/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,50

Ocena czytelników

9/10
Głosów: 76
Średnia: 8,64
σ=1,56

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Major [2010]

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2010
Czas trwania: 25×25 min
Tytuły alternatywne:
  • メジャー [2010]
Widownia: Shounen; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Ameryka; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Najtrudniejszy sprawdzian dla dziewiętnastoletniego zawodnika, czyli upragniony debiut w MLB.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Xorlarrin

Recenzja / Opis

Po przegranym Pucharze Świata bardzo trudno było się Gorou pozbierać i odzyskać chęć do dalszego grania. Ale jak się zdawało, krótka wizyta w Japonii i spotkanie ze starymi przyjaciółmi sprawiły, że w naszym zdolnym zawodniku odżyła wiara we własne siły i pokrzepiony wrócił do Ameryki, by zmierzyć się ze swoim największym marzeniem. Jak się okazuje, gra w MLB to nie przelewki, a sprawa naprawdę poważna, i nawet najmniejsze potknięcie może sporo kosztować. Chłopak trafia do drużyny Indiana Hornets, gdzie czekają zarówno starzy znajomi z Minor League, jak i zupełnie nowe twarze. Liczą na niego wszyscy, od trenera po fanów. Zdawałoby się, że Gorou jest na najlepszej drodze do błyskawicznego sukcesu, okazuje się jednak, że przegrana z USA w finale PŚ pozostawiła po sobie ślad. Jak baseballowy geniusz poradzi sobie z niespodziewanymi kłopotami?

Gorou przebył naprawdę długą drogę, by w końcu postawić stopę na wymarzonej scenie w spektaklu zatytułowanym Major League Baseball. Wiele się w czasie swojej wędrówki nauczył – nieraz gromił przeciwników, ale doświadczał również bolesnych porażek. Teraz całą tę wiedzę musi wykorzystać w zmaganiach na samym szczycie. Ale musi też uzbroić się w jeszcze więcej cierpliwości i determinacji, gdyż spektakl się dopiero zaczął, sztuka do łatwych nie należy i, miejmy nadzieję, nie skończy się na pierwszym akcie. Nie no, oczywiście, że nie skończy się tak szybko, ale Gorou potknie się niejeden raz, a nawet nie kilka. A pierwsze schody pojawią się już na samym początku.

Szósta już i ostatnia seria z cyklu Major znacznie różni się od poprzedniczek, które miały dość podobny przebieg. Każda kończyła się ważnym wydarzeniem, potem następował mniej lub bardziej świeży start, zbieranie drużyny, trochę trudności, ale mimo niemałej liczby przegranych bohater zawsze podnosił się i szedł dalej, czasem przypominając czołg. W tym przypadku jest jednak nieco inaczej. Akcja znacznie zwalnia i z początku przestaje koncentrować się na rozgrywkach. Ta odsłona prezentuje również problemy zupełnie innej natury niż miał Gorou np. w czwartej serii, która zaczęła się od przyjazdu do Ameryki i skoku na głęboką wodę. Wtedy okazało się, że świat wcale nie jest taki mały, a ponadprzeciętnie zdolny, ale wypuszczony świeżo z liceum chłopak raczej nie poradzi sobie w MLB i zdecydowanie musi jeszcze zdobyć trochę doświadczenia. Przeszkody, jakie teraz młody baseballista napotyka na swojej drodze, są czymś, czego jeszcze nie doświadczył i od tego, czy sobie z nimi poradzi, będzie zależała jego dalsza kariera.

Autorowi zdecydowanie należy się pochwała za umiejętne wplecenie wątku poważnego kryzysu w miejscu, w którym bohater powinien dzielnie ruszyć do walki z „najpotężniejszym przeciwnikiem”. Tutaj natomiast wpada on w pułapkę zupełnie inną, niż można by przypuszczać. Jest to motyw ciekawy, a praktycznie nieobecny w innych obejrzanych/przeczytanych przeze mnie anime/mangach sportowych (pewnie dlatego, że większość nie bawi się w przedstawienie całego życiorysu zawodnika i pokazuje zwykle szkolny epizod lub obiecujący początek kariery). Jak pisałam wyżej, tempo zwalnia, zostawiamy stadion w tyle i skupiamy się na czymś zupełnie innym. Po ekscytującym i naładowanym rozgrywkami poprzednim rozdziale ta część może okazać się z początku niesamowicie nudna, ale z drugiej strony nie można powiedzieć, żeby wybrany temat przedstawiono źle. To po prostu zupełnie coś innego. Potem również nie zostajemy rzuceni w dziki wir meczów, ale obserwujemy tzw. „problemy wewnętrzne” drużyny i nie tylko. Pojawia się m.in. wątek wypalenia zawodowego, przejściowy kryzys, którego imienia nie zdradzę, mimo że wcale nie jest on taki popularny. Niech będzie niespodzianka, a co tam! Fakt faktem, niewiele można znaleźć informacji na temat tego zagadnienia i trudno mi stwierdzić, czy sposób, w jaki przedstawiono je w anime, jest w pełni realistyczny, ale mnie wyjaśnienia autora w pełni przekonały.

Emocje powoli opadają i nie czuje się już tego, co w piątej serii, jednak nadal nie jest źle, gdyż scenariusz w dalszym ciągu potrafi czymś zainteresować. Owszem, można mieć pretensje do twórców o dodanie kilku niepotrzebnych rzeczy i pytać, dlaczego nie można było trochę tego przyciąć i na koniec wstawić rozgrywki World Series, które potem trzeba było wciskać w dwa półgodzinne odcinki. Ale było, minęło, trzeba cieszyć się z tego, co jest. Mimo znacznie mniejszej ilości akcji „właściwej”, znalazło się miejsce dla dodatków (mogą być to te same wątki, które inni uznają za nudne wypełniacze), które mają szansę zainteresować. Nie muszą, ale mogą.

Razem z akcją zwalnia nieco sama obsada. Gorou wciąż ma w sobie sporo determinacji i pasji, ale przychodzi moment, kiedy będzie musiał się bardzo porządnie zastanowić nad tym, co właściwie chce osiągnąć i po co. Jego krew nadal jest gorąca, chociaż z początku nieco ostygła po dotkliwej porażce z poprzedniej serii. Nie bójcie jednak żaby – to nadal jest ten sam uroczy, może niezbyt inteligentny, ale utalentowany i oddany swojej pasji chłopak, tylko rzeczywistość go nieco przerosła i musi się zmierzyć ze ścianą. Pytanie „czy ją pokona” jest nie na miejscu, zdecydowanie bardziej pasuje „jak”. Jak? Tego dowiecie się, oglądając anime. Zapewniam jednak, że protagonista i tym razem nie zawodzi, a mimo początkowego spadku formy nadal jest w stanie pociągnąć za sobą ten kolorowy korowód.

Pojawią się również znajome twarze z czwartej serii, m.in. Jeff Keene i Roy oraz kilka innych postaci. Na scenę wkroczą również zupełnie nowi bohaterowie, którzy dostaną odpowiednio dużo czasu, by przekonać lub zniechęcić do siebie widzów. Gościnnie wystąpią również Joe Gibson Jr. i jego ojciec, którego choroba serca zmusiła do odejścia na emeryturę. Kilka razy zawitamy również do Japonii, by potowarzyszyć chociażby Kaoru w życiu studenckim oraz spotkać kilku innych starych znajomych Gorou. Szału nie ma, porywających nowych twarzy nie zobaczymy, ale zdecydowanie bohaterowie mają szansę przypaść do gustu, gdyż są wystarczająco zróżnicowani i ciekawi.

Graficznie, przynajmniej na pierwszy rzut oka, seria ma się dobrze. Porządne projekty postaci, bogata i wyrazista kolorystyka, płynna animacja…. Ale zdecydowanie trzeba się przyjrzeć temu jeszcze raz, bo całość najlepiej prezentuje się w na zrzutkach. Wprawiona w ruch miewa lepsze i gorsze momenty, oscylując jednak przez dłuższy czas w wyższych stanach średnich. Owszem, jest kolorowo, ale manekiny na trybunach prezentują się równie koszmarnie jak poprzednio, a postaci czasem poruszają się dość niemrawo i bardzo się krzywią, nie żeby zamierzenie. Powtarzane ujęcia też bywają w cenie. Nie zrozumcie mnie jednak źle. Nie jest tragicznie, tylko na pewno nikt nie obraziłby się, gdyby to chociaż trochę bardziej dopracować. Muzyka to przede wszystkim stara­‑nowa piosenka w czołówce – Kokoro e z pierwszej serii, ale w innym wykonaniu. Wcale nie takim złym, ale czy lepszym? Kwestia gustu. Do zestawu dołączają jeszcze Twilight Star i Zutto Mae Kara – to standardowi przedstawiciele lżejszego j­‑rocka i j­‑popu. Nie, szału nie ma. W tle usłyszymy to, co zwykle – trochę elektroniki, czasem coś podnioślejszego w wykonaniu instrumentów klasycznych, ale trudno powiedzieć, żeby ścieżka dźwiękowa czymkolwiek się wyróżniała.

Wspomniany we wstępie debiut teoretycznie miał miejsce w czwartej serii, ale to było dawno i nieprawda, a prawdziwa przygoda Gorou w MLB zaczyna się dopiero w tej odsłonie, która różni się nieco od poprzedniczek. Całość zwalnia i koncentruje się bardziej na codzienności graczy ligi zawodowej niż na koszeniu kolejnych drużyn. Nie znaczy to oczywiście, że nie zobaczymy tzw. rywala sezonu. Jest, ale podejrzewam, że wszyscy czekają na ten jedyny słuszny mecz końcowy. Kontynuacja nie taka sama, jak to, co wcześniej widzieliśmy, spełnia jednak swoje zadanie jako spokojnie budowany strop domku o nazwie Major. Gdyby nie kontynuacja w postaci dwóch serii OAV, można by narzekać na przeciąganie niektórych wątków, ale ponieważ zekranizowano ostatecznie cały cykl, zakończenie tej serii służy za dobre podsumowanie wszystkich sześciu części tuż przed seansem pożegnalnym, zaledwie półtoragodzinnym, bo tyle właśnie trwają World Series i Message. Może nie wszyscy fani tej historii będą zachwyceni odejściem od schematu, ale myślę, że warto docenić zaprezentowanie kariery zawodników z nieco innej strony niż tylko wyczerpujące treningi i wielkie zwycięstwa. Zaś ci, którzy cenią sobie „wszechstronność” Majora w ukazywaniu życia graczy, powinni być zadowoleni.

Enevi, 24 maja 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Synergy Japan
Autor: Takuya Mitsuda
Projekt: Ken'ichi Oonuki
Reżyser: Toshinori Fukushima
Scenariusz: Michihiro Tsuchiya
Muzyka: Koutarou Nakagawa