Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 5
Średnia: 4,2
σ=2,48

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (SixTonBudgie)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Noriko no Shokutaku

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2006
Czas trwania: 159 min
Tytuły alternatywne:
  • Noriko's Dinner Table
  • 紀子の食卓
Tytuły powiązane:
Gatunki: Dramat
Widownia: Seinen; Rating: Przemoc; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Live action
zrzutka

„Powstał Klub Samobójców. A może go nigdy nie było?” Siostry – Noriko i Yuka – kierowane ręką Sono, przybliżają nas do odpowiedzi.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Nie mogę powiedzieć, że do tego filmu podchodziłem bez uprzedzeń. No bo jak można podejść do kontynuacji jednego ze swoich ulubionych filmów aktorskich? A właśnie za taki uważam debiut na poważnej scenie Siona Sono, czyli Jisatsu Circle. Naprawdę ciekawiło mnie, jak może wyglądać część druga krwawego japońskiego horroru, który wcale horrorem nie był.

Jest rok 2001. Typowa (?) japońska rodzina w niewielkim mieście. Tetsuzo (ojciec) i Taeko (matka) uważają, że są szczęśliwą rodziną – wiele czasu spędzali razem, ciesząc się życiem i drobnymi przyjemnościami. Wszyscy są zdrowi, a dzieci nie sprawiają problemów i zdają się wyrastać na porządnych członków japońskiego społeczeństwa. Tylko… czy aby na pewno? Starsza z sióstr, Noriko, nie wygląda jakby podzielała zdanie rodziców. Poza siostrą, Yuką, nie ma przyjaciół, nigdy nie miała chłopaka, a na dodatek chce, wbrew woli ojca, studiować w Tokio, a nie na małomiasteczkowym lokalnym uniwersytecie. Ma za to – jako Mitsuko – przyjaciółki w internecie, które poznała na słynnej z Jisatsu Circle stronie z czerwonymi i białymi kropkami, m.in. dziewczynę o nicku Ueno Station 54. Ostatecznie pewnego wieczora Noriko ucieka do Tokio i zamieszkuje razem z Kumiko, która kryła się pod tym pseudonimem. Atmosfera, do tej pory dość leniwa i spokojna, trochę się zagęszcza. Dlaczego rodzina Kumiko jest taka dziwna? Coś tu jest cholernie nie tak. A działalność w postaci wynajmu rodziny to tylko zasłona przed czymś głębszym, złowrogim. Wszystkie przyjaciółki Kumiko zachowują się dziwnie, nienaturalnie. W końcu Noriko, która stopniowo zmienia się w Mitsuko, z szeroko otwartymi oczami i ustami patrzy, jak 26 maja na dworcu Shinjuku pod koła pędzącego ekspresu wesoło skaczą 54 dziewczyny. Świetnie i do samego końca grały swoje role. Tymczasem Yuka odczuwa coraz większy wewnętrzny niepokój, bynajmniej nie z powodu obawy o losy siostry. Pisze w pamiętniku scenariusz przyszłych wydarzeń rozgrywających się w jej domu, po czym sama znika. Bańka mydlana o szczęśliwej rodzinie pryska. Tetsuzo i Taeko głęboko to przeżywają, ale prawdziwie desperackie działania rozpoczynają się dopiero, gdy samobójstwo…

Dziwnie się to ogląda, przede wszystkim z powodu braku tej atmosfery grozy i niezrozumiałości wydarzeń, jaka towarzyszyła Jisatsu Circle, ale ten film nie mógł taki być, jeśli nie chciał być tylko i wyłącznie kopią poprzednika (choć akurat zrobienie siedmiu części o tym samym nie jest wśród horrorów niczym niezwykłym…). No i przede wszystkim żaden z widzów drugi raz nie dałby się nabrać na tę samą sztuczkę. Każdy oczekiwałby od Noriko no Shokutaku dramatu społecznego – i Sono taki produkt dostarcza.

Do pewnego momentu wszystko jest podszyte niby zwykłym dramatem – ot, nastoletnia Noriko widzi dla siebie inny los, niż szykują dla niej rodzice. Nawet ucieczka do Tokio nie jest niczym niezwykłym. Jednak stopniowo to się zaczyna zmieniać i narasta złowroga atmosfera. Poznane przez Noriko (alias Mitsuko) dziewczyny z Klubu Samobójców, z Kumiko na czele, bardzo przypominają postaci z Jisatsu Circle – matkę krojącą sobie z uśmiechem palce w obecności córeczki albo wieszające się na sznurze kobiety w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Zupełnie groteskową formę przybiera działalność grupy, opierająca się na wynajmie rodziny – płacisz za godzinę za to, że wybrane przez ciebie osoby będą odgrywały rolę rodzica, małżonka, dziecka itd. (niepotrzebne skreślić). Jesteś osamotnioną babcią, której brakuje bliskich? A może matką mającą wyrzuty, że nie potrafiła ułożyć się z córką? Albo mężem alkoholikiem chcącym poznęcać się nad żoną, która zdążyła od ciebie odejść? Jeśli tak, to tylko Klub Samobójców może pomóc. W tym miejscu zaczyna się najciekawszy aspekt filmu…

…który można sprowadzić do maski, formy, roli, gry. Sono pokazuje, że człowiek może być kim chce – może zmieniać role jak rękawiczki, wedle potrzeb lub kaprysu. Ale to odbywa się kosztem jego „prawdziwej” natury, „prawdziwej” tożsamości, bezpowrotnie traconych, rozbitych między kolejnymi maskami, z których żadna nie jest prawdziwa, ale gdy grana – jest tą jedyną. Jednak Sono patrzy na formy inaczej, niż to czynił Gombrowicz (moje skojarzenia były mimowolne, tym bardziej że akurat niedawno odświeżałem sobie Ferdydurke) – u tego drugiego bohater mógł walczyć, bo zdawał sobie sprawę ze sztuczności sytuacji wymuszonej okolicznościami, po prostu identyfikował się ze sobą (jakby to powiedziano w filmie Sono: był ze sobą związany). Natomiast w Noriko no Shokutaku bohaterowie tracą własną tożsamość, zupełnie zatracają się w formach, które przyjmują, ale jednocześnie z nikim spośród tych wielu „ja” nie są tak naprawdę związani. Co więcej, zatracając się, gdzieś w głębokiej podświadomości potrafią negować rzeczywistość, tylko po to, aby zachować formę. Przybiera to nieraz złowrogi charakter, na przykład gdy dziewczyna grająca rolę znienawidzonej przez męża żony wręcz z uśmiechem przyjmuje kolejne ciosy noża w brzuch. Klient jest w pełni usatysfakcjonowany i gdy kończy się czas wynajmu, bez wahania płaci należność przyglądającej się temu wszystkiemu Kumiko.

Film miał pośrednio wyjaśnić wiele niedopowiedzeń z Jisatsu Circle, z tajemnicą Klubu Samobójców na czele, ale czyni to dość pokrętnie. Pytania o „związek ze sobą” stają się chlebem powszednim filmu, powtarzanym uporczywie i wprost, aż do obrzydzenia. Co więcej, reżyser napuszcza na Tetsuzo jakiegoś maniaka, który irytuje samą swoją obecnością, nie mówiąc już o jego retoryce. Noriko no Shokutaku zostało podzielone na kilka części, w których na przemian rolę narratora przyjmuje Noriko, Yuka i Tetsuzo. Pomysł dobry zarówno w zamyśle, jak i w realizacji, ponieważ znajomość wnętrza kilku tak różnych od siebie bohaterów pozwala widzowi na spojrzenie z dużo szerszej perspektywy. Niestety, z czasem przestaje to mieć większe znaczenie, a pozytywny efekt gdzieś się ulatnia. Druga część filmu to szamotanie się zarówno bohaterów, jak i reżysera, który próbuje zerwać z człowieka wszystkie maski, dotrzeć do jego „esencji”, ale… No, niech widz sam oceni, czy to mu się udaje.

Nadmiernie przedłużającemu się filmowi towarzyszy odpowiednia, nastrojowa muzyka. Nie ma nic z rodzaju psychodelicznych czy groteskowych utworów jak w Jisatsu Circle – są za to spokojne i monotonne melodie wygrywane na gitarze. Przyjemnie się ich słucha, a poza tym budują odpowiedni nastrój, ale za grosz w nich różnorodności. Co krok powtarzają się te same motywy, a że jedne są do drugich bardzo podobne, efekt końcowy jest oczywisty. W tym aspekcie na tle poprzednika Noriko no Shokutaku wypada słabiej – przez monotonię utworów, w końcu przestają być one zauważane.

Za to dużo lepiej wypada gra aktorów. Nie doszukałem się jakiejś sztuczności w grze, co tak bardzo rzucało się w oczy w Jisatsu Circle, aczkolwiek tam to udawanie, ta sztuczność, była celowa. Tutaj, gdzie wszyscy bohaterowie grali, nawet jeśli nieświadomie, co raz zmieniając maski, wszelkie niedoskonałości gry były kamuflowane w sposób naturalny.

Podsumowując, jest to całkiem udany film, który posiada jakieś argumenty mające potwierdzić jego roszczenia do bycia dramatem społecznym i diagnozą współczesnego człowieka. Nie czyni tego tak dosadnie, jak poprzednik, ale to można policzyć jako zaletę – dzięki temu nie jest wiernym odbiciem, kalką, jak to z reguły bywa w przypadku filmowych (i nie tylko) kontynuacji. Mimo wszystko uważam, że Jisatsu Circle był dużo bardziej wyrazisty a zarazem trafniejszy – strzelał niby na wiwat, ale tak naprawdę trafiał w cel, natomiast ten film długo mierzył i celował – być może nawet trafia, czy chociaż ociera się o udany strzał, lecz zanim w ogóle do tego dojdzie, widzowie zdążą się znużyć oczekiwaniem. Noriko no Shokutaku jak najbardziej może się spodobać osobom szukającym filmów nietypowych, a zarazem ciekawych, ale seans raczej nie porwie.

SixTonBudgie, 19 listopada 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Reżyser: Shion Sono
Scenariusz: Shion Sono
Muzyka: Tomoki Hasegawa