Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 118
Średnia: 6,42
σ=1,72

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Freezing Vibration

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • フリージング ヴァイブレーション
Postaci: Obcy, Uczniowie/studenci; Rating: Nagość, Przemoc; Pierwowzór: Manga; Czas: Przyszłość; Inne: Ecchi, Wielkie biusty
zrzutka

Freezing na sterydach, czyli jest sens, jest mrok, jest rzeź, jest Neon Genesis Evangelion.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Kiedy parę lat temu pisałem recenzję pierwszego Freezinga, chwaliłem tę serię za bardzo ciekawie zapowiadającą się historię i efekciarskość oprawy graficznej, marudząc jednocześnie na wszechobecny fanserwis i zmarnowany potencjał fabuły. Liczyłem przy tym, że ewentualny sequel zlikwiduje te wady oraz uwypukli zalety. I tak oto, pisząc teraz niniejszą recenzję tegoż sequela, muszę przyznać, że zasadniczo dostałem to, co chciałem dostać. A przynajmniej w większości przypadków… Bo jest wreszcie sens w fabule, trochę logiki w fizyce świata przedstawionego oraz kilka potencjalnie niezłych odpowiedzi na pozostawione po serii pierwszej pytania. Jednocześnie jednak nadal znajdziemy tu mnóstwo fanserwisu w postaci majtających tu i tam gruczołów mlecznych, które mogłyby wpędzić w kompleksy niejedną jałówkę, co nieco krwi i Traumatycznych Przeszłości… A co więcej, seria chyba przeżyła romans z niejakim Neon Genesis Evangelion. Komuś coś ten ostatni tytuł mówi?

Czas najwyższy przejść do konkretów, a więc najpierw, tradycyjnie, fabuła. A ta przedstawia się następująco: jak wiadomo, wojna z Novami pociąga za sobą mniejsze bądź większe straty w szeregach Pandor, które niestety na drzewach nie rosną i politycznym włodarzom coraz trudniej jest je zastępować. Nie bez kozery mawia się jednak, że potrzeba matką wynalazków, tak więc niejaka doktor Oohara w pocie czoła pracuje nad projektem E­‑Pandor, które są niczym innym, jak „zwykłymi” kobietami sztucznie przysposobionymi do korzystania ze stygmatów. Projekt jest jednak jeszcze w powijakach, a zanim świeżo upieczone E­‑Pandory zostaną wysłane na front, trzeba je najpierw przetestować. A któż zrobi to lepiej niż „prawdziwe” Pandory? Tak oto do specjalnej placówki badawczej na Alasce przybywa cała światowa śmietanka Pandor, która ma wypróbować „młodsze siostry”, a przy okazji podzielić się z nimi doświadczeniami.

Widzowi całkiem szybko rzuca się w oczy zdecydowane zwiększenie mroczności przedstawionej historii i zmiana głównych bohaterów. Tak moi mili, koniec z cudami typu „konkursów piękności” czy podchodami na linii Kazuya – Satellizer. Już po kilku pierwszych odcinkach pada tu pierwszy trup, projekt E­‑Pandor zaczyna podejrzanie cuchnąć, a z szaf nieśmiało się wychylają pierwsze pochowane tam szkielety. Do tego narasta liczba Traumatycznych Przeszłości, których największe natężenie wystąpi w przywołanym po raz kolejny wątku kochanego braciszka Satellizer. Sama Satellizer wraz ze swym partnerem często i gęsto tracą czas antenowy na rzecz E­‑Pandor oraz, niespodzianka, Elisabeth, zwanej przez fanów pieszczotliwie „Zimną Suką”. Swoje pięć minut dostanie także wiecznie uśmiechnięta Pani Przewodnicząca. Novy z kolei prawie się tu nie pojawiają, ustępując miejsca wielkiej wojnie na ideały, która ostatecznie zaowocuje pokaźną masakrą w ostatnich odcinkach, w których przyjdzie zginąć kilku istotnym fabularnie postaciom.

Jeśli chodzi o postacie, raczej niewiele się tu zmieniło. Jak napisałem na początku, historia przenosi się w zupełnie nowe miejsce, co owocuje także wprowadzeniem gromadki nowych osób i pozbyciem się części starych. W postaciach już znanych, z wyjątkiem Elisabeth, nie dostrzegłem szczególnej ewolucji psychologicznej, acz z zadowoleniem muszę stwierdzić, że nowo wprowadzone Pandory nie są tylko biuściastymi lalkami, mającymi w odpowiednim momencie błysnąć tym, co u nich największe, a potem efektownie umrzeć. Większość z nich kieruje się konsekwentnie własnymi poglądami i celami, które potrafi całkiem przekonująco uzasadnić. Inną już kwestią jest fakt, że co poniektórzy widzowie mogą czuć się cokolwiek zmęczeni z powodu upchania w tych dwunastu prawdziwych Pandorach tony patosu. Nie jest to jednak nic, czego nie dałoby się wytrzymać, a i sam patos bywa od czasu do czasu rozładowywany nieco lżejszymi akcentami. Szkoda tylko, że zwykle z wielkimi biustami w tle…

Tak mówię o tych biustach i mówię, więc myślę, że czas napisać kilka słów o tym, co seria ma do zaoferowania poza meandrami fabularnymi. A więc, pomijając biusty, które błyskają często i gęsto w licznych scenach kąpielowo­‑prysznicowych (tym razem ubrania nie rozpadają się już po pierwszym lepszym ciosie pięścią, przełom technologiczny!), jest to przede wszystkim czysta akcja. A ta, jako że mamy do czynienia z elitą elit, jest odpowiednio efekciarska, acz zdecydowanie mniej krwawa niż wcześniej. Nie powiem w sumie, bym tęsknił jakoś szczególnie za latającymi w poprzednim sezonie poucinanymi kończynami i innymi takimi atrakcjami. Od tego mam Hellsinga, natomiast tutaj oczy pieściły mi ładne animacje, soczyste kolory i różne cudaczne techniki wykorzystywane przez elitarne Pandory. O ile jednak sceny walk zwykle autentycznie potrafią zachwycić, o tyle rzuca się w oczy, że to właśnie one musiały pochłonąć lwią część budżetu serii. Sceny spokojniejsze są już zdecydowanie bardziej statyczne, dalsze tła bywają nieostre i ubogie, a postaci w miarę oddalania się „kamery” zdecydowanie tracą na szczegółowości rysunku i animacji. Nie jest to oczywiście coś zupełnie tytuł dyskwalifikującego, niemniej rzuca się to w oczy i niektóre osoby może zwyczajnie irytować. Inną sprawą jest muzyka, która włącznie z ładnymi openingiem i endingiem zyskała na zróżnicowaniu i świetnie wpasowuje się w klimat przedstawianych wydarzeń, autentycznie pieszcząc przy tym małżowiny uszne. Podobnie zresztą ma się sprawa z dźwiękami tła i osobami podkładającymi głos. Pod względem audio wykonano tu naprawdę kawał dobrej roboty.

Jak więc podsumowuję moje wrażenia z seansu Freezing Vibration? Ano w zasadzie jak najbardziej pozytywnie. Oczywiście drugi sezon nie jest pozbawiony wad, zarówno tych technicznych, jak i fabularnych (wątek z braciszkiem Satellizer!), tym niemniej zawierał w zasadzie wszystko to, czego życzyłem sobie po zakończeniu sezonu pierwszego. Fabuła jest dojrzalsza i ma ręce i nogi, ograniczono głupawe wątki komediowe, które zastąpiono sporą ilością mroku oraz wiarą we własne przekonania poszczególnych bohaterek, a w dodatku posypano to szczyptą mistycyzmu rodem z Neon Genesis Evangelion, co swoją drogą dało nieco kuriozalny efekt. Walki również były odpowiednio efektowne, a pomijając wątek pewnej podróży Satellizer i jej partnera, brak tu w zasadzie jakichkolwiek zapychaczy, zaś wątki przedstawione zostały w gruncie rzeczy zgrabnie dopięte. Nie znaczy to oczywiście, że twórcy nie zostawili sobie otwartej furtki dla ewentualnego sequela, ale czy takowy powstanie? Któż to wie, jednak jeśli miałby zostać stworzony, to naprawdę życzyłbym sobie, by jego ewolucja poszła w podobnym kierunku.

Diablo, 26 stycznia 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: A.C.G.T
Autor: Dall Young Lim, Kwang Hyun Kim
Projekt: Mayumi Watanabe
Reżyser: Takashi Watanabe
Scenariusz: Masanao Akahoshi