Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 6/10 grafika: 5/10
fabuła: 5/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,00

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 38
Średnia: 5,24
σ=2,24

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Shirogane no Ishi: Argevollen

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 24×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 白銀の意思 アルジェヴォルン
zrzutka

Studio Xebec po latach wraca do tworzenia oryginalnych anime o wielkich robotach. Próba zakończona całkowitym niepowodzeniem.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Pod koniec ubiegłego wieku wydawać się mogło, że w temacie mecha powiedziano już wszystko, a nikt nie wyprodukuje nic bardziej odkrywczego niż studio Sunrise. Wtedy na arenę wkroczyło studio Xebec, udowadniając, że ma na ten temat inne mniemanie. Do dzisiaj wspominany przez wielu z łezką w oku Kidou Senkan Nadeshiko był błyskotliwą konfrontacją założeń gatunkowych „realistycznych” mechów z prawidłami super robo, którego domeną jest wykrzykiwanie nazw ataków i napędzanie maszyny męskością pilota. Z kolei wyemitowany nieco później Dai­‑Guard okazał się przewrotną i pomysłową parodią tego drugiego odłamu historii o wielkich robotach, nie pozostawiając suchej nitki na żadnej z jego cech rozpoznawczych. Nic więc dziwnego, że po ponad dekadzie od tamtych premier, a także po współtworzonym przez Xebec i Production I.G. (będącego de facto firmą­‑matką tego pierwszego) Break Blade, oczekiwania wobec kolejnej serii mecha sygnowanej tą marką należało uznać za wysokie. Ale jakie by nie były, Xebec przy okazji Shirogane no Ishi: Argevollen i tak by się z nich nie wywiązał.

A więc – wojna! Ingelmia zbrojnie napada na Sprzymierzone Królestwo Arandas. Do tej pory wrót do tego kraju strzegła górska forteca, niedająca adwersarzom sposobności do spenetrowania granicy w najdogodniejszym miejscu. Jednak gdy pierwsza linia obrony zostaje przełamana, siły inwazyjne z impetem dokonują kolejnych wyłomów w linii frontu. A na samym jego czele działania zaczepne prowadzi 8. Niezależna Jednostka Arandas, w której służy początkujący pilot szeregowy Tokimune Susumu. Nie pilotuje on śmigłowca czy samolotu, ale humanoidalnego robota – główne narzędzie walki obydwu stron konfliktu. Tokimune, ignorując rozkazy, rusza na ratunek zaatakowanemu konwojowi, w którym spotyka Jamie Hazaford oraz mecha zupełnie innego niż wszystkie. Bez wahania zasiada za sterami nowej maszyny i, chyba tylko dzięki szczęściu, pokonuje najbliższych przeciwników. Panna Jamie okazuje się inżynierem nadzorującym testy Argevollena, tytułowej maszyny bojowej, sterowanej za pomocą myśli pilota. Robot zakodowuje sobie, że jedynie Tokimune może go pilotować i od tej pory zostają nierozłącznymi kompanami.

Brzmi jak początek przeciętnego anime o mechach, lecz nie to stanowi problem, gdyż fabuła rozwija się w innym kierunku. Tokimune szybko ogarnia się, zaczyna działać jak żołnierz, a nie szeregowy (czyli przypadkowy) pilot gundama, chociaż nadal zdarzają mu się akty niesubordynacji, lecz już nie aż tak poważne. Wraz z rozwojem fabuły lepiej poznajemy jego historię życia, a więzi pomiędzy nim a Jamie, z początku ograniczające się do samego Argevollena, zaczynają się zacieśniać. Wojna pomiędzy Arandas a Ingelmią również nie ma charakteru jednowymiarowej i jednostronnej, do głosu szybko dochodzą różne stronnictwa i lobbyści, starający się ubić na tragedii własny interes. Charyzmatyczny dowódca 8. Jednostki stanie przed trudnym wyborem między walką o słuszną sprawę a pokojem.

Jakkolwiek dobrze by to nie brzmiało, dobrze nie jest. Shirogane no Ishi: Argevollen rozbił się już na etapie tworzenia koncepcji nowoczesnego konfliktu zbrojnego. Sam początek daje do myślenia – wspomnianą górską fortecę stanowi fortyfikacja wyjęta żywcem nawet nie z czasów pierwszej wojny światowej, ale gdzieś z późnego średniowiecza – ot, gruby i wysoki mur od jednej ściany kanionu do drugiej. Tylko ja przypominam, że tu wojna toczy się przy użyciu zaawansowanych technologicznie wielkich robotów. I, niestety, z mentalnością właśnie pierwszowojenną – jedna strona broni się w okopach, a druga naciera na całym odcinku niemalże tyralierą kroczących maszyn. To nie jest głupie – to bzdura doskonale pokazująca, że pisząc scenariusz opowieści wojennej, należy mieć sporą wiedzę na temat prowadzenia wojny w oparciu o dostępne środki. To wymaga wnikliwej analizy koncepcji i stwierdzenia, czy dany pomysł ma sens. Ogólnie sposób wojowania w tym anime zwyczajnie nie pasuje do poziomu rozwoju technologicznego, ale istnieje jeszcze ciekawszy problem – brak lotnictwa, podczas gdy pewnych etapów w rozwoju technologii nie da się przeskoczyć. Skoro ludzie jeżdżą na rowerach, to ktoś kiedyś wynalazł koło, a później wzbogacono je o łożysko i dodano przeniesienie napędu. Jeśli w pokazanych w anime robotach widać zaawansowane technologicznie wyposażenie, jak radiostacje, komputery, ciekłokrystaliczne wyświetlacze, a cała akcja rozgrywa się na całkowicie cyfrowym, niedawno powiedzielibyśmy nawet, że futurystycznym polu bitwy, to gdzie jest lotnictwo? Przecież bez rozwoju samolotów do dzisiaj nie mielibyśmy wiedzy na temat zaawansowanej aerodynamiki, budowy wysokoobrotowych silników spalinowych, skomplikowanych układów hydraulicznych – zwłaszcza te ostatnie są niezbędne do funkcjonowania wielkich robotów. Co ciekawsze – w Shirogane no Ishi: Argevollen kilka razy prowadzono ogień z armatek przeciwlotniczych, a wiele lokacji jako żywo przypomina bazy lotnictwa. Gdzie są więc te cholerne samoloty!? Odpowiedzi są dwie – albo to zwyczajne i druzgocące niedopatrzenie, albo zabieg celowy. Gdyby bowiem lotnictwo zagościło na niebie nad Arandas, to wątpliwy sens istnienia ślamazarnych, wielkich, skomplikowanych maszyn kroczących stałby się zupełną bzdurą, gdyż śmigłowce bojowe i samoloty szturmowe masakrowałyby je dziesiątkami. Co jeszcze śmieszniejsze – te hałaśliwe mechy są używane podczas cichych, nocnych wypadów. Super. A wystarczyłoby porzucić całkowicie motyw mecha i przestawić się na bojowe wozy piechoty, przy czym głównemu bohaterowi dać taki obsługiwany myślami – wunderwaffe. Połowa problemów trapiących anime byłaby z głowy, tym bardziej że ogląda się je dobrze, dopóki akcja trzyma się z daleka od pola bitwy, sprzecznego ze wszelkimi zasadami prowadzenia walki. Co ciekawe, zupełnie inaczej prezentuje się zaplecze wojny – nie chodzi już tylko o politykowanie i lobbing, ale o ukazanie sensownie działającej logistyki i związanych z nią problemów. Shirogane no Ishi: Argevollen przypomina więc obraz, pełen szczegółów, z dopracowanymi detalami, które miałyby olśnić wszelkich koneserów. Ale co z tego, skoro kompozycja całości zwyczajnie leży? To dzieło utalentowanego artysty, który źle ukierunkował twórczy wysiłek, przez co ogólny efekt jego pracy jest mizerny, a do wydobycia prawdziwej wartości potrzeba szczerych chęci.

Bohaterowie są sympatyczni, ale to wszystko, co da się o nich powiedzieć. Impulsywny Tokimune i żywiołowa Jamie to ciekawe zestawienie, niestety ich związek w anime nie doczekał się żadnego wielkiego finału. Trochę to zaprzepaszcza ilość czasu poświęconego ich relacjom, bowiem status quo jest ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwałbym po tej dwójce. Wątki obyczajowe są poświęcone nie tylko parze głównych bohaterów, bowiem cała gama drugoplanowych postaci wprowadza wiele energii w życie 8. Jednostki. Żołnierze flirtują z paniami z obsługi technicznej, te z kolei stale uskarżają się na coraz większą ilość pracy i swojego zdziadziałego kierownika, piloci korzystają z wolnego czasu i przepustek, by się zrelaksować w barze czy załatwić własne sprawy.

I teraz najważniejsze, czyli projekty mechów. Opracował je Kenji Teraoka, o którym pisałem niedawno w ramach recenzji Aldnoah.Zero, dlatego teraz jedynie przypomnę, że poruszające się na rolkach roboty z Code Geass są jego zasługą. Większość spotykanych w Shirogane no Ishi: Argevollen dzieli tę cechę nagłego wzrostu mobilności dzięki dodatkowym silnikom odrzutowym, ale nie da się ukryć, że tym razem artysta po prostu przesadził. Maszyny w anime są nieprzemyślane, jak już wspomniałem, zupełnie niepasujące do realiów prowadzonej wojny. A ponadto w większości są zwyczajnie brzydkie i pokraczne – o ile jeszcze te walczące w szeregach Arandas mają chociaż jakieś zwarte bryły, wyglądają topornie, ale w granicach zdrowego rozsądku, tak Ingelmia dysponuje maszynami jak ze snu wariata – trudno to opisać, ale w pierwszym odcinku widać właściwie wszystkie ich modele frontowe. Tragedia jednym słowem. Z kolei tytułowy mech ma typowo ludzką sylwetkę i zarówno mobilnością, jak i wyglądem odstaje od wszystkich pozostałych. To tak, jakby podczas pierwszej wojny światowej ktoś nagle opracował prototyp myśliwca odrzutowego. Przepaść technologiczna między Argevollenem a pozostałymi machinami jest tak ogromna, że aż niewiarygodna. Ale przynajmniej ten jakoś wygląda – owszem, jest efekciarski, pełen zupełnie zbędnych elementów poszycia, ale trudno go nazwać szkaradnym.

Jak nietrudno się domyślić, wszystkie opisane wyżej maszyny zostały wykreowane komputerowo i muszę przyznać, że to całkiem dobra animacja cyfrowa. Modele są dosyć szczegółowe, pokryte teksturami upodabniającymi je do ręcznie rysowanych i dobrze zanimowane, zwłaszcza podczas scen dynamicznych pojedynków. Animacja komputerowa to solidna strona Shirogane no Ishi: Argevollen. Wprawne oko zauważy jednak pokraczne ruchy wykonanych w podobny sposób ludzi zajmujących tło. Z kolei efekty eksplozji, płomieni i tym podobne – przemilczę, bowiem wyglądają jakby zamiast animatorów tworzyli je wyeksploatowani niewolnicy.

Projekty postaci przywodzą na myśl produkcje studia Xebec z ostatnich kilku lat i nie jest to złudzenie, bowiem opracował je Yuuichi Oka, więc bardziej niż z Upotte!! czy Ladies versus Butlers! powinny kojarzyć się z To Love­‑Ru. Większość bohaterów chadza w mundurach lub uniformach, które w przypadku Arandas są raczej typowe – jednolicie zielone, zaś te noszone przez żołnierzy Ingelmii błękitne, przywodzące na myśl pierwszowojenne umundurowanie francuskie. Ponadto piloci obowiązkowo do walki zakładają obcisłe, jednoczęściowe kombinezony. Różnorodność ubiorów nie jest więc duża, za to twarzy – owszem, a to spory problem wielu anime, gdzie zwłaszcza postaci żeńskie różnią się w zasadzie jedynie miną i fryzurą. W przypadku Shirogane no Ishi: Argevollen poczyniono przynajmniej minimalne starania, by każdy bohater miał pewne cechy indywidualnego wyglądu.

Niestety ręczna animacja wypada słabiutko. Postaci są mało ruchliwe, trudno o przykuwające wzrok ujęcia. Najbardziej w oczy rzucają się rysunki pojazdów w ruchu – ich bryły potrafią się deformować, przemieszczaniu brakuje płynności, często rysunki okazują się aż za bardzo uproszczone.

O pozostałych kwestiach zupełnie nie mam ochoty się rozpisywać – były nijakie. Shirogane no Ishi: Argevollen z takim założeniem i tak napisanym scenariuszem nawet nie miało szansy, by chociaż zbliżyć się do bycia dobrym anime. Xebec mocno przeliczył się z siłami, bowiem liczba odcinków sprawia, że często akcja posuwa się w żółwim tempie, a sama historia i bohaterowie nie są aż tak interesujący, by wynagradzać wolne tempo. To typ anime, który wymaga podczas seansu sporo dobrej woli i spoglądania przez palce na niedostatki fabularne i koncepcyjne. Czy warto aż tak mocno oszukiwać siebie samego, by spróbować wydobyć jakieś zalety ze zwyczajnie nieudanego anime? Nawet koneserzy gatunku mogą mieć w tej kwestii wątpliwości. Ale jedno jest w tym dobre – serial nie stwarzał żadnych nadziei i ostatecznie okazał się jednakowo nieudany od pierwszego do ostatniego odcinka.

Slova, 24 grudnia 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: XEBEC
Projekt: Kenji Teraoka, Toshitomo Hara, Yuuichi Oka
Reżyser: Atsushi Ootsuki
Scenariusz: Tatsuo Satou
Muzyka: Koutarou Nakagawa

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Shirogane no Ishi: Argevollen - wrażenia z pierwszego odcinka Nieoficjalny pl