Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 10/10
fabuła: 7/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,25

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 113
Średnia: 7,77
σ=1,19

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Lin)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Tamako Love Story

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 83 min
Tytuły alternatywne:
  • たまこラブストーリー
zrzutka

Zaskakująco udana, pełna ciepła i wdzięku kontynuacja głupiutkiej serii o lepieniu ryżowych ciasteczek.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Deze

Recenzja / Opis

Tamako Market, dwunastoodcinkowa seria studia Kyoto Animation, to opowieść o Tamako Kitashirakawie, uroczej córce właściciela sklepiku z tradycyjnymi japońskimi ciastkami mochi, w której życiu pewnego dnia pojawia się tajemnicze, mówiące ludzkim głosem magiczne ptaszysko. To jedno zdanie wystarczy prawdopodobnie osobom, które nie oglądały wspomnianego tytułu, by stwierdzić, zresztą zgodnie z faktycznym stanem rzeczy, że produkcja ta należy do gatunku nieco głupiutkich, niezobowiązujących komedii o niczym. Po zakończeniu tej równie ładnej, co bezcelowej opowieści, twórcy zdecydowali się na kolejną jej odsłonę, tym razem w postaci pełnometrażowego filmu zatytułowanego Tamako Love Story. Nietrudno się domyślić, na jakim aspekcie życia głównej bohaterki skupia się akcja rzeczonego obrazu…

Jednym z pobocznych wątków, które wplecione zostały w fabułę serii telewizyjnej, było zauroczenie osobą głównej bohaterki, które przeżywał jej przyjaciel z dzieciństwa, a także najbliższy sąsiad, Mochizou Ouji. Wątek ten nie doczekał się jednak nie tyle rozwiązania, co choćby solidnego rozwinięcia – więcej czasu antenowego dostała nawet historia pierwszej miłości Anko, młodszej siostry Tamako. I tej, potraktowanej zupełnie po macoszemu kwestii, poświęcony zostaje film pełnometrażowy. Dzięki takiemu, a nie innemu doborowi tematyki, w Tamako Love Story mamy do czynienia z całkiem innym klimatem niż ten znany z telewizyjnego pierwowzoru. Zamiast głupiutkiej, nieco absurdalnej i przesłodzonej komedii, dostajemy równie co prawda słodkie, ale przy tym całkiem obyczajowe, wdzięczne i bliskie rzeczywistości okruchy życia. Nie wiem, jak dla reszty widzów, ale dla mnie jest to zmiana zdecydowanie na plus.

Z Tamako i jej szkolnymi przyjaciółmi spotykamy się, gdy nieuchronnie zbliża się zakończenie trzeciej klasy liceum, a zatem i całej szkoły średniej. To ważny dla wszystkich bohaterów moment, w którym muszą zdecydować, co dalej zrobią ze swoim dorosłym już życiem. Tamako jako wieczne dziecko, trochę nazbyt infantylne jak na swoje osiemnaście lat, nie chce niczego w życiu zmieniać. Kocha swój dom, kocha dystrykt handlowy Usagiyama, w którym się wychowała, ponad wszystko zaś kocha robienie ciasteczek ryżowych, stąd jej ambicje sprowadzają się do przejęcia rodzinnego interesu. Inaczej jest z Mochizou – chłopak podejmuje decyzję o wyjeździe na studia do Tokio, gdzie pragnie kształcić się w dziedzinie produkcji filmowej. Jest jednak pewien problem – brak mu odwagi, by poinformować o tym swoją przyjaciółkę. Zawsze przecież byli razem, wychowani w bliskim sąsiedztwie, każdą wolną chwilę spędzali wspólnie, chodzili do tej samej szkoły, bawili się popołudniami. Mochizou, zakochany w Tamako praktycznie od zawsze, z jednej strony nie chce opuszczać dziewczyny, z drugiej wie, że musi wreszcie zrobić coś dla siebie. Perspektywa zbliżającego się rozstania dodaje mu śmiałości – postanawia powiedzieć Tamako o wyjeździe, towarzyszące rozmowie emocje popychają go jednak o krok dalej i ostatecznie wyznaje dziewczynie miłość. Jaka jest jej reakcja? Tego już nie zdradzę, choć nietrudno się domyślić, jak niezbyt dojrzała nastolatka, żyjąca od lat w różowej bańce swojego bezpiecznego światka, zachowa się w sytuacji, w której coś tak fundamentalnego, jak jej relacja z najbliższym przyjacielem, ulega diametralnej zmianie…

Tamako Love Story to bardzo prosta i bezsprzecznie przewidywalna historia pierwszego doświadczenia miłosnego. Opowiedziana została jednak z niezaprzeczalnym wdziękiem. Wszystko jest tutaj urocze i ciepłe, ale nie w tak lukrowanej polewie, jaką oblana została seria telewizyjna. Kolejną zaletą filmu, dowodzącą jego wyższości nad pierwowzorem, jest fakt, że w przeciwieństwie do niego, ta produkcja doskonale wie, o czym jest. Prosta fabuła sprawia, że wyraźnie zaznaczony zostaje punkt A, będący momentem wyjściowym opowieści, i punkt B, czyli w miarę oczywisty finał, do którego całość bardzo gładko i równo zmierza. Nie umiem właściwie powiedzieć, o co chodziło w Tamako Market – choć seria nie odpychała, to jednak ewidentnie nie miała na siebie pomysłu, odcinki niby ze sobą powiązane, tak naprawdę dryfowały bez celu, nie wyznaczono też faktycznego punktu kulminacyjnego, który pozwoliłby na podsumowanie kierunku, w jakim opowieść ta zmierzała. W kontynuacji nie ma tego problemu. Dzięki temu, że jest ona o wiele krótsza, a także skupia się na jednym, kluczowym wątku, fabuła po prostu dobrze się klei – niczym solidnie przygotowane mochi.

Oczywiście nie znaczy to, że cały czas antenowy zajmują wyłącznie Mochizou i Tamako. Swoją obecność zaznaczają również przyjaciółki głównej bohaterki – lekko postrzelona, acz szalenie sympatyczna (w małych dawkach) Kanna oraz niejednoznaczna Midori ze swoimi nieco poważniejszymi już rozterkami. Jak być może pamiętacie, w Tamako Market pojawiły się delikatne sugestie, jakoby Midori darzyła Tamako uczuciami wychodzącymi nieco poza granice dziewczęcej przyjaźni. Stąd też wynikało jej wyraźnie wrogie nastawienie do Mochizou. Obecność tego motywu jest wyczuwalna także w filmie pełnometrażowym, choć emocje dziewczyny zarysowane są bardzo subtelnie i przejawiają się nie tyle w jej słowach czy czynach, ale w ledwo uchwytnych gestach i spojrzeniach. Nie mamy tutaj do czynienia z klasycznym trójkątem romantycznym, choćby dlatego, że Midori nie podejmuje nawet walki o Tamako – spostrzegawcza i wrażliwa dziewczyna rozumie uczucia przyjaciółki na długo przed tym, zanim ona sama zda sobie z nich sprawę, stąd wie, że nie ma sensu niepotrzebnie wszystkiego komplikować. Takie ujęcie czyni z niej postać intrygującą i zaskakująco złożoną, jak na tak lekką produkcję.

A jak na tym tle wypadają nasi protagoniści? Przede wszystkim przesympatycznie. Obydwojgu życzy się jak najlepiej, obserwując nieco wyboistą drogę, którą pokonują, by wreszcie znaleźć rozwiązanie impasu emocjonalnego. Mochizou wzrusza szczerością i prostolinijnością uczuć, a także troską, którą otacza Tamako. Ona z kolei postawiona zostaje w sytuacji, w której wreszcie musi dorosnąć i stawić czoła sprawom, których istnienia dotychczas nie dostrzegała. Przekonująco udaje się tutaj stworzyć portret dziecka, które nieuchronnie zbliża się do granicy dorosłości, podejmuje naiwne próby ucieczki przed nią, ostatecznie jednak zdaje sobie sprawę, że wcale nie chce się cofać – tak naprawdę nie próbuje przeciwstawić się zmianom, potrzebuje po prostu nieco więcej niż inni czasu, by do nich dojrzeć. Wszystko to oddane jest bardzo naturalnie, choć – nie przeczę – dość banalnie i idealistycznie.

Oceniając stronę graficzną tytułu, można uznać, że hasło „produkcja Kyoto Animation” załatwi sprawę. O dziwo jednak, nie. Stwierdzam to z niezachwianą pewnością siebie i nikt nie przekona mnie, że jest inaczej – Tamako Love Story to najpiękniejsza animacja, jaką kiedykolwiek stworzyło Kyoto Animation. Studio znane z ponadprzeciętnie estetycznych produkcji, tym razem przeszło samo siebie, kreując nową jakość obrazu. Przyznaję, że od pewnego czasu byłam już znużona jednostajnością stylu graficznego prezentowanego w każdej kolejnej serii Kyoto Animation – obawiałam się, że studio nie ma już nic więcej do pokazania. Szczęśliwie okazało się, że się myliłam. Nie zrozumcie mnie opacznie – Tamako Love Story nie wnosi rewolucyjnych zmian w dotychczasowy sposób animacji tego producenta. Projekty postaci są dokładnie takie same, jak w oryginalnej serii, i jak w wielu innych tytułach KyoAni. Dość wyraźnie zmienia się jednak sceneria. W całej produkcji zastosowany zostaje nietypowy dla studia filtr o zaniżonym kontraście, który zmienia pełną jaskrawych, krzykliwych zazwyczaj kolorów paletę, na bardziej przygaszoną i dzięki temu bliższą rzeczywistości. Ten prosty zabieg owocuje niezwykle estetycznym obrazem. Dodatkowo nietypowe ujęcia, a także delikatne rozmycia pojawiające się w różnych punktach kadrów, sprawiają, że film przestaje być zwykłą animacją, a zamienia się w obraz poniekąd artystyczny. Całość prezentuje się przepięknie i bardzo nastrojowo, w stylu nietypowym dla Kyoto Animation. Nie ukrywam, że bardzo chętnie zobaczyłabym podobną realizację w seriach telewizyjnych od tego studia. Muzycznie również nie jest źle. Choć opening i ending nie robią szczególnego wrażenia, to w trakcie filmu uwagę zwraca bardzo przyjemna dla ucha ścieżka dźwiękowa, dobrze dobrana do klimatu poszczególnych scen, za każdym razem harmonijne współgrająca z obrazem.

Przyznaję, że Tamako Love Story pozytywnie mnie zaskoczyło. Spodziewałam się produkcji na identycznym poziomie, jak prezentowany przez serię telewizyjną. Dostałam coś wyraźnie lepszego. Z czystym sumieniem mogę polecić ten film fanom obyczajówek i romansów w wydaniu lekkim, subtelnym i przyjemnym. Co ważne, nie trzeba znać Tamako Market, by połapać się w fabule filmu pełnometrażowego. Pomijając pierwsze minuty produkcji, które ukazują obecne życie magicznego ptaszyska Dery na jego rodzinnej, egzotycznej wyspie, nie zobaczymy tu niczego, co wymagałoby znajomości oryginalnej serii. Narracja Mochizou z początku filmu doskonale wprowadza widza w życiorysy jego i Tamako, a że dalsza część produkcji nie nawiązuje do niczego konkretnego w Tamako Market, do seansu śmiało mogą zasiadać nawet przypadkowe osoby. A skoro już o Derze wspomniałam – nie wiem, czy widzów pierwowzoru to ucieszy, czy zmartwi, ale w Tamako Love Story poza wspomnianym prologiem, obecności postrzelonego ptaka nie uświadczymy. Dla mnie Dera stanowił miły dodatek do serii, przyznam jednak, że w filmie zupełnie mi go nie brakowało. Wyeliminowane zostały wszystkie wątki magiczno­‑absurdalne, stąd i tłuściutki kurak musiał odfrunąć z pierwszego planu. Całość szczęśliwie zupełnie na tym nie ucierpiała. Kończąc więc przydługi jak na osiemdziesięciominutową produkcję wywód, zachęcam do zapoznania się z nią wszystkich fanów gatunku. Jest może ciut banalna i zbyt naiwna, ale przy tym to bardzo ciepła i serdeczna opowieść nie tyle nawet o miłości, co o dojrzewaniu i szukaniu swojej drogi życiowej.

Lin, 30 listopada 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Kyoto Animation
Projekt: Yukiko Horiguchi
Reżyser: Naoko Yamada
Scenariusz: Reiko Yoshida
Muzyka: Tomoko Kataoka