Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 6/10 grafika: 8/10
fabuła: 7/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 11 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,64

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 275
Średnia: 7,91
σ=1,36

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Fate/stay night: Unlimited Blade Works [2014]

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 13 (2×50 min, 10×24 min, 50 min)
Tytuły powiązane:
Gatunki: Dramat, Przygodowe
zrzutka

Drugie serialowe podejście do Fate/stay night, tym razem na bazie innej ścieżki fabularnej z visual novel. W wersji filmowej już było, a wydłużenie czasu ekranowego wiele nowego nie wniosło.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Visual novel to bestia na tyle szczwana i zajmująca, że podobnie jak klasyczna gra komputerowa najczęściej oferuje więcej niż jedną ścieżkę rozwoju wydarzeń, która jest całkowicie zależna od poczynań osoby przed monitorem. Pomijając zwykłych ciekawskich i maniaków odkrywania każdego, najmniejszego nawet niuansu, odbiorca identyfikuje się z jedną, konkretną wersją wydarzeń. Gdy więc pojawia się adaptacja do formy takiej jak film czy książka, niemożliwe jest trafienie w gusta wszystkich, nawet jeśli wybiera się „prawdziwą” według pomysłodawcy opcję.

Na początek lojalnie uprzedzę – jeżeli jesteście czytelnikami, którym recenzowany tytuł nic nie mówi nie trafiliście najlepiej. Fate oglądać warto w chronologicznej kolejności ekranizacji, poczynając od serialu studia DEEN z 2006 roku, ewentualnie wcześniej zapoznając się z komputerowym oryginałem. Unlimited Blade Works zdradza zbyt wiele fabularnych tajemnic, by warto było rozważać zaczynanie właśnie od tej serii.

Pierwsza wersja Fate/stay night jest dość przyjemnym anime, ale nie potrafiła wyzbyć się swego haremówkowego obciążenia. Motywacje poszczególnych postaci okazują się mniej istotne od relacji Shirou i Saber, a chcący wszystkich ochronić protagonista nieudacznik częściej irytuje niż przekonuje, ale i tak dziewoje lgną do niego jak muchy do miodu. Ponadto sporo wątków jest zaledwie zaznaczonych i bez wcześniejszej znajomości innych ścieżek z visual novel sporo pytań pozostaje bez odpowiedzi.

Zadaniem Unlimited Blade Works jest przede wszystkim udzielenie odpowiedzi na te pytania, a także udowodnienie, że Shirou nie jest tak męcząco naiwnym idealistą, za jakiego mógłby uchodzić. Nie tylko poświęcono więcej czasu na ukazanie jego dylematów, ale też umiejętnie podkreślono rolę pozostałych postaci w dojrzewaniu jego osobowości. Bohaterowie drugoplanowi tylko na tym skorzystali. Nie są już marionetkami w rękach scenarzysty, zakwalifikowanymi do koszyków „wróg”, „sojusznik”, „zakochana młódka”, ale bytami wiarygodnymi, mającymi cel w życiu i logicznie planującymi swe poczynania. Czarne charaktery wreszcie knują skutecznie i zawile, jak przystoi typom spod ciemnej gwiazdy.

Zwolennicy cyferek zerkną w tym momencie na oceny cząstkowe i zaprotestują – „Ale zaraz, zaraz, tak chwali, a wystawia jedynie szóstkę? Niemożliwe”. Otóż tak się niefortunnie składa, że z nadmiaru dobrych chęci postanowiono wszystkie te motywacje wyraźnie podkreślać na każdym kroku. W pewnym momencie zwyczajnie nie starczyło mi sił, by słuchać po raz n­‑ty tych samych racji, jedynie nieznacznie parafrazowanych. Nie twierdzę, że to obrażanie inteligencji widza, raczej przejaw pragmatyzmu. Podzielenie serii na dwa sezony oznacza, że czymś trzeba było zapchać czas ekranowy, a monstrualnie długie dialogi są jedną z najtańszych metod sztucznego wydłużania serii. Tak więc punkcik w dół za konieczność wysłuchiwania parafrazy jednego zdania co pięć minut.

Odrębnym powodem surowej oceny tego elementu jest nie kto inny, jak Rin Toosaka, córka maga, który odegrał istotną rolę w wydarzeniach znanych z Fate/Zero. Już wtedy pojawiła się na ekranie i irytowała niżej podpisanego w specjalnie dla niej przygotowanym odcinku. Wtedy był to jedynie ukłon w stronę fanów tej ważnej fabularnie postaci, ale tym razem awansowała ona do roli postaci pierwszoplanowej, podobnie jak w pierwszym Fate/stay night. Od tego czasu sporo się zmieniło, a etatowa tsundere serialu straciła w moich oczach, być może zwyczajnie wyczerpała się moja cierpliwość dla jej kaprysów i irracjonalnych decyzji. Potrzeba ochrony przyjaciela, który jednocześnie jest przeciwnikiem w turnieju, sprawia, że dziewczyna miota się nieznośnie pomiędzy dwoma postawami. Z jednej strony jest wyrachowaną szczwaną lisicą, która udowadnia, że lata szkolenia i silna wola mogą ją zaprowadzić daleko, by za chwilę w imię wierności archetypowi tsundere obsobaczyć protagonistę, strzelić focha i w efekcie narazić cały misterny plan na porażkę. Zakochana, czy nie, tak się nie da pracować.

Skłamałbym perfidnie, gdybym zaprzeczył, że pomimo pewnych problemów z bohaterami bawiłem się przy serialu dobrze. Stało się tak między innymi za sprawą świetnie zrealizowanych scen walk, na które poświęcono mnóstwo wysiłku i środków z produkcyjnego budżetu. Nie tylko same efekty i spektakularność potyczek zachwycają, pozytywnie zaskoczyła mnie także sama choreografia. Nie nazwałbym tego wiarygodnie odwzorowaną szermierką, ale twórcom udało się w przekonujący sposób pokazać, jak wygląda starcie potężnych istot obdarzonych magicznymi mocami i legendarnym orężem bez popadania w przesadę (jeśli pominąć notoryczne zawisanie w powietrzu). Jest też mniej krwawo niż w Fate/Zero, czy nawet w poprzedniej serii, ale nie wpływa to w żaden sposób na wrażenia z seansu, a nawet może zadowolić odbiorców przekonanych, że „uatrakcyjnianie” anime przemocą mija się z celem.

Finanse wydane na sceny akcji i coraz to bardziej fikuśne efekty komputerowe, wszystkie bezboleśnie łączące się z klasycznym rysunkiem, błyskawicznie opróżniły portfele producentów. Niezbędne było cięcie kosztów, i jak już wspomniałem, w typowy dla cyklu sposób dokonano tego poprzez rozciąganie dialogów. Konwersacje umiejscowione są w stylowym otoczeniu – Fuyuki nie było jeszcze nigdy równie pięknym miejscem. Tła są pełne szczegółów, i choć miejscami bywają nieostre, to kreowana przez nie tajemnicza atmosfera przywodzi na myśl powieści Lovecrafta, nawet bez potężnej morskiej bestii z jaką zmagali się bohaterowie Fate/Zero.

Prawdziwą perełką jest za to ścieżka dźwiękowa. Osiem lat wcześniej ludzie wychwalali muzykę, którą skomponował Kenji Kawai, za niepowtarzalny styl i brzmienie rozpoznawalne nieomylnie po dziś dzień. Nowsze utwory nie wyróżniają się już tak bardzo, ale w połączeniu z obrazem sprawiają, że można się poczuć jak w kinie na seansie hollywoodzkiego hitu. Muzyka zatrzymuje się i zaczyna kiedy trzeba, zgodnie z zasadą, że czasami milczenie jest złotem. Gdyby nie łupanie w openingu, bez wahania wystawiłbym za tę część składową najwyższą notę i naprawdę niewiele zabrakło, bym zignorował pianie Alano Mashiro i rzeczywiście przyznał dychę.

Przed wyciąganiem ostatecznych wniosków na temat serialu wstrzymałbym się do momentu emisji drugiej części, przede wszystkim ze względu na ciągłość fabularną. Co prawda znam zarówno scenariusz oryginału, jak i wcześniejszej filmowej odsłony, ale wciąż liczę na to, że ufotable będzie w stanie zaskoczyć czymś pozytywnym. Ścieżka Unlimited Blade Works oferuje większy potencjał, pozwalający przede wszystkim na nadanie głównemu bohaterowi odrobiny charakteru. Nie jest to trend, jaki chciałbym widzieć w każdej adaptacji visual novel, inaczej można by popaść w istną paranoję ekranizowania każdego zakończenia i bezlitosnego dojenia mlecznej krowy, jak to czynią autorzy Evangeliona. Jeśli się sprawdzi, jest kilka tytułów, które mogłyby na tym zyskać i być może okaże się, że studia nabiorą odwagi, by pójść tą drogą.

Wrażenia końcowe? Pozytywne, choć ufotable, podobnie jak SHAFT, jest ekipą niezbyt podatną na zmiany i trzymającą się sprawdzonej koncepcji. Dopóki kontynuują prezentowanie światu anime na bazie repertuaru Type­‑Moon, dopóty spójność wizji nie przeszkadza. Oby tylko nie powtórzyli przewinień Petera Jacksona, który Hobbita od oryginału oddalił tak bardzo, że z kina pamiętam głównie Thranduila wierzchem na jeleniu…

Tassadar, 3 marca 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Ufotable
Autor: Kinoko Nasu, Type-Moon
Projekt: Atsushi Ikariya, Hisayuki Tabata, Takashi Takeuchi, Tomonori Sudou
Reżyser: Takahiro Miura
Muzyka: Hideyuki Fukasawa

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Fate/stay night: Unlimited Blade Works - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl