
Komentarze
Kiseijuu: Sei no Kakuritsu
- Re: 5/10, rozczarowanie : Schei : 31.07.2017 18:58:03
- komentarz : Xellos : 1.01.2017 15:43:43
- Re: 5/10, rozczarowanie : Yagami1 : 27.12.2016 18:03:03
- Dobre : 012345aaa : 26.12.2016 17:53:29
- Re: 5/10, rozczarowanie : Turbotrup : 19.10.2016 18:12:59
- 5/10, rozczarowanie : MiyuMisaki : 1.05.2016 14:53:58
- Re: Oj bym się zawiódł : PaSaT : 12.03.2016 23:23:32
- Oj bym się zawiódł : PaSaT : 17.02.2016 19:41:08
- Re: 9=/10 : jolekp : 12.01.2016 11:37:53
- Re: 9=/10 : Windir : 12.01.2016 04:18:57
Dobre
dla tych, których nudziły rozważania o życiu – dorośnijcie, to nie jest anime dla dzieci.
5/10, rozczarowanie
Zaczęło się robić przeciągane, nudne, zmuszałam się do włączenia kolejnego odcinka, przepchane ciągłą filozofią nudną jak flaki z olejem, wepchnięto mnóstwo walk (których nie lubię), zaczęto kręcić, mącić i psuć.
kliknij: ukryte Kompletnie nie rozumiem tego, że atak w ratuszu na pasożyty był snem, a potem w kolejnym odcinku jest nawiązanie do niego, jakby nim nie był – jest w stanie ktoś mi to wytłumaczyć?
Zakończenie mnie wręcz rozbawiło i zadecydowało o tym, że jest to 5/10, a nie 6/10.
Moment w którym kliknij: ukryte leżą wśród ciał i śmieją się radośnie „hahaha, pewnie myślą, że też jesteśmy martwi, błagam was xD
Poza tym było dosyć przewidywalne.
Mimo wszystko nie lubię sci‑fi (chociaż jak mówiłam, do 15‑18 odcinka naprawdę mi się podobało), jest dla mnie męczące i przynudnawe.
Seria fakt faktem jest poprawnie wykonana, nie ma się do czego konkretniej przyczepić. Po prostu nie w moje gusta, więc jeśli ktoś jest zagorzałym fanem walk i sci‑fi – można obejrzeć.
No i kolejna rzecz, która zadecydowała o zaniżeniu oceny, to sposób w jaki główny bohater traktuje tą krótkowłosą dziewczynę, jakkolwiek jej było.
kliknij: ukryte Pod koniec są razem, a tak naprawdę przez całe anime ona za nim goniła, płakała, a on miał ją głęboko gdzieś
Szczerze powiedziawszy, cieszę się, że to już za mną :/
Oj bym się zawiódł
A dla tych, co obawiają się pasożytów – takie niefajne ujęcie, i to aż jedno, pojawia się w 24 odcinku. Reszta miażdży klimatem, atmosferą nostalgii, a same pasożyty nie wypadają w najmniejszym stopniu źle.
A, + za przemianę głównego bohatera przez cały czas trwania opowieści, wspaniała, nieprzesadzona, uzasadniona, wyraźnie pokazana – tak dobrej ewolucji w przedstawianiu postaci jeszcze nigdzie w anime nie widziałem.
9=/10
Minusy:
- Ep 22, 23 i 24 baaardzo nie pasują do reszty. Całość ma sens, niezłe zakończenie, ale za dużo tego kliknij: ukryte eko bełkotu. Nie spodobał mi się też wątek babuni, pełnej mądrości, która momentalnie postawiła głównego bohatera na nogi.
- OP. Fear, and Loathing in Las Vegas rozczarowali… Aż nie mogłem uwierzyć, że to oni grają… po tym jak pozamiatali w OP2 Kaiji'ego aż mi smutno :(
- ED. Meh, wytrzymałem 3 razy. Dwa razy ED ver raz full.
- Ostatnia Walka.
- Satomi Murano. Trochę za dużo jej zamartwiania na ekranie, które wnosi bardzo mało.
Plusy:
+ Muzyka. Od pianinka, przez minimalistyczną elektronikę po dubstep. Cudowny dubstep. Ni to typowo amerykański ni europejski – dla mnie najważniejsze, że bez wiejskich sampli wokalnych. Ken Arai pozamiatał. 12/10 za muzykę. KILL THE PUPPETS, I AM czy COMPLEX dłuuuuugo mi się nie znudzą.
+ Masa ciekawych i oryginalnych (dla mnie, może to już gdzieś było) pomysłów. Na wielki plus: same w sobie pasożyty, ich rozumowanie, to jak się uczą (polityka, analizowanie działania służb) i zmieniają (matka, emocje, różne podejście do walki). Do tego przemiana nosiciela, spory na linii pasożyt‑żywiciel. A najważniejsze, że wszystko jest logiczne.
+ Bardzo sensowne podejście ludzi do walki.
+ Trójkąt miłosny. kliknij: ukryte Mocne zakończenie tego trójkąta i scena seksu – ugrzeczniona, ale wow. W co nowszych seriach temat absolutnie ignorowany.
Warto obejrzeć :)
Niestety, z początku wydaje się, że pasożyty są bardzo mocne i sprytne, a tymczasem kliknij: ukryte w 20 odcinku ludzie raz dwa się ich pozbywają. Ba pasożyty czasami pomimo swojej natury (najważniejsze jest przeżycie) nie walczą nawet z uzbrojonymi w broń palną ludźmi. A przecież są tak szybkie, prawda? Tymczasem ta sprytna istota bez próby walki, osłonięcia serca stalą daje się postrzelić, nie zabijając, nie raniąc ani jednego żołnierzyka. Trochę to dziwne, zwłaszcza, że na początku serii nasi obcy są przedstawiani jako tak silne istoty, że tylko Shinichi mógł się z nimi mierzyć. Wiadomo, została stworzona broń specjalnie do rozwalania ich serc, ale jednak czuje się oszukana.
Także ostatnie odcinki obejrzałam już tylko po to, żeby dokończyć to animę. Bo akcja z ostatnim kliknij: ukryte „przekoksacjo” silnym indolentem – Gotou była już przeciągnięta na siłę. Przeżycie Migi? Absurd. Widzimy jak umiera, ale jednak okazuje się, że pomieszkał sobie w ciele Gotou.
Stąd ocena 8/10 :) [w końcu do 20 odcinka można było naprawdę cieszyć się seansem! :) ]
Pomijając to, seria jest naprawdę dobra, wciągająca i z tych dających do myślenia. Dobrze, że powstają jeszcze takie serie.
Czas zmarnowany na obejrzenie tej serii nie będzie czasem straconym
Kiseiju ma dużo bezsensownej przemocy i zabijania, sporo scen gore i dużo przeżywania. Do tego ma ładną kreskę i fajną muzyczkę (przyznaję jednak, że Auto‑tune w openingu działał mi na nerwy). Wszystko czego mi było do szczęścia potrzeba.
Gdybym nie przeczytał recenzji przed seansem, pewnie przegapiłbym wątek ekologiczny. Problemy ekologiczne i etyczno‑eklologiczne były dość dobrze wkomponowane w fabułę serii oraz w i tak już obecne w serii moralne rozterki głównego bohatera (wątek ekologiczny zdaje się stanowić ich naturalne rozwinięcie). Poza tym twórcy postanowili zaznaczyć pewne problemy, raczej niż podać własne odpowiedzi. Dzięki temu pewnie ten wątek nie wypadł nachalnie.
Mnie się podobało. Bardzo. Nawet do zakończenia nie mam żadnych wątów. Polecam.
Od jakiegoś czasu modne stało się robienie „grzecznych” anime, tak jakby został obniżono wiek odbiorców, a także zostawianie fabuły nie zamkniętej. Świetnie że od czasu do czasu jakieś anime wychodzi temu zwyczajowi naprzeciw.
Największą zaletą bohaterów jest to, że większość z nich ulega mniej lub bardziej widocznej przemianie podczas tych 24 odcinków. Niektórzy nawet więcej niż raz, jak chociażby główny bohater, raz ciskany emocjami, kiedy indziej niemal ich pozbawiony.
Również akcja – która niekiedy nie wiadomo, dokąd zmierza – ciągle trzyma w napięciu. Zgrzyty dostrzegłam jedynie w dwóch miejscach, podczas „występu” sił specjalnych oraz w końcówce, kiedy pojawia się w dość nagły sposób ogromna ilość ekobełkotu. Inna sprawa, że całkiem słusznego, ale wydawał się kompletnie nie na miejscu. kliknij: ukryte A najgorszy był moment, w którym Schinici zostawia szczątki Gotou, żeby miał szansę się zregenerować… ogromnie mi użyło, kiedy jednak zmienił zdanie.
Zaskoczyła mnie muzyka. Rzadko przywiązuję do niej większą wagę, chyba, że jest bardzo charakterystyczna lub kompletnie niepasująca… tutaj dopasowali ją idealnie!
Graficznie seria też prezentuje się świetnie, kreska jest staranna i dopracowana, tła bogate. Niekiedy miałam problem z zapamiętaniem twarzy, ale to już u mnie niestety stała.
Podsumowując, Madhouse znowu nie zawiódł!
Trochę w brzuchu....
Spoiler: Nie zrozumiałam, co stało się z Migim na koniec. :(
Kiseijuu: Sei no Kakuritsu
meh
Przez pierwsze kilka odcinkow myslalem ze anime bedzie jedno z lepszych jakie ostatnio ogladalem, ale po ostatnim odcinku nie ocenilbym je na wiecej niz 6/10.
Cala druga polowa jest kompletnie tutaj wepchnieta na sile, material na 12 odcinkow rozwleczony okropnie do 24. Jest to szcegolnie widoczne po tym jak wiele watkow pobocznych gdzies znika albo jest ledwo poruszona, zwlaszcza ze jest to swiat ktory by mogl spokojnie wykrzesac z siebie z 5 sezonow. No ale niestety wszytkie watki i tematy sa ledwo nadczete a ciekawe postacie poboczne dostaja za malo czasu zeby sie z nimi porzadnie zaznajomic.
Od strony technicznie jest mocno srednio, ladna kreska, kichowata muzyka, slaby editing i dupowata rezyseria, dialogi sa czeto kiczowate albo zbyt powazne. Budzetowosci czesto mocna daje sie we znaki.
Sa gorsze rzeczy do obejrzenia ale bym specjalnie nie polecal tego anime.
Pierwsza połowa anime była bardzo dobra, potem, wraz z przyspieszeniem tempa, coś się zaczęło sypać, aż posypało się na dobre wraz z wprowadzeniem na scenę głównego Zuego kliknij: ukryte , Gotou, który był tym najgorszym rodzajem antagonisty, jaki w ogóle istnieje – płytki, bez motywacji, nastawiony tylko na to, by niszczyć, „żołnierz doskonały”. Pfff.
Mogło być dobrze, a było… średnio.
Postaci
Przedstawione całkiem realnie, ukazano jawne ludzkie uczucia i reakcje(być może z lekką histerią w skrajnych przypadkach ale z tym zawsze był problem w seriach typu seinen/drama), brak tutaj shounenowych bohaterów walczących ze złem, tylko normalni ludzie(w większości) oraz pasożyty nieznanego pochodzenia. Tutaj oczywiście najbardziej interesująca okazała się być Tamura Reiko – najbardziej ciekawa świata, ze złożonym charakterem i logicznym myśleniem, wypadła naprawdę bardzo dobrze. Shinichi wypadł całkiem nieźle – przez całość serii przechodził swojego rodzaju metamorfozę z przestraszonego nastolatka w dorosłego mężczyznę, choć czasami zbierało mu się na niekoniecznie logiczne przemyślenia. Warto również wspomnieć o Kanie, która ze znudzonej nastolatki powodującej niechęć widza zmienia się z czasem w czułą dziewczynę, która ze względu na wydarzenia zmienia całkowicie swój obraz głównego bohatera – jest to dobry przykład postaci, której nie powinno się oceniać po pierwszym wrażeniu( kliknij: ukryte ponadto była to całkiem poważna kandydatka na serialową yandere :>). Satomi była bohaterką drugoplanową, której nie potrafiłem do końca przetrawić – strasznie natarczywy charakter oraz brak zrozumienia – być może dlatego też była całkiem realistyczna :) Pod koniec również została potraktowana dość „przedmiotowo”. Rozczarowany natomiast byłem postacią Gotou – nie wiem, czy autor po prostu nie „widział” go, czy świadomie spłycił jego charakter.
Grafika
„Dorosła”, nie uświadczy się tutaj słodkich dziewczyn z dużymi oczami, tylko bardziej realne zarysy twarzy i sylwetek postaci, jest to zdecydowanie na plus. Przeszkadzało mi jednak zastosowanie 3D w niektórych miejscach zupełnie niepotrzebnie – najczęściej, gdy w kadrze pojawiało się kilkanaście postaci, a czasami nawet przy kilku(droga do szkoły), co gorsza wykorzystano powtarzające się modele – wyglądało to momentami wręcz komicznie. Walki były dynamiczne i nie składały się z przyciętych klatek – było to coś, czego obawiałem się na początku serii na szczęście twórcy nie przycięli budżetu w tej kategorii. Kreska również momentami była uproszczona do granic możliwości(widoczne zarysy), a czasami sceny był zarysowane naprawdę szczegółowo – nie byłoby to coś, o co mógłbym się przyczepić na dłuższą metę jednak wolałbym, aby kreska trzymała jeden poziom od początku do końca.
Fabuła
Do ok. 60‑70% serii widza wprowadza się w każdy wątek powoli, akcja trzyma odpowiednie tempo i zdecydowanie zachęca do dalszego śledzenia poczynań pasożytów i ludzi. Pod koniec trochę jednak wszystko nabiera zbyt dużego tempa – gdy spodziewałem się nieco większego rozbudowania wątku, to seria nagle zaczęła gnać bardzo szybko naprzód „aby tylko skończyć” – jestem świadom, że podobnie było również w mandze i zastanawia mnie, czy autor nie miał ochoty tego ciągnąć, czy po prostu nie miał pomysłu. Generalnie jednak sama historia miała sens i oglądało się bardzo przyjemnie.
Parasite był moim mocnym kandydatem na najlepszą serię sezonu jesiennego 2014, no i ze względu na brak lepszych kandydatów(a przynajmniej w kategorii seinen) wygrał. Jest to niecodzienna i przede wszystkim oryginalna seria, która potrafi zachwycić niejednokrotnie. Osobiście w podsumowaniu nie podobały mi się dwie rzeczy, czyli stosowanie 3D(seria tego w ogóle nie potrzebowała) oraz przyspieszenie ostatniego wątku, który momentami robił się nawet… anty‑klimatyczny, jak to ktoś już wcześniej wspomniał, dlatego też nie byłem w stanie wystawić bardzo wysokiej oceny.
Ode mnie 8/10. Zdecydowanie polecam serię.
Recenzja
W każdym razie anime było… dobre. Ale to wszystko. Zdecydowanie dostrzegalne pośród infantylnych głupot jakimi co sezon widzowie są raczeni. Normalnie dałbym 8/10, niemniej wręcz żenująco słabe ostatnie 3 odcinki przeważyły. Serial, który potrafił rozciągać fabułę i dawkować ją skokami napięcia był przyjemny, naprawdę przyjemny. Do momentu aż po 19‑20 odcinku wszystko zaczęło przyspieszać do tak niekomfortowego tempa odbioru, że treść i cały kontekst straciły na wartości.
Serial miejscami chaotyczny, nie do końca przemyślany – teraz zrobię trochę filozoficznego solenia. Otóż anime pretendowało do przynajmniej próby przekazania jakichś treści filozoficznych. Zrobiło to niemniej w sposób tak niejasny, nieuporządkowany i pomieszany, że wątek filozoficzny związany z etyką i metafizyczną wizją człowieczeństwa okazał się być praktycznie bez znaczenia (co jest potężną wadą w przypadku poważnego treściowo anime).
Miałem dać 8/10… przymierzałem się do 7/10… Ale wiecie co? Pełną gębą to anime dostanie 6/10 za spapranie wątku filozoficznego, który był po stokroć ważniejszy od potoku flaków i krwi w czasie walk.
Po 23 odcinku
Nie potrafię tylko skojarzyć jednego faktu – kliknij: ukryte w poprzednim odcinku Migi odłączył się od ciała Shinichiego i zostawił tylko kilka(lub kilkanaście?) pomniejszych komórek w ciele hosta, natomiast nie zauważyłem, żeby łączył się z Gotou a tu nagle bum – może mi to ktoś wyjaśnić?
A tak poza tym. Czy tylko ja mam problem z postaciami drugoplanowymi? Jak dla mnie są zbyt mało charakterystyczni, zupełnie nie mogę zapamiętać ich twarzy. W 19 odcinku zapomniałam koleżkę, którego widziałam jakieś 10 minut wcześniej, że tych rzadziej pojawiających się już w ogóle przemilczę… Wspominałam już, że tępa ze mnie dzida? ;)